JustPaste.it

Olkin - Spotkanie

Czasem z nudów pisze opowiadania. To jest o dosyć nietypowym pół-ogrze. Opowiadanie fantasy.

Czasem z nudów pisze opowiadania. To jest o dosyć nietypowym pół-ogrze. Opowiadanie fantasy.

 

Spotkanie

  Stal paliła go w dłonie, lecz on tego nie czuł. Atakował dalej z furia w oczach. Ciął wszystko, co nie zdołało przed nim uciec. I zapewne by nie przestał, gdyby nie jeden potężny cios, który nim zachwiał i powalił na ziemie. Zdążył się przeturlać. Potężny młot bojowy runął tuz obok niego. Nie miał czasu by uniknąć następnego ciosu. Jego przeciwnik posiadał wyjątkową siłę i ją umiejętnie wykorzystywał, po raz kolejny rzucając wojownikom po celnym trafieniu w opancerzone ramię.

-Niedobrze – pomyślał -A nawet bardzo niedobrze! Zanim ta góra mięcha dotarła do niego już stal na nogach. Nie czuł bólu, ciosy nie wywierały na nim najmniejszego wrażenia. Olbrzym zauważył to, na chwile zwalniając. Ale tylko na chwile... Nagle ruszył biegiem, wykonując obrót młotem nad głową by wykorzystać maksymalna sile, na jaka mógł się zdobyć. Jednakże potknął się o trupa i runął na ziemie. Wojownik miał szanse dopaść go i głęboko wbić miecz prosto w serce, jednak nie zdążył. Duża strzała utkwiła mu w szyi. Cudem ominęła tętnicę. Charcząc i rzężąc padł na kolana. Złamał strzałę, a następnie szybkim ruchem ręki ja wyciągnął. Olbrzym podniósł się bardzo szybko. Nie widział ciosu strzały. Widział jednak, co z nią zrobił wojownik. Rozbawił olbrzyma, który powoli schylał się po swoja ulubiona bron. Wojownik nie mógł się podnieść z kolan. Klęczał i widział wszystko w spowolnieniu. Każdy ruch rozbawionego wroga. Ten powoli do niego podchodził, przyglądając się charczącemu wojownikowi. Nagle wojownik zerwał się na nogi, chwycił miecz i wykonał cięcie mające pozbawić głowy wroga. Za wolno jednak, za wolno to zrobił. Unik i olbrzym wyprowadził cios, długi zamaszysty znad głowy. Odskok w bok, a potężny młot głęboko wszedł w ziemie. Śmierdzący oddech olbrzyma dotarł do nozdrzy miecznika. Wątpliwej urody twarz, a w niej para przekrwionych oczu uważnie śledziły każdy ruch. Zanim też zdążył cokolwiek zrobić, już potężny młot po raz kolejny basowo ciął powietrze. Unik jeszcze jeden, następny. -Musze cos zrobić! On jest za szybki! Nie nadążam! MYSL! Odsuwany naporem młota cofał się, czując za sobą opór.-Drzewo!- Schylił się unikając kolejnego ciosu, ale młot nie uniknął pnia, który z trzaskiem pękł. Wojownik przeturlał się w prawo, wykorzystując chwile zachwiania olbrzyma. Następnie sięgnął po miecz. Spojrzał na pancerz. -Popękany! Długo nie wytrzyma. Olbrzym ruszył z rykiem i nagle padł opuszczając młot! Gryzący piach, rzucony przez wojownika wycierał pięściami oczy. Jednak za krotko tarł te przekrwione gały. Wojownik był w pędzie, gdy ten chwycił młot, spojrzał w zaskoczona twarz wojownika i odsunął się podstawiając mu nogę. Wojownik upadł parę razy koziołkując, słysząc basowy rechot. Olbrzym śmiał się szczerze. Rozbawił go prawie do łez. Opuściwszy młot na ziemie, podpierał się na okutym drzewcu. Jedną dłoń przyłożył do oczu, a przedramię drugiej spoczywało na drzewcu, cały czas rechocząc. Nagle urwał ukradkiem usuwając łzy palcem wskazującym z kącików oczu. Przerwał, bo miecznik leżał i ani drgnie. Leżał na plecach i nic. Był zaledwie oddalony od olbrzyma o jakieś cztery kroki. Ten wyprostował się, zgrabnym ruchem zarzucił młot na ramie i patrzył dalej.

