JustPaste.it

Bamboszowe podróże po świecie

O co chodzi z relacjami z podróży? Wiadomo, ciekawość świata, jasne. Ale czy tylko?

O co chodzi z relacjami z podróży? Wiadomo, ciekawość świata, jasne. Ale czy tylko?

 

Literatura podróżnicza mnie bierze. Nicuje brzuch i sprawia, że myślę o wszystkich moich niezrealizowanych eskapadach. Siadam, czytam i myślę: o to to, tak, prawie tak jak ja bym…”, przywołując jednocześnie w chwilach otrzeźwienia odstręczającą myśl, że zachowuję się jak niewyżyty kibic przed telewizorem.

O co chodzi z relacjami z podróży? Wiadomo, ciekawość świata, jasne. Ale czy tylko? Och, oczywiście, mamy tu jeszcze kilka innych pomysłów:

- podglądactwo – cudownie jest zanurzyć się w codziennym życiu ludzi innych ode mnie – odnajdować podobieństwa w kompletnie innym otoczeniu. Odnajdować absolutne różnice w rzeczach tak prostych i zwyczajnych, że ich znalezienie  jest szokujące.

- kibicowanie – siadam z piwem w ręku i czytam, rozkoszując się wirtualną egzotyką, która robi wrażenie tym większe, im większy talent gawędziarski autor posiada.

- namiastka łowów na mamuta lub odkrywania z Cookami pacyficznych ziem obiecanych – o, Życie! W jakich ja czasach żyję? Swój czas dzielę między opiekę nad rodziną i zarabianie pieniędzy w jednej z tych nudnych, globalnych korporacji. Wszystkie atawistyczne pragnienia i tęsknoty kotłują się koszmarnie wewnątrz, a desperackim kroczkiem staje się odurzanie tymi narkotycznymi lekturami. Wentyl bezpieczeństwa. Eskapizm.

carynskieTak więc powody zagłębiania się w tego rodzaju opowieści bywają różne. W zależności od typu historii i talentu autora, nacisk na poszczególne elementy się zmienia. Na jednym biegunie znajdziemy  piszących przewodniki turystyczne, na drugim - pisarzy, dla których podróż wydaje się być doświadczeniem metafizycznym. Między biegunami istnieje asortyment odcieni.

Podróż jako punkt wyjścia

Opuszczając przewodniki, jako nie mieszczące się w temacie, skupiamy się na całej reszcie. Literatura podróżnicza opiera się na założeniu, że podróż jest punktem wyjścia. Zmiana perspektywy powoduje zmianę percepcji. Poszerzenie teraźniejszości. Uchwycenie rzeczy ważnych, które na co dzień są ignorowane. Co ignorujemy? Harmonię, piękno, bezduszność, niesprawiedliwość oraz wszystkie te składniki współczesnego bigosu, które wyraźnieją dopiero, gdy są rzucone w inny kontekst. Kto potrafi swoje peregrynacje opisać w taki sposób, staje się mistrzem ponieważ, biorąc przykład z klasyków literatury w ogóle, jest w stanie opisywać rzeczy nam obce tak, że przymierzamy je do naszego życia i rzeczywistości.

W ciągu ostatniego roku wpadłem w jakiś literacko-podróżniczy amok. Czytałem tego rodzaju opowieści często, bredząc czasami w myślach, że jeszcze sobie odbiję w taki sposób, że własna żona mnie nie pozna. A lista tych prowokatorów wygląda tak:

- Nicolas Bouvier - to zmysłowy, transcendentny sprawozdawca – poeta. Przeżyte zdarzenia stawały się impulsem do rejestrowania sfery duchowej, wrażenia zmysłowe miały u niego zawsze głębsze dno. Gdzieś tam tkwi czasami w kącie jakieś takie przeczucie echa absolutu - poeta, jak nic. Wybrał się z przyjacielem samochodem do Indii przez Turcję i Iran, po czym opisał to w „Oswajaniu świata”. Następnie męczył się ze sobą i otoczeniem na Cejlonie („Ryba-Skorpion”), by w końcu wylądować w Japonii, która okazała się jego słabością („Kronika Japońska”, „Zapiski z Japonii”)

