Stan wojenny w polskim wydaniu? Może z pomocą Armi Czerwonej? A może metodą wojny domowej? - dylematy Kremla. Polska po panowaniu króla, a generała.. Pamięć historyków.
© Edward M. Szymański
Kreml a sprawa polska – brainstorming polityczny Breżniewa
Obiecuję Czytelnikom nie serwować więcej tak wielkich objętościowo artykułów. Ale sam jestem trochę zaskoczony rezultatami mojego dziennikarskiego śledztwa.
Część I. Zagadnienia wstępne
1. Nawiązanie
W poprzednim artykule (CIA i KGB na wspólnej drodze wyzwalania Polski) starałem się zasygnalizować, że Kreml wcale nie pokładał wszystkich swoich nadziei na rozwiązanie „kwestii polskiej” w zaskakującym świat stanie wojennym z generałem Jaruzelskim w głównej roli politycznego powiernika. Miał w zanadrzu scenariusz alternatywny w postaci wykorzystania sytuacji , kiedy się w Polsce „zagotuje”, co dawało możliwość zdyskredytowania nie tylko samej Solidarności, ale, co ważniejsze, jej patrona duchowego Jana Pawła II oraz wspierającą ten ruch administrację prezydenta Reagana.
Pokazałem możliwość takiego rozwiązania. Posługiwałem się czasem w swoich artykułach metaforą gry w szachy. Ta królewska gra, mająca swój militarny rodowód, służyła ćwiczeniu umysłu do walki. Na czym ta walka w istocie polega? Na dostrzeganiu możliwości posunięć własnych i posunięć przeciwnika. Każdy ruch poprzedzony jest analizą otwierania i blokowania różnych możliwości.
Z tego, że ja dostrzegłem pewną możliwość dla Kremla nie wynika jednak, że dostrzegał ją sam Kreml. W tym artykule będzie właśnie o tym, czy Kremlowscy władcy myśleli o innej możliwości niż stan wojenny przywrócenia porządku w Polsce i czy ją dostrzegali. Postaram się pokazać, że Kreml takiej możliwości poszukiwał i to poszukiwanie rozpoczął wystarczająco wcześnie, by zaprowadzić w Polsce odpowiedni ład i porządek w inny sposób, aniżeli miało to miejsce.
Nie tylko taką możliwość dostrzegł jako coś zewnętrznego dla biernego obserwatora, ale sam tę możliwość starannie aranżował . Pełniejsze ukazanie tego wykracza jednak poza zakreślone ramy tematyczne niniejszego artykułu.
2. Aneks
Głównym źródłem „informacyjnego zasilania” w tych rozważaniach będą protokoły z posiedzeń sowieckiego politbiura poprzedzających stan wojenny. Protokoły te zgrupowane są na końcu dwutomowego zbioru Przed i po 13 grudnia w Aneksie. [ Przed i po… t. 2, s. 637 i n] Jest to źródło dość ograniczone, by dawało odpowiedzi na wszystkie nasuwające się pytania w sprawach szczegółowych, ale wystarczające, by odpowiedzieć twierdząco na pytanie tu zasadnicze: czy Kreml widział rozwiązanie alternatywne dla 13 grudnia?
Wypada zauważyć, że przywołane tu źródło jest niekompletne w zakresie spraw dotyczących Polski. Czasem mamy do czynienia z materiałami przygotowanymi pod obrady, ale bez protokołu z samych obrad, czasem zaś odwrotnie, znamy protokół, ale nie znamy materiałów, jakie mieli do dyspozycji obradujący. Uderzać też musi np., że prawie nic nie mówi się w tych protokołach o papieżu. Tylko ogólnikowo wspominany jest Kościół i kardynał Glemp. Dlaczego? Czyżby papież nie był łączony ze „sprawą polską”? Czy kościół w Polsce był przez Kreml bagatelizowany? Te kwestie można wytłumaczyć, ale tu je tylko odnotujmy.
Mimo powyższych zastrzeżeń jest to źródło ogromnie ważne. Daje ono pewne wyobrażenie o sposobie postrzegania sytuacji w Polsce przez najwyższe grono decyzyjne wielkiego mocarstwa oraz o jego sposobie przygotowywania projektów rozwiązań pod decyzję o ich wyborze.
O wyborze. Właśnie! Aby wybierać, trzeba mieć z czego. Trzeba mieć luksus wyboru.
Ważnym też dokumentem będzie w tych rozważaniach protokół ze spotkania przedstawicieli państw członkowskich Układu Warszawskiego, jakie odbyło się w Moskwie 5 grudnia 1980 roku. [Przed i po… T. 1 ss. 234-280] Dokument ten chyba najlepiej ukazuje światowy kontekst i światowy wymiar rozgrywek między Moskwą a Warszawą.
Uważna lektura wskazanych wyżej dokumentów pozwala na bardzo mocny sprzeciw wobec hipotez głoszących, że gdyby nie stan wojenny wprowadzony 13 grudnia, to całe imperium sowieckie rozpadłoby się o blisko osiem lat wcześniej z powodu swoistej geriatrycznej impotencji twórczej kremlowskich władz.
Kreatywności temu dostojnemu wiekowo gremium nie zabrakło, a doświadczenie było jego atutem. Sowieckie politbiuro potrafiło zadbać o luksus wyboru.
3. Kolektywny mózg - dygresja o Breżniewie
Na tle tak krwistych (nawet w sensie dosłownym) twórców sowieckiego bloku komunistycznego jak Lenin czy Stalin Breżniew wypada dość blado, jako leniwy sybaryta o dość mało ciekawym sposobie bycia. Nie zachowały się w pamięci potomnych jakieś jego błyskotliwe powiedzenia, gesty czy nawet nietrywialne anegdoty. Jednak panował na kremlowskim tronie osiemnaście lat. Czy tak zupełnie bez uzasadnienia, mocą inercji i bezmyślności swojego dworu?
A przecież to za czasów Breżniewa sowieckie imperium można powiedzieć wypotężniało. Niczego nie utraciło ze zdobyczy pod wodzą jego poprzedników a zyskało na swojej sile, na respekcie, jakie budziło w świecie. Potężna armia z ogromną flotą, potężnym lotnictwem, sukcesy w kosmosie, w nauce: fizyce czy matematyce (choć raczej miernych w naukach humanistycznych z powodu ich zideologizowania), imponowały całemu światu. Wszystko to osiągnięte zostało przy mniejszej wydolności gospodarczej , co i tak długo nie było ewidentne nawet dla największych umysłów ekonomicznych epoki. I właśnie ten imperialny postęp mimo niższej od Zachodu kondycji gospodarczej zmusza do zastanowienia.
Skąd więc takie wrażenie o postaci Breżniewa? Wynikało ono z jego stylu sprawowania władzy. Chyba jako pierwszy z przywódców tego mocarstwa Breżniew starannie unikał osobistych decyzji bez oglądania się na innych; nie wybiegał przed szereg. Mogło to sprawiać wrażenie, że w ogóle unikał decyzji. Ktoś jednak musiał je podejmować.
Breżniew był wybitnym liderem zespołu decydenckiego, który zgromadził wokół siebie. Był niejako kierownikiem kolektywnej głowy Kremla. Będąc u szczytu władzy sam może nie tryskał pomysłowością , a przynajmniej nie forsował na siłę jakichś własnych rozwiązań, ale mobilizował innych do kreatywności , zręcznie wykorzystywał efekty ich myślenia, ich wyobraźni. Z morza faktów potrafił wyławiać bardzo istotne. Splendory za różne osiągnięcia w sposób niejako naturalny spływały na niego, czemu łaskawie wcale się nie sprzeciwiał. Sam był niezwykle ostrożny, ale nad procesem wypracowywania określonych decyzji czuwał dość starannie, by nie były one nazbyt nieprzemyślane.
Kremlowskie myślenie długo i ciężko ważyło na losach Polski, a myślenia w Polsce nad kremlowskim myśleniem niewiele. Święte oburzenie zastępuje zwykle jakąkolwiek metodyczną refleksję. Nie służy to ani rozumieniu historii, ani wydarzeń aktualnych. W ramach uzupełniania niezbędnych luk, wypada mi zwrócić uwagę, na holistyczny sposób kremlowskiego myślenia.
4. Holizm polityczny Kremla
Holizm (z greckiego holos – całość) – termin obarczony wieloma znaczeniami , to najogólniej mówiąc całościowe podchodzenie do różnych zagadnień. Skrywa się za tym ontologiczne założenie, że jakoś wyodrębnialna całość , to nie tylko prosta suma jej składników (części czy elementów), ale coś więcej, co nie da się do takiej prostej sumy zredukować. Stąd właściwości elementów czy procesów zachodzących w części trudno tłumaczyć w oderwaniu od całości. Przeciwieństwem holizmu jest redukcjonizm od całości abstrahujący.
Holistyczne podejście do ludzkich dolegliwości europejska medycyna zawdzięcza medycynie wschodniej, w której nie respektowano utrwalonego u nas podziału na somę i psyche . Jednostka ludzka jest istotą psychofizyczną, a nie prostym złożeniem fizyczności i psychiki. Las – sięgając do innego prostego przykładu - w holistycznym ujęciu nie jest tylko prostą sumą akurat blisko siebie rosnących drzew. Jest czymś więcej, jest swoistym ekosystemem. Sosna posadzona w młodniku inaczej rośnie, gdy musi o światło rywalizować z innymi, a inaczej rozrasta się na otwartej przestrzeni, gdy z żadnej strony nie jest zasłaniana.
Każde władze państwowe na swój sposób muszą się kierować w swej polityce wewnętrznej i zewnętrznej podejściem holistycznym, o ile efektywnie myślą o dalszym trwaniu i rozwoju swojego państwa, co wcale nie oznacza, że są teoretykami holizmu. Cżyngis-chan o holizmie zapewne nie miał pojęcia, ale imperium potrafił zbudować. Wystarczało, że posiadał holistyczną wyobraźnię, zdolność do całościowego ujmowania rożnych zagadnień związanych z państwem. Pod tym zaś względem ludzie różnią się bardzo znacznie.
Nie każdy potrafi nie tylko zbudować państwo, ale nawet rozumieć warunki, jakie muszą być spełnione, aby już istniejące państwo, choćby i ułomne, nie rozpadło się pod wpływem odśrodkowych czynników wewnętrznych i sprzyjających im czynników zewnętrznych. Nasi przodkowie, kierując się może i najlepszymi intencjami już raz doprowadzili do rozpadu swojego państwa. Rozbiory były tylko formalnym przypieczętowaniem długiego procesu tego rozpadu.
Kremlowski holizm polityczny był naturalną pochodną wielkości imperialnego systemu. Tzw. doktryna Breżniewa jest być może najklarowniejszym sublimatem tego holizmu. Interesy całego bloku są nadrzędne wobec interesów poszczególnych państw. Holistyczne myślenie Breżniewa (i jego doktryna) w całej swej krasie widoczne jest w jego wypowiedziach 5 grudnia 1980 podczas moskiewskiego spotkania przedstawicieli państw Układu Warszawskiego.
Nie tylko w wypowiedziach. Samo to spotkanie jest już praktyczną konsekwencją holistycznego myślenia zarówno kremlowskich władz, jak i wszystkich uczestników tego spotkania. Nikt niby nie chce się wtrącać w wewnętrzne sprawy Polski, ale innej Polski jak socjalistycznej sobie nie życzy. Aby przekazać takie życzenia wystarczyłoby przecież napisać odpowiedni list. Ale to byłoby za mało. Fakt uczestnictwa w specjalnym spotkaniu jest już pewną demonstracją siły woli realizacji swych życzeń. Słowa podparte odpowiednim gestem praktycznym mają większa siłę wymowy.
5. Brainstorming jako sztuka stymulowania i korzystania z wyobraźni
Aby ukazać kreatywność kremlowskiego myślenia pomocne mi będzie odwołanie się do jednej z technik zwiększających jego efektywność
Brainstorming to inaczej „burza mózgów” – jedna z wielu technik poszukiwania nowych rozwiązań lub rozwiązań dla problemów dotychczas nierozwiązywalnych; technik, jakich w historii ludzkości wypracowano wiele, a zainteresowanie nimi gwałtownie wzrosło w okresie „zimnej wojny”. Po obu stronach żelaznej kurtyny nie zabrakło osób zastanawiających się jak przyśpieszyć procesy innowacyjne, by nie czekać, aż pojawi się jakiś utalentowany Edison, który zaproponuje rozwiązania różnych problemów, jakich wyścig w kosmosie czy wyścig zbrojeń podsuwały lawinowo. Nie tylko dla rozwiązywania spraw związanych z technologią techniki brainstormingu bywają owocne, ale także np. w rozwiązywaniu problemów z zakresu organizacji czy problemów politycznych.
„Burza mózgów” kojarzona jest z amerykańskim psychologiem i menedżerem Alexem Osbornem, który swoje doświadczenia jeszcze z drugiej połowy lat trzydziestych z zakresu rozwiązywania różnych problemów i podejmowania najbardziej efektywnych decyzji zawarł w książce wydanej już po wojnie „Wyobraźnia stosowana” (1953 rok). [ za Andrzejem Góralskim: Grupowe myślenie spontaniczne]. Wyobraźnią posługuję się ludzie, odkąd tylko ją posiedli, więc prekursorów jego metody, nawet w innych kręgach kulturowych, można znaleźć wielu.
Do elementarnych podstaw tej metody należy oddzielenie zespołowego generowania pomysłów rozwiązania określonego problemu od ich wartościowania. To oddzielenie jest oddzieleniem w czasie i często także oddzieleniem personalnym. W praktyce może wyglądać to w ten sposób, że jeden zespół generuje pomysły, nawet najbardziej fantazyjne, które są zapisywane, poddawane dalszej „obróbce” i dopiero później, przez inny zespół poddawane ocenie.
W zależności od charakteru problemu sama procedura jego prezentowania, poszukiwania pomysłów rozwiązań, ich ulepszania, a później oceniania i wreszcie dokonywania wyboru, może mieć bardzo różny stopień organizacyjnej złożoności.
Im więcej różnorakich pomysłów się pojawi tym większa szansa znalezienia wśród nich rozwiązań bardzo wartościowych. Bardzo niewielki procent wygenerowanych pomysłów nadaje się do praktycznego wdrożenia, ale te nieliczne, po odpowiednim ich opracowaniu, mogą być bardzo zaskakujące i efektywne.