Miecznik poruszył się i usiadł trzymając się za głowę. Obraz mu się rozmazywał, ale dokładnie się rozejrzał i po prostu nie mógł ominąć uśmiechającej się do niego gęby.

-Zaraz dojdę do siebie –rzekł, lecz zaraz zamilkł, gdyż ból w szyi zmusił go do umilknięcia i ten dziwny gulgot, jaki mu się wydobył z gardła.

-Tfu! -Splunął obficie krwią. Otarł usta i spojrzał na obwiesia, który tak go urządził. A ten nadal siedząc obserwował, każdy jego ruch. I nadal szeroki uśmiech zdobił jego facjatę.

-Ty mieć szczęście, że mieć tak dobrą zbroję -nagle się odezwał basowym głosem olbrzym-Mój młot lubić dobra walka, a ty przeżyć. Co znaczyć, że to być dobra walka. Potem uśmiechnął się jeszcze szerzej, a już byłem pewien, ze szerzej nie mógł. Wyszczerzył żółte zęby przyozdobione tu i ówdzie czarnymi plamami, oraz resztkami jego ostatniego posiłku miedzy nimi i męczył się dalej łamanym Elderem. - Ja już nie chcieć się bić, bo ja nie lubić bić rannych. Ja być pół -ogr od rozbójników, których twa eskorta wybić, co do noga. Rzeczywiście pomyślałem, po tym jak rozejrzałem się do koła. Nawet łucznik, który mnie postrzelił był juz martwy. Pięciu z eskorty nie żyło, jak również bandytów pięciu. Czysta głupota porywać się na wyszkolonych wojowników z niezłym ekwipunkiem i to do tego bez liczebnej przewagi. Koń i wóz ze zlotem nadal stal sobie spokojnie nieopodal w nienaruszonym stanie. To nie było moje zmartwienie. A raczej było. Musiałem dostarczyć tą nieszczęsną skrzynię do Verdany, do której zmierzała eskorta z podarkiem. Poborca również nie żył. Jego ciało przewieszone przez bok wozu obficie obciekało krwią. Biedakowi ktoś z tych bandytów z lasu, szlachtnął pół głowy. Od środka do prawego ucha. Sytuacja nie napawała mnie optymizmem, a do tego ta śmierdząca kupa miecha stała mi na drodze.

- Jak cię zwą olbrzymie?- Odważnie zapytałem, by nie snuć cienia wątpliwości, że w każdej chwili mogę wałczyć dalej. Ten podniósł się. Był niewątpliwie olbrzymem. Mógł konia pocałować w czoło, do tego lekko się nachylając. Potężne szerokie bary były prawdziwymi dźwigarami jego muskularnych rak i ogromnych dłoni. Jak na pół – ogra, za którego się podawał nie przedstawiał makabrycznego wyglądu. Duże okrągłe czarne oczy schowane pod wystającymi brwiami oraz nieznacznie wystające kości policzkowe. Usta szerokie i mięsiste otoczone czarnym zarostem, który rozciągał się na poliki i cześć szyi. Broda wielka i śmiesznie zadarta na czubku. No, ale jego gabaryty tym jasno świadczyły, ze jest pół - ogrem, albo jakimś jego odległym kuzynem. Odziany był w mocno zniszczoną, utwardzaną skórę nie ostrożnego dużego leśnego zwierza, natomiast potężne nadgarstki chroniły skórzane opaski. Na głowie oprócz długich posklejanych strąków nie miał nic. Lepiej wyglądał niż pachniał. Biły od niego zapachy lasu jak i jego własne, które wciskały łzy do oczu.- Ludzie mnie zwać Olkin. Odpowiedział znowu szeroko się uśmiechając, a potem cos pod nosem mówił jak by do siebie, że on być dobry, ale nie mieć innego wyjścia i musieć słuchać przywódcy rozbójników, bo on go uratować. Jeśli dobrze go zrozumiałem.- Olkin tak? Mnie zwą...-Tu urwałem, bo zauważyłem, że zrobiłem się nieostrożny i rozmawiam sobie z wrogiem! Przecież mógł mnie dobić jak starciem przytomność. Oszczędził mnie... Tylko ciekawe, dlaczego.- Aromis. Powiedz mi, dlaczego mnie nie, khhhh, Tfu! -Kolejna jucha poszybowała gdzieś w trawę.

