JustPaste.it

Dzieci z Leningradzkiego - wrażenia

Tekst ten jest bardzo osobisty i powstał po przymusowej projekcji na zajęciach dziennikarstwa. Nie miałem zamiaru nikogo obrażać a przemyślenia tu zawarte są całkowicie personalne.

Tekst ten jest bardzo osobisty i powstał po przymusowej projekcji na zajęciach dziennikarstwa. Nie miałem zamiaru nikogo obrażać a przemyślenia tu zawarte są całkowicie personalne.

 

Dzieci z Leningradzkiego to film o... tak zazwyczaj zaczyna się recenzja obejrzanego filmu pod piórem osoby nie wprawionej w pisaniu. Według mnie w tym przypadku osoba ta miałaby duże problemu z klasyfikacją filmu "Dzieci z Leningradzkiego".

Oglądając ten dokument zastanawiałem się o czym on tak na prawdę jest. Pozornie może się wydawać, że o biedzie i tragedii dzieci spędzających swoje młodzieńcze lata na dworcach, żebrząc o pieniądze i prostytuując się za jedzenie. O tym jak porzucały je matki a władza nie reagowała oraz o tym jak okrutny jest świat dorosłych, przez który one - niewinne - muszą cierpieć. Wzruszające sceny ukazujące zżycie się dzieci ze sobą przysparzały nas o napływ łez do oczu. Ale niezgrabna forma tego filmu, w którym wątki tragiczne przeplatają się z komicznymi i brutalnymi a całoś nie ma wyrazistego charakteru pokazują nam, że pozory potrafią mylić. Czy nie widzieliśmy radosnych dzieci bawiących się wśród rur i korytarzy dworcowych, które nie narzekały otwarcie na swój los a mówiły jedynie: Takie jest życie. Spotkaliśmy się także z wypowiedziami, że niektóre z nich uciekały ze swoich domów. Jeżeli na dworcu byłoby im aż tak źle to na pewno znalazłby jakąś drogę, aby wrócić do domu czy poprosić o pomoc rodzinę. Jak widzieliśmy dzieci te potrafią zorganizować sobie pieniądze a więc największy ich problem jest rozwiązany. Oprócz tego Moskwa to jedno z największych europejskich miast, w którym na pewno są chociaż namiastki instytucji niosących pomoc takim dzieciom. Dlaczego więc nasi mali bohaterowie nie próbują wrócić do normalności? Odpowiedź jest prosta. Wolą naćpać się klejem, bić się wzajemnie i przy ognisku pić wódkę sprzedaną im przez okolicznego handlarza. Tak jest im lepiej. Są na swoim. I tu natrafiamy na kolejny - największy według mnie problem poruszony w tym filmie - dzikość Rosjan, którzy nie dojrzeli jeszcze do cywilizowanego świata. Jak inaczej można skomentować przyzwolenie na stałe zamieszkiwanie przez małe dzieci dworców? Jak nazwać sprzedaż dzieciom wódki, denaturatu czy rozpuszczalników gdy te przychodzą w brudnych ubraniach, z trzęsącymi się rękoma a celu zakupu nie trudno się domyśleć? A może nie jest głupotą wylewanie na głowę młodego chłopaka żrącego kleju przez milicjanta? Może mój słownik jest ograniczony, ale do opisania tej sytuacji żadne inne słowa mi nie pasują.

Klamrą filmu ma być śmierć kilkunastoletniej dziewczynki. Płacz innych dzieci, zawodzenie na jej trumnie i wspominki o niej mają wycisnąć z nas łzy. Mnie zamiast łez cisnęło się inne pytanie: dlaczego ta dziewczynka zmarła? Czy z wycieńczenia pracą? Z głodu? Z pragnienia? Nie. Zapewne z przepicia lub z zaćpania się. Jak młody organizm ma wytrzymywać rozpuszczalnik, wódkę i klej podawany w dużych dawkach? Znam osoby, które po wypiciu lampki wina trafiają do szpitala albo które z powodu stresu związanego z nauką dostają wrzodów czy zawału serca. Są także tacy, którzy eksploatują swoje ciało w kopalniach pracując na rodzinę. I ja mam żałować nastoletnich ćpunów, którzy umierają z przeżarcia żołądka przez rozpuszczalnik? Nie będę. Te dzieci urodziły się zdrowe (w przeciwieństwie do niektórych) i mogły cieszyć się w miarę normalnym życiem. Ale widocznie pas ojczyma czy noszenie knig nie było im na rękę. Lepiej powdychać sobie kleju i fruwać jak supermen. Nie chciało się nosić teczki - trzeba wąchać z torebeczki.