Mogę się zgodzić z Robertem Servicem, że Chruszczow, w odróżnieniu od Breżniewa, był reformatorem. [R. Service, s. 452]. Breżniew nie był reformatorem, nie majstrował, jak to usiłował Chruszczow, przy podstawowych elementach konstrukcyjnych systemu komunistycznego. To skąd tak długie jego panowanie i wzrost potęgi sowieckiego bloku w świecie? Nawet miernemu szachiście uda się czasem wykonać trafne posunięcie, ale to za mało, by wygrywać całe partie i to przez przeszło piętnaście lat.
Breżniew nie zmieniał systemu komunistycznego, ale potrafił wykorzystywać jego już istniejące możliwości ; i w tym był arcymistrzem. System komunistyczny miał bowiem już ogromnie rozwinięte możliwości oddziaływania na świat zewnętrzny, ale także na swoje podsystemy, jakim była np. obozowa Polska. W poszukiwaniu i dochodzeniu do wyboru optymalnych rozwiązań pod decyzje Breżniew bardzo umiejętnie stosował swego rodzaju permanentny brainstorming, ale na gigantyczną skalę, co wyraźnie widoczne jest w jego poszukiwaniach rozwiązania problemów wynikłych w Polsce.
Jedna z bardziej podstawowych dyrektyw twórczego rozwiązywania zadań mówi (wskazówek heurystycznych – tego krótszego terminu będę używał), aby duże problemy podzielić na mniejsze. Sprawa Polska była dla Kremla takim dużym problemem będącym jakby splotem dużej ilości mniejszych problemów.
W obydwu tomach dokumentów zebranych przez IPN, w których znajduje się Aneks, aż roi się od śladów różnych pomysłów rozwiązań problemów cząstkowych zrodzonych w różnych kręgach personalnych wielkiego systemu komunistycznego i nie tylko w Polsce. Niektóre z tych pomysłów miały chyba nieco dłuższy żywot, gdyż ich echa trafiły aż do sowieckiego politbiura. Do takich należał np. pomysł przypisywany bułgarskiemu przywódcy Żiwkowowi, by wobec niechęci ekipy Kani i Jaruzelskiego do wprowadzenia bardziej rygorystycznych środków przeciw Solidarności zorganizować coś w rodzaju podziemnego czy alternatywnego biura politycznego w Polsce w ramach istniejących struktur partyjnych. Łatwiej byłoby o ewentualną zmianę rządzącej w Polsce ekipy..
Jeśli spojrzy się na obydwa tomy dokumentów jak na ślady permanentnej wielkiej sesji brainstormingowej oraz ślady procedur konsumowania przez sowieckie politbiuro jej efektów, wówczas względnie łatwo dostrzec można w tym chaosie pewną metodyczność. Kremlowska głowa panowała nad tym chaosem.
Nadmienić wszakoż wypada, że ten chaos wykorzystywała nie tylko do zbierania pomysłów, ale także zwiększała go w celu dezinformowania czy pozorowania rożnych działań.
Wcale nie twierdzę, że Breżniew studiował „Wyobraźnię w praktyce” Osborna. Postuluję tylko, by spojrzeć na kremlowskie działania także jako na sposób wykorzystywania wyobraźni olbrzymich zasobów kadrowych systemu komunistycznego. Nie oznacza to wcale, że owe kremlowskie działania do tych technik redukuję. Postuluję jednak, by w ogóle dostrzegać elementy technik heurystycznych w zbiorowym myśleniu Kremla. Jest to w pełni uzasadnione faktem, że Kreml stanął przed bardzo nietypowym problemem, od którego nie mógł uciec, którego nie mógł zignorować. Potrzeba było nietypowych rozwiązań, a potrzeba jest matką wynalazków.
Rozwiązanie problemu wymaga najpierw jego rozpoznania, zdiagnozowania czy zdefiniowania rożne tu terminy mogą być użyte, postawienia wstępnych hipotez ich sprawdzania itd. Warto pod kątem doszukiwać się pewnej metodyczności w tych zabiegach i przejrzeć przynajmniej pierwsze materiały Aneksu.
6. Pokojowa Linia Breżniewa
Na dokumenty w Aneksie warto spojrzeć jak na cegiełki puzzli daleko szerszej układanki zawierającej dość konsekwentny obraz polityki wielkiego mocarstwa. Te dotyczące Polski cegiełki powinny więc pasować do cegiełek odnoszących się do tego, co dzieje się poza Polską w jej najbliższym i dalszym otoczeniu, na które Kreml także wywierał większy lub mniejszy nacisk, a przynajmniej starał się wywierać. Nawet na Waszyngton i Watykan.
Akcja równa się reakcji, więc i Kreml podlegał naciskom czy wpływom ze strony Zachodu i w tym tyglu wzajemnych nacisków i wpływów znajdowała się Polska, mocą historycznych zaszłości przynależna do jednej ze stron podzielonego świata.
Na dokumenty Aneksu staram się wiec spojrzeć jak na świadectwa konsekwentnej linii politycznej Breżniewa w odniesieniu do Polski i pokazać, że w tej linii różnych posunięć wyłania się możliwość innego rozwiązania niż stan wojenny w wykonaniu generała jaruzelskiego. Do tego alternatywnego rozwiązania dochodzono powoli, ale systematycznie i jest to zasługa pewnej metodyczności Breżniewa w sposobie przeciwdziałania różnym zagrożeniom, które dostrzegał bardzo wcześnie i którym starał się przeciwdziałać.
Nie zamierzam wchodzić w dyskusję, czy była to rzeczywiście linia pokojowa. W tej pokojowej linii miała miejsce interwencja militarna w Afganistanie, ale przecież w podobnie pokojowej linii miała też miejsce interwencja w Iraku. Wielkie mocarstwa mają własną wizję tego, co jest pokojowe, a co nie, co jest wyzwalaniem, a co agresją. Wspominam jednak o tym problemie, gdyż w polityce, zwłaszcza międzynarodowej, wzgląd przywódców państwowych na argumenty pokojowego charakteru różnych przedsięwzięć jest niezwykle ważny.
Cześć II. Pierwsze kroki organizacyjne, rozpoznania, idee rozwiązań
1. Powstaje Komisja ds. Polski
25 sierpnia 1980. [W sprawie sytuacji w Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej, s. 637] Aneks otwiera wyciąg z protokołu posiedzenia sowieckiego politbiura z 25 sierpnia 1980 roku zawierający dwa punkty. Pierwszy dotyczy przyjęcia informacji Breżniewa o sytuacji w Polsce, drugi zaś dotyczy przyjęcia uchwały o powołaniu specjalnej Komisji Biura Politycznego KC KPZR w niezwykle prominentnym i komplementarnym, pod względem kompetencji decyzyjnych dla zarządzania całym sowieckim systemem, składzie.
Dla zilustrowania wielostronności podejścia sowieckiego politbiura przy poszukiwaniu optymalnych z punktu widzenia interesów wielkiego mocarstwa posunięć warto chociaż zasygnalizować niektóre z tych kompetencji,: Susłow – ideologia, Gromyko – polityka międzynarodowa, Andropow – KGB, Ustinow – armia.
Już te cztery nazwiska świadczą o ofensywności Kremla w rozwiązywaniu polskich spraw. Sygnalizują one niejako cztery płaszczyzny walki: walki w płaszczyźnie ideologicznej, politycznej, militarnej i w ogromnie ważnej płaszczyźnie służb tajnych.
A co ze sprawami gospodarczymi? Te kwestie są w polu zainteresowania wszystkich, łącznie z samym Breżniewem, który akurat nimi wydaje się być bardzo zaambarasowany. Jeśli utrzymuje się olbrzymią armię czy prowadzi intensywny wywiad najróżniejszego rodzaju na całym świecie, to skądś trzeba czerpać na to środki. Tak mocna personalnie komisja ma do dyspozycji , w zależności od potrzeb, wszelkie instrumenty ingerencji w bieżące sprawy gospodarcze. Bieżące, ale z najwyższego szczebla zarządzania, co zawsze rodzi szczególnego rodzaju problemy. Dla porządku odnotujmy jeszcze pozostałych członków komisji: Czernienko, Zimianin , Archipow, Zamiatin i Rachmanin.
Za każdą z osób w tej komisji, a przynajmniej jej czołowych postaci, kryją się ogromne środki materialne i kadrowe. Na styku różnych, by tak rzec – resortowych, kompetencji mogą zrodzić się zupełnie nowatorskie rozwiązania.
25 sierpnia 1980 roku to moment najgorętszych napięć politycznych i społecznych w Polsce. Dzień wcześniej dymisję złożył premier Mieczysław Babiuch, a przy samym końcu sierpnia podpisane będą porozumienia szczecińskie i gdańskie.
Kreml nie spóźnił się z powołaniem swej komisji.
2. Identyfikacja zagrożenia
3 września 1980. [W sprawie tez do rozmów z przedstawicielami kierownictwa polskiego, s. 638] Komisja robi to, do czego jest powołana i okazuje się wcale sprawna. Już trzy dni po porozumieniach gdańskich - 3 września, jak dowiadujemy się z dokumentów w Aneksie - przedkłada na forum politbiura obszerne tezy do rozmów z przedstawicielami „kierownictwa polskiego”. Tezy te pogrupowane w 6 punktów można rozbić na dwie części. W pierwszej, a w materiale -- w pierwszym punkcie, postawiona jest diagnoza sytuacji, w pozostałych zaś zawarte są wytyczne dla „kierownictwa polskiego”.
Warto trochę bardziej szczegółowo przyjrzeć się temu pierwszemu punktowi zawierającemu elementy diagnozy sytuacji w Polsce i prognozy jej dalszego rozwoju. Cały ten dokument odzwierciedla oficjalną dotychczas linię polityczną Kremla. Pokojową dla kogo? Przede wszystkim dla światowej opinii publicznej i stąd niezbędna jest obecność w komisji odpowiedzialnego za ideologię Susłowa i obecność Gromyki , szefa sowieckiej dyplomacji.
Jest to linia pokojowa także w relacjach Kremla z jego państwami satelickimi, od których jednak wymaga się już nieco głębszego zrozumienia warunków pokoju, do czego odwoływała się tzw. doktryna Breżniewa. Doktryna ta wymagała zrozumienia, że właśnie w imię pokoju trzeba czasami trochę mocniejszymi środkami zdyscyplinować któreś z bratnich państw, jeśli nie respektuje ono pryncypialnych zasad internacjonalistycznej współpracy w ramach całego bloku. Zrozumienia, że potrzebna jest wtedy bratnia „internacjonalistyczna pomoc”, co przecież nie oznacza wrogości między bratnimi narodami. W licznej rodzinie tak bywa i jest to niejako normalne. Takie tłumaczenie odwoływało się do dość zdroworozsądkowego, potocznego widzenia spraw światowej polityki.
Głównym problemem w dokumencie są zawarte co dopiero porozumienia gdańskie i szczecińskie. Już pierwsze zdania podnoszą problem ich zasadności z punktu widzenia moskiewskich władz, które uważają się za przywódców światowego ruchu komunistycznego. Dokument stanowi materiał do rozmów z polskimi przedstawicielami i stąd forma pierwszej osoby liczby mnogiej (np. „rozumiemy” itd.)
Porozumienia rządu PRL, zaakceptowane przez plenum KCPZPR to wysoka cena za osiągnięte „uregulowania”. My oczywiście rozumiemy, w jakich warunkach musieliście podejmować tę ciężką decyzję. Porozumienie w istocie oznacza legalizację opozycji antysocjalistycznej. Powstaje organizacja, która zamierza do objęcia swym wpływem politycznym całego kraju. Złożoność walki z nią polega na tym, że opozycjoniści kryją się pod maską obrońców klasy robotniczej, ludzi pracy. [s. 638]
Czy ta „wysoka cena” jest do zaakceptowania? Czy nie jest ona za wysoka? Jest za wysoka. Fakt zaś, że te porozumienia spotykają się z pewnym zrozumieniem Kremla wynika tylko z pewnej nowości sytuacji, z tego, że opozycjoniści kryją się pod maską obrońców klasy robotniczej. Nie oznacza to jednak, że te porozumienia mogą być akceptowane na dłuższą metę. Polskie władze legalizując opozycję antysocjalistyczną popełniły błąd.
Następny akapit co do błędności tego nie pozostawia miejsca na żadne złudzenia i wskazuje przyczyny braku akceptacji dla porozumień w Gdańsku i Szczecinie:
Porozumienie nie usuwa zasadniczych przyczyn wydarzeń kryzysowych; co więcej, komplikuje się teraz rozwiązanie pilnych problemów gospodarki polskiej i społeczeństwa polskiego.
Skoro porozumienie nie usuwa „zasadniczych przyczyn” wydarzeń kryzysowych, to zrozumiałe jest, że z punktu widzenia sprawności całego systemu komunistycznego porozumienie to nie ma sensu. Tym bardziej jest ono szkodliwe, że w dającej się przewidywać perspektywie owa kryzysowa sytuacja będzie się pogłębiała, gdyż komplikować się będzie rozwiązywanie problemów gospodarki polskiej i społeczeństwa polskiego.
W dalszym akapicie dokument, jak na Wielkiego Brata przystało, wyraża troskę o „zdrowe siły w partii i w społeczeństwie” i trafnie przewiduje:
Ponieważ opozycja zamierza kontynuować walkę o osiągnięcie swych celów, a zdrowe siły partii i społeczeństwa nie mogą zgodzić się na cofanie się społeczeństwa polskiego, to osiągnięty kompromis będzie miał najwyraźniej charakter przejściowy. Jesteśmy zmuszeni uwzględniać i to, że opozycja liczy – i nie bez podstaw – na pomoc z zewnątrz. [s. 638]
Skąd ta pomoc może płynąć? Z Watykanu i Waszyngtonu. To dlaczego o tym nie mówi się wprost? To może być zrozumiałe. Polskie władze, do których dokument jest adresowany, nie mogły sobie pozwolić na otwarte wystąpienie przeciwko papieżowi. Nadto Breżniew swoim nazwiskiem firmuje pokojową linię w rozmowach rozbrojeniowych i Kreml nie może sobie pozwolić, by od niego wychodziła namowa do ostentacyjnej wrogości do polityki amerykańskiej administracji. Liczy natomiast, czemu sprzyja wieloletnia praktyka „umacniania więzów przyjaźni”, na domyślność polskich władz.
