JustPaste.it

Ameryka francuska

faa7528fde3fd65083a60b54b9706798.jpgWczesnym popołudniem według czasu południowo-amerykańskiego wylądowałem w Gujanie Francuskiej. Przeleciałem ponad 4400 mil, spędziłem w powietrzu prawie 9 godzin, w końcu zameldowałem się w stolicy Gujany, Cayenne. Drugi raz jestem w Ameryce Łacińskiej. Pierwszy raz byłem 7 lat temu. Wówczas miałem okazję spędzić kilka dni w Argentynie, Urugwaju i na parę godzin "wyskoczyć" do Paragwaju. Brazylii nie liczę, bo miałem tylko międzylądowanie na lotnisku w Sao Paolo i nawet nie opuściłem samolotu. Pamiętam, że wówczas największe wrażenie wywarł na mnie wodospad Iguassu na granicy brazylijsko-argentyńskiej, nocne Buenos Aires i Montevideo, wdzierające się w morze. A teraz Gujana.

Gujana wita upałem. Jest trzydzieści kilka stopni, ale temperaturę czuje się tylko w przejściu między lotniskiem a autokarem, a potem między autokarem i hotelem. Wszędzie indziej klimatyzacja, czyli egzystencja całkiem znośna. Gdy podchodzimy do lądowania widzę lasy, lasy i jeszcze raz lasy. Tylko gdzieniegdzie poprzecinane pasami coś, co z góry wygląda na polany. Te lasy to nie jest złudzenie. 81procent powierzchni kraju pokrywają wilgotne lasy równikowe. Jest też trochę sawann. W drodze z lotniska do hotelu Nowotel, w stolicy tego zamorskiego terytorium Francji dostrzegam szokujący kontrast: z jednej strony jeszcze drewniane słupy telegraficzne, wyskakujące z zieleni, z drugiej barwne billboardy, reklamujące firmy związane z eksploracją przestrzeni kosmicznej (!) i korzystające z pobliskiego kosmodromu Kourou. Dwa różne światy w jednym miejscu i w jednym czasie.

Gujana Francuska nie jest niepodległym państwem, jest częścią Francji. To jedyny region Ameryki Łacińskiej, w którym obowiązuje euro. Od XVII wieku Gujana kolonizowana była przez Francuzów. Potem przechodziła z rąk do rąk, aby w 1848 roku, w czasie gdy w Europie wybuchła Wiosna Ludów stać się kolonią karną Francji. To tu zsyłano przestępców. Po II wojnie światowej, od 1946 r. Gujana stała się departamentem zamorskim Republiki Francuskiej. Sąsiaduje z jednej strony z Brazylią, z drugiej z Surinamem, a z trzeciej kłania się jej Atlantyk.

Jestem tu w składzie 5-osobowej delegacji Parlamentu Europejskiego (5-u posłów, ale 3 narodowości - Polska, Niemcy, Łotwa) uczestnicząc w VIII Europejskiej Międzyparlamentarnej Konferencji Przestrzeni Kosmicznej. Jest tu też bardzo dużo przedstawicieli parlamentów narodowych. To paradoks: Gujana - kiedyś miejsce zsyłki przestępców, dziś miejsce wizyty polityków z całej Europy.

Gujana, dzień trzeci. Normalnie - czyli upał, choć wczoraj spadło dosłownie parę kropli deszczu. Niebo czasem zachmurzone, ale słońce i tak atakuje mimo zasłony chmur. Nie pogoda jest tu najważniejsza. Najważniejszy jest kosmodrom. To właśnie stąd, ze skrawka francuskiej ziemi wciśniętego między portugalsko-języczną Brazylię z jej 150 mln mieszkańców i niewiele większy od Gujany Surinam - startują kosmiczne rakiety Unii Europejskiej. A nawet więcej niż UE, bo do koordynującej te podboje kosmosu Europejskiej Agencji Kosmicznej należą też Szwajcaria i Norwegia (które w Unii z własnego wyboru nie są), współpracuje... Kanada, a z kosmodromu niedługo mają być wystrzelone rosyjskie rakiety typu "Sojuz"! W Agencji jest 17 państw: „stara" Unia plus Oslo i Berno, starają się jeszcze Węgry, Czechy i Rumunia, na status kraju stowarzyszonego w przyszłym roku pewnie zdecyduje się Polska. Tylko niepełne członkostwo - bo tak jest taniej, a przecież realizujemy program "tanie państwo"...

