JustPaste.it

Tomasz Teluk, W obronie wolnorynkowego kapitalizmu

„ wolny rynek posiada moralną przewagę nad socjalnym państwem dobrobytu ”

„[…] wolny rynek posiada moralną przewagę nad socjalnym państwem dobrobytu[…]”

 

3a4daf77514b6571c9cb95a97f946f91.jpgWbrew wieszczom, obecny kryzys finansowy nie spowodował bankructwa gospodarki wolnorynkowej. Wolnorynkowy kapitalizm jest wytworem cywilizacji zachodu i będzie istniał tak długo, jak trwa zachodnia cywilizacja.

Gdy w czasach finansowej zawieruchy rzucimy okiem na komentarze lewicowych publicystów pokroju Jacka Żakowskiego czy Sławomira Sierakowskiego, między wierszami można wyczytać tęsknotę za globalnym krachem, upadkiem budowanego od stuleci porządku i rewolucją, której będzie przewodził kolejny socjalistyczny „mesjasz”. Niestety niewiele wskazuje na to, że Lewiatan wywróci się do góry nogami. Obecny szef Fed Ben Bernanke ogłosił niedawno, że zakończenie recesji widać już hen, na horyzoncie. Gdy banki i koncerny samochodowe zdefraudują co do centa rządową pomoc, giełdy odbiją się od dna, inwestorzy ponownie rzucą się do kupowania przecenionych akcji, nieruchomości i surowców, a gdy będzie im mało ustawią się po kredyty. Znów fundusze i przedsiębiorstwach poinformują o rekordowych zyskach dla swoich udziałowców, a media triumfalnie ogłoszą, że kryzys minął, a przed nami kolejne lata kapitalistycznej prosperity.

Kto wywołał kryzys?

W powszechnym mniemaniu obecny kryzys jest konsekwencją nieokrzesanej polityki neoliberalnej i ludzkiej chciwości. Naturalnie można zgodzić się, że gdy chciwość zaślepia rozsądek, katastrofa jest murowana. Weźmy krach spółek technologicznych z przełomu tysiącleci, gdy spekulanci byli gotowi kupować adresy stron internetowych, spodziewając się trzycyfrowej stopy zwrotu z inwestycji w bardzo krótkim czasie. Podobne doświadczenia mają ci, którzy posłuchali rodzimych analityków, że kredyt hipoteczny to najtańszy pieniądz na rynku za który trzeba kupić jak najwięcej nieruchomości, bo ich ceny będą rosły w nieskończoność. Kto dał omamić się chciwości, dziś liże rany.

Nie jest jednak prawdą, że za kłopotami finansowymi wielu czołowych ongiś banków i przedsiębiorstw finansowych, stoją mechanizmy wolnorynkowe, które pozbawione kontroli ze strony rządów, doprowadziły banki na skraj bankructwa, pozbawiając ludzi chleba powszedniego. W rzeczywistości jest odwrotnie. To właśnie brak wolnego rynku usług finansowych i nadmierne regulacje ze strony rządów, doprowadziły do istniejącego stanu rzeczy. Bezpośrednią przyczyną załamania się rynku ryzykownych pożyczek jest bowiem Community Reinvestment Act z 1977 r., zezwalający rezerwie federalnej na gwarantowanie bankowych pożyczek hipotecznych klientom o niskiej wiarygodności kredytowej. Innymi słowy zwyciężyła poprawność polityczna, która wystawiała banki na pokusę przyznawania ryzykownych pożyczek ubogim Czarnym, Latynosom, a nawet bezrobotnym, których bez państwowej gwarancji, odprawionoby z kwitkiem.

Gdy państwo zobowiązuje się, że spłaci cudzy dług, rynek zaczyna zachowywać się nieracjonalnie. Kredyty dostają ci, którzy nigdy nie spłacą swoich zobowiązań. Ceny nieruchomości rosną na potęgę, domów ubywa, a chętnych jest coraz więcej. Banki pożyczają krocie, bo nie ponoszą ryzyka i mogą pochwalić się krótkoterminowymi osiągnięciami przed akcjonariuszami.

Jednak nie należy zapominać, że już teraz, gdyby klienci zażądali w jednej chwili wymagalności posiadanych przez siebie instrumentów finansowych, mogłoby się okazać, że poszczególne narodowe systemy finansowe są niewypłacalne. Skąd realność tej groźby wyjaśniam w dalszej części tekstu.

