JustPaste.it

On, Lis

 

„Jak on to robi? Wydaje kolejną książkę i jeszcze ma na wszystko czas. Rodzina, dom, praca i jeszcze książka. Kolejna książka. Która już? Dziesiąta? No cholera jak on to robi? Tyle niefortunnych wpadek, lecz ciągle na topie. Dziennikarz z pasją, powołaniem? A może z perspektywą na zarabianie kasy? Bądź co bądź – nietuzinkowe odkrycie.” – moje myśli, których przez kilka dni nie mogłem doprowadzić do jednolitego ładu, w końcu stworzyły jakąś sensowną treść.

 

Ocena dla narodu

 

Pan Tomasz o niezwykle medialnym nazwisku Lis ma czas na wszystko, co u wielu ludzi może wywołać przeciążenie. A pan Tomasz jest niezwyciężony i nieprzeciążony. Ma przecież czas na rodzinę. Ma czas na zajmowanie się domem. Ma czas na prowadzenie własnego programu w telewizji. Do tego dwa psy i kolejna książka! Dziesiąta z kolei! Jak on to robi? Pytanie może banalne, ale dogłębnie trafiające w sedno sprawy. No bo jak on to robi?

Tym razem głównym wątkiem przemyśleń autora – Tomasza Lisa jesteśmy my. Już nawet tytuł przemawia sam za siebie, „My, naród”. Głównym tłem każdej książki Tomasza Lisa jest zarys polityczny. Tymczasem  autor odszedł od tego schematu. Książka „My, naród” traktuje między innymi o społeczeństwie obywatelskim i sposobach jego budowania, a także o tym co każdy z nas może zrobić, żeby w naszym tytułowym narodzie było „fajniej”. Przyznaję się bez bicia, książki nie przeczytałem, ale celem tego tekstu nie jest interpretacja nowego „dzieła” Tomasza Lisa, tylko ocena dla jego osobowości. Bo jeżeli on ocenia nas jako naród, to my możemy ocenić również i jego.

 

Jak ryba w wodzie

 

Już jako student IV roku na Uniwersytecie Warszawskim wygrał konkurs na dziennikarza telewizyjnego TVP. Zaliczony debiut jako prowadzący wieczorne wiadomości, główny sprawozdawca parlamentarny i stypendium naukowe zagranicą trwające 9 miesięcy. Smakowity kąsek nie? Potem jako współtwórca i prezenter Faktów w TVN. Wszystko szło jak z płatka, aż do opublikowania książki „Co z tą Polską?” – swoistą kampanie wyborczą. Wielu uważało go za potencjalnego kandydata na prezydenta, ale chyba nie stacja, w której pracował, gdyż zdobycie w sondażach większej ilości głosów od Andrzeja Leppera i Jolanty Kwaśniewskiej doprowadziło do rozstania się z królująca stacją telewizyjną.

W konkurencji – Polsat, mimo sukcesów również nie było tak uroczo, po pewnym czasie prezes stacji odsunął go od prowadzenia Wydarzeń.

Jednakże był laureatem wielu nagród, które przemawiają za jego fenomenem jako osoby publicznej oraz dziennikarza. Tomasz Lis otrzymał m.in. siedem Wiktorów, w tym Super Wiktora 2006, tytuł Dziennikarza Roku 1999 oraz Dziennikarza Roku 2007, a za swoje programy „Fakty TVN” i „Co z tą Polską?” także otrzymał nagrody.

Jednak grzebanie w biografii człowieka, nie da odpowiedzi na niektóre nurtujące pytania, a szczególnie jedno, jak on to robi? Może jako zodiakalna ryba, czuje się jak w wodzie, w każdym aspekcie życiowym?

