JustPaste.it

Internet czyli nowe Oświecenie (?)

Czy stoimy u progu nowego Oświecenia? Być może tak. Jednak tak samo jak to pierwsze, nie będzie to zjawisko masowe, bo nie wszyscy pragną zostać oświeceni.

Czy stoimy u progu nowego Oświecenia? Być może tak. Jednak tak samo jak to pierwsze, nie będzie to zjawisko masowe, bo nie wszyscy pragną zostać oświeceni.

 

 

filozof i komputer

Republika oświeconych – ideał a rzeczywistość

Na wstępie pewien cytat, pochodzący z owego przedrukowanego (z dodatku wielkiego dziennika Francji „Le Monde” – „Le Monde Diplomatique”) artykułu, którego autorem jest Robert Darnton – historyk kultury i dyrektor głównej biblioteki na uniwersytecie im. Harvarda: „Wiek XVIII żył w cieniu pewnej idei – idei republiki uczonych – państwa bez policji, granic i nierówności społecznych. Autorzy przelewali swoje pomysły na papier, pozostawiając czytelnikom ocenę ich wartości. Dzięki potędze słowa drukowanego ta ocena i samo dzieło mogła rozpowszechniać się w coraz to szerszych kręgach. Panowało przekonanie, że w końcu przeważą najwłaściwsze argumenty. […] Jednakowoż owa republika uczonych była demokratyczna tylko z pozoru. W praktyce panowali nad nią bogaci i dobrze urodzeni. Nie będąc w ogóle w stanie utrzymać się z wytworów swego pióra, większość autorów była skazana na wysiadywanie w przedpokojach możnych mecenasów, zabieganie o prawo publikowania w kontrolowanych przez państwo gazetach, starając się zmylić cenzurę, a także na przebywanie w salonach i akademiach, które robiły i niszczyły nazwiska. Chcąc zaś powetować sobie wszystkie te upokorzenia wylewali swą złość jedni na drugich."

Cos mi to bardzo przypomina - uśmiechnąłem się krzywo czytając te słowa. Proszę mi tu pozwolić na pewną osobistą refleksję. Urodziłem się dostatecznie wcześnie na to, aby internet nie był dla mnie rzeczą oczywistą, a papierowe, niekiedy bardzo stare książki i przelewanie swych myśli i twórczości na papier przy mocy pióra i atramentu światem odległym i zapomnianym. Ba, zdarzyło mi się pisać gęsim piórem, gdy w czasie pobytu na wsi złamała mi się stalówka. Z tego powodu jestem w stanie w pełni docenić ogromny przełom, jaki dokonał się w sposobie pracy każdego człowieka pióra dzięki przekształceniu pisma w zapis elektroniczny, niezmiernie łatwy do skopiowania i wysłania choćby nawet na drugi koniec świata. Posiadając zaś przenośny sprzęt do pisania i będąc jeszcze dodatkowo podłączony do całego tego bogactwa prasy, książek i mnóstwa różności znajdujących się w Internecie, tak u siebie w domu jak w podróży, znajduję się w sytuacji owego Mickiewiczowskiego osiołka, któremu w kilku naraz żłobach dano jedno od drugiego lepsze siano. W każdym razie ledwie oczy przetrzeć zdołam, a już sięgam po którąś z tych wspaniałych zabawek, pamiętając wszakże, że są to tylko narzędzia do osiągnięcia jakiegoś celu.

Dla ludzi Oświecenia było rzeczą całkowicie jasną, że powinni służyć nie tylko sobie samym. Ich wielkim celem, posłannictwem, w które wierzyli, było oświecić, ucywilizować Europę, a poprzez nią cały świat. Czy ta idea całkowicie się skompromitowała i wygasła? No cóż, cały czas zachowuje jednak ważność inna osiemnastowieczna zasada: idee są niematerialne i jako takie nie ulegają zniszczeniu. Wypadnie jeszcze do tego wrócić, ale na razie znów o narzędziach pracy umysłowej, jakie zapewnił ludziom poważnym cud techniczny internetu.