Spekulacyjne szaleństwo

Pokusa, aby zarobić jak najwięcej, w jak najkrótszym czasie, a w dodatku nie mając ani grosza przy duszy, jest tak stara, jak wynalezienie pieniądza. Jednak prawdziwych kłopotów spekulacji nie należy szukać w samej idei wolnego rynku. Jak przekonuje katolicki ks. Robert Sirico z Instytutu im. Lorda Actona praca przedsiębiorcy na wolnym rynku jest szczególnym powołaniem, w którym posiadacz kapitału ryzykuje własnymi oszczędnościami, aby zaspokoić potrzeby swoich bliźnich. A przecież, jak przekonuje jeden z największych ekonomistów naszych czasów, urodzony we Lwowie Ludwig von Mises, kapitał nie jest bezpośrednim darem od Boga, lecz jest wynikiem konsekwentnego oszczędzania i ograniczania konsumpcji.

Gdy państwo rosło w siłę, wystąpiło przeciw tym naturalnym prawom, aby umożliwić bogacenie się swoim sprzymierzeńcom. Spekulacyjne szaleństwo na masową skalę było więc konsekwencją państwowego interwencjonizmu. W 1694 r. rząd Wilhelma Orańskiego postanowił zgromadzić fundusze na wojnę z Francją, organizując pierwszą loterię państwową pt. „Przygoda za milion”. Wielu możnych i biedaków ogołocono wtedy z oszczędności.

Potem było coraz gorzej. Jak czytamy w rewelacyjnej książce Edwarda Cancellora „Historia spekulacji finansowych” pierwszą dużą aferą finansową był upadek Kompanii Mórz Południowych. Firma cieszyła się państwowym monopolem na handel z hiszpańskimi koloniami i emitowała własne akcje za dług rządowy. Aby jeszcze bardziej ograniczyć konkurencję ze strony innych firm, rząd brytyjski uchwalił nawet akt zakazujący zakładanie spółek bez zgody parlamentu. Kompania okazała się spekulacyjną bańką, a straty dotknęły dużą część angielskiej arystokracji.

W XVIII w. kolejne kryzysy były także związane z interwencjonizmem — koncesjonowaniem wydobycia kruszców, budowy kanałów czy kolei w zamian za udziały dla członków parlamentu. Większość z tych inicjatyw, pozbawiona ryzyka — bo z państwowymi gwarancjami, zakończyła się spektakularnym bankructwem.

Hazard po Bretton Woods

Jeden z amerykańskich biurokratów powiedział kiedyś, że budżet będzie wypłacalny, dopóki będzie rosło choć jedno drzewo, z którego będzie można wydrukować dolary. Przytaczana wypowiedź doskonale obrazuje funkcjonowanie współczesnych systemów finansowych. Po konferencji Bretton Woods w 1944 r. jedyną walutą wymienialną na złoto został dolar, stając się międzynarodowym środkiem płatniczym. Gdy jednak Francja zażądała wymiany swoich rezerw na kruszec, prezydent Nixon w 1971 r. wypowiedział ustalenia konferencji sprzed 27 lat i rządy od tej pory nie miały ograniczeń w drukowaniu pieniądza bez pokrycia.

Był to krok, na który biurokraci czekali od lat. „Fannie Mae” — znacjonalizowana instytucja kredytująca mieszkania dla każdego, była przecież jednym wielkim programem socjalnym z tym wyjątkiem, że gdy w Europie to państwo buduje mieszkania spółdzielcze, w USA robią to sami zainteresowani (co zapewne i tak jest znacznie tańsze!).

Jeszcze większych środków wymagała piramida finansowa, przy której przekręt Madoffa jest pestką. Chodzi naturalnie o system ubezpieczeń społecznych Stanów Zjednoczonych — największy program socjalny świata. Warto przypomnieć historię pierwszej emerytki w historii USA. Pani Ida Fuller, która przeszła na emeryturę w listopadzie 1939 r. zapłaciła tylko 22 dolary podatków, ale ponieważ żyła ponad 100 lat (zmarła w lutym 1974 r.) otrzymała w sumie z ubezpieczenia społecznego 20,944 dolarów i 42 centy! Współcześnie jest więc tak, jak z piramidą Madoffa. Państwo obiecuje zyski na miarę Idy Fuller, ale tak naprawdę nikt nie może być dziś pewien, czy płacąc podatki otrzyma swoją emeryturę.

Współczesny kryzys finansowy nie jest więc kryzysem wolnego rynku, notabene starszego od instytucji państwa, lecz pierwszym sygnałem, że w posadach chwieje się budowane od kilkudziesięciu lat socjalne państwo dobrobytu. Socjalne państwo dobrobytu upada natomiast nie dlatego, że jest bardzo liberalne w klasycznym rozumieniu tego słowa, ale ponieważ cały czas rozbudowuje swoje funkcje, stając się przez to coraz bardziej zbiurokratyzowane i coraz droższe w utrzymaniu.