Rzeczpospolita natomiast już jest w Europejskiej Radzie Kosmicznej (27 krajów: cała UE plus Szwajcaria i Norwegia). Mamy prawo do jednego narodowego satelity. Ale własnego Bajkonuru - jak w Rosji, Kourou - jak tutaj, w Gujanie, czy Cape Canaveral, jak w USA (dla "dźwiękowców” i lotów komercyjnych) czy Vanderberg jak w amerykańskiej Kalifornii (dla lotów wojskowych) Polska mieć nie będzie...

Gujana to młode społeczeństwo. Prawie połowa obywateli nie ma 25 roku życia! Jest to społeczeństwo wieloetniczne: obok Europejczyków (głównie Francuzi), także Indianie, Murzyni, Azjaci, Brazylijczycy i Haitańczycy. To nie tylko młode, ale i małe społeczeństwo: mieszka tu raptem ok.160 tys. ludzi i liczba ta, ani się nie zwiększa, ani nie zmniejsza od 1990 roku. Oficjalny język to oczywiście francuski, ale mówi się tu także po kreolsku i kilkoma lokalnymi dialektami.

Granice Gujany wyznaczają rzeki oddzielające ją od Brazylii (na wschodzie) i Surinamu (na zachodzie): Maroni i Oyapock. Przy brzegach tych rzek – czytam - osiedlili się wiele lat temu Indianie i Maroni - potomkowie murzyńskich niewolników, przywiezionych tu przed wiekami z Afryki i dziesiątkowanych przez malarię i ciężki, wilgotny klimat. Z dzisiejszego dnia zapamiętam jednostajny krajobraz sawanny, z wczorajszego - druty kolczaste pod napięciem, strzegące (obok strażników Agencji i miejscowych oraz ulokowanego w pobliżu Legii Cudzoziemskiej) kosmodromu. Nota bene: gdy wystrzeliwują rakiety z satelitami, Legia Cudzoziemska patroluje teren wokół "punktu zero" czołgami. I tym militarnym akcentem kończę opis dnia w kraju położonym ponad 5000 mil od mojej ojczyzny.

Gospodarze narzucili nam ostre tempo. Codzienne pobudki o 6. rano, wyjazd o 7., powrót do hotelu zawsze po 22. W ciągu dnia zwiedzanie licznych instalacji oraz konferencje i seminaria. Jestem wytrzymały, ale nawet ja odczuwam narastające zmęczenie, bo tak jak francuscy organizatorzy dają mi w kość, nie dawał jeszcze nikt w ciągu 21 lat moich międzynarodowych kontaktów politycznych…

Słowa słowami, bajery bajerami, w kosmicznym biznesie liczą się - jak wszędzie - pieniądze. Budżet Europejskiej Agencji Kosmicznej w 60 procentach (!) pokrywają Francuzi, w nieco ponad 20 procentach Niemcy, w 10 Włosi. Reszta, czyli kilkanaście państw to w sumie kilkuprocentowy margines.

Różne odcienie zieleni po obu stronach drogi - i czerwona ziemia: to główne kolory Gujany Francuskiej. Zaskoczenie: brudny Atlantyk z wodą, o której powiedzieć można wszystko, ale nie to, że jest przeźroczysta. Dlatego na kilkuset metrach wybrzeża w pobliżu naszego hotelu nie widziałem ani jednej kąpiącej się osoby!

Po drodze do kosmodromu mijamy czerwony (jak tutejsza ziemia), mały kościółek z pnączami zwisającymi leniwie ze szczelnych okiennic chroniących od słońca chyba dzwonnicę. To jedyna świątynia, którą widzę w ciągu 4 dni pobytu tutaj. Niewielki krzyż nieśmiało wzbija się w upalne niebo, bardziej upalne niż wczoraj.

Mecz piłkarski w telewizji. Zerkam na niego w restauracji - barze, ulokowanej na świeżym powietrzu, też tuż nad morzem. W pierwszej chwili jestem przekonany, że to jakaś liga południowoamerykańska czy kontynentalny puchar, rozgrywany po sąsiedzku. Nie, we francuskiej Gujanie transmitują oczywiście...francuską ekstraklasę piłkarską. Akurat gra (i przegrywa) Nantes z Tuluzą. Teraz już wiem, że gujańska koszula bliższa francuskiemu, a nie latynoamerykańskiemu ciału.

