JustPaste.it

Wojna po polsku, czyli bitwa o KDT

Nie mogę sobie odpuścić skomentowania tak ważnego wydarzenia, które jest przytaczane we wszystkich mediach c18f54b4ac2981dc258cd6d7692d0869.jpgogólnopolskich. Szczególnie, że byłem niemalże w centrum tych wydarzeń. Warto się zastanowić, czemu ta „akcja” wyglądała tak a nie inaczej? Dlaczego wcześniej się to nie udało? I dlaczego wszyscy byli tym zaskoczeni?

 

Ci, którzy spodziewają się tu obrony stanowiska kupców mogą sobie odpuścić dalsze czytanie. Ci, którzy spodziewają się ostrej krytyki tego stanowiska także mogą tego nie czytać. Ci, którzy spodziewają się poparcia stanowiska Ratusza tym bardziej mogą przestać czytać. Skoro, Czytelniku, dotarłeś do tego miejsca to oznacza, że interesuje Cię opinia na temat tych wydarzeń osoby zupełnie niezwiązanej z żadną ze stron a nawet i z miastem. To chyba wystarczająco przemawia za obiektywizmem w subiektywnym podejściu autora. Bo każda ze stron zostanie tak samo skrytykowana.

We wtorek (21.07.2009) o świcie, w centrum Warszawy, miały miejsce pewne wydarzenia, które można było przewidzieć, przynajmniej co do formy ich wystąpienia. Chociażby na podstawie wcześniejszych wydarzeń czy też innych zapowiedzi. Niemniej wszyscy byli zaskoczeni tym, co się wydarzyło, choć jednocześnie byli na to przygotowani. Mowa oczywiście o szturmie i obronie „twierdzy” Kupieckich Domów Towarowych. Większość spodziewała się właśnie zaciętej walki kupców o ich miejsca pracy. Jednak ta walka wywołała niezrozumiałe dla mnie zaskoczenie. Już wcześniej media mówiły o stanowisku kupców, na forach można było przeczytać różne informacje o sposobach „rozwiązywania problemów” przez rzeczoną grupę. Dlaczego zatem nie zostały podjęte odpowiednie działania, aby taką „akcję” przeprowadzić szybko i sprawnie? Nie sądzę, aby wierzono, że po tak długim czasie nagle nastanie kompromis. Jakże trzeba było być naiwnym, aby tak myśleć…

Jednak stało się. Kilka godzin szarpania nerwów, burd, wyzwisk. Zablokowana jedna z głównych ulic Stolicy. Kilkadziesiąt osób potrzebowało pomocy lekarskiej. Brakowało też zdecydowanych działań. Kto zawiódł? Nie mnie osądzać. Jednak, trzeba zauważyć, że wcale nie były potrzebne wielkie działania strategiczne, lecz po prostu ktoś, kto wiedziałby jak taką akcję przeprowadzić, czego można się spodziewać i umiał podejmować decyzje „na szybko”. Bo po co wynajmować firmę ochroniarską, skoro można było od razu kazać wkroczyć oddziałom policji, uspokoić tłum i podjąć działania umożliwiające spokojną pracę komornika. To nie oznacza, że trzeba każdego spałować i pobić – to oznacza, że trzeba wyprowadzić ludzi z danego miejsca i doprowadzić do rozproszenia tłumu. To nie są metody działania gestapo.

Kupcy, pionierzy polskiego kapitalizmu, walczą o swoją przyszłość. Nie umniejszam ich zasług w budowaniu zachowań społecznych związanych z wolnym rynkiem. Właśnie, wolnym rynkiem. Teraz zasada wolnego rynku nadal obowiązuje. A kupcy nie są po prostu wystarczająco konkurencyjni. Czy to oznacza, że mają być traktowani preferencyjnie? Nie. Żadna „ikona” nie może stać ponad prawem.  Nawet jeśli pewne postępowanie władz nie jest do końca fair wobec tychże „ikon”. Niestety „ikony” mają to do siebie, że często zapominają o pokorze i uważają, że są najważniejsze. Dobrze, że prawdziwe polskie ikony, czyli ludzie wielkiego formatu, jakby powiedział Ferdynand Kiepski, nie pokazały się jeszcze od tej strony.

Ale czy to oznacza, że Ratusz ma absolutną rację? Nie. Włodarze miasta wypowiedzieli umowę i to egzekwują, lecz bez pewnego, przemyślanego planu. Przecież wiedzieli, że w jedności kupców jest ich siła. Nie mogli zatem robić tej jedności? Podzieleni kupcy łatwiej zaakceptowali by warunki Ratusza. Wiem, że to okrutne, ale skoro miasto ma przewagę logistyczną, to czemu nie może mieć też przewagi taktycznej? Chyba, że potrzebna była im silna debata w mediach. Jeśli tak to przepraszam.

Powracając do samych kupców i ich jedności. Jak się okazuje, niektórzy z nich zabezpieczyli się przed oczywistym scenariuszem. Wynajęli miejsca handlowe w innych halach/obiektach w innych częściach miasta. To jest odpowiedzialne zachowanie. Nieodpowiedzialne jest przyprowadzanie ze sobą dzieci na miejsce ewidentnej bitwy, barykadowanie się w hali, prowokacje, oskarżanie. Rozumiem, że kupcy chcą być decydującą siłą, lecz jest to cel niemożliwy do zrealizowania w obecnym czasie.

Kto na tym zyskał? Na pewno nie przeciętny mieszkaniec Stolicy. Stracił dobre miejsce zaopatrzenia, szczególnie, że oferta KDT była wystarczająco atrakcyjna. Nie zyska Ratusz, gdyż jego wizerunek został nadszarpnięty, spadną jego dochody (choć o śmiesznie niską kwotę). Nie zyskają sami kupcy, gdyż nie będzie już takiego obrotu i tak dobrej lokalizacji. Zyskają za to właściciele dużych galerii handlowych, którym ostatnio spadają obroty z powodu zbyt wysokich cen jak na obecne czasy. Zyskali chuligani, którzy przyjechali do Warszawy, aby wdać się w burdy z policją. Dla nich to była dobra zabawa, choć dobrze, że cześć z nich została, bądź zostanie zatrzymana. Zyskali politycy, którzy wstawiając się za kupcami, próbują zbić kapitał polityczny, lub po prostu zaistnieć bardziej w mediach. I ostatecznie zyskają media, które relacjonowały te wydarzenia i  kształtują nasz pogląd na tę stację.

Jako konkluzję można sobie zadać pytanie: „Czy to wszystko jest warte tego co się stało?”. Odpowiedź nie jest prosta, ale moim zdaniem sama się nasuwa. I to jest chyba w tym najgorsze…

 

Źródło: http://blog.viixpublish.info/2009/07/24/wojna-po-polsku-czyli-bitwa-o-kdt/