JustPaste.it

Dlaczego wierzymy

Ponieważ kazali nam rodzice, pomogli dziadkowie, zabronili sprzeciwu katecheci, a księża powiedzieli, że inaczej nie można, z czym zgadza się 95% Polaków.

Ponieważ kazali nam rodzice, pomogli dziadkowie, zabronili sprzeciwu katecheci, a księża powiedzieli, że inaczej nie można, z czym zgadza się 95% Polaków.

 

Wszelkie liberalnie działające organizacje, jeśli chcą pozyskać poparcie i członków, muszą ich wpierw czymś do siebie zachęcić. Wystarczy spojrzeć na partie polityczne żeby wiedzieć, jak sprawa wygląda: niekończące strojenie się do kamer, reklamówki, spoty i kampanie, słowem, nieustanna agitacja. Nieco uczciwsze względem odbiorcy wydają się niezwiązane z polityką stowarzyszenia, chociażby Jurek Owsiak poleca wspieranie WOŚP z uwagi na słuszne cele, jakim ta akcja służy; zjednuje on sobie setki wolontariuszy zaangażowanych w sprawę dlatego, bo chcą komuś pomóc (i przy okazji umilić sobie czas, ale to mniej ważne).

Śmiało możemy stwierdzić, że organizacje działające „wolnorynkowo” muszą albo zabiegać poprzez populizm o zainteresowanie, albo głosić wartościowe z punktu widzenia społeczeństwa idee, aby zyskać sobie poparcie.

W naszym pięknym kraju wolności rynku, słowa i wyznania pełnoprawnie funkcjonuje organizacja, która nie przestrzega zasad handlu społeczeństwa demokratycznego, czyli Kościół Katolicki. Jest najbardziej nieuczciwą ze wszystkich działających na rynku – przynależności do niego nie nabiera się z prawa wyboru, ale poprzez najzwyklejszy i najbardziej perfidny przymus, skierowany bowiem przeciw nieświadomemu i bezbronnemu dziecku. O swoich członków Kościół nie musi zabiegać, on ich najzwyczajniej w świecie dostaje. Moje pojęcie przechodzi, dlaczego ten proceder nie uznawany jest za łamanie konstytucyjnych praw wolności sumienia i wyznania. A gdyby tak wszyscy po urodzeniu zapisywani byli do „Samoobrony”? Gdzie tkwi różnica?

Indoktrynacja prowadzona od najmłodszych lat robi swoje. Dziecko okłamywane od początku istnienia wierzy w Świętego Mikołaja roznoszącego prezenty. Dziecko wychowywane w przeświadczeniu o Bogu żyjącym w Niebie przyjmuje te informacje bez zastrzeżeń. Czy uczenie swojej latorośli o Zeusie, władcy piorunów królującym z Olimpu nie byłoby tym samym? W kwestii formalnej, po raz kolejny – gdzie tkwi różnica? Chodzi zapewne o przeświadczenie rodziców o głoszeniu nieomylnie prawdy. Ale jeżeli wiara jest kwestią indywidualną, która należałoby samemu odkryć, zaakceptować, to rodzice narzucają dziecku swój punkt widzenia. Człowiekowi nie jest łatwo odejść od systemu wierzeń, który przekazali mu kochający rodzice (do których ma pełne zaufanie) w której dorastał, w której otoczeniu przyszło mu żyć. Bogu dzięki, chociaż nie wychowuje się dzieci na mitach greckich, ponieważ ograniczalibyśmy w ten sposób ich świadomą wolność wyboru.

Najzabawniejsze jednak dopiero przed nami. Kościół Katolicki nie utrzymałby swojej popularności jedynie wspomnianym wyżej przymusem – ludzie w końcu zorientowaliby się, że coś tu w kwestii wolnego wyboru nie gra. Instytucja watykańska przewiduje cały system sankcji, pod którymi zagrożone jest odejście ze wspólnoty wiernych – wszelkiego rodzaju sankcji! Z pewnością najboleśniej odczuć można ostracyzm, gdyż na 5% społeczeństwa reszta patrzeć zawsze będzie nieprzychylnie jako na tych, którzy odstają od normy. Nawet gdy sprawa nie dotyczy niewielkich miejscowości, gdzie „wszyscy się znają”, pozostaje kwestia instytucji małżeństwa – niewierzący chcąc nie chcąc pozostaje na łonie Kościoła, gdyż rodzinne konwenanse zakładają złożenie małżeńskiej przysięgi przed ołtarzem. Nawet jeśli spotyka się niewierząca kobieta i mężczyzna, zazwyczaj będą musieli poradzić sobie z opinią swoich familii („babcia wam tego nigdy nie wybaczy”), z presją społeczeństwa, które w 95% deklaruje wiarę.