- Ty się nie odzywać, ja zaraz wracać!

- Stój gdzie idziesz!?- Poderwał się zwinnie jak kot, obrócił na piecie i pognał do lasu, który był po drugiej stronie traktu. Gdyby zerknął na mnie zobaczyłby jak dolna szczęka dotyka ziemi ze zdziwienia. Zdumiewał mnie, co chwila. Silny jak tur i zwinny jak kot. Mógł mnie zabić z łatwością, gdy by tylko wałczył na serio! Wstałem, ale w głowie ciągle miałem mroczki i zawroty, ale dokuśtykałem się do jego młota, który to sobie spokojnie stal. I juz miałem go sobie obejrzeć.- Aromis! Nie ruszać młota, bo zrobić sobie krzywda.- Odezwał się nagle, tuz za moimi plecami.- On być bardzo ciężki i być to prezent dla mnie. Jak chcieć to sprawdzić.- Zdumiewał mnie zupełnie, a ja strąciłem wszelkie obawy, że chce mnie podstępnie ukatrupić. Młot miał długie stylisko, a same powierzchnie miażdżące przeciwnika były pokryte jakimiś napisami runicznymi. Mimo wielu prób, nie udało mi się nim zamachnąć. Podnieść owszem, ale tylko tyle. Był ciężki, cięższy niż dwuręczny miecz. A nim Olkin machał prawie bez wysiłku.- Piękna bron Olkinie.- Po co pobiegłeś do lasu? No i czemu mnie nie dobiłeś?- Olkin zanim odpowiedział roztarł jakieś zioła i kazał mi je przytkana do rany, a drugie żuć. Wiec żulem lecznicze zioło, a drugie dociskałem do rany.- Aromis nic nie zrobić Olkinowi. Może chcieć zabić twoja furia Olkina. Olkin nie być rozbójnik. Mieć dług życia u przywódcy. Teraz on nie żyć i Olkin wolny. I Olkin pomyśleć i pomoc slaby wojownik- O to wredny śmierdziel z lasu!- Skoro on przeżyć. Teraz ty musieć zawieść złoto, ale być ranny. Olkin ci pomoc zawieść złoto do Veri oddać królowi. Olkina nie znać jako rozbójnik i nie zostać sądzony.- Sprytnie to sobie obmyślił pomyślałem. - Wiesz Olkinie może być nawet lepiej. Powie się, że mi pomogłeś z rozbójnikami i może jakaś nagroda skapnie. Ale do tego musisz się wykąpać, bo śmierdzisz.- Olbrzym spojrzał na mnie, bo zajęty był dłubaniem swym grubym paluchem w ziemi w poszukiwaniu jakiegoś korzenia, które podobno rosną kolo tego traktu.- Olkin wiedzieć, że śmierdzieć, ale tak łatwiej polować. Tu niedaleko jest rzeka, jak dobrze pamiętam Olkinie.

- A gdyby tak zatrzymać złoto? -Zapytałem podstępnie.

- Olkinowi niepotrzebne jak chcieć to wziąć. Ale nie radzić, bo potem wisieć. To dużo złota być.- Mądrala ten olbrzym- pomyślałem ze zgroza.

- Dobrze Olkin myślę, że mogę ci zaufać. Zawieziemy to złoto jutro. Juz słońce nisko a trzeba pochować ciała, a ja za dobrze się nie czuje, chociaż twoje zioła pomogły.- Uśmiechnęło się to bydle ponownie, bardzo promieniście.

- Olkin nie sprawiać kłopotów.- Rzekł to, wstał i zaczął zbierać ciała na jedna kupę, odzierając je, z co bardziej cennych rzeczy. Umazał się krwią, ale zadowolony zdjął zbroje odrzucając na bok- Nie przydać mi się juz. Potrzebować nowa. Ja schować wóz i złoto w lesie. Zbudować kurhan. Rzeczywiście, zbudował kurhan.