JustPaste.it

Wahadełko czy różdżka? Ministerstwa Zdrowia licencja na szamanizm

17c9d7534eb75f22dd1615b4fd5d65fd.jpgPolskie Ministerstwo Zdrowia i Opieki Społecznej już w 1997 roku dołączyło do postępowej Europy powołując "Radę ds. Medycyny Niekonwencjonalnej". Rok później, po zmianie kierownictwa ministerstwa na mniej postępowe, Radę odwołano. Reaktywował ją dopiero reformator stulecia M. Łapiński. Na kolejne odwołanie Rady można było liczyć, gdy ministerstwo objął psychiatra. Jednak już po dwóch miesiącach wręczono mu wieczne pióro.

Nic dziwnego, bo "grupa trzymająca władzę" musiałaby postradać rozum oddając trzydzieści miliardów złotych (Narodowego Funduszu Zdrowia) komuś spoza układu. Ale układ się sypie, więc łatwo sobie wyobrazić w jakim tempie będą się tasowali szefowie ministerstwa. Dlatego artykuł ten kieruję do przechodniego lokatora Pałacu Paca, który będzie tam przebywał w dniu ukazania się niniejszego tekstu.

Sprawa dotyczy działalności wspomnianej wcześniej "Rady ds. Medycyny Niekonwencjonalnej". W Dzienniku Urzędowym Ministerstwa Zdrowia (nr 8, poz. 40) można przeczytać, że Rada to: "....organ inicjujący, doradczy i opiniodawczy w zakresie niekonwencjonalnych metod terapii, przy czym pod tym pojęciem należy rozumieć działania prozdrowotne towarzyszące od lat medycynie akademickiej, obejmujące homeopatię, akupunkturę,...... bioenergoterapię...." itd.

Przewodniczący Rady dr med. Zygmunt Filipowicz deklaruje, że "Rada stoi na gruncie naukowym medycyny cywilizacji europejskiej i przez jej pryzmat ocenia wszelkie formy terapii". Uważa więc za istotne "wkroczenie państwa w uprawianie niekonwencjonalnych metod terapii poprzez przyjęcie rozwiązania w drodze ustawy". Najbardziej istotną, jak mniemam, propozycją projektu jest "ustanowienie zawodu naturoterapeuty".

Wg założeń projektu ustawy kandydat na naturoterapeutę powinien zdobyć odpowiednie wykształcenie (na poziomie czeladnika lub mistrza), po czym "zdać egzamin sprawdzający jego wiadomości", których "zakres będzie ustawowo określony". Mając zatem np. ukończoną szkołę podstawową oraz dyplom czeladnika bioenergoterapii (zdobyty na kilkutygodniowym kursie w Izbie Rzemieślniczej) będzie można zarejestrować działalność gospodarczą i rozpocząć "leczenie" chorych (sic!).

Od kilku lat zajmuję się demaskowaniem szarlatanerii medycznej, lecz dopiero pomysł MZiOS uzmysłowił mi do jakiego stopnia upadły w Polsce kryteria racjonalności. Wprawdzie postmodernistyczne dewiacje w różnych postępowych urzędach państwowych są coraz częstsze, ale nie sądziłem, że dotyczy to także MZiOS. Oto bowiem, ta poważna, wydawałoby się, instytucja zaczyna bez cienia wstydu mówić o uzupełnianiu medycyny akademickiej metodami leczenia, które są albo jawnie kłamliwe - jak homeopatia, albo czysto metafizyczne - jak akupunktura lub też sprawiają wrażenie majaczenia kretyna - jak bioenergoterapia.

Co więcej, urzędnicy ministerstwa zamierzają "poddać naukowej weryfikacji" w/w sposoby terapii? Ciekawe w jaki sposób weryfikuje się magię? Ze swojej strony mogę tylko zasugerować, by przewodniczącym komisji weryfikacyjnej został Harry Potter.

