JustPaste.it

Byłem po tamtej stronie

Widziałem swoje zwłoki, czułem uwolnienie ale pamiętałem, że obiecałem mojemu synowi, że wrócę - jednak ja już nie żyłem.

Widziałem swoje zwłoki, czułem uwolnienie ale pamiętałem, że obiecałem mojemu synowi, że wrócę - jednak ja już nie żyłem.

 

Czasy II wojny światowej. Piotr, ciemnowłosy mężczyzna, robotnik, który jest ojcem dwojga dzieci: chłopczyka i dziewczynki oraz mężem ładnej kobiety o długich blond włosach mieszka w niskim, parterowym domu gdzieś na obrzeżach miasta. Do Piotra będącego akurat na podwórku podchodzi mężczyzna, jego znajomy i po chwili rozmowy, dość burzliwej o patriotycznym zabarwieniu przekonuje go do wspólnej akcji na jednej z ulic miasta. Obrona tej ulicy z jakiś powodów jest bardzo ważna, Piotr nie bardzo rozumie dlaczego, ale wie, że musi iść a raczej nie może odmówić. Znajomy odchodzi a on podchodząc do swojej rodziny żegna się z nimi wiedząc, że może już nie wrócić. Całując każdego z osobna mówi coś do nich, czuje rozdarcie, boi się jednak nie na tyle aby nie iść i nie bronić swojej rodziny walcząc z okupantem. Wiedział, że jeżeli nic nie zrobi, to prędzej czy później i tak przyjdą po niego/nich Niemcy a wtedy wszystko może się wydarzyć. Czasy powszechnego lęku o życie własne i bliskich mobilizują do działań drastycznych.

Jest ranek (być może już) następnego dnia. Pomimo ciepłego dnia czuć podniecenie, strach, zryw do walki o życie ale też pytania o sens tego wszystkiego i wciąż jak mantra powtarzająca się w głowie myśl "dlaczego?".

Ulica jest raczej krótka po jednej ze stron utworzyliśmy barykadę z mebli, worków z piaskiem i wszystkiego, co było w zasięgu. Swoisty wał mający chronić nas przed ostrzałem ale również dawać wiele miejsc skąd można oddawać strzały w pierś wroga. Nerwowa chwila przeciąga się w nieskończoność, kroczenie w tę i z powrotem przy bijącym jak oszalałe sercu, gmatwaninie myśli, uczuć i pytań. Tak mijają kolejne minuty. Juz wiem, że czekamy na dwie rzeczy, pierwsza to posiłki amunicji, które mają być lada chwila a z nimi mój brat, oraz oddziały wojsk niemieckich, które mają ta drogą transportować coś ważnego.

Wokół siebie widzę około 20 ludzi w różnym wieku, wszystkich nas łączy jedno i to samo - wspólna walka o życie, ojczyznę i nasze rodziny. W takich chwilach człowiek myśli tylko o tym, co dla niego najważniejsze, nie ma myśli o zaszłościach, waśniach między sobą czy o tym, co jutro na obiad. Ważące się losy własnego życia dają jasny obraz własnych priorytetów.

Pierwsze strzały. Teraz widzę kilku naszych biegnących wzdłuż tej ulicy w naszą stroną. Widać akcja zaczęła się już wcześniej a my mieliśmy stanowić tylko ostatnią flankę obrony. Z każda chwilą strzałów coraz więcej, mamy rozkaz aby oszczędzać naboje dopóki nie pojawią się nasze posiłki, które jak już wcześniej nam powiedziano mają być lada chwila.

Teraz już nie ma czasu na nic, strzelać aby zabić jak najwięcej ale uważać na siebie samego aby samemu nie polec. Mam wrażenie, że gorąco się potęguje chociaż trudno powiedzieć czy to od słońca, emocji, które teraz bardzo wzrosły czy od nagrzewającej się broni? Jestem spocony, lęk zostaje zastąpiony walką o życie, teraz nie ma odwrotu.

Chwila, której bali się tylko niektórzy nastąpiła bardzo szybko, brak nam amunicji a posiłków nie ma. Opór wojsk wrogich jest większy niż się spodziewałem a może wszyscy spodziewaliśmy szybkiego i zwycięskiego starcia? Widząc miny tych, którzy są bliżej mnie wiem, że jeśli w ciągu najbliższych sekund nie dostaniemy amunicji, to wszyscy zginiemy.

Jak grom z nieba spada na nas informacja, że Niemcy transportują armatkę aby się z nami rozprawić. Gdyby im sie to udało wtedy nalewno nie mamy żadnych szans. Nikt z nas by tego nie przeżył. Gdzieś z drugiego końca naszej barykady pada hasło aby skorzystać z okazji znacznego osłabienia sił wroga i ruszyć na nich z tym co mamy, czyli z resztą amunicji oraz bagnety, siekiery i inna broń biała. Mimo iż czytając ten tekst może sie wydawać dziwna taka myśl ale tam w ferworze walki i wciąż wiary w to, że damy radę, przeżyjemy taki zryw wydaje się jedyny rozsądny. Im prędzej do tego dojdzie tym szanse są większe.

Poczułem strach gdy zobaczyłem, że nie mam amunicji w mojej broni. Został mi tylko bagnet. To oznacza, że do momentu bezpośredniego kontaktu z wrogiem nic nie mogę zrobić a sam jestem bezbronny. Pada kolejna komenda chociaż ta brzmi jak ostatni zryw do boju. Wychodzące słowa "na nich, do boju!" brzmią tym razem tak podbudowująco, że nie zastanawiam się ani chwili, tylko mocniej ściskając w dłoniach broń wskakuję na barykady. Teraz widzę już tylko drugi koniec ulicy i Niemca chowającego się za rogiem budynku.