Porozumienia szczecińskie i gdańskie jeszcze nie weszły dobrze w życie a Kreml już ma w miarę trafną diagnozę i prognozę rozwoju sytuacji. Nie są one dla Kremla pomyślne, ale też dlatego powołano specjalną komisję, by szukała odpowiedniego rozwiązania. Na razie zebrała ona w jednym dokumencie to, co władze w Polsce powinny robić u siebie uwzględniając kremlowski punkt widzenia. Ten punkt widzenia określony jest w pierwszym punkcie dokumentu i aż do śmierci Breżniewa nic się tutaj istotnego nie zmieni.
Następne punkty zawierają już bardziej szczegółowe wyliczenia kierunkowych działań dla polskich władz.
3. Na początek audyt Polski
W dalszych pięciu punktach komisja proponuje wzmożenie, czy intensyfikacją działań we wszelkich możliwych kierunkach mogących przyczynić się do zażegnania tendencji. niekorzystnych dla istniejącego ładu w Polsce i, tym samym, dla całego sowieckiego systemu .
Oczywistą sprawą było, że tym ofensywnym działaniom ma przewodzić partia i stąd postulat pod adresem polskich władz partyjnych , by przede wszystkim zadbać o jej kondycję, jej bojowość. Nie zapomniano o potrzebie intensywnej pracy z dotychczasowymi związkami zawodowymi, o pracy w armii [ciekawy jest tu postulat: Rozważyć możliwość skierowania do pracy na stanowiskach kierowniczych w organach partyjnych doświadczonych pracowników politycznych Wojska Polskiego], w służbach bezpieczeństwa wewnętrznego (jak inaczej interpretować postulat: Podjąć niezbędne działania w celu zdemaskowania oblicza politycznego i zamysłów hersztów opozycji. ?), o środkach masowego przekazu i propagandzie.
Innymi słowy komisja ta dokonała przeglądu wszystkich słabości dotychczasowych mechanizmów socjalistycznego ładu w jednym z podobozów całego obozowego imperium. Można powiedzieć, że dokonała swego rodzaju audytu politycznego Polski, który pokazuje, że te dotychczasowe mechanizmy nie działają właściwie. Na podstawie tego audytu sformułowała swoje wnioski.
4. Idea lepszego „smarowania systemu”
Te pierwsze wnioski to właściwie pierwsza idea mająca doprowadzić do poprawy sytuacji w Polsce: ponaprawiać, uporządkować, uaktywnić , udrożnić wszystko, co się da i co jest zgodne z normami socjalistycznego ładu. Można tę ideę nazwać ideą lepszego „smarowania systemu”, jest ona niejako naturalna.
Te wnioski nie dawały przyzwolenia na jakąś znaczniejszą przebudowę dotychczasowych mechanizmów systemowego ładu. Przeciwnie. Dla „polskiego kierownictwa” przygotowano po prostu listę życzeń, z których nigdy za życia Breżniewa nie zrezygnowano, i które stały się przedmiotem ciągłych upomnień.
Czy dla polskich władz mogło być niespodzianką, że wyniki takiego audytu wzbudzają niezadowolenie Kremla? O żadnej niespodziance nie mogło być mowy. Wystarczyło czytać moskiewską prasę, a i ambasada sowiecka w Warszawie była dostatecznie rozbudowana i pracowita, by takie sygnały niezadowolenia przekazywać i niekoniecznie ściśle formalnymi kanałami. Nowością mogło być powołanie tak poważnej komisji. Czy polskie władze zostały o tym poinformowane? Nie prześledziłem tego problemu, była wewnętrzna sprawa Kremla, a w tajemnicy chyba długo utrzymać się nie mogła.
Niezależnie od tego jak było w detalach, trudno byłoby zakładać, że taka komisja zadowoli się jakimiś zdawkowymi obietnicami poprawy ze strony polskich władz.
5. Pojawienie się idei stanu wojennego
29 października 1980 [1. Materiały związane z przyjacielską wizytą w ZSRR polskiego kierownictwa, s. 642]] – na ten dzień datowany jest protokół z obrad politbiura, gdy debatowano nad materiałami związanymi z mającą mieć miejsce przyjacielską roboczą wizytą w ZSRR polskiego kierownictwa w osobach I sekretarza Stanisława Kani i premiera Józefa Pińkowskiego .
Dla Kremla sytuacja była poważna, więc nic dziwnego, że już przed tym posiedzeniem pojawiła się nowatorska idea rozwiązania problemu przywrócenia odpowiedniego ładu w Polsce, idea w postaci planu stanu wojennego. Wspomina o niej sam Breżniew, gdy krytykuje polskie władze za swoistą bezczynność wobec „pełzającej kontrrewolucji”:
Zaczynają im odbierać sejm, a oni mówią, że jakoby armia stoi po ich stronie. Wałęsa jeździ z jednego końca [kraju] na drugi, z miasta do miasta, wszędzie przyjmują go z honorami, a polscy przywódcy milczą, prasa także, telewizja nie występuje przeciwko tym antysocjalistycznym elementom. Być może, rzeczywiście trzeba będzie wprowadzić stan wojenny. [s. 643]
Gdzie ta idea się urodziła? W Moskwie, czy w Warszawie?
Sam pomysł mógł się zrodzić i tu, i tu jako swego rodzaju pomysł samonarzucający się. Nie jest wykluczone, że w Warszawie, ale zapewne w kręgach wojskowych jako swoista riposta na postulat wyartykułowany w poprzednim materiale rozważenia możliwości skierowania do pracy w organach partyjnych „doświadczonych pracowników politycznych Wojska Polskiego”, w czym by można dopatrywać się intencji przygotowania warunków do interwencji militarnej.
O stanie wojennym na tym posiedzeniu mówi się jako o temacie już toczących się rozmów. Ustinow np. wskazuje, że Jaruzelski pochodzi bez entuzjazmu do tego tematu i nawet mówi, że wojsko nie wystąpi przeciwko robotnikom. Wiadomo skądinąd, że pułkownik Kukliński otrzymał od generała Skalskiego polecenie wejścia w skład zespołu pracującego nad planami jego wprowadzenia już 22 października. [B. Weiser, s. 188]
Dość zdecydowanie za stanem wojennym opowiada się Gromyko. Warto przytoczyć jego wypowiedź i zwrócić uwagę na sposób argumentowania:
Uważam , że w przygotowanych materiałach wszystkie zasadnicze kwestie zostały ujęte prawidłowo. Jeśli chodzi o wprowadzenie stanu wyjątkowego w Polsce, to należy go brać pod uwagę jako środek do ratowania zdobyczy rewolucji. Oczywiście, może nie od razu go wprowadzać, a tym bardziej nie od razu po powrocie tow. Tow. Kani i Pińkowskiego z Moskwy; jakiś czas trzeba odczekać, ale należy ich na to ukierunkować i wesprzeć. Nie możemy stracić Polski. Związek Radziecki w bitwie z hitlerowcami, wyzwalając Polskę, stracił 600 tysięcy swoich żołnierzy i oficerów, więc nie możemy dopuścić do kontrrewolucji. [s. 643]
Polska traktowana jest jako swego rodzaju zdobycz wojenna, za którą Związek Sowiecki zapłacił wysoką cenę żołnierskiej krwi. Koniec i kropka. Nie możemy stracić Polski.! Nie możemy dopuścić do kontrrewolucji. ! Jeśli stan wojenny okaże się konieczny, to bezwzględnie należy go wprowadzić jako środek ratowania zdobyczy rewolucji.
Czy jest to tylko osobiste życzenie ministra spraw zagranicznych wielkiego mocarstwa? Nie. To jest wyrażenie przekonania całego politbiura i daleko szerzej - milionów żołnierzy, milionów członków partii, milionów funkcjonariuszy państwa rozciągającego swoje władztwo od Berlina do Władywostoku i wreszcie milionów obywateli dumnych z potęgi swojego państwa. Tych milionów jest dużo więcej niż członków Solidarności, a nawet wszystkich Polaków razem wziętych.
Ten argument pojawi się też w wypowiedzi Breżniewa na spotkaniu 5 grudnia 1980 roku w Moskwie, spotkaniu przywódców państw członkowskich Układu Warszawskiego. Zapewne był on w tym gremium mało odkrywczy, ale zwracam nań uwagę Czytelnika, gdyż ilustruje on pewien sposób kremlowskiego myślenia.
Mogło takie przekonanie nie podobać się Polakom? Nie tylko mogło, ale faktycznie się nie podobało. Tylko co z tego? Przez trzysta niemal lat, Polacy nie potrafili skutecznie stanowić o własnym państwie, o jego przebudowach, o samodzielnej polityce zagranicznej. Na Warszawę rozciągał się cień Moskwy, co było, z krótkim międzywojennym epizodem, trwałym elementem ładu światowego.
Dla Gromyki odpowiedzialnego za sprawy międzynarodowe idea stanu wojennego (czy stanu wyjątkowego – te terminy były zrazu używane wymiennie) mogła być szczególnie ponętna. Niech świat widzi pokojową politykę Kremla. Polacy sami robią u siebie porządek, więc niech robią. Byłaby to opcja nawet i lepsza niż tradycyjna „internacjonalistyczna pomoc”.
Fakt, że prace nad stanem nad stanem wojennym zaczęto tak wcześnie, niemal nazajutrz po politycznej legalizacji Solidarności, stał się dla wielu osób ewidentnym dowodem narodowej zdrady autorów stanu wojennego, a zwłaszcza dla kręgu historyków.
To przekonanie nie pozwoliło historykom dostrzec tego, że oto zaczęła się jedna z najciekawszych kampanii polskiej armii w jej relacjach z moskiewskim hegemonem. Kampanii polityczno-wojskowej, czy raczej polityczno- sztabowej, mało dla świata widocznej, a już najmniej widocznej i zrozumiałej dla kręgu historyków- weteranów wojny polsko-jaruzelskiej.
6. Dygresja o gwarantach politycznego ustroju Polski
Powszechna jest wiedza, że stan wojenny wprowadzony został pod ogromnym naciskiem Moskwy, ale wyłącznie polskimi siłami i to daje asumpt krytykom generała Jaruzelskiego do moralnych osądów jego decyzji. Nie dostrzegli oni fundamentalnego dla polskich aspiracji niepodległościowych problemu: kto ma być gwarantem politycznego ustroju Polski?
Kurica nie ptica, Polsza nie zagranica - mówi znane rosyjskie porzekadło, znane już bodaj od czasów Piotra Wielkiego. Oburzało ona przez lata Polaków, a przecież ma ono swoje historyczne uzasadnienie, Rosjanie potrafiliby się z niego wytłumaczyć.
Sejm niemy z 1717 roku zapisał się w historii Polski mało chwalebną kartą. Pozwolono bowiem, by w imię naprawy Rzeczypospolitej swoistym gwarantem ustroju w Polsce stała się Rosja. Dziwaczne może się dziś wydawać takie rozwiązania? Dziwaczne, ale tak działała polska demokracja, która nie była w stanie wytworzyć państwa zdolnego sprostać wyzwaniom swojego czasu. Ówczesnej polskiej klasie politycznej, mówiąc dzisiejszym językiem, zabrakło politycznej wyobraźni: polityczne kury uchwaliły, że polityczny lis ma pilnować porządku w ich kurniku.
To, że tak już jest i tak być powinno stało się na dziesiątki lat składnikiem świadomości polskich elit politycznych. „Polska nie rządem stoi” – głosiła dość powszechnie znana mądrość , będąca odzwierciedleniem sarmackiej kultury politycznej i jej obaw przed ograniczeniem jej przywilejów.
Instytucja liberum veto stała się dla ościennych despotii dogodnym narzędziem obstrukcji polskiego państwa. Nie trzeba było przekonywać wszystkich parlamentarzystów, wystarczyło odpowiednio zmotywować jednego czy kilku z nich; lobbing polityczny był bardzo tani.
Akceptacja, że oto ościenne mocarstwo może być gwarantem ustroju w Polsce była jednocześnie akceptacją, że ów gwarant będzie zabiegał o to, by faktycznie być takim gwarantem, a więc, że będzie rozwijał mechanizmy pozwalające mu na skuteczne pełnienie roli gwaranta. To nie mogło oznaczać już nic innego, jak przyzwolenia na to, by ten gwarant ciągle monitorował sprawy polskie i skutecznie w nie ingerował.
Jaki interes mogła mieć Rosja, aby gdzieś pilnować cudzego porządku? Czy nie lepiej zaprowadzić tam porządek własny?
Historia pokazała, że swoją pozycję ustrojowego gwaranta Polski Rosja potrafiła z dobrym dla siebie rezultatem wykorzystywać. Polska została dosłownie „wypłukana” z fundamentów swej suwerenności. U schyłku XVIII wieku już wszyscy: i obóz Targowicy, i obóz skupiony wokół polskiego króla musieli się kręcić wokół carskiego dworu. Dwa rywalizujące ośrodki polityki zagranicznej ! Dla Rosji - wspaniała sprawa! Jak długo mogło to trwać? Ogromne polskie państwo wymazane zostało z mapy Europy.
Co zrobili autorzy stanu wojennego? Postawili się w roli gwaranta ustroju w Polsce. Wprawdzie w roli gwaranta ustroju nieakceptowanego przez bardzo znaczną część społeczeństwa, ale gwaranta samodzielnego. Spełnili zatem warunek sine qua non jakiejkolwiek realistycznej myśli o drodze do niepodległości. Spełnili warunek konieczny, ale nie wystarczający. Na możliwość spełnienia warunków wystarczających trzeba było jeszcze czekać. Krytycy generała zarzucają mu, że wcale czekać nie było potrzeba.
A gdyby to nie polska generalicja przyjęła funkcję gwaranta ustroju? To co? Solidarność mogłaby przejąć władzę i zmienić ustrój? Właśnie na te powszechne oczekiwania Kreml przygotowywał swoją pokojową, a jakże inaczej, odpowiedź.