Przytoczony już przeze mnie autor pisze dalej: „Osiemnastowieczna republika uczonych, która zamieniła się później w republikę nauki akademickiej, otwiera się dziś szeroko na przyjęcie rzesz złaknionych wiedzy amatorów z całego świata. To otwarcie jest możliwe dzięki bezpłatnym platformom wymiany informacji, forom dyskusyjnym, [...] a nade wszystko dzięki Wikipedii. To dzięki Wikipedii nieprzeliczone rzesze miłośników danej dziedziny mogą dzielić się z innymi posiadaną wiedzą oraz zdobywać wiedzę, której łakną. Runęły skamieniałe mury świata nauki. Demokratyzacja wiedzy jest w zasięgu ręki. Ideał, o którym marzyli ludzie Oświecenia być może już wkrótce stanie się rzeczywistością.”

 

Cyfrowe kopie książek – wielki przełom czy wielki interes?

Niestety, do tej beczki miodu trzeba dodać kilka łyżek dziegciu. Sprawa pierwsza; nie ma prawdziwego oświecenia bez czytania książek, robienia z nich wypisów itd. Wiele starych książek jest w takim stanie, że każde ich niepotrzebne użycie w ich pierwotnej, dotykalnej postaci ociera się o barbarzyństwo. To samo dotyczy zresztą starych gazet, o czym sam mogę zaświadczyć. Przekonałem się o tym kilka lat temu, gdy egzemplarze "Timesa" z roku 1945, zawierające wiadomości o rozsypywaniu się Imperium Brytyjskiego, rozsypywały mi się w rękach od samego przekładania.

Nie ma najmniejszych wątpliwości co do tego, że konieczne jest skanowanie (jeszcze lepiej fotografowanie przy pomocy statywu) takich materiałów i udostępnianie ich w zasadzie wyłącznie w postaci elektronicznych fotokopii (plików PDF). Rzeczywiście, robi się to dość masowo (na użytek publiczny i prywatny) w bibliotekach naukowych. Z drugiej strony, skopiowana elektronicznie stara gazeta lub książka, na ogół niedostępna już od dawna fizycznie po przystępnej cenie, w postaci swego wirtualnego wizerunku może zostać rozpowszechniona w dowolnych ilościach po całym świecie. Nie da się też ukryć, że owa cyfrowa kopia może być przedmiotem handlu i że może się to wiązać z naruszeniem praw autorskich.

Prawo autorskie w takiej postaci, w jakiej je dziś znamy, jest stosunkowo nowe (pochodzi z roku 1996; The Digital Millennium Copyright Act, DMCA) a jego autorem jest Kongres Stanów Zjednoczonych. Ze względu na przewagę, jaką osiągnęły Stany Zjednoczone na polu najnowszych nośników informacji oraz dzieł sztuki nad większością innych krajów to prawo zostało przyjęte przez prawie cały świat cywilizowany. Jest to prawo aż nazbyt surowe (i tak też ocenia je Robert Darnton), jeśli wziąć pod uwagę, że ogranicza prawo do korzystania z dzieł naukowych i dóbr kultury przez siedemdziesiąt lat od chwili ich powstania. Jest rzeczą oczywistą dla każdego zdroworozsądkowo myślącego człowieka, że tak długi okres ochrony praw autorskich tylko w wyjątkowych wypadkach pokrywa okres dalszego życia twórcy. Jest jasne, że takie prawo nie powstało ani w interesie twórców ani odbiorców ich dzieł. Te siedemdziesiąt lat to siedemdziesiąt lat zysków dla domów wydawniczych.

Zdając sobie z tego sprawę i myśląc o sposobach zmiany takiego prawa na lepsze, należy jednak mieć w pamięci również rzymską zasadę: dura lex, sed lex tj. twarde prawo, ale prawo. W domyśle: lepsze nawet prawo dalekie od doskonałości niż zupełne bezprawie. Po przyłożeniu tej zasady do rzeczywistości otrzymano następujący wynik. Od początku istnienia tej najszerzej znanej i wykorzystywanej na całym świecie wyszukiwarki pracownicy firmy Google skopiowali cyfrowo 8 milionów książek. Nie róbmy sobie złudzeń; jest to prawie wyłącznie literatura w języku angielskim. Jeżeli sami nie będziemy umieli skopiować księgozbiorów w naszym języku i odpowiednio ich udostępniać, wykorzystując fantastyczne możliwości dzisiejszej techniki, nikt tego za nas robić nie będzie.

