JustPaste.it

Andrzej Grajewski, Tajemnica Kiszczaka

c68f26bb924e1beae00b48502130bd58.jpgCzy pismo gen. Kiszczaka z wnioskiem o amnestię dla zabójców ks. Popiełuszki wskazuje, że w ten sposób spłacał im dług za milczenie w czasie procesu toruńskiego?

Pismo nosi datę 26 listopada 1987 r. i skierowane zostało do prokuratora generalnego PRL Józefa Żyty. Minister spraw wewnętrznych gen. Czesław Kiszczak prosi w nim, aby szef prokuratury wystąpił do sądu o „złagodzenie kary pozbawienia wolności” dla Grzegorza Piotrowskiego z 25 do 15 lat, Adama Pietruszki z 15 do 10 lat, Leszka Pękali z 15 do 10 lat oraz Waldemara Chmielewskiego z 8 lat do 4 lat i 6 miesięcy.

Amnestia dla naszych i waszych

Gen. Kiszczak, uzasadniając swą prośbę, zwracał uwagę na pogarszający się stan zdrowia Pietruszki oraz trudną sytuację rodzinną Chmielewskiego i Piotrowskiego. Nade wszystko jednak podkreślał „stabilizację sytuacji społeczno-politycznej oraz pozytywne wyniki dotychczasowego procesu resocjalizacji skazanych”. Była to już druga amnestia, która miała skrócić wyroki oprawcom ks. Jerzego. Poza Grzegorzem Piotrowskim skorzystali, zresztą bezprawnie, z amnestii z 17 lipca 1986 r., której towarzyszyła decyzja zwolnienia prawie wszystkich więźniów politycznych. Przychylny dla nich wyrok na wniosek Prokuratora Generalnego PRL wydał wówczas Sąd Najwyższy.

Aby nie zostać posądzonym o to, że broni „swoich”, gen. Kiszczak w tym samym piśmie z listopada 1987 r. wystąpił także o zastosowanie amnestii wobec osób skazanych w związku z zabójstwem sierżanta MO Zdzisława Karosa. Była to głośna sprawa z pierwszych miesięcy stanu wojennego. 18 lutego 1982 roku w Warszawie dwóch uczniów szkoły średniej w Grodzisku Mazowieckim, Robert Chechłacz i Tomasz Łupanow, zaatakowało w tramwaju sierżanta Milicji Obywatelskiej. Chcieli zdobyć broń na potrzeby stworzonej przez siebie organizacji antykomunistycznej. Doszło do szamotaniny. Milicjant został postrzelony i pięć dni później zmarł w szpitalu. Pistolet został znaleziony u znajomego chłopców, ks. Sylwestra Zycha. Wkrótce wszyscy zostali aresztowani i otrzymali drakońskie wyroki: Chechłacz 25 lat, Łupanow 13. Cztery lata dostał także ks. Zych. Wszyscy przebywali w surowych warunkach więziennych. Ks. Zych został zwolniony dopiero w październiku 1986 r. Intencja gen. Kiszczaka, aby wstawić się za ludźmi odsiadującymi wyrok za zabójstwo sierżanta Karosa, jest czytelna. Byli mu potrzebni jako alibi dla wystąpienia o złagodzenie wyroku dla funkcjonariuszy SB.

Warto przypomnieć, że proces zabójców ks. Popiełuszki, który toczył się od 27 grudnia 1984 r. do 7 lutego 1985 r. przed sądem wojewódzkim w Toruniu, był w całości starannie wyreżyserowany. Wyjątkowym skandalem było zwłaszcza przemówienie prokuratora Leszka Pietrusińskiego. Nie atakował w nim morderców ks. Popiełuszki, lecz ich ofiarę i cały Kościół. W podobny sposób wypowiadał się także główny oskarżony kpt. Grzegorz Piotrowski. W trakcie procesu toruńskiego ustalony został, choć w sposób nadal wzbudzający poważne wątpliwości i skłaniający do wielu pytań, przebieg wydarzeń, które doprowadziły do uprowadzenia i zamordowania kapelana „Solidarności”. Natomiast w trakcie całego postępowania bardzo starano się zacierać wszelkie ślady prowadzące do politycznych mocodawców tej zbrodni.

Pretorianie

Trójka oficerów, która uprowadziła i zamordowała księdza, mówiła wówczas tylko o naciskach ze strony enigmatycznej „góry”, która miała stale od nich domagać się uciszenia niepokornego księdza. Jak zwykł o nim mawiać płk Adam Pietruszka, „takiego łotra tylko ziemia może wyprostować”. Na procesie toruńskim poza uczestnikami porwania i zabójstwa ks. Popiełuszki skazany został tylko ich bezpośredni przełożony – płk Pietruszka. Nie był to pionek. W chwili aresztowania pełnił funkcję zastępcy
dyrektora Departamentu IV MSW, odpowiedzialnego za walkę z Kościołem. Był doświadczonym oficerem z długim stażem pracy w organach bezpieczeństwa PRL. Cieszył się zaufaniem nie tylko własnych zwierzchników, ale także towarzyszy z KGB. Brał udział w wielu ważnych rozmowach z przedstawicielami Kościoła, prowadził bardzo cenną agenturę w środowisku kościelnym.

