JustPaste.it

"Final cut"

„Pink Floyd” to zespół, o którym warto pisać zawsze. Nawet w czasach światowego kryzysu. Nie chcę się jednak zajmować kwestiami typu: ile płyt sprzedano, gdzie był najgorszy koncert, czy  też od kiedy Gilmour nie znosił Watersa.  Wiedzę na ten temat można znaleźć w Internecie. Mnie natomiast zainteresowało to, co można wyczytać z tekstów jednego z najważniejszych w historii rocka zespołów.

Nie zacznę jednak od „The Wall”. Nie silę się na oryginalność. Po prostu uważam, że teksty zawarte na płycie „Final Cut” (1983) są równie ciekawe. Często słyszałem opinie, że rockowe piosenki naprawdę o niczym nie mówią. Głośna muzyka ma maskować prymitywną linię melodyjną i byle jak sklecony tekst. Rzecz jasna są takie utwory, i to wcale niemało. Trudno jednak zaliczyć do nich „kawałki” „Pink Floyd”.

Niektórzy uważają, że „Final Cut” to pierwsza solowa płyta Rogera Watersa. Należy do jego najbardziej osobistych dokonań. Co można wyczytać z tekstów Rogera? Wszystko. Wystarczy mieć tylko odrobinę wyobraźni.

Jeżeli nie doświadczyłeś jeszcze przyjemności obcowania  tą płytą. Włóż ją szybko  do  dowolnego sprzętu grającego. Natychmiast wyruszysz w podróż do początku lat 80-tych poprzedniego stulecia. Ja już taką odbyłem wielokrotnie. A oto i efekt. Angielscy stoczniowcy idą na bruk. Taniej i szybciej zbudują statki Japończycy. W Wielkiej Brytanii rządzi premier Margaret Thatcher. Potrafi jak nikt zaprowadzić porządek. Protestujących górników i stoczniowców traktuję z przynależną jej fantazją. Dzięki niej siły porządkowe miały okazję zasłużyć sobie na to miano. Ale to zupełnie inna historia.

Japończycy też nie mają lekko. Ich dzieci żyjące w permanentnym stresie często popełniają samobójstwa. Związani ze swoimi firmami przysięgą wierności, pracują po dwadzieścia godzin na dobę. Praca to ich rzeczywisty dom.

Tymczasem Wielka Brytania w osobie Margaret Thatcher pręży muskuły. Argentyna zajęła Falklandy. Trzeba ukarać najeźdźców. Marynarze szybko wdrapują się po trapie na swoje okręty. Jeszcze wczoraj byli tylko dziećmi. Od dzisiaj stają się mężczyznami. Ich dziewczyny stoją na nabrzeżu. Uśmiechają się niepewnie. W ich oczach  wyczytać można niepokój. Tak samo działo się, kiedy  w 1944 roku angielscy żołnierze płynęli do Włoch. W przeświadczeniu najwyższego alianckiego dowództwa przyczółek pod Anzio miał umożliwić szybkie zajęcie Włoch przez wojska sprzymierzonych. Tak się jednak nie stało i ta operacja desantowa kosztowała życie wielu żołnierzy. W tym również ojca Rogera Watersa.

I znowu wracam do lat 80-tych. Bohaterowie wojny światowej maszerują na defiladzie z okazji kolejnej rocznicy zakończenia najkrwawszego konfliktu w dziejach. Ludzie klaszczą, ale traktują ich tylko jak ciekawostkę. Nikogo nie obchodzą bohaterowie jakiejś starej wojny .

Kolejny obraz. Gdzieś pomiędzy chmurami, w niezwykłym miejscu miedzy niebiosami mogę doświadczyć jedynego w swoim rodzaju snu. Widzę swoją matkę, na której włosach czas zostawił srebrne ślady. Wychodzę z kościoła. Prowadzę ją wolno do samochodu. Ujmuję jej drżącą dłoń. Sen się kończy.

Znów wracam do teraźniejszości. Jest pełna przemocy.Tej rzeczywistej narzucanej codziennie przez przez państwo, i tej saczącej się ciągle z ekranów telewizora. Gdzie się schować, aby nikt nie mógł strzelać do moich dzieci? Co zrobić, aby prawo naprawdę mnie chroniło? A może ukryć się za oczami paranoika? Przybrać maskę, która zapewni ochronę, odetnie od „zdrowej” części społeczeństwa.

Tymczasem Breżniew wysyła wojska do Afganistanu, Begin do Bejrutu, Galtieri (argentyński dyktator) nie chce oddać Falklandów bez walki.

Ja mam swoją "małą wojnę".  Muszę się uporać z wątpliwościami. Żyję ciągle w sztucznym świecie, nie mogę pokazać swojej ciemnej strony osobowości. Nawet kobiecie, którą kocham. Boję się, że prawdę o mnie może sprzedać prasie, albo wyprowadzić się ode mnie razem z dziećmi. Nie stać mnie jednak na ostateczne rozwiązanie. Nie mam tyle odwagi.

Mam dość takiego życia. Pierdolę wszystko. Zostawię tą gównianą egzystencję i pójdę się nachlać. Nie chcę być wyłącznie marionetką w rękach show biznesu. Następny dzień przynosi jednak nadzieję.

Nie miałem zamiaru streszczać tekstów piosenek. Podzieliłem się tylko z Wami obrazami, jakie mi się nasuwają podczas słuchania, tej świetnej płyty. Są one jak najbardziej subiektywne.

Trudno teraz będzie udowodnić tezę, że rock to tylko głośna muzyka. To część naszej świadomości. Kronika czasów, w których przyszło nam żyć. Wystarczy tylko otworzyć ją na odpowiedniej stronie.