Gdy moje stopy dotykają kamienistej posadzki ulicy nagle wszystko zwalnia, staje się jakby drugoplanowe, czuję coś jakby ból i szczepienie w okolicach brzucha a potem koło kręgosłupa. Moja koncentracja na Niemcu gubi się a zmysły zdziwione nowym doświadczeniem skupiają się na rozmywającym się światem przed moimi oczyma. W głowie mam tylko jedno wydarzenie, pożegnanie z moim synem, któremu obiecałem, że wrócę. Niestety w tej chwili moja obietnica nie mogła być już wypełniona - umierałem. 

Czułem straszne poczucie zawiedzenia mojego syna, po głowie zaczęły też krążyć obrazy i uczucia reszty rodziny, załzawionych oczu mojej żony, która chyba wtedy żegnając się ze mną wiedziała, że widzi mnie po raz ostatni.

Przez chwilę widziałem swoje zwłoki, czułem uwolnienie, wszystko teraz było nieważne, cała wojna, śmierć jedyne, co mi pozostało, to uczucie do syna, które tez rozmywało się jak traciłem świadomość i zapadałem w czerń.

Od tego momentu mam tylko kilka obrazów. Pierwszy jaki pamiętam to światło, inne miejsce nie jestem już ziemi, nigdzie jej nie widzę, jakbym przeniósł sie w zupełnie inny wymiar. Czuję się tutaj dziwnie, fajnie i przyjemnie ale obco. Nie znam tego miejsca. Nikogo wokół mnie nie ma jestem sam.

Kolejnymi sekwencjami wspomnień są obrazy gdzie jestem znów w innym miejscu tym razem czuję się w nim dobrze i swojo, są tutaj istoty, niestety nie pamiętam jakie ani czym są. Może to inne dusze? Może istoty z tego wymiaru? Nie wiem albo teraz już nie pamiętam.

Kolejnym obrazem to zegar i istotę o nieokreślonym kształcie, która daje mi do zrozumienia, że mogę sobie wybrać kiedy chcę żyć (Ciekawe, że podobne doświadczenie miał Marcinek szeroko opisywany w mediach). Ja bardzo chciałem wrócić do syna, wróciło uczucie a może cała seria ważnych dla mnie z poprzedniego życia spraw. To one warunkowały moje decyzje kiedy chcę żyć.

kolejnym doświadczeniem jest rozmywanie się całości, utrata świadomości i obecność w czymś twardym.

Kiedy przywieziono mnie ze szpitala do domu i położono na wielu pierzynach, poduszkach, tak, że byłem dość wysoko i zobaczyłem wielu ludzi z mojej nowej rodziny wpatrujących się we mnie widziałem, że niektórych znam a innych nie. Poczułem sie dobrze wiedząc, że narodziłem sie wśród znajomych.

Dodam tylko, że w tym wcieleniu spotkałem sie z moim synem, to starszy człowiek, który właściwie sam mnie znalazł. Ciężko mi opisać burzę emocji jakie towarzyszyły naszemu spotkaniu. Tak bardzo pragnąłem go przytulić ale równocześnie uciec jak najdalej. Pragnienie i strach, miłość i wstyd, że go zawiodłem - wtedy - powodowała wybuchową mieszankę. Chciał mi nawet pokazać mój grób, ale wtedy nie byłem na to gotowy. Dzisiaj żałuję.

Dlaczego to napisałem?

Chciałem pokazać jak ważne jest aby w swoim życiu zawsze kończyć dobrze to, co się zaczyna i nie obiecywać tego, czego nie można spełnić. Tekst ten jest też moim własnym prywatnym oczyszczeniem i mam nadzieję, że i uwolnieniem od tych emocji, dlatego robię to publicznie. Pisząc go miałem raz łzy w oczach innym razem strach, czy poczucie winy. Mam nadzieję, że czytając go wyciągniecie Państwo z niego ważne dla siebie informacje.

Wspomnienia te, które właśnie opisałem nie pochodzą z żadnych regresji, terapii regresywnych czy środków odurzających, to pamięć poprzedniego wcielenia jaką miałem od zawsze, dokąd pamiętam zawsze to wcielenie było w mojej głowie jak część mojego życia. Dlatego na pytanie, czy wierzę w reinkarnację nie odpowiem, że wierzę, bo ja nie musze wierzyć, ja to pamiętam.

Reinkarnacja jest faktem, chociaż jej brak też. Badam to zjawisko od dawna, pod różnymi kątami. Wnioski jakie mam są dość oczywiste. Reinkarnują się istoty o rozwiniętym poczuciu osobowości, istoty, które (przepraszam za wyrażenie) żyją jak warzywa rozpływają się podczas okresu ciemności jaki jest pomiędzy zakończeniem jednego wcielenia a przejściem do świata duchowego. One tracą osobowość, która mało nacechowana poczuciem istnienia poddaje się procesowi uwolnienia.

Dlatego szanujcie swoją osobowość, starajcie się utrzymywać ją świadomą i zdrową bo ona pozwala doświadczać więcej i wzrastać. Świadomość nie obciążona wizjami, omamami narkotycznymi jest mocniejsza i szybciej dostrzeże rzeczywistość niż taka, która obciążona wizjami musi żyć w swoim własnym świecie.

 Autor: Zbigniew Prochowski dla przebudzenie.pl

 

Źródło: http://www.przebudzenie.pl/index.php/bylem-po-tamtej-stronie/

Licencja: Creative Commons - użycie niekomercyjne - na tych samych warunkach