Dość żartów. Wydaje mi się, że Członkowie Rady ds. Medycyny Niekonwencjonalnej zapomnieli, że "samo się nie myśli, tak jak grzmi samo i samo się błyska". No i się nie wymyśliło. Projekt ustawy jest kpiną z rozumu, a próba podjęcia naukowej weryfikacji szamanizmu leczniczego najzwyczajniej ośmiesza Ministerstwo Zdrowia.

Projektodawcy ustawy przypominają wszakże, że w krajach Unii Europejskiej miliony ludzi korzystają z usług homeopatów, akupunkturzystów i bioenergoterapeutów. Niektóre zabiegi są nawet bezpłatne - leczenie finansują kasy chorych. Zgoda, ale czego to ma być dowodem? Skuteczności terapii? Może. Ale to dowód w stylu (przepraszam za dosadność cytatu): "Jedzmy g.... , miliony much nie mogą się mylić" (W. Łysiak).

Przyjmijmy jednakże, że jesteśmy zmuszeni wprowadzić standardy europejskie. I oto co się dzieje. Kilkadziesiąt tysięcy osób zdobywa dyplomy naturoterapeutów i rozpoczyna negocjacje z regionalnymi filiami NFZ o refinansowanie homeopatii, akupunktury, bioenergoterapii itd. Wielu z nich wynegocjowuje kontrakty i rozpoczyna oficjalną działalność.

Przypuśćmy teraz, że do jakiegoś mistrza leczenia biopolem zgłasza się pacjent cierpiący z powodu hemoroidów. Kiedy po kolejnym zabiegu nie zauważa poprawy - pyta: "kto temu człowiekowi dał dyplom"? Przecież jego biopole jest zupełnie nieskuteczne. W efekcie nie mogę pracować, a jestem posłem koalicji zobowiązanym przez SLD do siedzenia na d .... na każdym posiedzeniu Sejmu i wyznaczonym do głosowania na cztery ręce. Wnoszę sprawę do sądu". Sąd powołuje "biegłego" z Polskiego Towarzystwa Psychotronicznego, którego "ekspertyza" wykazuje, że biopole oskarżonego ma odpowiednią "siłę i zakres", cokolwiek by to oznaczało. Naturoterapeuta zaś zeznaje, że stosował biopole ściśle wg zasad zdobytych na kursie bioterapii w Cechu Radiestetów i Bioenergoterapeutów.. Co więcej, tak się natężał na każdym seansie leczniczym, że mu oczy wychodziły z orbit. Sędziemu też wychodzą ....

Inny przykład: licencjonowany naturoterapeuta, mistrz w zakresie czakroterapii, "lecząc" chorego z przewlekłym bólem w okolicy nadbrzusza "odblokowuje mu czakram splotu słonecznego (Manipura) emanując przez trzecie oko (Adźna) pranę (energię kosmiczną) o kolorze indygo". Ku zdumieniu naturoterapeuty pacjent umiera na zawał serca. I cóż się dzieje? W sądzie, dwóch "biegłych", jeden z Małopolskiego Cechu Bioenergoterapeutów., drugi z Healing Center Club, wykazuje, że trzeba było raczej odblokować czakram korzenny (Muladhara) lub nawet zastosować tron Horusa, tybetańskie dzwonki i rezonans świadomości. Wysoki sąd, zgodnie z logiką nowej ustawy, nie skazuje oszusta za umyślne zabójstwo, lecz za nieumyślne popełnienie błędu w sztuce naturoterapii (sic!). Wyrok: nagana z wpisaniem do akt w Sekcji Bioenergoterapii Cechu Rzemiosł Różnych.. Nazwy "szkół medycyny niekonwencjonalnej" (gwiazdka) wybrałem przypadkowo z dostępnych mi dokumentów MZiOS. Potrzebny komentarz?

Prezes Naczelnej Rady Lekarskiej Konstanty Radziwiłł w liście do mnie pisze: "...nie sądzę, aby jakakolwiek akcja o charakterze administracyjnym mogła wpłynąć na istniejący stan rzeczy. Myślę, że tylko uporczywe edukowanie społeczeństwa z jednej strony, a lekarzy i studentów medycyny z drugiej strony, pozwoli poprawić nieco rzeczywistość w tym zakresie". Zgadzam się całkowicie. Uważam przy tym, że MZiOS kompletnie lekceważy swoją misję edukacyjną.