- Andrzej Dybczak – ten człowiek z kolei wybrał się do centrum Syberii, do kraju Ewenków. Zamieszkał z nimi w czumie i zerkał z bliska, jak ostatecznie rozpada się ich społeczność. Historia wciągająca i ciekawa, a jednocześnie szarobura – burością życia bohaterów. Ewenkowie, jakby zapatrzeni w fatalny wzorzec „tubylec podbity przez przedstawiciela rozwiniętej cywilizacji”, zupełnie nie radzą sobie z rzeczywistością i alkoholem. Beznadzieja coraz wyraźniejsza, im głębiej w książkę wchodzimy. W przypadku Ewenków, którzy stracili stada reniferów i musieli osiąść w wioskach mamy już kompletną społeczną dezintegrację. A przecież mimo tego są tacy sami jak my. Kiedy wychodzę z psem na wieczorny spacer i świeci księżyc – patrzę na niego i czuję jakiś taki niedosycony niepokój / niepokojący niedosyt. Oni obserwują górę po drugiej stronie rzeki Tunguzka. Wiedzą, że nigdy tam nie wejdą. Ale chcieliby.

- Bruce Chatwin – “W Patagonii” to książka, która zwykle rzuca czytelników na kolana. Mnie nie rzuciła (może za dużo oczekiwałem od niej), ale czyta się dobrze. Co zrobić, żeby książka podróżnicza była ciekawa? Pisać o ludziach ’stamtąd’. Ciekawe miejsca niech wychodzą przy okazji. Patagonia jako kraj na końcu świata. Ludność to przybysze z zewnątrz. Wygląda na to, że takie krańcowe okolice zawsze przyciągały margines społeczny: nieudacznicy, uciekinierzy, zbóje, wygnańcy, nonkonformiści, wizjonerzy. Mają wrażenie, że tu może się jeszcze wszystko ułożyć. Chatwin wydawał mi się trochę bez wyrazu, włócząc się tam, ale to mylne wrażenie, bo czasem, niespodziewanie, potrafił trafić w sedno jakiegoś szczegółu tak, że czytelnikowi otwierają się szerzej oczy, a usta składają się do wygwizdania nutki podziwu.morze

- Michael Moran „Za Morzem Koralowym” i Tony Horwitz „Błękitne przestrzenie” - obaj autorzy opisali podróże po wyspach Pacyfiku, obaj podążali śladami postaci, które ich zafascynowały: Moran za Bronisławem Malinowskim, Horwitz za Jamesem Cookiem. W pierwszym przypadku mamy opowieść spokojną, zdystansowaną wobec otoczenia i samego Autora, dla którego postać Malinowskiego stała się jedynie pretekstem do własnych poszukiwań. Horwitz z kolei rygorystycznie trzyma się założeń, że będzie podróżował śladami Cooka. W każdym miejscu zadaje zawsze to samo pytanie: “co znaczy dziś dla Ciebie Cook?”. Generalnie dla większości znaczy mało. Zgrabnie i ciekawie Horwitz napisał swoją relację, jedynie rozdział opisujący Anglię i młodość Cooka wydaje się być zbyt wydłużony i nieco nudnawy. Charakterystyczne dla autora jest to, że ciągle próbuje czytelnikowi powiedzieć, że on, Tony, jest spoko kolesiem, równym chłopem. Prawdopodobnie jest, ale osobiście wolę styl Morana.

 

Powyższy wykaz jest oczywiście małym ułamkiem z bogatego asortymentu pisarzy wagabundów. Opisałem tu jedynie te opowieści, które czytałem w ciągu ostatnich kilku miesięcy. Teraz czas na własne podróże. Bo jak Henry Martinson napisał:

“Włączając się w rytm życia, który narasta z czasem,

zauważysz często, że wolność, przeciwnie, maleje (…)”

Ten utwór jest dostępny na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa 2.5 Polska.

Zdjęcia autorstwa Pawła Witka

 

Źródło: Paweł Witek

Licencja: Creative Commons