JustPaste.it

Zawsze możesz zacząć od nowa

"W ciągu siedniu dni Bóg stworzył świat. A w ciągu siedmiu sekund ja swój świat roztrzaskałem" czyli o podnoszeniu się z kałuży.

"W ciągu siedniu dni Bóg stworzył świat. A w ciągu siedmiu sekund ja swój świat roztrzaskałem" czyli o podnoszeniu się z kałuży.

 

Czy wędrówka w błocie po kolana może być inspirująca? Czy to, że cierpię ma jakiś sens? Dlaczego po raz kolejny zawiodłem samego siebie mimo, iż mam juz doświadczenie, znam każdy zaułek i pułapkę w labiryncie jakim jest mój nałóg?

O stawaniu się sobą, o podnoszeniu się z desek ringu po kolejnej porażce powstały już miliony artykułów. Półki w księgarniach uginają się od wszelkiej maści poradników po lekturze których człowiek zdaje sobie sprawę, jak ubogie jest jego życie, jak wiele musiałby zmienić, żeby w pełni wykorzystać dar, jakim jest człowieczeństwo.
Odpowiedzi na powyższe pytania możemy udzielić sobie sami.
Przyszło nam żyć w czasach, kiedy dużo się od nas wymaga. My sami tez wymagamy. Ciągłego zaangażowania, niesłabnącego napięcia, motywacji. A MOTYWACJA jest sztuką. Pewnie nie wszyscy przeszli ten etap w życiu, gdy motywacja osiąga już takie poziomy, że jesteśmy w stanie sami siebie postawić na nogi. Bez niczyjej wspierajacej pomocy.
Bo tak naprawdę nie znamy dnia ani godziny, kiedy znów przyjdzie nam upaść. Często z bezmyślności, niezdrowej rywalizacji, skłonności do autodestrukcji, udowodnienia sobie, że jesteśmy do niczego, żeby się nad nami ktoś czasem poużalał.
Aż nagle przychodzi taki dzień kiedy otwierasz oczy i mówisz sobie, że to wcale nie jest to, czego naprawdę chcesz. Zdajesz sobie sprawę jak wiele problemów cię teraz trapi, jak dużo spraw masz pozaczynanych, niepozałatwianych. Jaki bałagan panuje w twoim życiu I wtedy zapragniesz podnieść się z kałuży. Potrzebujesz rad? Znajdziesz je w sobie. Ja chcę tylko pokazać ci jak możesz do nich dotrzeć. Sam.
Nic nie trwa wiecznie, wiecznym nie pozostanie. A teraz masz szansę się wyprostować, wybrać jakiśtam kierunek, swój własny. Nie zamykać się na ludzi, ale wszystkie drzwi pootwierać. Wyjrzeć na świat, na rzeczywistość, na znajomych i tych zupełnie obcych.
Szukać przyczyn. Przyczyn swoich złych nastrojów, depresji, nałogów, kłopotów. Podomykać to. Takimi małymi krokami posklejać, ale nie na "odwal się", bez prowizorki. Bo chodzi tu o twoje życie, a nie cudze. Dzieci, które będziesz rodzić, synów, których masz wychować. Masz wreszcie szansę, którą dałeś sobie sam, żeby poskładać wszystkie cegły, z których jesteś zbudowany. Bo nie da się żyć fragmentem saego siebie. Jedną cząstką, która jest stabilna emocjonalnie i życiowo. Życie zawsze będzie całością.
Masz prawo do szczęścia i teraz możesz je zbudować. Jeśli masz 20 kilka lat, bez większej odpowiedzialności zmieniać swoje życie, to teraz masz czas się trochę uszczelnić. Nie chodzi tu o bycie perfekcyjnym. Chodzi o to, żeby zająć się teraz trochę sobą. Poukładać to, co przez kilka lat leżało zrujnowane gdzieś w tych zakamarkach duszy, do których wolałeś nie zaglądać.
Możesz iść do przodu nawet, jeśli niekiedy trzeba będzie trochę zawrócić.
Możesz robić to sam, ale pamiętaj, że jest w tobie krew i dobro. A to zobowiązuje. Do bycia człowiekiem i do życia miedzy ludźmi. Jesli masz rodzinę- wykorzystaj to. Nie chciej brać od razu wszystkich swoich problemów i rozwiązań na siebie. Bo może się okazać, że dla nich twój problem nie jest aż taki znaczący, może nawet nieświadomie go wyprą?
Polegaj na ludziach. Zaś przede wszystkim polegaj na sobie. Bo nie zawsze będzie tak, że ktoś przy tobie będzie. Jakąś siłę będziesz musiał mieć non stop. To prawda, nawet jeśli przykra. Nie zawsze będzie można wpaść do koleżanki, mamy, kumpla. Bo coś się zepsuje, ktoś wyjedzie, albo wyjdą na wierzch nowe sprawy.
Jeśli ci się życie nawarstwiło i musisz się przez nie przekopać, weź głęboki oddech, dużą łopatę i bierz się do roboty. Ale warunek jest jeden- rób to na tyle, na ile dasz radę. Bo reszta sama przyjdzie. Albo przyjdzie z ludźmi. Bo tego nigdy nie wiadomo.