Wiadomo przecież, że wszystkie środowiska naukowe już dawno wyrzuciły homeopatię, akupunkturę, bioenergoterapię i inne tego typu brednie na śmietnik historii medycyny. Przypuszczalnie jednak projektodawcy ustawy nie wiedzą o tym. Czy to możliwe? Tak, bo podejrzewam, że wielu z nich zamiast dyplomu lekarza posiada biurko. Ja też mam biurko, ale na nim stoi komputer z bazą danych, w której rejestruję szczegółowo wszystkie oszustwa medyczne.

Nie sprawi mi więc trudności zastąpienie MZiOS w misji edukacyjnej i udowodnienie Czytelnikom, że naturoterapia to oszustwo. Oczywiste, że Rada Szamanów nie przyzna mi racji. Odwołuję się więc do Ministra Zdrowia. Panie Ministrze, jest Pan najwyższą instancją w sprawach dopuszczenia do stosowania w Polsce różnych metod leczenia. Proszę więc, by odpowiedział mi Pan na kilka pytań. Jest to Pana obowiązkiem, bo pytam w imieniu kilku milionów pacjentów.

Część edukacyjna

HOMEOPATIA: jej "ojcem" jest lekarz, chemik i okultysta Samuel Hahnemann (1755-1843). Jak sam pisze, nowy sposób leczenia objawił mu się w czasie jednego z seansów spirytystycznych. Będąc chorobliwie ambitnym dążył za wszelką cenę do potwierdzenia "odkrycia". W tym celu przeprowadził wiele jednostkowych obserwacji i eksperymentów, nie mających wszakże nic wspólnego z naukową metodyką badawczą. Siłą rzeczy wnioski wyciągnięte z badań możemy dzisiaj określić jako zbiór anegdot. Zawarte są one w dziele pt. "Organon racjonalnej sztuki lekarskiej" i - od 200 lat! - stanowią dla homeopatów obowiązujący kanon. Oto one: 1/ jedyną i prawdziwą przyczyną wszystkich chorób jest świerzb, 2/ podobne należy leczyć podobnym, 3/ najbardziej skuteczne są leki w rozcieńczeniu praktycznie nieskończonym, tzn, że pojedyncza dawka leku może zawierać mniej niż jedną cząsteczkę substancji leczniczej, 4/ brak leku w rozpuszczalniku nie zmniejsza jego wartości, ze względu na tzw. "pamięć wody", która absorbuje i koduje promieniowanie elektromagnetyczne "substancji leczniczej". A teraz pytam:

Ad 1. Czy to prawda Panie Ministrze, że przyczyną wszystkich chorób jest świerzb?

Ad 2. Co to znaczy, że "podobne należy leczyć podobnym"? Czy przypadkiem nie to samo, że "zielone należy malować zielonym". Zgodzi się Pan ze mną, że dla osoby myślącej logicznie głębia znaczeń tych stwierdzeń jest identyczna? (idiotyczna też, ale to już sprawa homeopatów).

Ad 3. Panie Ministrze, lekarze homeopaci twierdzą, że im większe rozcieńczenie "leku" - tym większa jest jego "potencja" (skuteczność). Czy w związku z tym wyda Pan polecenie by wykładowcy farmakologii dla studentów IV roku AM zaprzestali używania określenia "najmniejsza, działająca dawka leku" i wykreślili z podręczników prawo sformułowane przez Amadeusza Avogadro.

Ad 4. Prof. J. Benveniste, francuski guru homeopatii, udowodnił eksperymentalnie dowcip Hahnemanna o istnieniu "inteligentnej wody". Za prace na ten temat Uniwersytet Harvarda przyznał mu dwukrotnie (1991, 1998) nagrodę Ig-Nobla (ignoble, ang. - haniebny, niegodziwy, podły) za najgłupszą pracę naukową roku (http://www.biuletynsceptyczny.lauda.pl/). Czy w/w laureat powinien być hospitalizowany w zakładzie psychiatrycznym, czy może się leczyć ambulatoryjnie?