 

W październiku 2008 koncern Google podpisał ugodę z wielkimi domami wydawniczymi, które podały go do sądu z powodu pogwałcenia praw autorskich. Ta ugoda opiera się na dostrzeżeniu przez stronę skarżącą, że ze względu na ogromne ilości internautów przeglądających i ładujących na swój komputer cyfrowe kopie książek, wystarczą symboliczne opłaty, aby obie strony osiągnęły dalekie od symbolicznych zyski. Google mają z nich otrzymywać 37 %, posiadacze praw autorskich 63 %. Powołano zatem przedsiębiorstwo, którego zadaniem będzie (o ile Sąd Najwyższy zechce to „przyklepać”) udostępnianie odbiorcom indywidualnym kopii książek (i innych dóbr kultury i nauki) w zamian za opłacenie niewielkiego (parę dolarów) okresowego abonamentu, który będzie nosił nazwę indywidualnej licencji użytkownika. Jeśli ktoś takiej licencji nie wykupi, będzie musiał się ograniczyć do prasy oraz miliona książek zeskanowanych przez Google i wydrukowanych przed 1 I 1923. Od siebie dodam, że na podobnej zasadzie płatne archiwa starych (sprzed roku 1985) numerów wielkich dzienników amerykańskich (jak „New York Times”) udostępniają do dziesięciu fotokopii artykułów sprzed tej daty naraz.

Amerykański uczony i bibliotekarz ubolewa nad tym obrotem spraw, uważa bowiem „wspaniałomyślność” koncernu Google za pozorną i czasową. Obecnie sprawy wyglądają tak, że ta firma otrzymała wyłączność na wywołujący zawrót głowy interes i jego zdaniem tylko patrzeć jak jej szefowie (po przyzwyczajeniu publiczności do taniego abonamentu) dojdą do wniosku, że ich naczelnym zadaniem jest osiąganie jak największych zysków. Byłoby lepiej, gdyby Biblioteka Kongresu i biblioteki amerykańskich uniwersytetów zajęły się same kopiowaniem swoich zbiorów i powołały do życia spółkę do ich rozpowszechniania przez internet – dowodzi. Podobne pomysły nie pozostały bez echa, podjęły je UE i Rosja, ale o tym napiszę osobno.

 

Internet nie może być większy niż format ludzi, którzy zeń korzystają

Na zakończenie wrócę do pytania zawartego w tytule. Czyżby nowe Oświecenie? Nie sposób zaprzeczyć, że takowe zrobiłoby bardzo dobrze obecnemu stuleciu. Miniony nie tak dawno temu wiek XX można bowiem nazwać jak się chce, byle nie stuleciem rozumu. Od roku 1905 aż do 2000 wielkim, wywołującym zawrót głowy osiągnięciom nauki i techniki towarzyszyły bezrozumne posunięcia polityczne i doktrynerskie doświadczenia społeczne na zdumiewającą i przerażającą skalę. Rozpatrując ogrom zniszczeń i ludzkich tragedii spowodowanych przez totalitarne ideologie i ustroje polityczne warto pamiętać o roli, jaką odegrali w tym kapłani nauki akademickiej. Otóż niestety szlachetne jednostki walczące z totalitarnymi reżimami i obnażające ich obłąkanie można było w tym środowisku policzyć na palcach. Ogromna większość zaprzedała się szaleństwu ideologicznemu w zamian za korzyści, przywileje i przysłowiowy święty spokój. Taka jest niestety smutna prawda. 

Czy biorąc pod uwagę podobne doświadczenia do tych ludzi można mieć nadal pełne zaufanie? Odpowiedz jest chyba oczywista. Dlatego też rozpowszechnianie wiedzy fachowej wśród zwykłych ludzi za pośrednictwem tak wypowiadających się w internecie specjalistów jak miłośników danej dziedziny, a nawet zwykłych laików pragnących czegoś się dowiedzieć, coś zrozumieć, może się wydawać właściwym zabezpieczeniem na przyszłość. Napisałem może, gdyż jak nie uważam żadnej ideologii za alfę i omegę zdolną wyjaśnić wszystko, co się dzieje i nadać sens ludzkiemu życiu, tak też nie podzielam bezkrytycznej wiary w lud.

