JustPaste.it

Pułapki pozytywnego myślenia

Pozytywne myślenie jest "na topie". Czy aby jednak nie tracimy czegoś i nie wmawiamy sobie nieprawdy, odrzucając ważne aspekty swojego życia?

Pozytywne myślenie jest "na topie". Czy aby jednak nie tracimy czegoś i nie wmawiamy sobie nieprawdy, odrzucając ważne aspekty swojego życia?

 

Od pewnego czasu bardzo popularne i mocno propagowane jest pozytywne myślenie. Filmy typu Sekret, różnego rodzaju książki, artykuł, blogi mające pomóc w realizowaniu swoich marzeń i celów, niosą ze sobą (czasem między innymi, a czasem głównie) taką oto myśl: musisz myśleć pozytywnie i musisz czuć się dobrze po to, by cokolwiek udało ci się w życiu.

 

Kilka dni temu rozmawiałam z pewną kobietą, która przechodzi przez trudny czas w swoim życiu. Zapytała mnie, co ma robić gdy czuje się źle i przychodzą do niej negatywne myśli. Próbuje myśleć pozytywnie, mówić, że wszystko będzie dobrze, będzie szczęśliwa, bogata i spotka mężczyznę swojego życia, ale na niewiele te myśli się zdają. Dlaczego tak się dzieje, przecież Sekret i inne książki wyraźnie mówią: pozbądź się negatywnych myśli, zostaw tylko pozytywne, a będziesz szczęśliwy.

 

Podam jeszcze jeden przykład. Wracałyśmy wczoraj z przyjaciółką z zakupów, obładowane, zmarznięte, do tego padał deszcz i jest błoto. Usłyszałam jak ona coś do siebie mruczy. Zapytana o to, powiedziała: “Wmawiam sobie, że jest fajnie iść w deszczu”. Kierunek dobry, nie ma sensu denerwować się czymś, na co nie mamy wpływu (chyba, że ktoś posiadł szamańskie zdolności wyłączania deszczu). Ale pod “wmawiam sobie” kryje się “tak naprawdę nie lubię moknąć”. I o ile w tym przypadku takie małe oszustwo nie niesie za sobą wielkich konsekwencji, a może na moment dodać energii akurat na tyle, by dojść do domu, to w przypadku większych spraw może już być gorzej.

 

Zenforest, komentując przekaz filmu i książki Sekret, pisze tak:

 

Każdy z nas miał chwile gdy doznawał bardzo przykrych uczuć, czasem rozpaczy, załamania nerwowego, wrażenia że nasze życie się zawaliło. Jeśli ktoś, będąc w takim stanie zaczyna na siłę wywoływać w sobie wesołość i radość… To co się wtedy dzieje, tak naprawdę?
Na wielu poziomach zaczyna zachodzić tłumienie i wypieranie.
Zamiast ZROZUMIEĆ co naprawdę się stało, na spokojnie przeanalizować i wyciągnąć wnioski, oraz uświadomić sobie co spowodowało te sytuację - my na silę przestawiamy nasze emocje i  bezrefleksyjnie czekamy na to, co się stanie dalej.

 

Wszystko sprowadza się do harmonii i równowagi. Jeśli wypieramy negatywne aspekty swojego życia polewając je lukrem pozytywnego myślenia i wzbudzania w sobie tylko i wyłącznie pozytywnych emocji, wpadamy z jednej skrajności (życie w negatywizmie) w drugą. Problem nie znika. Gdy czuję się źle, mogę sobie wmówić, że czuję się dobrze, ale sedno sprawy nie zostanie poznane ani tym bardziej zmienione. By osiągnąć “prawdziwe” i stabilne poczucie szczęścia, trzeba często dokonać głębokich wewnętrznych zmian, a to nie zawsze jest takie przyjemne i kolorowe. Złe samopoczucie, problemy, brak sukcesu, z czegoś wynikają, najczęściej z głębokich, często nieuświadamianych przekonań dotyczących siebie, zasad kierujących życiem, tego na co zasługujemy, itp. Wyciągnięcie tych przekonań na powierzchnie i praca z nimi prowadzą do transformacji, inaczej zmiana jest pozorna. To tak jak po Prozacu, na początku świat nagle nabiera tęczowych barw, czasem aż absurdalnie intensywnych, ale po jakimś czasie umysł wraca na stare tory. Funkcjonowanie jest ułatwione, ale zmiana wewnętrzna nie zachodzi, zmienia się jedynie intensywność reagowania. Pewnie, można na Prozacu jechać przez całe życie, ale nie o to chyba chodzi.