Panie Ministrze Zdrowia, kiedy zabierze Pan dyplomy lekarza medycyny homeopatom? Przecież oni okłamują swoich pacjentów nie informując ich, że przepisują placebo zamiast lekarstwa?

AKUPUNKTURA jest odpryskiem taoizmu, który głosi materialną jedność człowieka i wszechświata. Oto kilka szczegółów tej ezoteryki: wszystkie zjawiska we wszechświecie napędzane są energią życia Tchi. Energia ta przejawia się w dwóch formach: energia Yang (dodatnia, ciepła, męska) i energia Yin (ujemna, zimna, kobieca). Zdrowy człowiek to ten, u którego energie Yang i Yin pozostają w równowadze. Jej zaburzenia "leczy" akupunktura. W praktyce oznacza to nakłuwanie igłami jednego (lub więcej) z ok. 2000 punktów, zlokalizowanych wzdłuż 12 parzystych i 2 nieparzystych, metafizycznych linii zwanych meridianami, którymi krąży energia Tchi. Kanały parzyste to: kanał płuc, jelita cienkiego, jelita grubego, żołądka, śledziony, trzustki, serca, pęcherza moczowego, nerki, osierdzia, potrójnego ogrzewacza (sic!), pęcherzyka żółciowego i wątroby. Kanały nieparzyste to kanał Głównego Regulatora Przedniego i kanał Głównego Regulatora Tylnego. Leczenie chorego narządu polega na nakłuwaniu odpowiedniego punktu na skórze. Mapę tych punktów sporządzono w Chinach, w czasach, gdy śledzionę uważano za centrum myślenia. To by się zgadzało .........

Pytanie: Panie Ministrze, czy człowiek przeziębiony jest bardziej Yang, czy Yin? Wiem, że to trudno rozstrzygnąć, ale czy nie uważa Pan, że w tym przypadku skuteczne byłoby nakłucie odpowiedniego punktu położonego w przebiegu meridiany potrójnego ogrzewacza?

BIOENERGOTERAPIA: zawsze zadziwia mnie łatwość akceptacji przez mózg ludzki jawnych bredni. Musimy jednak się z tą naszą niedoskonałością pogodzić i przyjąć do wiadomości, że promotorzy "medycyny holistycznej" (sztandarowa dziedzina ruchu New Age) namieszali już ludziom w głowach do tego stopnia, że ci gotowi są przysiąc, że bioenergoterapia ma potwierdzenie w nowoczesnej nauce. A jeśli jeszcze Ministerstwo Zdrowia oświadcza, że wystarczy mieć tylko odpowiedni "zakres wiadomości" by zdobyć zawód naturoterapeuty, to fakt, że zachodzi podstawowa niezgodność między prawami współczesnej fizyki, a majaczeniami na temat mechanizmów działania "bioenergii", nie ma doprawdy żadnego znaczenia. Stąd, ułatwione zadanie mają różnej maści hochsztaplerzy głoszący objawione prawdy.

Oto przykład: "Z bioenergoterapią jest jak z prądem. Nie ma go, a jest" - tłumaczy M.O., który ma doktorat z radiestezji - "W leczeniu swoich pacjentów stosuję zasadę: małe w dużym, duże z małych, małe o dużym, duże o małych. To bardzo prosta zasada kosmosu. To, co jest na górze, jest i na dole (....) Tak w skrócie można to objaśnić" (Kulisy, 2001).

Nie jest Pan ciekawy, Panie Ministrze, kto był promotorem pracy doktorskiej M.O, kim byli recenzenci oraz w jakiej Uczelni Wyższej funkcjonuje Rada Wydziału, która w tajnym głosowaniu zatwierdziła ten doktorat?