 Chrzest nie musi obyć się koniecznie z wolnej woli rodziców, ale z troski o dobro dziecka, bo pozwalanie mu na wybór religii w wieku, gdy będzie miało świadomość czynu jest współcześnie zamachem na wychowaniu. To faktycznie oddzielenie dziecka od grupy (największą atrakcją szkoły podstawowej jest przecież pierwsza komunia). Skazywać na wyobcowanie dziecka nikt nie ma zamiaru, stąd dylemat chrzczenia rozwiązywany na korzyść stolicy apostolskiej. Mówiąc żartem, ale i trochę obrazem: rodzice nie chrzcząc dziecka ryzykują, że zostanie ono porwane przez babcię, w celu przeprowadzenia pierwszego sakramentu.

Odkładając na bok pragmatyzm i zadeklarowany ateizm. Kościół opracował system barier mający przestrzec przed myśleniem(!) sprzeciwiającemu się jego doktrynie. Każde dziecko wie (dowiedziało się od rodziców i na katechezie), że za odejście od wiary zostanie ukarane wiecznymi mękami. Na dwunastolatku ten argument z pewnością wywiera wrażenie. A co wywiera wrażenie na dziecku, pozostaje w nim już na zawsze. Wiara w obawie przed karą to pierwsza sankcja – nazwijmy ją – rodzaju mistycznego.

Za życie w zgodzie ze Świętą Księgą, z nauką księży czeka człowieka – uwaga – jedyna w swoim rodzaju nagroda: wieczne szczęście. Prawdę powiedziawszy trzeba być chyba głupim, żeby rezygnować z takiego przywileju dając od siebie jedynie kilka zdrowasiek na tydzień i pomalowanie jajek na Wielkanoc. To sankcja pozytywna – wierz, bo to się opłaca.

A wierz tym bardziej, im jest tobie gorzej na tym świecie. Religia nigdy nie kierowała się do ludzi bogatych. Nerona nikt nie kusił dostatkiem po śmierci, bo on już żył w bogactwie. Co innego ludzie biedni, którzy przez całe wieki upatrywali w chrześcijaństwie swoją nadzieję. Ich były tysiące, miliony i to owe ogromne liczby potrzebowały mistycznego światełka w tunelu. Pozytywny wpływ religii na społeczeństwo dostrzegli monarchowie patrymonialni (a wcześniej faraon), przestawiając swoją pozycję jako pochodzącą od Boga. Czy może być lepszy sposób na uprawomocnienie władzy, niż przemówienie do sumienia całego społeczeństwa? I czy nie jest inaczej dzisiaj, że czeka się na „coś więcej”, co w magiczny sposób ma przyjść później? Wierzenia plebsu średniowiecza przetrwały do naszych czasów w nieskażonej formie.

Kościół Katolicki swoją nienaruszalną pozycję zawdzięcza najpierw bezprawnemu wtargnięciu w umysł młodego, nie znającego krytycyzmu człowieka i nauczenie myślenia w sposób nie zagrażający wierze, a później okopanie się za pomocą stworzonego wcześniej systemu wartości i rozumowania. Kościół zniewala i w dodatku gra nieczysto. Nakazuje wierzyć albo ze strachu albo dla osiągnięcia korzyści. Społeczeństwo wychowane na wierze samo dba, by jeśli już ktoś stracił wiarę, broń Boże do tego się nie przyznawał. Pytanie tylko – dlaczego przynależność od najmłodszych lat, indoktrynacja, będąca narzuceniem swoich poglądów przez czy to rodziców, czy instytucje (chociażby szkoła i lekcja religii) i przez bardzo długi okres brak jakiejkolwiek możliwości protestu nie są uznawane za nieliczenie się z indywidualnością człowieka, jego prawem decydowania, a nade wszystko: pogwałcenie praw wolności sumienia i wyznania?