JustPaste.it

10 w Skali Beauforta

10 w skali Beauforta. Troszkę windsurfingowego klimatu...

10 w skali Beauforta. Troszkę windsurfingowego klimatu...

 


 

       

„10 w skali Beauforta”

 

 

 

Jest rano, około godziny 800. Jeszcze w piżamie wyglądam przez okno przyczepy kempingowej. Panująca pogoda jest lekko mówiąc niecodzienna. W każdym innym miejscu na ziemi stwierdziłbym, że szykuje się jeszcze jeden ulewny dzień i z powrotem położyłbym się spać. Lecz nie tutaj!

        Mamy pierwszy tydzień sierpnia w strefie klimatów UMIARKOWANYCH (podkreślam to słowo). Za oknem widzę przelatujący z dużą prędkością namiot, a za nim biegnącego kolegę. Zaintrygowany wychodzę z przyczepy. Moim oczom ukazuje się scena, jak po zamachu terrorystycznym. Ludzie biegają tam i z powrotem, wrzeszcząc i chwytając to, co jeszcze zostało z ich dobytku.

Pole namiotowe „DRAGA” w Jastarni na Półwyspie Helskim zmieniło się przez noc nie do poznania.

Nagle podbiega do mnie jakaś dziewczyna i szlochając prosi, abym pomógł jej zdjąć namiot…

- Jak to zdjąć? - pytam.

Dziewczyna patrzy na mnie błagalnym wzrokiem, wskazując palcem na coś za moimi plecami. Odwracam się, a na płocie, faktycznie wisi COŚ, co w gruncie rzeczy przypomina namiot, tyle że podarty w strzępy. Moje osłupienie sięga zenitu, ale nie pozostawiam dziewczyny samej z problemem.

        Sytuacja na polu wygląda przedziwnie. Właśnie zerwał się ostatni sznurek przytrzymujący wielki baner reklamowy, który odleciał w siną dal. Wszystko co mogło się połamać, urwać lub podrzeć, oczywiście się podarło. Ktoś w akcie desperacji przywiązał szarpane wiatrem resztki namiotu do… roweru.

Zorientowany w sytuacji powoli zaczynam odczuwać niepohamowaną radość. To co się dookoła dzieje oznaczać może tylko jedno: MAMY SZTORTM!!! Ten zapowiadany od kilku tygodni, pierwszy jesienny sztorm!      

Jak już wspomniałem „Hel” to jedyne miejsce, w którym taki obraz sytuacji może kogoś ucieszyć. A dlaczego? Z jednej bardzo prostej przyczyny: WINDSURFINGU, a mówiąc bardziej po ludzku, deski z żaglem. Tutaj wszystko kręci się wokół tego sportu, do którego uprawiania niezbędny jest wiatr. Im większy, tym lepszy, nawet HURAGAN!!!

        Sprawdzam dokładną siłę sztormu za pomocą specjalnego wiatromierza i… nie wierzę własnym oczom. Wyświetlacz wskazuje wartość „dziesięć”. Dziesięć w skali Beauforta! Takie warunki to dla każdego surfera prawdziwy, życiowy sprawdzian.

        Pół godziny później, okuty w piankę, trapez, kamizelkę asekuracyjną i (po raz pierwszy w życiu) w kask, wychodzę na wodę. Poza mną pływa jeszcze tylko ośmiu szaleńców. Między innymi mój instruktor „Oszi” (skrót od ksywki „Oszołom”). Najlepszy surfer jakiego znam. Pływa świetnie. Co chwila wywija salta, obroty i inne, niesamowite tricki.

        Próbuję zapanować nad sprzętem. Mam najmniejszy żagiel, na jakim kiedykolwiek pływałem, lecz mimo to huragan targa mną na wszystkie strony.

Nie jestem w stanie zrobić żadnego zwrotu. Czasem uda mi się jakiś skok. Na brzegu i na molo pełno gapiów, którzy podziwiają nasze zmagania.

Padający praktycznie poziomo deszcz, siłą wciska się w oczy. Widoczność ogranicza się do pięćdziesięciu metrów. To najtrudniejsze warunki z jakimi kiedykolwiek się spotkałem.

W pewnej chwili mija mnie idący po pas w wodzie kolega. Niesie na plecach złamana na pół deskę. Wiatr o sile 90 km/h pokonał go. Ja jeszcze wytrzymuję.

        Po dwóch godzinach pływania wracam na brzeg. W przystani czekają rodzice. Mama oczywiście cała roztrzęsiona, gdyż straciła mnie z pola widzenia. Tata czyha z aparatem. Zamawiam gorącą herbatę, siadam przy stoliku i jestem po prostu szczęśliwy. Nie da opisać się tego uczucia. Dokonałem tego! Wytrzymałem walkę ze sztormem, zaliczyłem swój osobisty sprawdzian.

        Wieczorem, w ciepłej suchej przyczepie, oglądając lokalne wiadomości, dowiaduję się o niebywałej sile sztormu. Przez kilka godzin jedyna prowadząca na Hel droga, była całkowicie zalana, więc półwysep, stał się wyspą. Poza tym wszystkie jednostki pływające miały całkowity zakaz wychodzenia w morze, a kilkusetosobowy, olbrzymi prom, pływający po Zatoce Puckiej, zawrócił po dwustu metrach.

Są takie dni, które wpływają na nasze życie bardziej niż inne. Zostawiają po sobie pewien ślad. Powodują, że stajemy się bardziej dojrzali, zmieniamy się. Są to dni, kiedy doświadczamy niezwykłych emocji, podejmujemy wyzwania i odkrywamy samych siebie. Na takie momenty w życiu czekamy, bo to one nadają prawdziwy sens naszej egzystencji. Sierpniowy dzień, w którym na własnej skórze odczułem siłę 10 w skali Beauforta, należał właśnie do tych jedynych w swoim rodzaju dni.

 

Igor Stolarek r.2008