Wołanie o rozum

Wszyscy widzimy, że każda kolejna reforma polskiego lecznictwa pogłębia chaos organizacyjny, prowokuje konflikty i obniża prestiż zawodu lekarza. W efekcie tworzy się wielka, pusta, złota nisza dla wszelkiej maści nawiedzonych uzdrowicieli i cynicznych oszustów leczących "całego człowieka". Ci nawiedzeni są na tyle prymitywni, że nie zdają sobie sprawy z tego, że bredzą i nie widzą nic śmiesznego w "terapii" przy pomocy wahadełka, różdżki, kryształu, piramidy, talizmanu, odpromiennika, energetyzowanej wody, tybetańskiego dzwonka, tronu Horusa, biometru, pierścienia Atlantów, inteligentnej wody, rezonansu świadomości, biopola, dotyku, niedotyku, światła, koloru, zapachu i tym podobnych dziwacznych przedmiotów oraz urojonych zjawisk.

Oszustom nie zależy na uprawdopodobnieniu tego cyrku i kłamią w żywe oczy. Obie grupy zarabiają na naiwności, głupocie lub rozpaczy ludzi chorych. Wszystko to mogę zrozumieć. I naiwność i głupotę i rozpacz.

Nie mogę tylko pojąć zasad, wg których kompletowano ekipę ludzi zabiegających o uchwalenie ustawy legalizującej tę całą ezoterykę. Czyżby jedynym kryterium była przynależność do Sprzysiężenia Wodnika? Chyba tak, bo przecież termin "medycyna naturalna" wypromowali zawodowi oszuści ruchu New Age, którzy nazwali siebie uzdrowicielami. Słusznie założyli, że będzie to sposób leczenia, który można w sposób łatwy i szybki wytłumaczyć, zrozumieć i zastosować. Było im to potrzebne do standaryzacji sposobów wyłudzania pieniędzy. Obecnie zawód naturoterapeuty będzie być może zamocowany ustawowo. W efekcie w Dzienniku Ustaw zostanie na zawsze zapisane, że Polska jest krajem przygłupów.

Panie Ministrze Zdrowia, zwracam się do Pana w imieniu wszystkich racjonalnie myślących ludzi. Jeżeli prawda naukowa i zdrowie obywateli tego kraju mają dla Pana jakiekolwiek znaczenie, to proszę w masowych środkach przekazu oficjalnie stwierdzić, że homeopatia, akupunktura i bioenergoterapia nie mają (poza efektem placebo) żadnego znaczenia leczniczego. Ich miejsce zaś, jako szamanizmu medycznego (wg MZiOS - naturoterapii) znajduje się na jarmarcznym obrzeżu naszej kultury.

Życzliwie również radzę, by przerwać wszelkie prace nad projektem ustawy o medycynie niekonwencjonalnej.

Nie życzyłby Pan sobie zapewne, by ludzie pokazywali sobie Pana palcami, jako tego, który jest przekonany, że przyczyną wszystkich chorób jest świerzb. I że najlepszym sposobem na pozbycie się tego pasożyta jest tlenoterapia w namiocie o kształcie piramidy, w którym siedząc na tronie Horusa pije się energetyzowaną wodę Zbyszka Nowaka, której biopole wywołuje świetlisty rezonans nadświadomości pobrzmiewający echem tybetańskich dzwonków i promieniujący ciepłem pierścienia Atlantów.

Prof. zw. dr hab. med. Andrzej Gregosiewicz

P.S. W tekście projektu ustawy zapisano m.in., że "wkroczenie państwa w uprawianie niekonwencjonalnych metod terapii" uzasadnione jest "brakiem możliwości wyeliminowania wspomnianych praktyk drogą represji karnych". W kontekście założeń ustawy, które opisałem, powyższe uzasadnienie jest klasycznym przykładem orwellowskiego "dwójmyślenia", jakże typowym dla lewicowych formacji. Może też być jednak objawem schizofrenii (rozdwojenie jaźni).

Zobacz też

 

Źródło: Andrzej Gregosiewicz