 

Odcinek 4158

 

Długo się zastanawiałem jak wziąć się za ten akapit. Nie czuję się ani nie jestem psychologiem. Jeśli już to bardziej odpowiada mi rola dziennikarza-socjologa. Jednak jako tło postanowiłem obrać aspekty psychiczne, jeśli tak to można nazwać. Drogą dedukcji i ciągów przyczynowo-skutkowych, sam wywnioskuję ocenę dla bohatera tego artykułu.

Wygrana konkursu na dziennikarza TVP albo jakiejkolwiek stacji, to chyba marzenie każdego studenta tego kierunku. Takie szczęście miał Tomasz Lis, bo owa kolej rzeczy uczyniła go z czasem, jednym z najbardziej rozpoznawalnych ludzi kunsztu dziennikarskiego. Do dziś tkwią mi w pamięci komentarze mojej babci przed każdymi Faktami. „Ojej zaraz będzie mój ulubiony pan w telewizji”. Nie powiem, również go lubiłem, bo widać było, że facet rzetelnie odwala swoją pracę. Jednak jak Tomasz Lis pracował jeszcze w TVN-ie w Internecie ukazał się dość nietypowy materiał dźwiękowy, niwelujący zalety tego „ładnego pana z telewizji”. Kopara mi opadła, tyle przekleństw ile wysłuchałem w ciągu tej niecałej minuty nie można się nawet doliczyć w podrzędnym gimnazjum. Potem, ten wybryk z domniemaną kandydaturą na prezydenta, pogrążył go w światku mediów.

Przejście do Polsatu również wpłynęło na życie Tomasza Lisa. Jak wiadomo od 1994 roku tworzył udany związek małżeński z piękną dziennikarka Kingą Rusin. Życie obdarowało ich równie ślicznymi, dwiema córeczkami. Jednak to wszystko zakończyło się po 12 latach. Dziennikarska para rozwiodła się, a Tomasz Lis rok po „otarciu łez” ponownie znalazł się na ślubnym kobiercu. Również z dziennikarką. Tą panią jest Hanna Smoktunowicz. (Była) przyjaciółka Kingi Rusin i świadek na pierwszym ślubie swojego obecnego partnera. Trochę to ironiczne, ale oryginalne, bo takie zdarzenia najczęściej spotykane są w co trzecim odcinku nigdy niekończącej się Mody na Sukces.

 

Jednak pomimo tych wad, a nawet zalet, człowiek jest nietuzinkowy. Skorzystał z szansy jaką dostał i wykorzystał ją w pełni. Nie pokierował może swoją karierą w dobry sposób, bo teraz siedzi i dmucha „samolot dla prezydenta”. Osobiście potwierdzam jego słowa na temat tego, że dostał po dupie od mediów, bo spadł na margines dziennikarski, lecz pokazał klasę wychylając się z niego, nawet jeśli mówi, że to był błąd. Dystans i samokrytyka w stosunku do własnej osoby, to jak najbardziej pozytywne cechy.

„My, naród” to pewnego rodzaju apel o naprawę społeczeństwa, pokazanie mu drogi do pozbycia się swoich własnych kompleksów. Ale dlaczego akurat on nas ocenia? Już samym tytułem, mówi nam, że to on jest porządnym sędzią. Ze to on jest, tym który jest w stanie nas oceniać i prawić nam kazania lub ostrzegać nas przed kolejną Dodą lub Jolą Rutowicz. Książka pomimo dobrych zamiarów ukazuje tylko naiwność autora. Ukazuje społeczeństwo jakie nie istnieje, bo te, tak czy siak będzie żyć swoim życiem. No i co więcej – pokazuje, że Tomasz Lis ma swój własny świat, bo wierzy, że społeczeństwo się zmieni, ale czy ktoś mu tego zabrania? Może to swoista terapia na leczenie własnych niedoskonałości? Tylko drogi panie Tomaszu, żeby następnym razem to Jola Rutowicz nie chciała z panem usiąść na tej samej kanapie co pan, bo to chyba będzie niezły policzek.

 

Mateusz Balcerzak