Tylko alkoholik wie jak trudno być bez picia,za kroplę wódki oddałby życie
24 godziny bez alkoholu
W słowach chęc widzimy,w dzialaniu potegę,trudniej trzezwo dzien przeżyć niż napisac ksiegę,a życie tylko jedno i nie trwa wiecznie...Jest tylko chwilką wobec potęgi wszechświata i ucieka jak ziarnka maku z dziurawego garnka.Nie dogonisz i w stu koni dnia,ktory przeminąl.A ja topilem go wciąż w kieliszku.I chociaż wiedziałem,ze ginie w nim więcej ludzi niż statków na morzu piłem bez opamietania! .Kiedy piszę te słowa ręce jeszcze drżą i błagają o kieliszek , gdy go wypiję nastepnę pójdą bez blagania, rozpocznę wielkie chlanie.
Ale mimo tej pokusy żyję już piaty dzień bez wódki.Otworzylem na osciez okno i przywitalem się z brzozką.Uśmiechnęła się do mnie zapachem wiosny i szepnęla słowa mojego wiersza;”W jednym listku zielonym pachnie wiosna z daleka,z jednym slowem przytomnym wraca wiara w człowieka” Te slowa napisane w młodosci, dzisiaj prowadzą mnie do trzezwosci. Na taki dzień jakbym czekał całe życie, .rozpoczyna się tak uroczyscie, pachnie wiosną i zaprasza na spacer po ogrodzie,po ogrodzie moich marzen.I chociaz w nocy snił się wielki alkohol nie dam się skusic na kieliszek.!Goląc sie.. poraz pierwszy usmiechnąłem do lustrzanego Szymona, gratulowalem zwycięstwa nad pokusą. Kolejny poranek,bez kaca i dylerycznych koszmarow jest owocem mojej determinacji! !Zycie lub zaglada.Wybrałem zycie, pod kontrolą trzezwiejącego umysły bedę o niego dbał,by jak najdłuzej trwał;o.Zdaje sprawę jak wiele stracilem.
!Wstaję jak najwczesniej,by jak najwięcej korzystać z życia i realizowac te postanowienia. To co zepsulem ,a mogę jeszcze naprawic naprawię,a to co wczoraj nie moglem zmienic,gdyz tęsknota za knajpą mącila jeszcze umyśl- dzisiaj zmienię!
Swiadkiem tych monologow jest moja Penolopa Brzoza z długimi warkoczmi rozwartymi na wietrze. Jest aniolem mojej trzezwosci, czuwa przy oknie i gratuluje dalszych sukcesow,dopinguje do pisania pamiętnika alkoholika.Gdy smutno i zle przytulam się do niej jak do matki w dziecinstwie gdy balem się duchów i głowa bolala.
Obiecuję jej,ze ten dzien będzie pelen kolorow.Z łozka zerwałem się wolajac :”dzien dobry Szymonie,pdałem sobie drugą dłon sciskajac jak najmocniej!W toalecie szczerzylem do lustra zęby i ogolilem się po raz pierwszy bez skaleczeń .
A niedawno zamiast do toalety ,na drżących nogach spieszylem do monopolu po poranną porcję ,a po poludniu cwiarteczki wspomagane winkiem i mocnym piwem przenosiły w blogoslawioną spiczakę alkoholową.Ale dzisiaj ścielę łozko,sprzatąm pokoj,podlewam kwiatki,a przez otwarte okno w promieniach słonca zagłąda brzozka ,pachną bzy.A miesi\ąc temu o tej porze bylem już nabuzowany,awanturowalem się bez powodu z żoną.Nie widzialem i nie czulem słonca chociaz świecilo,nie słyszalem spiewu ptaków chociaz spiewały i placzu żony,chociaz plakała.
Obecny poranny nastrój zwiastuje optymistyczny dzień,lepszy jeszcze od wczorajszego,tez bez kropli alkoholu!Ode mnie przeciez zalezy jak go spozytkuję .Nie łatwo wprawdzie kierowac dniem swojego życie,kiedy alkohol nie wyparował jeszcze w pełni z głowy ,a woń jego mimo otwartego okna kryje się po kątach pokoju , ubrania smierdzą koktajlem piwno -winnym.
Proszę brzózkę o pogodę ducha,odwagę i rozum by ten pierwszy dzień siodmego miesiąca trzezwienia dał jeszcze większe doswadczenia w spinaniu się po szczeblach do trzezwosci.Niech żyje trzezwy Szymon -wołam głosno w ogrodzie swoich marzeń,tak glosno,ze wscibska sąsiadka wyziera przez okno,a pies Ben skowycząć macha radosnie ogonem aprobując moje okrzyki.Dziekuję -piesku-pomagasz mnie być trzezwym.
Dziękuję szczegolnie żonie za prowadzeniej firmy w okresie postępującego alkoholizmu ,a równoczesnie publicznie przepraszam za wielokrotne burdy,awantury i wulgarne wyzwiska.Ztwierdzam w pokorze , z ręką na sercu,gdyby nie ona,nie byloby firmy. Całkowicie żylem w innym swiecie,zresztą nie zalezało mi już na niczym,myslalem o samobujstwie i sposobie jak najskuteczniej go dokonać.Poszukiwalem na strychu schowanego cjanku ,lecz alkohol tak potarmosil pamięć,ze nie wiem i teraz, gdzie go schowalem.
Nadrabiam zaleglosci w obowiązkach szefa ,prowadzę mediacje ze zlecenioda,feryfikuję jak za dawnych lat pracownikow.Znow staje się sobą!Brawo,brawo-pochwalam siebie po powrocie do domu,a w ogrodzie leżąc w hamaku kontynuję autoterapię, opowiadam sobie „bajki o alkoholu”;
Wodka towarzyszy Polakowi od urodzenia az do śmierci , w lonie matki uczy sie plywać w alkoholu. , Wyeliminowac go z e spoleczenstwa się nie da.Mając tę swiadomosc, uczę się zyc wsrod uzależnionych z pelną obstynencją.I moje medytacje kieruję pod tym kątem ,by w pelni kontrolowac zachowania, wodka pozbawiona kontroli rozluznia nie tylko hamulce moralne lecz prowadzi nieuchronnie do zguby I kiedy to piszę,alkohol leje się strumieniami ” za zdowie wasze i w gardło nasze”Pij Polaku pij,na starośc torba i kij”.Te słowa brzmią dla mnie , jak sygnał z tonącego statku na srodku wzburzonego oceanu.Dla tego patrząc w niebo proszę o pogodę ducha,abym zgodzil się z tym,czego już się nie da naprawić i zmienic.A dzialania na teraz-to dalsza praca nad sobą i tolerancja z przymruzeniem oka na to wszystko co dzieje sie w okól mnie.
Nic dwa razy się nie zdarza,fortunna utopiona w alkoholu nie wróci , natomiast radosc zycia bez upiorow z przeszlosci na pewno pojawi się.Zdrowie cenię bardziej niz fortunę, prowadzila ku zgubie moje życie .Nie neguję faktu,ze za pienądze ksiądz się modli ,a ja za wlasne podlilem siebie i wzbogacalem monopol spirytusowy .on zaś rujnowal ,rujnował życie.Takie rozmowy ze sobą poprowadzę w ogrodzie moich marzeń ,wypracowuję wstręt do butelki. Słyszą je moi przyjaciele Ben , gwiazdy i wschodzący księzyc. A maciejka pachnie , wiatr kołyszy mnie w hamak i cichutko nuci "nigdy więcę chlopie nie pij..niegdy więcej nucę z nim (z pamietnika mojego alkoholika Maj, 2002 rok)