7. Stan wojenny? Ale jaki?
Czy moskiewskie władze skłonne były pozbawić siebie roli gwaranta ustroju w Polsce? Bynajmniej. Dla generała Jaruzelskiego oznaczało to wielomiesięczną walkę polityczną i polityczno-sztabową o cele i kształt organizacyjny stanu wojennego. Te kwestie dopiero czekają na swoje opracowanie i tutaj tylko je sygnalizuję.
Czy stan wojenny ma być zrealizowany wyłącznie polskimi siłami, czy tylko dla opinii światowej ma wyglądać, że jest zrealizowany wyłącznie polskimi siłami? – to była pierwsza zasadnicza kwestia sporu między Warszawą a Moskwą. Sporu ukrytego, o którym publicznie nie mówiono.
Nie mogła o tym mówić strona kremlowska, gdyż nie pozyskałaby ona poparcia polskiej armii, w której niekwestionowaną i utrwaloną pozycję dowódcy miał generał Jaruzelski. Wiadomo zaś choćby z relacji Ryszarda Kuklińskiego, że Sowieci chcieli sobie zapewnić pełną bezpośrednią kontrolę nad stanem wojennym. 1 kwietnia 1981 roku np. relacjonował CIA o sowieckich żądaniach:
Do Sztabu Generalnego polskich sił zbrojnych, dowództw okręgów wojskowych oraz do dowództw poszczególnych rodzajów wojsk należy sprowadzić doradców radzieckich. [B. Weiser, s. 211]
Żądania te zostały później jeszcze wzmocnione o niższe szczeble dowodzenia, co wiadomo znowu z relacji Kuklińskiego z 6 września 1981 roku, którą opisuje B. Weiser:
Marszałek Kulikow chciał, by przeniknęli do najniższych szczebli polskiej armii. Doszło do ostrej dyskusji w tej sprawie między nim a Jaruzelskim. „Ponoć Kulikow wstał od stołu i, nie pożegnawszy się wyszedł z gabinetu premiera trzaskając drzwiami” [tamże s. 222]
Te meldunki Kuklińskiego zostały za ocean przekazane rok później. Wybiegłem tu trochę naprzód, by pokazać, że stan wojenny wcale nie musiał wyglądać tak, jak wyglądał. A wcześniej, co okazało się na spotkaniu w Brześciu, Sowieci przygotowali własną wersję stanu wojennego.
Drugą zasadniczą kwestią było, aby wymusić na polskich władzach wprowadzenie stanu wojennego. To znowu zagadnienie do odrębnego opracowania. W tym artykule zaś, przypomnijmy, zajmuję się kwestią wykazywania, że sowieckie politbiuro rozważało także inną opcję niż zaskakujące wszystkich wprowadzenie stanu wojennego.
Wróćmy do końca roku 1980. Czy Jaruzelski był od razu pupilkiem Kremla jako kandydat na wykonawcę stanu wojennego? Jeszcze ten stan istniał tylko w mglistych koncepcjach, a już pojawiły się wątpliwości. Zgłasza je nie kto inny, jak sam Breżniew i to już na owym posiedzeniu 29 listopada. Trzeba tylko uważnie wczytać się w jego wypowiedź. Oto co mówi w kontekście utyskiwań na swoistą bierność polskiego kierownictwa wobec rozpasania się elementów antysocjalistycznych:
Kiedy Jaruzelski rozmawiał z Kanią, kto powinien odgrywać pierwszoplanową rolę, wówczas za nic nie zgodził się zostać I sekretarzem i poradził, aby pierwszym został Kania. To także o czymś świadczy.
O czym to może świadczyć? Domysły tu mogą być różne. Dokumenty nie mówią o tym, jakiego rodzaju wątpliwości mógł mieć Breżniew. Nie znikną one do samego końca, do wprowadzenia stanu wojennego, o czym pisałem w artykule o kremlowskim sądzie nad generałem Jaruzelskim.
Tak czy owak, problem stanu wojennego pojawił się bardzo wcześnie po rejestracji Solidarności, a wraz z nim pojawił się problem wymuszenia na polskich władzach, by zechciały go wprowadzić oraz problem sowieckiej detalicznej kontroli nad tą operacją. Ta ostatnie kwestia będzie przedmiotem rozgrywek do samego końca, o czym wymownie świadczy wielokrotnie już cytowany protokół z 10 grudnia 1981 roku. Było zaś o co się bić, gdyż diabeł śpi w szczegółach.
Czy te rozgrywki o instrumenty detalicznej kontroli nad stanem wojennym , o sposoby jego wymuszenia na „polskim kierownictwie” czy wreszcie o termin jego wprowadzenia wyczerpywały zakres zainteresowania kremlowskiej kolegialnej głowy nad rozwiązaniami polskich spraw? Czy na idei stanu wojennego skończyła się kreatywność wielkomocarstwowego mózgu? To byłby nieuzasadniony wniosek.
8. Ostrożne badanie wiarygodności polskiej strony
31 października 1980. [ O wynikach wizyty w ZSRR 1 sekretarza Polskiej Zjednoczonej Partii robotniczej tow. S. kani i prezesa Rady Ministrów PRL, tow. J. Pińkowskiego, s. 647] Kolejny dostępny dziś publicznie dokument opatrzony jest datą miesiąc późniejszą. Jest to protokół z obrad politbiura, a ściślej – jego fragmenty. Dotyczyły one wyników rozmowy podczas wizyty w Moskwie Kani i premiera Pińkowskiego z przedstawicielami najwyższych sowieckich władz. Sprawy trudności gospodarczych były w nich pierwszoplanowe, ale nie jedyne. Breżniew już niemal na samym początku swego wprowadzenia do dyskusji poruszył sprawy stanu wojennego:
Zapytaliśmy Kanię wprost, czy partia ma plan na wypadek sytuacji nadzwyczajnej, kiedy powstanie bezpośrednie zagrożenie dla władzy ludowej. Powiedział, że plan taki istnieje, że wiedzą, kogo trzeba będzie aresztować, jak wykorzystać armię. Ale można odnieść wrażenie, że do uczynienia takiego kroku na razie nie są gotowi, przesuwają go w nieokreśloną przyszłość. [s. 647]
Z tej wypowiedzi wnosić można, że plany wprowadzenia stanu wojennego przygotowane przez stronę polską już istniały, przynajmniej w jakimś prowizorycznym zarysie. Wiadomo było kogo aresztować, jak używać armii. Problemem podstawowym dla Kremla stało się, aby wreszcie tej armii użyć. Polskim władzom zaś wcale nie było do tego śpieszno. Władze kremlowskie kładły to na karb swego rodzaju bagatelizowania stopnia zagrożenia socjalistycznego ładu w Polsce. Ducha tych obrad dobrze oddaje końcowy zapis tego fragmentu protokołu:
Breżniew. Boją się wypowiedzieć słowa „kontrrewolucjonista”. Posłuchajcie, co relacjonuje z Bonn tow. Siemionow. [ambasador ZSRR w RFN – E. SZ] Przekazuje to jako rozmowę z jednym z polskich działaczy. Tutaj, jak widzicie, mówi się wprost o zbrojnym powstaniu w PRL. Jak więc polscy towarzysze mogą nie rozumieć oczywistej prawdy, że u nich w całej pełni działa kontrrewolucja?
Andropow. To rzeczywiście ważne spostrzeżenie, wymaga dokładnego sprawdzenia.
Ustinow. W każdym razie musimy być bardzo czujni.
Czernienko. Rozmowa z polskimi towarzyszami pomogła otworzyć im oczy na rzeczywistą sytuację, jak istnieje w Polsce, i prawdziwie, po partyjnemu ocenić powstały stan rzeczy. Pomoże to im oczywiście być bardziej energicznymi w tych działaniach, które zamierzają przedsięwziąć przeciwko antysocjalistycznym elementom i w obronie zdobyczy ustroju socjalistycznego. [s. 649]
Ton tych rozmów może wydawać się swoiście ojcowski, pełen zatroskania i wyrozumiałości, jeśli chodzi o zdolność definiowania sytuacji przez polskie władze. Można odnieść wrażenie, że towarzysze w Moskwie są bardziej przenikliwi niż towarzysze w Polsce, ostrzej spostrzegają zagrożenia dla socjalizmu w naszym kraju.
Ten dokument nasuwa przypuszczenie, że do tego momentu myśl kremlowska w rozwiązaniu kwestii polskiej ograniczała się do swoistego zawierzenia, że „polskie kierownictwo” samo sobie poradzi, jak to już nieraz bywało. Z drugiej strony, to przecież dopiero początki „solidarnościowego karnawału”. Jego masowość , oddolność, watykańskie wsparcie były czymś zupełnie nowym i trudno było wykoncypować jakieś remedium przynoszące bardziej długotrwałe efekty.
Zainteresowanie Breżniewa stanem wojennym może świadczyć o tym, że już wtedy dopuszczano możliwość zrezygnowano z pomysłu „internacjonalistycznej pomocy” rozpoczynającej się efektownym wejściem militarnym sąsiednich armii.
9. Inercja myślenia
Czy to oznacza, że w ogóle zrezygnowano z idei „internacjonalistycznej pomocy”? Musimy być czujni – upomina marszałek potężnej armii.
Wbrew pozorom, idea „internacjonalistycznej pomocy” nigdy nie została przez Kreml porzucona. Wręcz przeciwnie. Była ona konsekwentnie realizowana. To dlaczego o tym się nie mówi? Bo na przeszkodzie stanęła inercja myślenia.
Inercja myślenia, ale nie Kremla. Inercja myślenia amerykańskich sztabowców, inercja myślenia zachodnich polityków, nie mówiąc już o historykach, a w tym także o historykach polskich, inercja potocznych wyobrażeń. W czym się ta inercja przejawiała i nadal przejawia?
W pewnej zbitce mentalnej, utrwalonym schemacie myślowym. Istotą tego schematu jest to. że „internacjonalistyczna pomoc” kojarzona jest z efektownym wejściem militarnym wojsk sojuszniczych armii. Od wkroczenia tych wojsk następował proces naprawczy państwa. Nie było wejścia militarnego, to znaczy nie było ani myśli, ani chęci do „internacjonalistycznej pomocy” .
W Polsce zaś takiego militarnego wejścia nie było. Nie było, bo też i nie musiało, a nawet więcej – nie mogło być. Sowieckie wojska już od dawna znajdowały się na terenie Polski, nawet z bronią nuklearną. W „internacjonalistycznej pomocy” trzeba było ten efektowny początek po prostu pominąć.
Trzeba było. Te stacjonujące w Polsce wojska nie działały już odstraszająco na polskie społeczeństwo. Strach na wróble, jeśli stoi odpowiednio długo, przestaje na nie działać. Tyle, że strach na wróble nie potrafi strzelać, a wojsko potrafi. Kreml jednak nie mógłby się jawnie posłużyć swoimi wojskami w Polsce. Dla świata garnizony sowieckie w naszym kraju pełniły tylko funkcje obronne, podobnie jak tylko obronny charakter miał cały Układ Warszawski. Sowieckie garnizony nie mogły być, przynajmniej jawnie, użyte do strzelania. Ale do postraszenia? Czemu nie?
W Polsce nie zbuntowało się „kierownictwo” jak to miało miejsce na Węgrzech czy w Czechosłowacji, ale ogromna część rzesz pracowniczych, które dzięki znanej polskiej zdolności do improwizacji zaczęło się błyskawicznie oddolnie organizować. Kreml nie mógł zatem wiarygodnie dla świata twierdzić, że to „imperializm zachodni” pozbawia robotników i chłopów ich zdobyczy, skoro to właśnie robotnicy występują tak masowo przeciw tym „zdobyczom” i przeciw lojalnemu „kierownictwu”. Ogromna siła medialna polskiego papieża nie pozwoliłaby już na propagandową interpretację użycia wojsk sojuszniczych jako aktu obrony robotników w Polsce.
Jeśli zatem Kreml nie chciał stracić na swoim wizerunku w świecie jako obrońcy pokoju, a bardzo nie chciał, to pomysł z efektowym wejściem militarnym powinien raczej włożyć do szuflady. A czy w ogóle musiał liczyć się z międzynarodową opinią publiczną? Już musiał. Jego kondycja gospodarcza nakazywała starannie liczyć się z siłami.
Od tego jednak ludzie mają głowy, by się nimi posługiwać. Dotyczy to także głowy państwa i dotyczyło to także kolegialnej głowy kremlowskiej. Lojalne kierownictwo polskie nie radzi sobie z Solidarnością, więc Kreml usiłuje przejąć sprawy we własne ręce. Próbuje je przejąć bardzo ostrożnie.
Cześć III. Przejmowanie sprawy we własne ręce
1. Pozorowany atak – manewry Sojuz-80
Gdyby sądzić po dokumentach Aneksu, to politbiuro od 31 pażdziernika 1980 aż do 22 stycznia 1981 roku o sprawach polskich nie myślało, gdyż z tego okresu żaden dokument tego decyzyjnego grona nie jest dostępny. Dostępny jest jednak dokument równorzędnego chyba znaczenia, jakim jest protokół z moskiewskiego spotkania 5 grudnia przedstawicieli państw Układu Warszawskiego.
Jest to niezwykle interesujący dokument. Holistyczne myślenie Kremla, pokojowa linia polityczna Kremla, doktryna Breżniewa – wszystko to widoczne jest w tym dokumencie w całej swej wielkomocarstwowej okazałości i krasie. A o manewrach wojskowych, które tyle zamieszania w świecie wywołały nie ma nawet cienia wzmianki.
Interpretacjom sensu przeprowadzanych w dość szczególnych okolicznościach manewrów wojskowych Sojuz 80 na początku grudnia nie ma końca. Czy były one próbą interwencji militarnej, przerwanej interwencjami dyplomatycznymi Stanów Zjednoczonych, Watykanu, Delhi i innych państw, czy były one tylko straszakiem, by przypomnieć Polakom o Armii Czerwonej i o tym, gdzie jest ich miejsce na mapie świata i jakie są ich zadania? Czy były one przetestowaniem stanowiska sojusznika jałtańskiego w sprawach polskich?
Zasadne jest założenie, że nie miały one jednego celu. Było to jakby rozpoznanie pozorowanym atakiem stanowisk przeciwnika i jego sił. To rozpoznanie okazało się chyba bardzo dla Kremla przydatne. Co się bowiem okazało?