Nasza delegacja europarlamentarzystów ma tutaj własny program. Dzisiaj z samego rana byliśmy w dowództwie wojsk francuskich. Głównodowodzący ma za sobą służbę w Afryce, Haiti i Jugosławii (mówiąc ściślej: Bośni). Gujana to część Francji, specyficzna, ale jednak. Francuska armia nie ogranicza się do obrony integralności terytorialnej swojego kraju, także w kontekście jednego z zamorskich departamentów. Ma tutaj trzy cele: 1) ochrona kosmodromu, 2) przeciwdziałanie terroryzmowi, 3) walka z narkobiznesem. Terroryzm to nie jest dla Gujany F. (dodaję tę literkę F, bo przecież w pobliżu jest "normalna", nie - francuska Gujana) problem na dziś, ale Francuzi wolą dmuchać na zimne. Co do przemytu narkotyków - to jest to wyzwanie, bo w pobliżu jest Kolumbia, królestwo "prochów". Gangi używają do przemytu - tłumaczy nam generał - małych samolotów, które zrzucają "towar", dalej przewożony rybackimi łódkami czy kutrami. No i wtedy zaczyna się z Francuzami zabawa "w chowanego"...

I tak najważniejsza jest ochrona granic, a zwłaszcza kosmodromu. Granicy zachodniej - z Surinamem na rzece Maroni strzegą "marines", wschodniej - z Brazylią na rzece Oyapack (trudniejszej?) oddziały Legii Cudzoziemskiej. Ochrona badań kosmicznych podzielona jest na trzy etapy. Pierwszy to permanentna ochrona obiektów: 200 żołnierzy i łódź patrolowa. Drugi - to kilkudniowy okres przygotowawczy do odpalenia rakiety: wówczas ilość żołnierzy skierowanych do bezpośredniej ochrony (i interwencji) rośnie o 450 żołnierzy. Wreszcie etap trzeci, czyli "godzina zero", dzień wystrzelenia satelity lub satelit - wtedy zmobilizowanych jest dodatkowo jeszcze 700 wojskowych. Wszystkie jednostki ochraniające ten francuski Cape Cavaneral są rotowane. W sumie Francja trzyma na tym końcu (swojego) świata 3200 żołnierzy i 600 żandarmów. Dużo. Cóż to jednak jest wobec ...Kosmosu?

Jest jedna rzecz, która łączy Gujanę Francuską i...Polskę. I jedna i druga nie są bowiem w ... Strefie Schengen. Tyle, że Polska za rok czy dwa lata (i tak o rok spóźniona) do Strefy wejdzie, a Gujanie nie jest to pewnie pisane.

Wstałem o 5:45, aby godzinę później z całym tłumem ludzi obserwować zaćmienie słońca. Zaćmienie słońca - podobnie jak upadki rządów - zdarzają się cyklicznie. Zaćmienia słońca wzbudzają zwykle spore zainteresowanie. Obserwując przez specjalne okulary malejący krążek słońca, najpierw księżyc, potem półksiężyc, wreszcie cieniutki okrąg, jednocześnie odbierałem telefony od dziennikarzy z Polski na temat zaćmienia rządu w kraju. Najlepszy scenarzysta nie wymyśliłby takiej, filmowej sytuacji. Trzeba przyznać, że zaćmienie słońca ma bardziej pokojowy charakter…

Zaćmienie słońca było widoczne w Gujanie Francuskiej, Surinamie i Gujanie. Zaćmienie rządu nastąpiło w Polsce. Następne zaćmienie słońca w Gujanie Francuskiej odbędzie się za 40 lat. Kiedy odbędzie się zaćmienie rządu w Polsce? Nie wiadomo.

Wczoraj po zakończeniu konferencji, a przed uroczystą kolacją zawożą nas do sklepu z pamiątkami. Chcę kupić mały, ładny, rzeźbiony bębenek, z napisem "Gujane" i ciekawymi ornamentami na wierzchu, ale oglądam go uważnie i nagle w środku spotykam napis, który odbiera mi ochotę na nabycie "gujańskiego" bębenka: "Made in Indonesia". Czy tu nawet własnych bębnów nie mają?