 

Z drugiej strony, nie uważam, że pozytywne myślenie samo w sobie nie ma sensu. Jak najbardziej ma, dodaje nam energii, ułatwia realizować zadania, powoduje, że życie ma więcej słońca i radości. Ale dobrze jest, jeśli pozytywne myśli wypływają z naszego wnętrza, a nie są narzucaniem jakiegoś schematu i wypieraniem tego, co nieprzyjemne. Czasem zdrowsze jest zaakceptowanie negatywnego stanu, niż pozbywanie się go na siłę. Każda negatywna myśl, każde nieprzyjemne uczucie może być dla nas cenną informacją na temat tego, co się dzieje wewnątrz nas. Warto przyjrzeć się im i powiedzieć “dzięki za informację, wezmę to pod uwagę”, może nie będą musiały się więcej pojawiać.

 

Zmiana powinna wychodzić z akceptacji stanu niepożądanego, a nie z buntu przeciwko niemu, czy udawaniu, że go nie ma. Zbyt wiele energii tracimy na miotanie się, blokowanie i wierzganie gdy brak nam akceptacji. Niewiele energii pozostaje na dokonanie zmian. I nie chodzi tu o poddawanie się. Chodzi raczej o powiedzenie “tak, jest źle, widzę to”, a następnie jeśli jest taka potrzeba “chcę i mogę to zmienić”. Zarówno wrogość, jak i iluzoryczna pozytywność są przejawem braku akceptacji stanu obecnego. Ignorowanie tych kawałków życia, które są za przeproszeniem do d… nie spowoduje, że nagle znikną. Skonfrontowanie się z nimi wymaga siły, ale paradoksalnie daje też siłę, dzięki poczuciu, że coś można zrobić i przekształcić.

 

A czasem…czasem wielka zmiana nie jest potrzebna, bo akceptacja sama w sobie pozwala na osiągnięcie spokoju. Czasem negatywne doświadczenie po prostu się wypala, a my jesteśmy bogatsi o nową wiedzę na swój temat.

Co jednak zrobić, gdy negatywne myśli męczą i dręczą? Powiedzmy, że mam mało pieniędzy i to mnie niepokoi. Samo pomyślenie “mam pieniądze” czy nawet bardziej uduchowione “wszechświat jest pełen obfitości” niestety nie pomoże, jakby to mogło się niektórym zdawać. “Mogę mieć pieniądze” jest już lepszym rozwiązaniem, bo daje poczucie, że sytuacja jest do rozwiązania. Może się jednak w tym miejscu okazać, że mam głębokie przekonanie, że ja właśnie nie mogę mieć pieniędzy, bo nie zasługuję na nie, bo pieniądze zarabiają ludzie nieuczciwi, a ja jestem uczciwa, bo mam wykształcenie humanistyczne, a mama mi zawsze powtarzała, że humaniści nie radzą sobie finansowo w życiu, itd, itp. Nie ma innego wyjścia, jak przyjrzeć się tym przekonaniom i starać się je zmienić. I nie oszukujmy się, to raczej nie dzieje się w weekend ani nawet w dwa tygodnie. To wymaga pracy oraz dużej dozy cierpliwości i samoświadomości. (Jest to też element o którym często zapominają adepci praktykowania afirmacji. To nie sama afirmacja jest istotna, ale to, co się przeciwko niej buntuje)

 

No dobrze, czy to znaczy, że póki mamy negatywne przekonania, jesteśmy skazani na udrękę? Niekoniecznie. Jestem całym sercem za pozytywnym myśleniem i odnajdywaniem radości w każdym momencie życia. Nie mam pieniędzy? Ale jestem zdrowa, słońce wstaje niezależnie od stanu mojego konta, pies merda ogonem czy jem łososia czy chleb z masłem, a ja jestem po prostu na kolejnym etapie mojego życia. Chodzi o to, by znaleźć powody do radości, w które uwierzy nasz umysł, powody realne, związane z tu i teraz a nie z fantazjami jak to będzie, jak już wszystko wyjdzie. Nie zmuszajmy się, by cieszyć się z braku pieniędzy, ale cieszmy się pomimo tego. Choć pewnie znajdą się tacy, których uraduje kryzys finansowy, bo będzie to kolejne wyzwanie i zmierzenie się ze swoimi lękami. Ale w to trzeba autentycznie wierzyć, a nie “pocieszać się”. Oszustwo wewnętrzne prędzej czy później wyjdzie na wierzch. A wtedy dopiero zrobi się bałagan…

 

A na koniec tak trochę filozoficznie…aby poznać życie we wszystkich smakach, trzeba przyjąć wszystko, co ze sobą niesie, tak negatywne, jak i pozytywne. Bez oceniania, że coś jest złe, a co innego dobre, choć mamy to głęboko zakorzenione.

 

Źródło: http://www.pozaschematy.pl/2008/10/30/o-pozytywnym-mysleniu-i-akceptacji-tego-co-jest/

Licencja: Creative Commons - użycie niekomercyjne