Amerykanom „puściły nerwy”
Manewry się jeszcze nie zaczęły, dopiero 5 grudnia odbędzie się niezwykle ważna narada przedstawicieli państw Układu Warszawskiego, a już 3 grudnia na ręce Breżniewa ł wpłynął protest dyplomatyczny od prezydenta Cartera, który dobitnie przeciwstawił się ewentualności zbrojnej interwencji w Polsce. Tym zapewne trochę Breżniewa zmartwił, ale z drugiej strony wyraźnie go pocieszył. Tym mianowicie, że potwierdził ważność umów jałtańskich.
Czy nie ma tu mojego nadużycia interpretacyjnego tej carterowskiej noty? Paul Kengor pisząc o Reaganie i jego negatywnym stosunku do umów jałtańskich powołuje się na słowa jego bliskiego współpracownika:
Polska bardzo go absorbowała – powiedział Bill Clark. – Odkąd go poznałem, zawsze mówił o Jałcie jako o absolutnej niesprawiedliwości i dodawał, że pewnego dnia trzeba będzie obalić zawarte tam porozumienie”. [P. Kengor, s. 106]
Na początku grudnia prezydent Reagan był tylko prezydentem- elektem, nie był zaprzysiężony i funkcje prezydenta Stanów Zjednoczonych pełnił Carter. Carter tych umów nie obalił, uczynił to dopiero Reagan, a więc i strona amerykańska miała świadomość ich ważności. Prezydent Carter swoją notą to potwierdził.
Czy Breżniew otrzymałby takie potwierdzenie od Reagana? Bardzo wątpliwe. Nic dziwnego, że 5 grudnia sowiecki przywódca był chyba w bardzo dobrym nastroju, gdyż jego wypowiedzi, jak wynika to z protokołu spotkania, znamionują doskonałą kondycję intelektualną. Są znakomicie skomponowane, precyzyjne, wyraziste a przy tym oszczędne.
Carter nie zerwał dawnych umów, ale jakby określił kierunki poszukiwania dla Kremla rozwiązania sprawy polskiej, co ekipa Breżniewa zinterpretowała z właściwą sobie pomysłowością: interweniować skutecznie, ale nie zaczynać od militarnego wkraczania. Trudno się więc dziwić – pozwolę sobie tu znowu wybiec w przyszłość - wściekłości prezydenta Reagana na wiadomość o stanie wojennym, gdy musiał niejako posprzątać po akcji Cartera i właściwie zupełnie od nowa urządzać swoje stanowisko przy zimnowojennym stoliku.
Jeśli Stany Zjednoczone sprzeciwiają się interwencji militarnej Kremla, a ten się do tego dostosuje, to przecież Stany Zjednoczone mogą także poprosić o taką interwencję i wtedy Kreml znowu mógłby się do takiego życzenia dostosować. Taka refleksja może się tutaj nasuwać. Czy możliwa byłaby tak skrajna sytuacja? Pewnie nie, ale może trochę mniej skrajna, że to Solidarność prosi o interwencję? A to już trochę co innego.
Samo myślenie niewiele kosztuje. Dlaczego takie pytanie nie miałoby być zasadne, o ile nie założy się że Kreml nie był zupełnie bezmyślny? Kremlowskie dokumenty bywają niezwykle inspirujące
Papież nie wytrzymał
3 grudnia protest Cartera, 5 grudnia narada przywódców państw Układu Warszawskiego, manewry militarne – to już było chyba zbyt wiele jak na wytrzymałość polskiego papieża. Na 16 grudnia datowany jest list, jaki wysłał do Breżniewa, w którym nawiązał do tragicznych wydarzeń z września 1939 roku.
Kreml nie ma już złudzeń, że może liczyć na jakikolwiek kompromis z Watykanem.
Solidarność „nie pękła”
Na działaczach Solidarności manewry nie zrobiły żadnego wrażenia, choć może pojawiła się jakaś nuta zwątpienia w jej szeregowych rzeszach, co może tłumaczyć popularność satyrycznie powtarzanego dylematu „wejdą, nie wejdą”. Jednocześnie też utwierdziły Solidarność w przekonaniu, że Armia Czerwona to jedyny instrument Kremla do zastosowania w Polsce.
Świat połknął blef
Ta logiczna dwuznaczność jest tu zamierzona, bo chyba nieźle oddaje globalizm kremlowskiej perspektywy. Świat utwierdził się w przekonaniu, że ewentualna realizacja doktryny Breżniewa może mieć tylko formę ingerencji militarnej. To przekonanie będzie starał się wzmocnić marszałek Ustinow, który już 22 stycznia powie wprost:
Planujemy przeprowadzić w marcu manewry w Polsce. Wydaje mi się, że należy zwiększyć rangę tych manewrów, to znaczy, innymi słowy, dać do zrozumienia, że nasze siły są w gotowości. [s. 652]
W gotowości do czego? No, żeby ruszyć „w Polskę” i uganiać się za milionami członków Solidarności - tak mniej więcej podpowiadają potoczne wyobrażenia o możliwości sięgnięcia po „doktrynę Breżniewa”. Kremlowskie myślenie jest jednak o wiele bardziej wyrafinowane.
2. Doktryna Breżniewa w działaniu – u genezy nowej idei
Aby rozwiązać jakiś problem trzeba go najpierw jakoś zlokalizować i zdefiniować. W przypadku problemu politycznego trzeba określić jego kontekst, przeciwnika, sposób działania i tp. Breżniew potrafił to czynić bardzo precyzyjnie. W przypadku sprawy polskiej można przy okazji zobaczyć w jaki sposób realizuje on doktrynę sygnowaną jego nazwiskiem.
5 grudnia 1980 [Stenogram ze spotkania przywódców państw Członkowskich Układu Warszawskiego, Przed i po… t. 1, ss. 234-280] to dzień spotkania w Moskwie przywódców państw Układu Warszawskiego. Treść rozmów ma pozostać poufna, chociaż sam fakt spotkania ma być podany do wiadomości publicznej. Breżniew ma głos wstępny i kończący.
Cytuję poniżej tylko niektóre fragmenty wypowiedzi mające znaczenie dla wygenerowania alternatywnego dla stanu wojennego rozwiązania. Zwykła roztropność nakazuje władzom wielkiego mocarstwa, by nie polegać tylko na jednym, ale by mieć możliwość jakiegoś wyboru.
Globalny kontekst
W jakim kontekście polskie sprawy są rozpatrywane? W kontekście rozgrywek, a nawet więcej – w perspektywie ewentualnego zaostrzenia się rozgrywek, między Moskwą i Waszyngtonem. O tym Breżniew mówi niemal na samym początku:
Gdy Reagan wprowadzi się do Białego Domu, to prawdopodobnie spojrzy na świat innymi oczami niż z perspektywy mównicy wyborczej. Faktem jest, że nie będzie łatwo nakłonić USA do rozsądnego dialogu, szczególnie w kwestii rozbrojenia. Ostatnie nasze działania w polityce zagranicznej, związane ze spotkaniem w Madrycie, z negocjacjami w Wiedniu i Genewie, jak również te podejmowane na forum Zgromadzenia Ogólnego ONZ, powstrzymują w pewnym stopniu niekorzystny rozwój wydarzeń w świecie. [s. 234]
Breżniew zna już treść noty Cartera i może sobie pozwolić na taki dystans względem Reagana. Na swoim stanowisku przeżył już niejednego amerykańskiego prezydenta i przewiduje, że obecny będzie znacznie trudniejszym przeciwnikiem. Na razie, na początek dialogu akurat robi przy pomocy jeszcze urzędującego prezydenta prezydentowi elektowi małe „A kuku!”, co dopiero za rok okaże się widoczne.
Na czym owo „A kuku!” polega? Na tym, by zgodnie z protestem Cartera spowodować, aby Polacy sami rozwiązywali swe problemy „między rządem a narodem”.
Rozmowy zaś w kwestii rozbrojenia mają i będą miały dla Kremla najwyższy priorytet. I ten priorytet wynika z holistycznego, całościowego ujmowania przez Breżniewa systemu komunistycznego w jego relacjach ze światem. Dwa potężne potencjały nuklearne angażujące ogromne środki gospodarcze, problemy zachowania równowagi i wzajemnej kontroli, to sprawy pierwszorzędne na geopolitycznej scenie. Wszystko inne jest już drugorzędne.
Przeciwnik
W tym kontekście zaogniona sytuacja w Polsce nie jest tylko polską sprawa, ale też nie tylko polską winą:
Naturalnie kryzys w Polsce martwi każdego z nas. Przeciwko socjalizmowi uaktywniły się najróżniejsze siły, od tak zwanych liberałów po zwolenników faszyzmu. Wymierzyli oni cios socjalistycznej Polsce. Celem jest jednak cała socjalistyczna wspólnota. [s. 234]
Amerykańska „strategia taniego fortelu”, jak to nazwałem w artykule „Jak za 5 groszy rozsadzić system komunistyczny?” jest dla Breżniewa czytelna i oczywista, podobnie zresztą jak zrozumiała jest dla wszystkich przywódców zajmujących później głos. Byli to w końcu najwyższej klasy specjaliści od utrzymywania systemowego ładu wygenerowanego i kontrolowanego przez moskiewskie centrum.
Breżniew za głównego swego przeciwnika uważa nie tylko Reagana jako przywódcę konkurencyjnego mocarstwa. Przeciwnika identyfikuje szerzej, choć czyni to bardzo ostrożnie w drugiej, podsumowującej spotkanie części swej wypowiedzi:
Towarzysze zwrócili uwagę na to, że trwa zaciekła walka klasowa. A więc w czym problem? Zadanie jest jasne – socjalizm musi być obroniony. Jasne jest również to, od kogo wychodzi niebezpieczeństwo. Prawie jest określony schemat działania wroga, jakie następne kolejne pozycje zamierza zdobyć. Prawdopodobnie istnieje jakieś centrum, które kieruje akcjami kontrrewolucji, centrum, które koordynuje taktykę i strategię różnych oddziałów wewnątrz Polski i poza nią. Przeciwnik napędza rozwój tych wydarzeń w różnych kierunkach. Krok po kroku próbuje on przekształcić opozycję w partię polityczną. Panuje pogląd, że bazą do tego są właśnie związki zawodowe „Solidarność”. [s. 275]
Czy owo centrum koordynacji taktyki i strategii mogą stanowić działacze Solidarności w Polsce? Breżniew nie widzi w nich samodzielnych , suwerennych przeciwników. To są tylko „oddziały” przeciwnika znajdującego się na zewnątrz. Nazwiskiem Wałęsy posługuje się jako przykładem:
Sąd Najwyższy unieważnił decyzję sądu warszawskiego i zarejestrował „Solidarnośc”. Walęsa wyciągnął wnioski, uznał, że można w dalszym ciągu wywierać nacisk na władze. Doprowadziłem Gierka do władzy, obaliłem go, mogę również obalić nowe kierownictwo, kiedy tylko będę chciał, wyjaśnił w jednym z wywiadów. Teraz wypowiedzi przyjmują już taki ton. [s. 277]
Gdyby owo centrum utożsamiane było z Waszyngtonem, Breżniew nie miałby obiekcji, aby wprost wskazać nań palcem. To kto może do tego centrum jeszcze należeć ? Papież i Kościół w Polsce. Nie musi tego w takim gronie mówić wprost, skoro nie potrzeba.
Waszyngton już zareagował na manewry wojskowe i wiadomo , jakie jest jego stanowisko , a Watykan jeszcze nie. Nadto sprawa jest o tyle delikatna, że „polskie kierownictwo” właściwie okazuje się bezradne wobec rosnących wpływów Kościoła. Co więc Breżniew mówi o Kościele?
O polskim Kościele mówili już towarzysz Kania i inni. Dlatego powiem krótko. Zdajemy sobie sprawę z tego, że starcie z Kościołem tylko pogorszyłoby sytuację. Ale mając to na uwadze, musimy wywrzeć wpływ, o ile to możliwe, na umiarkowane kręgi Kościoła katolickiego, w naszym znaczeniu umiarkowane, i powstrzymać przed bezpośrednim zjednoczeniem się z ekstremalnymi antysocjalistycznymi siłami i z tymi, którzy chcą obalić socjalizm oraz zdobyć władzę. [s. 279]
Jeśli możliwy jest jakiś kompromis to tylko z umiarkowanymi kręgami Kościoła w naszym znaczeniu; a więc polityka „dziel i rządź”.
Aby zaistniało jakieś centrum koordynacji wcale - zauważmy - nie potrzeba specjalnego lokalu i biurka z telefonem . Wystarczy współpraca między Watykanem i Waszyngtonem, a o ewentualności takiej współpracy podpowiadać Breżniewowi może nawet doświadczenie. Moskwa z upodobaniem tworzyła różne centra w wielu częściach świata.
Metoda działania przeciwnika
Strajki. To wielka zdobycz Solidarności, ale na dłuższą metę korzystanie z niej jest dla państwa trochę tym, czym korzystanie z liberum veto u schyłku I Rzeczpospolitej . Takiego porównania Breżniew nie używa, ale w przeciwieństwie do polskich historyków, sprawę dostrzega bardzo precyzyjnie i właśnie całościowo, o czym mówi w swym podsumowującym spotkanie wystąpieniu:
Wałęsa i jego zakulisowi inspiratorzy chełpią się tym, że otrzymują finansowe wsparcie z zagranicy. Każde porządne państwo sprawuje zaostrzoną kontrolę nad dopływem środków finansowych z zagranicy. Jesteśmy zdania, że trzeba ciągle uważać na to, do jakich ciężkich ekonomicznych skutków dla narodu i dla kraju prowadzi zamiar „Solidarności” , aby ciągle stawiać na strajki. Jak wysoką cenę Polska zapłaci za te strajki, o tym już mówił towarzysz Kania. Nasi przyjaciele słusznie czynią, uświadamiając naród w tej kwestii. Przywódcy „Solidarności” określali swego czasu strajk jako ostateczną formę obrony interesów świata pracy, a teraz strajk stal się normą, przeważnie ma cele polityczne i wrogi charakter. Nigdzie nie ma takiej sytuacji, żeby – niezależnie od motywów strajku – protestującym wypłacana była w pełnym zakresie pensja. [s. 278]
Zarzut, że płaci się za strajki, za nic nierobienie mocno wyeksponował w spotkaniu Janos Kadar, Breżniew rozwija jeszcze ten wątek mówiąc, że nawet na Zachodzie nie ma podobnej sytuacji, a strajki zagrażające poważniej interesom ekonomicznym czy militarnym państwa są brutalnie rozbijane.