piwo z komputera

Oceniając perspektywy nowego Oświecenia za pośrednictwem internetu trzeba sobie zdać sprawę z jednej, zasadniczej okoliczności, którą wiek XXI otrzymał w spadku po wieku XX. Tą okolicznością jest (nazwę rzeczy, jak to zwykłem czynić, po imieniu) przemysłowe ogłupienie ogromnych rzesz przez tzw. kulturę masową (popkulturę). Od około roku 1965 rozpowszechnił się zwyczaj słuchania od najmłodszych lat głośnej muzyki i oglądania bez wyboru programów telewizyjnych. To w żaden sposób nie sprzyja rozwojowi umysłowemu powyżej 15 roku życia, kiedy myślenie obrazami zaczyna w sposób naturalny zastępować w głowie człowieka posługiwanie się pojęciami oderwanymi (pojawia się zdolność do stosowania na coraz szerszą skalę myślenia abstrakcyjnego). Co prawda w żadnych czasach ludzie zdolni do sięgnięcia ponad powierzchnię wydarzeń i dążący do celów wyższych od nich samych nie występowali w przeważających ilościach. Jednak tzw. kultura masowa doprowadziła do tego, że nawet tzw. chłopski rozum znalazł się w głębokim odwrocie. Na taką właśnie nieurodzajną glebę pada od kilkunastu lat internet i wszystkie jego możliwości użyczenia ludziom większej wiedzy oraz zdobycia ogłady. O wiele więcej niż poszukujących miłośników mądrości w internecie jest internetowych narwańców (ang.: freaks) tracących przed komputerowym monitorem resztki rozsądku, a niekiedy nawet przytomność.

Jeszcze większa (i to chyba o wiele) jest grupa takich, dla których internet to tylko gry komputerowe i gołe panienki (pomijam nieco mniej typowe upodobania w tym samym guście). Na koniec niestety muszę też wspomnieć o sporej grupie bywalców wszelkiego rodzaju forów internetowych płci obojga, którzy (jeszcze raz niestety) nie pojawiają się tam z zamiarem dokonania czegokolwiek pozytywnego, ale w zupełnie innych celach. Najczęściej spotykanym jest prowadzenie polemiki dla samej polemiki, poza granice przyjęte między ludźmi kulturalnymi. Demokratyzacja ukazuje się tu nieraz od swej najgorszej strony, opisanej np. przez Ortegę y Gasseta, jako sprowadzenie racji do tego, czego w danej chwili życzy sobie tłum. Do takich ludzi trzeba mieć wprost świętą cierpliwość, ale i ta ma swoje granice. Jest to zresztą tylko pewien wycinek szerszego zjawiska, polegającego na tym, że opinia publiczna wskutek upadku dobrych obyczajów oraz zdolności samodzielnego myślenia ulega najczęściej nie jakimkolwiek racjom, ale bardziej „społecznie nośnej” demagogii. Wskutek tego demokracja staje się coraz bardziej zawodna.

Podsumowując to wszystko nie spodziewam się, aby (przynajmniej w najbliższej i nieco dalszej przyszłości) nowe Oświecenie ogarnęło chociażby jedną czwartą ludności krajów cywilizowanych. Widzę sprawę inaczej. Powstanie (już powstaje) pewna elita umysłowa, szersza aniżeli elity akademickie, elita nowego typu. Elita ludzi znacznie bardziej wszechstronnych niż profesorowie, docenci, doktorzy i inżynierowie upatrujący często pępka świata we własnej, wąskiej specjalności. Elita międzynarodowa w stopniu tak wielkim, jakiego już od bardzo dawna świat nie widział, a dokładniej od lat sześćdziesiątych dziewiętnastego wieku, kiedy to jeszcze wszyscy ludzie wykształceni porozumiewali się między sobą bez trudu po francusku.

      Jaką rolę odegra ta elita, czy zdoła wypracować jakieś wspólne ideały i czy będzie im wiernie służyć (jak Ojcowie Założyciele Stanów Zjednoczonych),  czy też uczyni z nich przedmiot zgrozy i pośmiewiska, jak to się stało z ideałami Oświecenia w wykonaniu jakobinów, tego nie podejmuję się prorokować. Pewne jest dla mnie tylko jedno. Nastały wyjątkowo ciekawe czasy, które jeszcze nieraz zaskoczą nas ludzi w nich żyjących.

 

korzystałem:

http://www.taz.de/1/leben/internet/artikel/1/im-besitz-des-wissens/