JustPaste.it

Nie z tej ziemi

Od jakiegoś czasu słowo "kultowy" stało się bardzo modne. I bynajmniej nie w związku z kultem religijnym, ale raczej w znaczeniu bycia czymś ważnym, wzorcowym dla danego pokolenia.

Od jakiegoś czasu słowo "kultowy" stało się bardzo modne. I bynajmniej nie w związku z kultem religijnym, ale raczej w znaczeniu bycia czymś ważnym, wzorcowym dla danego pokolenia.

 

Słowo to obecne jest zwłaszcza w różnych recenzjach i opiniach dotyczących zagadnień kulturalnych. Kultowe są szczególnie niektóre filmy, książki, piosenki, ale także zespoły muzyczne. Dawniej, aby coś stało się kultowe, potrzeba było czasu. Z polskich filmów kultowy był np. „Rejs” z roku 1970, a potem długo, długo nic. Teraz „kultowe” dzieła ścigają się jak bolidy Formuły 1. Wystarczy, że z jakiegoś filmu czy książki wejdzie do powszechnego użytku kilka powiedzeń czy zwrotów, a już słychać o nich, że są kultowe.

Niektóre produkcje, zwłaszcza amerykańskie seriale, zyskują to miano, jeszcze zanim dotrą do polskiej publiczności. Niedawno w TVP tak właśnie mówiono o serialu pt. „4400”, którego fabuła dotyczy ingerencji istot pozaziemskich w życie naszej planety. Kultowy w tym przypadku nie wydaje się jednak film jako taki, co raczej poruszana tematyka: obce cywilizacje, kontakt z przybyszami z kosmosu, latające spodki. Od końca II wojny światowej zagadnienia te rozpalają umysły wielu ludzi. Akcja „4400” rozpoczyna się od wylądowania w pobliżu góry Rainier w stanie Waszyngton statku kosmicznego, z którego wychodzi 4400 osób wcześniej porwanych z Ziemi przez Obcych. W którymś momencie pojawia element zagrożenia życia na Ziemi, a ingerencja kosmitów ma temu zapobiec. No i jeszcze nadnaturalne zdolności porwanych: a to ktoś przewiduje przyszłość, ktoś inny uzdrawia przez dotyk czy okazuje niezwykłą siłę. Tyle wystarczy, aby miliony z wypiekami na twarzach śledziły przygody bohaterów kultowego serialu.

Skoro dla zyskania tego miana wystarczy przeniknięcie do języka potocznego pewnych zwrotów czy poruszanie np. problematyki pozaziemskiej, to najbardziej kultowa jest sama Biblia. Trudno byłoby zliczyć, ile na co dzień używamy pochodzących z niej powiedzeń (i pochodzących od nich): nic nowego pod słońcem; kolos na glinianych nogach; co do joty; kamień węgielny; niech nie wiele lewica, co czyni prawica; pierwsi będą ostatnimi, a ostatni pierwszymi; oddać ducha; przenieść się na łono Abrahama; niebieskie ptaki, które nie pracują, a żyją  itp. No i oczywiście pełno w niej informacji o niebie, jego mieszkańcach i ich kontaktach z nami, o zagrożeniu życia na Ziemi, a nawet o przyszłym „porwaniu” ludzi do nieba. Natomiast z kultowych postaci bezapelacyjnie pierwsze miejsce powinien zająć Jezus: przepowiadał przyszłość, leczył dotykiem, czynił cuda, mówił rzeczy, które do dziś powtarzają i próbują zrozumieć miliony. W ogóle był nie z tej ziemi. W Ewangelii Jana 3,15 czytamy o Nim: „A nikt nie wstąpił do nieba, tylko ten, który zstąpił z nieba, Syn Człowieczy”.

Jezus i Biblia są dla nas ważniejsi, niż myślimy, i bardziej kultowi niż ktokolwiek i cokolwiek innego. Tylko szkoda, że w zalewie „kultowej” szmiry większość ludzi tego nie zauważa.

Andrzej Siciński