Dosłownie na parę minut wpadamy do maleńkiego, rybackiego portu. Łódki rybaków mają chyba po 100 lat i strach do nich wsiąść. Rybacy, jak to rybacy, zajmują się sieciami, ale uprzejmie przerywają pracę, aby przepuścić nas po nieco zbutwiałym pomoście (z dziurami!).

Na pewno nie są też im znane unijne przepisy ekologiczne: wokół pomostu unosi się nie tyle plama, co gruby na kilkanaście centymetrów kożuch zanieczyszczeń. To taka Gujana, której do tej pory nie znałem.

W stolicy Gujany Francuskiej najlepsze sklepy poznaje się nie tyle po jakości towarów, ile po tym czy mają klimatyzację, czy nie. Pamiątki nieproporcjonalnie drogie w stosunku do tutejszych zarobków - ale nie do zarobków turystów, więc w tym szaleństwie jest metoda. Prowadzą nas - w ramach programu konferencji i jako tzw. grupę zorganizowaną - na miejscowy targ (ale pod dachem). Tzw. mydło i powidło, bez ładu i składu: obok żywności drewniane, strugane łódki – pamiątki (na tym samym stoisku), obok starych bananów - ciuszki dla dzieci, obok jaskrawo kolorowych, ozdobnych chust - buty, a tuż zaraz książki. Wśród książek, w tym przenośnym antykwariacie obok przewodników turystycznych mocno wyeksponowana trzytomowa historia Casanovy, przez niego zresztą pisana. Szukam książki, dzięki której - jeszcze jako uczeń III czy IV klasy szkoły podstawowej - po raz pierwszy usłyszałem o Gujanie Francuskiej. To pamiętnik francuskiego dziennikarza, który dzień po dniu pisał o swoim samotnym, tragicznym marszu przez dżunglę. Tragicznym - bo go nie przeżył. Znaleziono jego zwłoki i zapiski. To była dla mnie, jeszcze dziecka, poruszająca lektura. Opis schwytanej i zjedzonej jaszczurki, marsz od nadziei do beznadziei: to była wstrząsająca literatura faktu, a nie pamiętniki pisane po latach dla pokrzepienia serc, siebie i potomnych. Ale tej książki nie znajduję, za to kątem oka spostrzegam specjalne stoisko poświęcone ...bóstwom hinduistycznym. Skąd tutaj ten hinduski eksport religijny? Przyszedł za Hindusami, cierpliwie penetrującymi kolejne kraje i kontynenty.

Bardziej od Hindusów widać w Cayenne innych reprezentantów Azji - a właściwie jej południowo-wschodniej części. Tę wielokulturowość podkreśla zresztą na spotkaniu z nami szef regionu, czyli - tłumacząc na polskie warunki - marszałek sejmiku... W regionalnym parlamencie gujańskim nie słyszeli raczej o idei taniego państwa, ale w praktyce go realizują: jest tu zaledwie 28 deputowanych (połowa to socjaliści, po siedmiu prawica i ugrupowania lokalne). Władze tworzą w tej sytuacji wszystkie trzy partie - jest wielka koalicja, za to nie ma opozycji. Nie dziwmy się, tak przez lata bywało w Europie (Austria, częściowo Niemcy). W Polsce taka szeroka koalicja to raczej "mission impossible"... Może szkoda na krótką metę, na dłuższą tego i tak nie dałoby się utrzymać.

Pożegnanie z Gujaną Francuską po pięciu dniach pobytu. Noc w samolocie. Startujemy po 18., czyli o 23. czasu warszawskiego, lądujemy w Paryżu na Orly o 7. rano (czyli o 2. w nocy czasu gujańskiego).Gdy wylatuje się późnym popołudniem i przylatuje 2 godziny po północy - to noc jest w praktyce "z głowy". Tyle mojego, co krótka drzemka. Przynajmniej mam czas na analizę tego, co dzieje się w kraju i podsumowanie wrażeń latynoamerykańskich. Co do kraju - moje przemyślenia są mało cenzuralne, a więc, nie czekając na nikogo, sam siebie teraz wykropkowuję...

(Autor jest posłem do Parlamentu Europejskiego oraz członkiem Komisji Spraw Zagranicznych PE)

Ryszard Czarnecki

 

Źródło: Ryszard Czarnecki