JustPaste.it

Czy wiesz, że Bahaizm to...

światowa religia

światowa religia

 

Ich wspólnoty można spotkać – jak z dumą twierdzą – w 235 krajach, liczą 5 milionów wiernych, a wierni ci wychodzą się z 2100 grup etnicznych. Bahaizmowi bez wątpienia należy się miano religii par excellence światowej. Światowej – to zresztą mało powiedziane. Religii doby globalnej wioski, uniwersalnego systemu duchowego, głoszącego jedność całego rodzaju ludzkiego niezależnie od koloru skóry i wyznania, sławiącego demokrację i postęp, niechętnego wszelkim skostniałym strukturom, napuszonym ceremoniom i dogmatycznym kapłanom.

Wyznawca bahaizmu, pogodny i stroniący od alkoholu, modli się raz dziennie o wybranej porze, a co 19 dni przychodzi na wspólne zgromadzenie, gdzie razem ze współbraćmi czyta święte księgi wszystkich religii. Bahaizm jest bowiem – jak głoszą jego przywódcy – teorią naukową, którą wierni winni szerzyć ludziom wszystkich ras. Nie wszędzie jednak szerzenie nowych nauk jest mile widziane. Tam, skąd rozeszli się po świecie ci apostołowie nowoczesności, już sama ich obecność rozwściecza fanatyczny tłum. „Odstępcy, apostaci, przeklęci heretycy” – krzyczy muzułmańska ulica, podjudzana niekiedy przez mułłów.

Bahaizm narodził się w XIX-wiecznej Persji, w atmosferze mesjanicznych oczekiwań tamtejszych szyitów. W 1844 r., czyli w 1260 roku hidżry, w tysięczną rocznicę zniknięcia Imama-Mahdiego, niejaki Ali Muhammad Szirazi, młody człowiek pochodzący z zamożnej rodziny kupieckiej, ogłosił się najpierw bābem, czyli „bramą”, przez którą „ukryty imam” komunikuje ludziom swą wolę, a potem – samym Imamem. Jakby tego było mało, zapowiedział jeszcze rychły koniec świata i narodziny nowego, „lepszego”, bez agresji, przemocy, okrucieństwa, rozmodlonych tłumów rozdających jałmużnę, pazernego duchowieństwa, poligamii, małżeństw „tymczasowych” i wydawania za mąż nieletnich dziewczynek. Rzucał rękawicę miejscowej tradycji. Chciał naprawiać Persję. Donośnym głosem domagał się swobód obywatelskich, obniżenia podatków, reformy sądownictwa i wspierania nieskrępowanej inicjatywy gospodarczej. Chiliastyczno- reformatorska gorączka narastała. W kraju wrzało. Zwolennicy Baba wnet zabrali się do tworzenia własnego państwa.

Nowy szach Persji nie zamierzał tego dłużej tolerować i ruszył z impetem do tłumienia mesjanicznej ruchawki. Polała się krew, w 1850 r. „mesjasza” rozstrzelano. Jego posłannictwo przejmie dawny uczeń, mirza Husajn Ali (1817-92), zwany Baha'u'llahem („Chwała Boga”). „Przebije” on mesjańskie deklaracje mistrza i ogłosi się wkrótce „manifestacją Boga”, wielkim kontynuatorem misji dawnych Proroków – Mahometa, Jezusa, Buddy, Zaratusztry i Konfucjusza. Dla tradycyjnych muzułmanów było to nie lada bluźnierstwo. Mahomet jest wszak „pieczęcią proroków” i żaden inny po nim powstać już nie może. Nowi adepci, wśród nich wielu perskich żydów i zaratusztrian, prześladowani bezwzględnie w Persji w niedługim czasie rozpełzli się po całym świecie, docierając na wszystkie kontynenty.

W świecie muzułmańskim cały czas są jednak na cenzurowanym. I to nie tylko dlatego, że „bluźnią”. Główne centrum światowej społeczności bahaitów mieści się obecnie w izraelskim porcie Hajfa. Gorzej być nie mogło. „Bahaizm – agendą światowego syjonizmu” – głośno szepczą zwolennicy spiskowej teorii dziejów, a tych przecież ostatnimi laty na Bliskim Wschodzie nie brakuje. Dlaczego ta nieszczęsna Hajfa? Baha’u'llah, wygnany z Persji schronił się w Imperium Osmańskim i, wraz z niewielką grupą wyznawców został w 1868 r. zesłany do tureckiej kolonii karnej w Akce. Miejsce jego pochówku w Bahji na północ od Akki, stało się najświętszym miejscem dla bahaitów z całego świata.

W 1963 r. w pobliskiej Hajfie powołano do życia Powszechny Dom Sprawiedliwości, w którym co pięć lat wybiera się nowe władze wspólnoty. U podnóży góry Karmel, w pobliżu kaplicy ze złotą kopułą, gdzie spoczywają szczątki prekursorów bahaizmu powstał kompleks ogrodów i budynków, w których mieści się Centrum Studiowania Tekstów, Międzynarodowe Archiwa i Centrum Nauczania Światowego. Przymiarki do „rządu światowego”? I to jeszcze w Izraelu.

Chora wyobraźnia wydaje bujny owoc. W styczniu 2001 r. egipskie gazety doniosły o aresztowaniu 16 bahaitów na południu kraju pod zarzutem orgii seksualnych. O to samo podejrzewano już pierwszych chrześcijan. Czcigodni uczeni z, cieszącego się ogromnym autorytetem w świecie islamu, Uniwersytetu Al-Azhar w Kairze, orzekli zresztą wcześniej, że każdy muzułmanin przyjmujący bahaizm ma być traktowany jak odstępca. A za to grozi kara śmierci.

Najgorzej być bahaitą w teokratycznym Iranie, ojczyźnie Baba i Baha'u'llaha. Wg nieoficjalnych statystyk bahaitów jest tam prawie pół miliona, ale „cicho sza, co tam liczby!”. Z jednej strony w Iranie oficjalnie bahaitów nie ma, z drugiej – odpowiadają za wszystkie nieszczęścia w kraju, a przymiarką do każdego przewrotu staje się zazwyczaj ich pogrom. I bądź tu mądry! Kolejne rządy porewolucyjnego Iranu od lat prowadzą konsekwentną politykę dyskryminacji „odstępców”, wcielając po cichu w życie program „ostatecznego rozwiązania kwestii bahaizmu”. Bahaici nie mają więc wstępu na uniwersytety, nie mogą legalnie zawierać umów, dziedziczyć, otrzymywać emerytur, pracować w państwowych urzędach. Mało tego! Zabicie bahaity nie jest traktowane przez sądy jako zabójstwo. Oni sami bywają natomiast często aresztowani pod byle pretekstem i siłą nawracani na islam. W 1993 r. z polecenia władz miejskich Teheranu buldożery zrównały z ziemią bahaicki cmentarz. Nawet umarłym nie dadzą spokoju!

Cóż, „żaden prorok nie jest uznawany w ojczyźnie swojej” – uczy Ewangelia. Mahomet na początku też w końcu nie miał w Mekce łatwego życia. Biada „fałszywym” prorokom! A „fałszywy” znaczy nie uznany przez większość. I to najczęściej właśnie przez większość we własnym kraju. A po stokroć biada ich uczniom, jeśli prędko nie wyjadą!

Jerzy Rohoziński

www.bahai.org.pl

www.kushtar.blogspot.com