JustPaste.it

Czasy słusznie minione?;]

Wehikuł czasu w barze dworcowym.

Wehikuł czasu w barze dworcowym.

 

 

Nazwa niezbyt skomplikowana- w pobliżu jest dworzec- i PKP, i PKS.

Wejście gdzieś pomiędzy sklepem spożywczym, obok sklep z komórkami, i sklep odzieżowy. Niepozorne.

W środku mnóstwo takich samych stolików, na każdym wazon ze sztucznymi kwiatkami. Przy każdym stoliku 4 krzesła. Wygląda ascetycznie dosyć… puste, kremowe ściany, jakoś tak szaro, ponuro.

Menu…też zwykłe: pierogi ruskie, naleśniki, żurek, ziemniaki z surówką, kawa, herbata – tradycyjnie.

Główną kucharką, szefową chyba ( a zarazem kelnerką) jest starsza pani. Chuda, w białym fartuchu i pali papierosy. Nawet gdy przyjmuje zamówienie. A żeby coś zamówić należy podejść do blatu, gdzie owa pani się znajduje. A pani nie jest przesadnie miła. To znaczy…nie jest miła jak miłe są kelnerki w „dzisiejszych” restauracjach i barach. To znaczy nie uśmiecha się przymilnie, nie zachwala i nie namawia nadmiernie. Mówi  krótko, zwięźle i dosyć opryskliwie: „słucham?”. Po usłyszeniu od klienta jego zamówienia krzyczy donośnie w stronę kuchni, na przykład „pierogi ruskie raz! I kawa”!

Potem chwilę trzeba poczekać na zamówione danie. Najlepiej przy jednym ze stolików, jak są wolne. Bo ludzi tam nie brakuje. I pani szefowa krzyczy: „Kawa!”. Kawa podawana jest w zwykłych szklankach. Takich, jakie były kiedyś. Kawa w szklance, a nie filiżance, czy w kubku.

Może ten bar nie jest jakiś niezwykły, wyjątkowy…może są takie wszędzie, i nie ma się czym zachwycać. Ale dla mnie ma w sobie to COŚ. COŚ czego nie trzeba reklamować na ulotkach, szyldach. Jakiś urok, wdzięk, czar. Taki trochę klimat jak w "Misiu". Albo taki z opowieści o PRL i "wesołym baraku". Dla mnie to tylko takie filmy i opowieści. I tu, w tym barze to odnajduje.

I zawsze, żeby poczuć klimat tamtych czasów, klimat młodości moich rodziców lubię tam pójść...Bo taki trochę wehikuł czasu. Zamykam drzwi i jestem w innej epoce. A czasem lubię uciec od tego co dziś. A tam można.