Skala i złożoność problemu
W tych warunkach postulaty zmiany sytuacji w samej Polsce w oderwaniu od całości, jaką stanowił cały system komunistyczny mogły być tylko pobożnym życzeniem polskiej opozycji, która nie dostrzegała racjonalności centrum dowodzenia całego systemu i jego olbrzymich możliwości oddziaływania na Polskę.
Nasi przodkowie już dawno zauważyli, że „ aby pokonać przeciwnika trzeba poznać jego język”. Poznanie tego języka wcale nie jest rzeczą prostą, szczególnie gdy chodzi o język polityki. Polityki praktycznie uprawianej i w dodatku przez wielkie mocarstwo. Język może się nie podobać, ale trzeba wiedzieć o czym się w tym języku mówi.
Niezwykle intrygujące są następujące słowa:
Naszym obowiązkiem jest nazywać rzeczy po imieniu. Nad socjalizmem w Polsce zawisło straszne niebezpieczeństwo. Wrogowie stworzyli przepaść między partią a znaczną częścią świata pracującego.
Polscy towarzysze nie znaleźli do tej pory żadnej metody, aby otworzyć oczy masom, żeby dostrzegły, że kontrrewolucja ma zamiar strącić w tę przepaść nie tylko komunistów, lecz najlepsze siły narodu. [t. 1, s. 277]
O jakich „najlepszych siłach narodu” mówi Breżniew, które wszak wyraźnie odróżnia je od komunistów? Po zastanowieniu się łatwo chyba dojść do wniosku, że chodzi o te siły, które nawet jeśli nie akceptowały komunizmu, to jednak nie odrywały się od „świata pracy”, czyli chodzić tu może dość szeroko rozumianą inteligencję. W innym miejscu Breżniew rozwija tę myśl:
Kontrrewolucja wbija klin w inteligencję twórczą i młodzież. Związki dziennikarzy, związki pisarzy, [Polska] Akademia Nauk, mnóstwo wyższych szkół wymykają się spod wpływu partii. Opozycja próbuje znaleźć metodę, aby dotrzeć do rolników indywidualnych, i umawia się z Kościołem. [s. 276]
Partia przestała już reprezentować interesy „świata pracy” w oczach jego znacznej części , to tym bardziej nie jest już przekonująca dla całej inteligencji , młodzieży - dla najlepszych sił narodu. „Najlepsze siły narodu” polskiego od niemal 300 już lat są przedmiotem szczególnej troski Kremla, czego różnorakie ślady do dziś odnaleźć tu i ówdzie można na ogromnym obszarze jego panowania.
Skoro polscy towarzysze nie znaleźli żadnej metody, by „otworzyć oczy masom”, to tym samym zrozumiałe jest, że potrzeba tu i kremlowskiej głowy, i zbiorowego pomyślunku bratnich głów. Breżniew na początku drugiej części swego wystąpienie wypowiada słowa, których nie powstydziłby się chyba żaden lider grupy wykorzystującej metodę „ burzy mózgów” do twórczego rozwiązywania trudnych problemów w polityce:
Otwarta, koleżeńska wymiana myśli jest zawsze pożyteczna, a w dzisiejszych warunkach po prostu jest nie do pomyślenia, aby poradzić sobie z tą trudną sytuacją bez takiej wymiany myśli. [s. 274]
Czy nie ma w tych słowach dyplomatycznej kokieterii pod adresem gości? Nikt chyba nie ma wątpliwości, ale przecież jest to także bardzo trafna uwaga metodologiczna.
Wypowiadający się uczestnicy spotkania jak jeden mąż ośmielali polskie władze do stanowczego przeciwdziałania „pełzającej kontrrewolucji”, mówili o własnych doświadczeniach, dodawali wiele przyczynków do zdiagnozowania sytuacji w Polsce i w całym obozie, stan wojenny czy wyjątkowy dość często w tej wymianie myśli się pojawiał. Przyzwolenie, zachęta, nacisk na użycie bardziej radykalnych metod – tak można by w skrócie określić mobilizującą polską stronę atmosferę spotkania.
Breżniew jednak nie po to je zwoływał, by skończyło się ono tylko na zachętach i życzeniach pod adresem Kani. Pojawia się też mobilizujący polską stronę twardy konkret. Ma on na razie postać dość abstrakcyjnej idei, zakamuflowanej w bardzo wielowątkowej wypowiedzi dotyczącej hipotetycznego zagrożenia niepokojami społecznymi w całej Europie Środkowej. Koleżeńska wymiana myśli jako pewna forma politycznego brainstormingu nie okazała się bezowocna w tak trudnym problemie.
3. Pojawia się zalążek nowej idei
A problem jest rzeczywiści trudny: trzeba „otworzyć oczy masom” w Polsce, trzeba poddać terapii partię w Polsce, by zasypać przepaść między nią a „światem pracy”, by pozyskała ona „najlepsze siły narodu” i wszystko to w warunkach olbrzymich wpływów Watykanu, nie mających dotąd precedensu.
Nowy pomysł zgłasza sam Breżniew w końcowych partiach swego podsumowującego obrady wystąpienia, gdy zauważa, że formalnie stanu wyjątkowego jeszcze w Polsce nie ma, ale wobec zaognienia sytuacji w rzeczywistości już on już jest, co wymaga jak najszybszego sięgnięcia po środki nadzwyczajne.
Co zaś należy zrobić w pierwszej kolejności? T jest niezwykle ciekawe. Breżniew wskazuje na zagrożenie swego rodzaju blokadą komunikacyjną państwa:
Na najwięcej uwagi zasługuje sytuacja w komunikacji, przede wszystkim na liniach kolejowych i w portach. Z powodu wstrzymania transportu Polsce grozi ekonomiczna katastrofa. To zadałoby cios gospodarczym interesom wielu państw socjalistycznych. Powtarzam raz jeszcze: w żadnym razie nie można dopuścić, aby z kłopotów transportowych były zagrożone interesy bezpieczeństwa krajów, państw członkowskich Układu Warszawskiego. Trzeba przygotować dokładny plan, w jaki sposób armia i siły bezpieczeństwa mogą zapewnić kontrolę nad transportem i głównymi liniami komunikacyjnymi oraz liniami łączności, i ten plan musi być konsekwentnie wprowadzany w życie. W przypadku niezarządzenia stanu wyjątkowego zasadne jest, aby wyznaczyć dowództwa militarne i wprowadzić patrole na liniach kolejowych. [s.279]
Cytowana wypowiedź może być odebrana jako swoista odpowiedź na pojawiające się w dyskusji głosy o niebezpieczeństwie przelewania się niepokojów z Polski poza jej granice, na co wskazywali nie tylko Honecker i Husak, ale wszyscy mówcy, choć mówili raczej o przepływie informacji o gorszących przykładach niż o zakłóceniach w transporcie. Na przepływ informacji trudno coś poradzić, a coś robić trzeba, więc pojawia się myśl będąca pozornie odpowiedzią na głosy uczestników spotkania.
4. Amerykańskie inspiracje nowej idei
Pozornie. Bo nie była to odpowiedź tylko na głosy uczestników spotkania. Była to także odpowiedź na notę dyplomatyczną Cartera. Przypomnijmy tu jej fragment :
Pragnę – pisze Carter do Breżniewa – Panu przekazać, że naszym jedynym celem jest utrzymanie pokoju w Europie Środkowej i , w tym kontekście, by Polski rząd i naród mogły same rozwiązywać swe problemy wewnętrzne.” [B. Weiser, s. 196]
Łatwo sobie wyobrazić, że faktycznie paraliż komunikacyjny w państwie skutkowałby natychmiast jego katastrofą gospodarczą, a wobec rozwiniętych powiązań kooperacyjnych ucierpiałyby na tym także inne państwa naszego obozu. Jednak to wcale nie musi obchodzić amerykańskiej administracji. Przeciwnie, może być z tego nawet zadowolona.
„Człowiek nie drapie się tam, gdzie go nie swędzi” – mawiał ponoć Einstein. Breżniew tylko na początku mówi o sprawach gospodarczych, by natychmiast przejść do spraw militarnych, a sprawy militarne nie mogą nie obchodzić amerykańskiej administracji. Co więc mówi? Mówi. że: nie można dopuścić, aby z kłopotów transportowych były zagrożone interesy bezpieczeństwa krajów, państw członkowskich Układu Warszawskiego. Zagrożenie jest zawsze hipotetyczne, ale to nie oznacza, by jemu nie przeciwdziałać. Breżniew usiłuje więc przeciwdziałać. Co zatem proponuje?
Nawet nie proponuje, po prostu zarządza: Trzeba przygotować dokładny plan, w jaki sposób armia i siły bezpieczeństwa mogą zapewnić kontrolę nad transportem i głównymi liniami komunikacyjnymi oraz liniami łączności, i ten plan musi być konsekwentnie wprowadzany w życie.
Niech Czytelnicy zechcą zwrócić uwagę, że powiedział coś jeszcze bardzo interesującego: W przypadku niezarządzenia stanu wyjątkowego zasadne jest, aby wyznaczyć dowództwa militarne i wprowadzić patrole na liniach kolejowych.
Pojawia się zatem pewna idea określonego działania mającego militarne znaczenie na wypadek, gdyby stan wojenny nie był wprowadzony. Idea dobrze oddająca ducha umów jałtańskich i dokładnie uwzględniająca zastrzeżenia Cartera. Idea wynikająca z zimnowojennych rozgrywek między nuklearnymi mocarstwami. I to zostało powiedziane wprost. A nie wprost?
Jaka może być obrona przed zagrożeniem armatą ze strony przeciwnika? Własna armata, ale skierowana w przeciwną stronę. Jaka może być obrona przed zagrożeniem blokadą komunikacyjną Polski? Własna blokada, ale skierowana w przeciwną stronę.
Pięknie? Wspaniale! Breżniew realizuje swą pokojową politykę, o czym przekonuje uczestników spotkania. Pojawia się jednak małe „ale”. Kto mógłby urządzić taką blokadę komunikacyjną Polski zagrażającą i całej Polsce, i całemu obozowi socjalistycznemu? „Oddziały przeciwnika” mające swą „bazę” w Solidarności. Kontr blokada ze strony obozu socjalistycznego musiałaby więc być skierowana precyzyjnie przeciwko „oddziałom przeciwnika”, a nie przeciwko całej Polsce, gdyż byłoby to o co chodzi przeciwnikowi, ucięciem gałęzi na której się siedzi; taka blokada mogłaby zrujnować gospodarczo cały blok państw Układu Warszawskiego.
Jak taką blokadę urządzić? To problem socjotechniczny, czy swoistej „inżynierii społecznej”, a w tym system komunistyczny nie miał sobie równych . Miał już bogate doświadczenie i ogromne zasoby kadrowe, by problem rozwiązać i koncepcyjnie, i praktycznie.
Czy były do tego warunki? Nie tylko z kremlowskich okien gołym okiem widać było , że Polska leży jak na patelni z wianuszka obozowych państw. Odcięcie od zaopatrzenia obleganego miasta to zabieg należący do abecadła wojennego rzemiosła. Tutaj wprawdzie w grę wchodzi całe państwo i dochodzą problemy wynikające z różnicy skali oraz złożoności celów, ale od czego jest kremlowska głowa?
Sama blokada jako taka nic by nie dala, ale jako instrument wspierający, to już zupełnie coś innego. Nie potrzeba koncentrować żadnych dywizji przy granicach. Urodą brainstormingu, jest to, że rzucone nawet przypadkowo spostrzeżenia czy pomysły traktowane są jak materiał do dalszej obróbki, do dalszego opracowywania.
Dla większości osób, jeśli coś nie ma nazwy, a nie można tego dotknąć palcem, to po prostu nie istnieje. Specjaliści od metod heurystycznych zwracają zaś uwagę, że często samo dostrzeżenie problemu zawiera już połowę jego rozwiązania. Tutaj problem nie został nazwany, ale został opowiedziany i to w dość zakamuflowany sposób.
Czy wyznaczenie „dowództwa militarnego” i wprowadzenie „patroli na liniach kolejowych” w Polsce może być odpowiedzią na zagrożenie bezpieczeństwa całej „socjalistycznej wspólnoty” płynące z Zachodu? To może być tylko jakieś rozwiązanie cząstkowe, takie doraźne pars pro toto, pierwszy krok w kierunku budowania planu kompleksowego, odpowiedniego do skali problemu.
Jest to pierwszy krok, może niewielki i przez to przez historyków po obu stronach Atlantyku niezauważalny, podobnie jak dalsze niewielkie kroki. Gdzie jest zaś powiedziane, że nawet spory dystans trzeba przebyć tylko dużymi krokami? Doktryna Breżniewa realizowana będzie drobnymi krokami, ale z cokolwiek „żelazną” konsekwencją i zgodnie z „pokojową” linią Kremla.
Efektywność brainstormingu wymaga, by dane pomysły najpierw dokładnie „rozpracować ”, ulepszyć pod różnorakimi względami, zanim zostaną on poddane wartościowaniu , a następnie decyzji o wyborze do realizacji. Nad pomysłem stanu wojennego pracowano długo i starannie dzięki czemu mógł zostać perfekcyjnie zrealizowany, na co nawet przeciwnicy generała Jaruzelskiego zwracają uwagę.
Gdzie można znaleźć ślady opracowywania podobnego w swym rozmachu planu alternatywnego dla stanu wojennego? W protokołach obrad politbiura. Tych śladów jest tam nawet znacznie więcej, niż śladów pracy nad stanem wojennym. Jest to w pewien sposób zrozumiałe. Jak wygląda stan wojenny, to już mniej więcej każdy ma jakieś wyobrażenie, gdyż niejeden raz i z rożnymi skutkami był on w rożnych częściach świata wprowadzany. Tu zaś nie ma nawet nazwy.