Według włoskiego sędziego Ferdinando Imposimato, prowadzącego śledztwo w sprawie zamachu na Papieża, Pietruszka miał także przebywać na Placu św. Piotra 13 maja 1981 r. Trudno jednak uwierzyć, aby nawet tak doświadczony oficer mógł być mózgiem operacji, której skutki polityczne dla całego kraju były olbrzymie. Warto przypomnieć, że mordercy ks. Popiełuszki należeli do elity oficerów bezpieki. Często wywodzili się z rodzin ubeckich, z resortem spraw wewnętrznych byli związani także przez związki małżeńskie, zawierane w kręgu rodzinnym funkcjonariuszy bezpieki. Byli pretorianami komunizmu w Polsce. Gotowi byli wypełnić każde polecenie, ale z pewnością nie podejmowali działań bez rozkazu. Trudno więc uwierzyć, aby zbrodnia, której się dopuścili, była działaniem spontanicznym, próbą „wyjścia naprzeciw” oczekiwaniom przełożonych.

Kiszczak spłaca długi?

Pismo gen. Kiszczaka z listopada 1987 r. opatrzone jest gryfem tajności. Jakby w ten sposób chciano ukryć przed społeczeństwem, kto jest prawdziwym inicjatorem amnestii. To także zrozumiałe. Generał chciał zapewne uniknąć komentarzy, dlaczego występował w obronie zabójców księdza. Interwencja ministra okazała się skuteczna. Jakiś czas później Sąd Najwyższy przychylił się do wniosku prokuratora generalnego w stosunku do wszystkich osób wymienionych w piśmie gen. Kiszczaka. Są także inne dowody jego troski o nich. Odwiedzał Pietruszkę w więzieniu, często się z nim także spotykał dyrektor Biura Śledczego MSW płk Zenon Pudysz. Na przemian groził i obiecywał skazanym. Przez cały okres odsiadki dbano o to, aby mordercy księdza siedzieli w dobrych warunkach, często także mogli korzystać z przepustek. W końcu wyszli znacznie przed upływem kary, korzystając również z amnestii ogłoszonej w 1990 r.
Pękala odsiedział 6 lat, Chmielewski 5 lat, Pietruszka ponad 9 lat. Piotrowski, który w ostatnim okresie częściej przebywał na przepustkach aniżeli w więzieniu, odzyskał wolność dopiero w 2001 r. Stało się tak, gdyż w latach 90. sądy odmawiały mu przedterminowego zwolnienia. Wkrótce dał się poznać jako dziennikarz antyklerykalnego tygodnika „Fakty i Mity”. Wszyscy zachowali prawo do wysokich resortowych emerytur, naliczanych tak, jakby nigdy nie byli skazani. Jak widać, jeśli Kiszczak im coś obiecał, to próbował się jakoś z tego wywiązać. Żaden z nich nie mógł jednak w 1984 r. przewidzieć, że za kilka lat zmieni się w Polsce ustrój i dotrzymanie wszystkich wcześniejszych ustaleń może być trudniejsze.

Cena milczenia

Upadek komunizmu spowodował, że mordercy ks. Popiełuszki odzyskali pamięć o wydarzeniach, o których nie chcieli mówić w czasie procesu toruńskiego. Aktywny był zwłaszcza płk Pietruszka, który jeszcze w więzieniu w 1990 r. wystąpił z oficjalnym zawiadomieniem do prokuratury, w którym oskarżał gen. Kiszczaka i płk. Zbigniewa Pudysza o poplecznictwo, czyli utrudnianie postępowania karnego. Pietruszka dowodził, że był przez swych przełożonych zmuszany do składania fałszywych zeznań i do odegrania roli kozła ofiarnego podczas procesu toruńskiego. Wszystko po to, aby uchronić resort przed „prowadzeniem sprawy w głąb”, jak to wówczas określił Kiszczak. Za milczenie w czasie procesu gen. Kiszczak miał obiecywać Pietruszce służbowe awanse oraz rychłe wypuszczenie z więzienia „wraz ze stosowną rekompensatą”.

W 1990 r. rozpoczęło się śledztwo przeciwko osobom z kierownictwa MSW – generałom: Zenonowi Płatkowi, w 1984 r. dyrektorowi Departamentu IV, oraz Władysławowi Ciastoniowi, wiceministrowi spraw wewnętrznych, szefowi SB. Po 2 latach Sąd Wojewódzki w Warszawie uniewinnił obu generałów, którzy w areszcie spędzili blisko 2 lata, ale do winy się nie przyznali. Do sprawy powrócono w 1996 r. na skutek decyzji Sądu Apelacyjnego, który nakazał ponowne jej rozpatrzenie przez sąd I instancji. Ale i tym razem wymiar sprawiedliwości był bezsilny wobec zmowy milczenia uczestników tamtych wydarzeń. W 2000 r. proces gen. Płatka zawieszono z powodu jego choroby. Gen. Ciastonia w 2002 r. uniewinniono, gdyż, jak stwierdził nawet prokurator, „nie istnieje żaden dowód czy dokument świadczący o tym, że Ciastoń nakazał przygotować plan zabójstwa ks. Popiełuszki, następnie nim kierował, a potem utrudniał śledztwo”. Jak było naprawdę, pozostanie tajemnicą gen. Kiszczaka, który nigdy w tej sprawie nie został o nic oskarżony.

Zobacz też

 

Źródło: Andrzej Grajewski