Skoro bieżących wydatków nie pokrywa już konfiskata legalnego majątku obywateli poprzez opodatkowanie, pozostaje ścinanie coraz większej ilości drzew?

Manifest kapitalistyczny

Mainstreamowe recepty na kryzys przypominają leczenie kaca klinem. Gospodarkę ma uzdrowić trucizna, która ją rujnuje: coraz więcej państwowych dotacji, coraz więcej pieniądza bez pokrycia, coraz więcej państwowej kontroli i interwencjonizmu. Nic dziwnego: sojusz polityków i wielkiej finansjery jest faktem. Skoro banki pożyczają pieniądze politykom, kupując rządowe obligacje, nic dziwnego, że w zamian politycy ratują banki w czasach kryzysu.

Z faktu, iż obecny kryzys jest w dużej mierze wynikiem interwencji państwa w rynek kredytów hipotecznych, wynika, że świat może uniknąć kłopotów w przyszłości, wtedy i tylko wtedy, gdy wróci do pierwotnych ideałów wolnego rynku. Naturalnie powrót do standardu złota byłby doskonałą metodą ograniczania socjalnych zapędów współczesnych rządów. Kolejną kwestią musi być zaniechanie praktyk interwencjonistycznych, które wypaczają sens rynkowej wymiany. Czym jest bowiem zmuszenie podatników, także tych uczciwie regulujących swoje długi, do spłaty pożyczek tym, którzy od początku zakładali swoją upadłość, jeśli nie wykroczeniem przeciwko VII przekazaniu? W końcu, zgodnie z rynkową logiką, nie powinniśmy przeszkadzać źle zarządzanym przedsiębiorstwom wyciągnięcia wniosków z bardzo ważnej lekcji, jaką jest ogłoszenie bankructwa. Na miejsce nieefektywnych i źle zarządzanych firm, pojawią się nowe, lepsze, które będą nie tylko oferowały bardziej konkurencyjne produkty i usługi, po niższych cenach, ale także dadzą zatrudnienie tym, którzy znaleźli się okresowo bez pracy. Przykład AIG, gdzie prezesi wypłacili sobie premie za pieniądze otrzymane od państwa, pokazuje jasno, co dzieje się w rzeczywistości z tzw. pomocą publiczną.

Konieczne jest także odebranie władzy bankom centralnym. Wybitny ekonomista Murray Rothbard uważał, że odwiecznym problemem każdego państwa było opodatkowanie poddanych w czasach pokoju. Jednak, gdy i tych pieniędzy było mało, w sukurs przyszedł dodruk pieniądza przez banki centralne. W ten sposób banki centralne stały się „centralnymi fałszerzami pieniędzy”, ponieważ wypuszczały niezliczoną ilość banknotów, obniżających wartość tych, które już znajdowały się w obiegu. Monopolistyczne rządy kreowały inflację, zniekształcały rachunek ekonomiczny i wypaczały charakter gospodarki rynkowej.

Tymczasem wolny rynek posiada moralną przewagę nad socjalnym państwem dobrobytu, którego fundamentem funkcjonowania jest dług publiczny. Tworzony przez ekonomistów z Heritage Foundation od kilkunastu lat indeks wolności gospodarczej wykazuje jasno, że dobrobyt jednostek i rodzin w społeczeństwach kapitalistycznych typu Stany Zjednoczone, Wielka Brytania czy Nowa Zelandia jest kilkukrotnie wyższy niż w gospodarkach zniewolonych przez socjalistyczną biurokrację. Kto po dziś dzień upiera się przy przewadze gospodarki centralnie planowanej powinien odwiedzić Wenezuelę, Zimbabwe czy Białoruś, gdzie w niektórych państwowych zakładach robotnicy dostają pensję w… workach cebuli.

Co zrobić, aby kryzys finansowy się nie powtórzył? Może warto przypomnieć wezwanie do Amerykanów, które w latach 90. wygłosił Murray Rothbard. „Żeby uratować naszą gospodarkę i zapobiec horrorowi lawinowej inflacji, my naród, musimy pozbawić rząd władzy nad podażą pieniądza. Pieniądze są zbyt ważne, by pozostawiać je w rękach bankierów, prominentnych ekonomistów i finansjery. Dla osiągnięcia tego celu konieczne jest przywrócenie ich charakteru rynkowego, wraz z funkcjami, jakie pełną w strukturze prawa własności prywatnej i gospodarce rynkowej”.

Zobacz też

 

Autor: Tomasz Teluk