Przyjrzyjmy się teraz kilku następnym dokumentom Aneksu. Wypada zwrócić uwagę na to, że w materiałach splatają się rózne wątki: wątek „smarowania systemu” , wątek sposobu nacisku na „polskie kierownictwo”, wątek stanu wojennego i inne. Wątek alternatywnego rozwiązania przewija się jednak konsekwentnie i jakby się rozrastał. Nie uzyskał on swojej nazwy, choć stopniowo staje się coraz wyraźniejszy.
Część III. Dojrzewanie idei
1. Zwiad
Rozwiązanie trzeba Polsce zaaplikować, a to oznacza, że trzeba dokładniej zbadać grunt i zorganizować wykonawców.
22 stycznia 1981. [t. 2, s. 650] Zima na przełomie 1980/81 była mroźna, co jednak nie zamroziło zainteresowania Kremla polskimi sprawami. Fragment protokołu z 22 stycznia może imponować swoistym spokojem. Znany jest fragment protokołu z obrad politbiura - punkt 8 - zatytułowany : O podróży do Polski partyjnej delegacji KPZR z tow. Zamiatinem na czele.
Delegacja ta miała przynajmniej dwa zadania. Z jednej strony miała podbudować morale partii w rozmowach z różnymi jej przedstawicielami czy ogniwami. Świadczy o tym uwaga Andropowa, że reakcja na tę wizytę w Polsce jest pozytywna. Podróż była pożyteczna - stwierdził, o czym wiadomo mu z depeszy z Warszawy. Drugim zadaniem było zorientowanie się w układzie różnych sił społecznych w Polsce , co widoczne jest w relacji samego Zamiatina.
Na uwagę zasługuje tu kilka kwestii, jakie się kolejno w materiale pojawiają: (1) bardzo szczegółowe rozpoznanie sytuacji społecznej w Polsce, ale uzyskane jakby z intencją uniezależnienia się od informacji podawanych przez polskie władze, a przynajmniej zweryfikowania tych informacji w wielu rozmowach (2). uwaga Ustinowa o następnych zaplanowanych na marzec manewrach; (3) okoliczność, że delegacja poza Warszawą udała się tylko do Katowic [o czym pisze ł. Kamiński we Wstępie do zbioru dokumentów] ; i wreszcie (4) sama uchwała politbiura z tego posiedzenia,
2. Nowa idea – nowe warunki, nowe siły
Dogodnie będzie przyjrzenie się wymienionym czterem kwestiom w odwrotnej kolejności.
(4) Zacznijmy od mało chyba zrozumiałej uchwały, będącej odpowiedzią na wniosek Rusakowa: Nasze organizacje, MSZ, KGB i Ministerstwo Obrony muszą wytypować przedstawicieli, z którymi można się będzie stale kontaktować i rozwiązywać kwestie dotyczące Polski.
I rzeczywiście, stosowna uchwała zostaje podjęta:
Podejmuje się decyzję:
Zaalcceptować wizytę w Polsce delegacji KPZR z tow. Zamiatinem na czele. Polecić wydziałom KC, NSZ, KGB, Ministerstwa Obrony odpowiednich propozycji z uwzględnieniem dyskusji na posiedzeniu Biura Politycznego do rozpatrzenia ich na Komisji ds. Polski.
Po co ci dodatkowi przedstawiciele, skoro Gromyko, Andropow i Ustinow reprezentujący wskazane w uchwale resorty już są członkami Komisji ds. Polski? Rusakow uzasadnił to potrzebą stałego komunikowania się i rozwiązywania kwestii związanych z Polską. W istocie więc w ramach Komisji ds. Polski powstała jakby podkomisja z dodatkowymi przedstawicielami trzech tylko resortów, ale do tych samych spraw, co cała komisja.
Miało to jakiś sens? Miało , i to bardzo głęboki. Komisja ds. Polski już zajmuje się projektem jednego rozwiązania, jakim jest stan wojenny pod wodzą Jaruzelskiego. Oczywiście, że pracuje nad nim i strona polska , i sowiecka, a uzgadnianie wielu różnych szczegółów wymaga wielu różnych kontaktów operacyjnych. Pojawia się jednak idea rozwiązanie alternatywnego, na wypadek, gdyby stan wojenny nie był wprowadzony. Czy Jaruzelski jest potrzebny do pracy nad tym alternatywnym rozwiązaniem? Wiadomo, że ma wprowadzić stan wojenny. A jeśli nie zechce? Lub uczyni jakąś woltę? Kreml musi mieć rozwiązanie awaryjne, niezależne od dobrej woli Jaruzelskiego i musi to przed nim utajnić.
Z KGB i Ministerstwa Obrony trudno o niekontrolowany przeciek informacji. W tych siłowych resortach przygotowywany ma być pokojowy plan pomocy bratniej Polsce, stąd niezbędny jest udział MON.
(3) Jeśli „operację X” ma firmować Jaruzelski, to „operację Y” musi firmować już ktoś inny. Stąd zrozumiałe jest, że delegacja poza Warszawą odwiedziła tylko Katowice. Tam należało szukać kogoś, kto będzie miał poparcie w „partyjnym betonie”. Nadto, Śląsk to największe skupienie wielkoprzemysłowej klasy robotniczej, to podstawowe źródło dewiz dla Polski, to jej jedyna mająca znaczenie „ciepłownia” będąca w polskich rękach. Kto miałby kontrolę nad Śląskiem, ten trzymałby w szachu całą Polskę.
(2) Jeśli niedawne manewry wojskowe przyczyniły się do przekonania Zachodu, że wejście militarne jest jedynym orężem Kremla, to niech tak dalej będzie. A takie manewry to doskonała okazja do prac zwiadowczych, oraz do ukrycia przygotowań zarówno „operacji X” jak i „operacji Y”.
(1) Oczywistością jest, że jeśli Solidarność ma być unieszkodliwiona, to trzeba przede wszystkim możliwie wiele o niej wiedzieć. Dla ciekawości Czytelników podaję jej charakterystykę w relacji Zamiatina:
Co do „Solidarności”, to jej skład jest niejednorodny. Nawiasem mówiąc, trzeba powiedzieć, że jest to podstawowa siła, z którą ma obecnie do czynienia PZPR. Według Wałęsy obecnie ma w „Solidarności” 10 milionów ludzi. KC PZPR uważa, że jest tam 6 milionów. Siły kontrrewolucyjne skupiają się w Komitecie Obrony Robotników, tak zwanym KOR. Są to – Kuroń, Michnik, Lis, Walentynowicz – łącznie około 40 osób. „Solidarność” jest obecnie w istocie partią polityczną, najbardziej otwarcie wrogą wobec PZPR i państwa.
Oprócz tego dużą siłę reprezentuje grupa Wałęsy, za nią stoi episkopat. Jeśli przyjrzymy się sytuacji w Polsce, charakteryzuje się obecnie pewnym wzrostem aktywizacji partii, jej konkretnych działań. To oczywiście prowadzi z kolei do zwiększenia napięcia, dlatego że siły kontrrewolucyjne mają własne plany, rwą się do władzy, ale wiedzą, że przeciwdziałanie, jakie podejmuje PZPR, nie daje im możliwości urzeczywistnienia ich planów. [s. 650]
Nie jest ważne, czy dzisiaj taka charakterystyka Solidarności podoba się polskim historykom, czy nawet jej dawnym członkom, ani czy ja się z nią zgadzam, czy nie. Tak była ona widziana przez kolegialną kremlowską głowę. Ta zaś pracowała systematycznie.
12 marca 1981 dostępny czytelnikom jest fragment protokołu – punkt 5 – zatytułowany O rozmowie tow. L.I. Breżniewa z tow. Honeckerem. [s. 653]
Była to rozmowa telefoniczna pod hasłem „co słychać”? A słychać, że Honecker jest bardzo zaniepokojony obrotem spraw w Polsce, że Breżniew jest z niego zadowolony, iż naciska Kanię na bardziej zdecydowane działania itd.
Znamienne jest, że Gromyko dodaje, iż podobne zaniepokojenie wyrażają inni przywódcy, ale spośród nich wymienia tylko Husaka. Inni przywódcy chyba nie są już zbyt ważni, skoro ich państwa z Polską nie sąsiadują.
Rusakow wyrażając swe niezadowolenie brakiem bardziej zdecydowanej postawy polskich władz zauważa:
Jednakże nawet po głośnej naradzie przywódców bratnich krajów polscy przyjaciel e nie uznali za konieczne realizowania wielu radykalnych działań w celu zaprowadzenia porządku w kraju.
Sgnalizuje tym samym, że nacisk na polskie władze poprzez samą perswazję werbalną niekoniecznie musi być skuteczny.
26 marca 1881 O wynikach rozmów z delegacją Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej [s. 655]
Archipow relacjonuje spotkanie z wicepremierem Jagielskim . Rozmowa poświęcona jest kwestiom gospodarczym, a właściwie to trudnościom gospodarczym. Wspomina, że już pojawiła się kwestia limitowanego zaopatrzenia w chleb i mąkę. Sprawdzają się kremlowskie przewidywania, że te trudności będą narastać.
Gromyko zwrócił uwagę na interesujący problem, że polscy towarzysze podkreślają trudności w rozliczeniach z Zachodem, ale:
Ale znamienne jest, że nie doceniają znaczenia dostaw surowcowych ze Związku Radzieckiego. Uważają, że to jakoby drobiazg. A w rzeczywistości jest tak, że bawełnę – mają tylko i wyłącznie nasza, ruda wyłącznie nasza, ropa też nasza. [s. 657]
Szef sowieckiej dyplomacji identyfikuje tu pewne bariery mentalne czy schematy myślowe, które nie pozwalają polskim władzom na dostrzeganie spraw oczywistych. Nasuwa się oczywisty wniosek, że i nad polskim kierownictwem trzeba będzie „popracować”.
3. Pachnie przelewem krwi
2 kwietnia 1981 W punkcie 5. obrad politbiura pojawia się problem polski. Punkt zatytułowany jest: O sytuacji w Polsce. [s. 657]
30 marca – sensacja! Zamach na prezydenta Reagana. Uszedł z życiem, ale jakie będą konsekwencje? W tym samym też dniu Breżniew telefonicznie rozmawiał z Kanią i relacja z tej rozmowy jest przedmiotem obrad 2 kwietnia. Sowiecki przywódca przekazuje życzenia polskiej strony spotkania Kani i Jaruzelskiego z przedstawicielami Kremla gdzieś na granicy z Białorusią. W Polsce uniknięto strajku generalnego, choć znowu za cenę politycznych ustępstw. Breżniew nie zasypia gruszek w popiele. Cytuje swe słowa dezaprobaty:
Wy wciąż mówicie o drodze pokojowej, nie rozumiejąc lub nie chcąc zrozumieć, że taka pokojowa droga, którą wy deklarujecie, może kosztować was dużo krwi. [s. 657]
Motyw przelewu krwi będzie już dość regularnie powracał. Nawet na tym posiedzeniu wspomina o tym Ustinow i Andropow. (Później ten zapaszek krwi będzie się wydobywał z eufemistycznych określeń w rodzaju wyrażamy zrozumienie) Breżniew mówi , że teraz wiele będzie zależało od tego, co będzie się dziać w ciągu najbliższych dni, że trzeba kontynuować presję („współpracę z polskimi przyjaciółmi”), ale też „szukać nowych metod oddziaływania na sytuację w Polsce”.
Trzeba się przygotować do rozmowy z polskimi przywódcami . Zauważa wstępnie , że „W rezerwie mamy taki środek, jak nowe spotkanie siódemki na najwyższym szczeblu w kwestii polskiej”. Następnie wywołuje do tablicy tych, od których oczekuje rezultatów jakichś przemyśleń.
Mamy Komisję d. Polski. Być może towarzysze z Komisji, którzy śledzą wydarzenia w tym kraju zechcieliby wystąpić. [s. 658]
Nie doznaje zawodu. Przedstawiciele trzech wyznaczonych wcześniej resortów nie przyszli z niczym. Usprawnienia w komunikacji między tymi resortami chyba okazały się skuteczne, gdyż z każdy z nich coś innego wnosi, ale wszystko razem układa się w bardzo dla Kremla atrakcyjną i spójną całość.
4. Z MSZ określenie medialnych warunków rozwiązania
Ciekawie mówi Gromyko, gdy relacjonuje odgłosy światowej opinii publicznej na to co dzieje się w Polsce. Tym samym wskazuje, jakie argumenty są potrzebne, by rozwiązując kwestie polskie Kreml mógł nadal posługiwać się pokojowymi argumentami:
Informacji o Polsce jest dużo. Jednakże trzeba powiedzieć, że w USA, RFN i w innych krajach uważnie śledzą sytuację w Polsce i bardzo wypaczają prawdziwy stan rzeczy. Naturalnie, informacje, zarówno amerykańskie, jak i zachodnioeuropejskie, dotyczące sytuacji w Polsce przedstawiane są tendencyjnie. Podkreślają „sprawiedliwość” żądań „Solidarności” i sił antysocjalistycznych w Polsce i niezdolność polskiego kierownictwa do rozwiązywania problemów wewnętrznych. Jednocześnie pada bardzo dużo, w formie jakby ostrzeżenia, uwag pod adresem Związku Radzieckiego, że Związek Radziecki przy pomocy swoich sił zbrojnych nie powinien mieszać się w sprawy Polski. Jest to zrozumiale- burżuazyjna propaganda zawsze występowały z wrogich wobec Związku Radzieckiego pozycji i obecnie, jak już powiedziałem, przekazuje te informacje w sposób tendencyjny. [s. 658]
Warto może zauważyć, że stan wojenny w wykonaniu polskiej armii byłby wobec powyższej wypowiedzi dość chętnie, przynajmniej przez Gromyką, akceptowany, o ile byłby on rzeczywiście wykonany tylko polskimi siłami. A jeśli Polscy nie zechcą go wprowadzić?
5. Z Armii Czerwonej oferta edukacji ekonomicznej narodu
Myśl alternatywnego rozwiązania jest już zupełnie wyraźnie przedstawiona w wypowiedzi marszałka Ustinowa, który wprost w drugiej części poniższego cytatu sygnalizuje możliwość swego rodzaju blokady gospodarczej. Wystarczy się trochę uważniej wsłuchać:
Oczywiście, na razie jest jakaś nadzieja, że armia, organy bezpieczeństwa i milicja wystąpią zwartym frontem, ale im będzie dalej, tym będzie gorzej. Myślę, że rozlewu krwi nie da się uniknąć. Ale jeśli będziemy się tego bać, to naturalnie wówczas trzeba będzie oddawać kolejno wszystkie pozycje. A w ten sposób można utracić wszystkie zdobycze socjalizmu.
Myślę także o takiej sprawie – czy nie powinniśmy przedsięwziąć jakichś działań o charakterze gospodarczym. Jak nas teraz widzą polscy przyjaciele? Pomagamy im, odbieramy sobie i naszym przyjaciołom i dajemy Polsce, a naród polski o tym nie wie. Nikt z Polaków nie wie tak naprawdę, że Polska otrzymuje od nas całą ropę naftową, bawełnę, itd. W istocie, gdyby to wszystko dobrze policzyć i zobaczyć, jakiej pomocy udziela Polakom Związek Radziecki, gdyby o tej pomocy opowiedzieć w telewizji, radiu, prasie, to naród polski, sądzę, zrozumiałby od kogo otrzymuje najbardziej zasadniczą pomoc gospodarczą. A żaden z polskich przywódców nie wystąpił wśród robotników i nie opowiedział o tej pomocy. [s. 689]
Na razie jest nadzieja, że będzie stan wojenny. Ona przecież nie musi się spełnić. I co wtedy? Tutaj marszałek zgłasza wojskową receptę na ekonomiczną edukację narodu. Na początku drugiego akapitu mówi o „działaniach o charakterze gospodarczym”, a później już o swego rodzaju działaniach perswazyjnych czy propagandowych.
Same działania perswazyjne nie wystarczą, papież bije na głowę wszystkich propagandystów. Jakie „działania o charakterze gospodarczym” mogą tu wchodzić w grę? Trzeba dać odczuć na własnej skórze, jakie mogą być konsekwencje dla załóg pracowniczych, jeśli nie otrzymają określonych surowców ze Związku Sowieckiego. Poskutkuje? Nawet najzagorzalsi przeciwnicy stanu wojennego mieliby szansę zrozumienia skąd Polska otrzymuje ropę, bawełnę, rudę żelaza itd.
6. Z KGB oferta edukacji solidarności proletariackiej dla świata
Tę ideę na swój sposób rozwinął ł Andropow uwzględniając międzynarodowy wydźwięk takiej edukacji i jakby odpowiadając na warunki zgłoszone przez Gromykę. Mówiąc o tym, że trzeba będzie stanowczo w rozmowach z Kanią i Jaruzelski m nakłaniać ich do podjęcia działań wojskowych i administracyjnych, a nie tylko politycznych dodaje:
Jednocześnie powinniśmy poważnie poruszyć z polskimi przyjaciółmi sprawę, aby zmusili „Solidarność” do ponoszenia odpowiedzialności za sytuację w Polsce. Bo jak to teraz wygląda – chaos gospodarczy, bałagan i wszystkie trudności w zaopatrzeniu w żywności i inne rzeczy spowodowane są strajkami „Solidarności” – ale odpowiada za to rząd. Powstaje całkowicie absurdalna sytuacja. I nikt z członków Biura Politycznego, z kierownictwa PRL nie wystąpił i nie powiedział robotnikom, że za trudności gospodarcze i za zamieszanie ponoszą winę przede wszystkim przywódcy „Solidarności”. [s. 660]
Jak można „zmusić „Soldarność” do ponoszenia odpowiedzialności za sytuację w kraju”? Oddać jej władzę, by sama zmusiła załogi do pracy po to, aby jednocześnie za namową amerykańskiej administracji urządziła blokadę transportów wojskowych do NRD? Z kim Kreml miałby wtedy te warunki pertraktować? Aż tak naiwny Andropow nie był. Raczej zasadne jest domniemanie, że chodzi o coś innego. O to, by po prostu nie płacić za strajki. Bo jak jest teraz? Absurdalna sytuacja! Solidarność konsekwentnie prowadzi do ruiny gospodarczej państwa, ale winą za to obarcza rząd. Kto jest takim absurdem zainteresowany? Waszyngton. A kto na tym najwięcej cierpi? – ludzie pracy. Czy dla świata taki absurd nie byłby dostrzegalny?
Tu już mamy niemal gotową ofertę edukacyjną dla świata. Nawet papież musiałby się zgodzić z taką poglądową lekcją, że „bez pracy nie ma kołaczy”.
Czy nie ma w takiej interpretacji dokumentów Aneksu nadmiaru mojej wyobraźni w poszukiwaniu śladów alternatywnego rozwiązania ? A może po prostu tak się to obu panom z siłowych resortów coś przypadkowo powiedziało? Obaj wybierają się do Brześcia na tajne rozmowy z Kanią i Jaruzelskim. Warto przyjrzeć się relacjom z tych rozmów
7. Użyteczność nowej idei - pozorna dysjunkcja
9 kwietnia 1981 – O wynikach spotkania tow .tow. J. W. Andropowa i D. F. Ustinowa z przyjaciółmi polskimi.
To znowu tylko fragment uprzystępnionego Polakom protokołu z 3. Punktu obrad sowieckiego politbiura. Dokument niezwykle ciekawy podobnie jak wypowiedzi obydwu głównych rozmówców polskiej reprezentacji.
Albo kremlowska wersja stanu wojennego
Na spotkanie szefowie resortów siłowych wybrali się już z własną, gotowa wersją stanu wojennego. Wspominałem już, że R. Kukliński w swoim doniesieniu do CIA datowanym na 1 kwietnia, pisał o żądaniach sowieckiej strony, by do grona dowódców stanu wojennego wprowadzić sowieckich doradców. To doniesienie się potwierdza. Oto jak sprawę przedstawia Andropow relacjonując własne słowa skierowane do polskich rozmówców:
Jeśli chodzi o stan wojenny, to można było wprowadzić go już dawno. Bo cóż takiego znaczy wprowadzić stan wojenny? Pomógłby wam złamać nacisk elementów kontrrewolucyjnych, wszelkiego rodzaju awanturników, raz i na zawsze skończyć ze strajkami, z anarchią w gospodarce. Projekt dokumentu o wprowadzeniu stanu wojennego z pomocą naszych towarzyszy został przygotowany i trzeba te dokumenty podpisać. Polscy towarzysze mówią: jakże możemy podpisywać te dokumenty, przecież to musi przejść przez sejm itd. My mówimy, że to nie musi przejść przez sejm, to jest dokument na podstawie którego będziecie wprowadzać stan wojenny, a teraz musicie osobiście - Kania i Jaruzelski – podpisać go, abyśmy wiedzieli, że zgadzacie się z tym dokumentem, a wy będziecie wiedzieli, co należy robić w czasie stanu wojennego. Jeśli trzeba będzie wprowadzić stan wojenny, to już nie będzie czasu na opracowywanie działań związanych z wprowadzeniem stanu wojennego: należy je przygotować zawczasu. O to właśnie chodzi.[s. 669]
Czyli o co chodzi? O kontrolę nad stanem wojennym. Ma być wprowadzony z pomocą naszych towarzyszy - mówi Andropow. Właściwie może to być zrozumiałe, skoro 600 tysięcy sowieckich żołnierzy poległo na polskiej ziemi, to nic dziwnego, że sowieccy towarzysze nadal chcą tej ziemi bronić. W tym kontekście trochę bardziej zrozumiale mogą być niezwykle interesujące zdania Andropowa wypowiedziane nieco dalej, gdy omawia różne trochę bardziej szczegółowe kwestie:
Wiele się u was mówi o stworzeniu Frontu Ocalenia narodowego Polski. Takie rozmowy prowadzi się w wielu regionach. Do frontu ocalenia narodowego polski przewiduje się włączenie weteranów ruchu rewolucyjnego, dowódców wojskowych, na przykład takich jak Rola-Żymierski i innych. Można by było i tak zapisać. Czy też weźmy dla przykładu to, że teraz RFN mówi się, Aby Gdańsk i Śląsk jako terytoria przyłączone do Polski, z powrotem przekazać RFN. Dlaczego nie rozegrać jak należy należy i tego wątku? Sądzę, że można byłoby zjednoczyć naród wokół tych kwestii. Naród trzeba mobilizować. [s. 664]
Po co potrzebni byliby weterani ruchu rewolucyjnego? Po prostu, tym weteranom nie zabrakłoby zdecydowania, a zapewne zrozumiałe byłoby, żeby nie dawać im jakichś czwartorzędnych zadań. Stanowią oni wcale niemałe rezerwy kwalifikowanej kadry.
Byłoby dla narodu widoczne, komu zawdzięcza polskość Śląska i Gdańska przy odpowiedniej mobilizacji? No byłoby, pod warunkiem, że RFN już stukałoby do granic Śląska czy Gdańska, a przecież Polska graniczyła z NRD. Trochę skomplikowany byłby program edukacji narodu by raz i na zawsze skończyć ze strajkami. Sporo światła na ten problem rzuca jednak marszałek Ustinow
Albo wojna domowa w Polsce.
A co będzie, jeśli stan wojenny nie zostanie wprowadzony? Ustinow mówi o tym bardzo obrazowo i otwarcie:
O planach wprowadzenia stanu wyjątkowego Jurij Władymirowicz mówił jak należy. Powiedzieliśmy, że trzeba podpisać plan przygotowany przez naszych towarzyszy.
Następnie powiedziałem im wprost – tak jak umówiliśmy się na Biurze Politycznym – co będzie w Polsce, jeśli się w niej zagotuje, i w jakiej sytuacji gospodarczej się znajdzie? Przecież obecnie Polska otrzymuje całą ropę naftową za pół ceny ze Związku Radzieckiego. Otrzymuje także bawełnę, rudę żelaza i wiele innych towarów. A jeśli tego nie dostanie, to co wtedy? Dlaczego tego faktu nie nie wyjaśnia się, nie uświadamia robotnikom? To przecież silny oręż. Trzeba o tym mówić robotnikom, trzeba też mówić „Solidarności”. Teraz „Solidarność” okopała się w największych przedsiębiorstwach. Trzeba te przedsiębiorstwa odebrać „Solidarności”. Są u was dobre przedsiębiorstwa, w których robotnicy popierają kierownictwo. Na przykład zakład produkujący telewizory. Możecie i powinniście poprzeć branżowe związki zawodowe, przeprowadzić z nimi aktywną współpracę. Jaruzelski potem w rozmowie w cztery oczy jeszcze raz mi powiedział, że nie może pracować, nie ma siły, i bardzo prosił o zwolnienie go.[s. 666]
Gdzie się może coś „zagotować”? W kotle. Marszałkowi widocznie trudno się wyzbyć wojskowych skojarzeń, a „kocioł” to dość popularne określenie sytuacji okrążenia kogoś. Polska od lat znajduje się „kotle”. Można wstrzymać określone dostawy surowców, a to przecież „silny oręż”.
Tego oręża można użyć nie tylko po to aby, aby „kierownictwo polskie” pamiętało skąd pochodzą niezbędne Polsce paliwa i surowce, ale także w sposób bardziej precyzyjny, poprzez przeciwstawienie zakładów, których załogi „popierają kierownictwo” załogom, które „nie popierają”, czyli strajkującym lub grożącym strajkami. „ Kto nie pracuje, ten nie je.” System kartkowy jest już wprowadzony i łatwo byłoby tę edukacyjną zasadę wdrożyć.
Nietrudno zauważyć, że Andropow i Ustinow w swej dyplomatycznej misji podzielili się rolami. Andropow jako dobry wujek namawia do podpisania dokumentów, będących sowiecką wersją stanu wojennego, po to, aby po prostu pomóc polskim towarzyszom. Ustinow natomiast mówi o tym, co może się stać, jeśli obaj nie podpiszą. A czy koniecznie może się to tak zupełnie samo stać. Łatwo taki „kocioł” trochę podgrzać i nie potrzeba używać żadnych wojsk.
Kania i Jaruzelski postawieni zostali przed dylematem pozornym. Gdyby podpisali, to stan wojenny w obecności wojsk biorących udział w manewrach i tak byłby odczytany przez światową opinię publiczną jak zwyczajną, z trudem maskowaną formę interwencji. Dopóki żył papież nie mogło być mowy o jakimś zaproszeniu ze strony władz, których nie legitymizowała w takim geście obrona robotniczych interesów. Trzeba zatem odwołać się do innych argumentów.
Co może być tym innym poważnym argumentem? Zagrożenie bezpieczeństwa Układu Warszawskiego wskutek jego zagrożenia paraliżem komunikacyjnym. Ale nikt na razie nie blokuje transportu kolejowego. No więc trzeba doprowadzić do sytuacji, gdy dla świata będzie ewidentnie widoczne, że „nie chcemy, ale musimy”.
Ustinow nie popełnia błędu, gdy mówi: co będzie w Polsce, jeśli się w niej zagotuje. Wskazuje na przewidywaną możliwość, a przecież rozmawia z żołnierzem, który przeszedł drogę z Riazania poprzez Przyczółek Magnuszewski pod Berlin i to jeszcze w roli frontowego zwiadowcy. Co jest zadaniem oddziałów zwiadowczych? Rozpoznawanie sił przeciwnika i przewidywanie różnych możliwości, od czego zależeć może życie wielu ludzi. Co z tego, że akurat w danym momencie dana możliwość się nie spełnia. Można ją sprowokować. Jak? Z pomocą CIA, o czym pisałem w poprzednim artykule. Można byłoby urządzić prowokację, która byłaby fajerwerkiem, jakiego jeszcze świat nie widział.
Nowe rozwiązanie nie zostało jeszcze dopracowane, a już posłużyło do ostrzeżenia. Czy trzeba było długo tłumaczyć wszystko Jaruzelskiemu. Przecież była to rozmowa między fachowcami.
7. Dygresja o królewskiej abdykacji
Powróćmy na moment do słów Andropowa:
Polscy towarzysze mówią: jakże możemy podpisywać te dokumenty, przecież to musi przejść przez sejm itd. My mówimy, że to nie musi przejść przez sejm, to jest dokument na podstawie którego będziecie wprowadzać stan wojenny, a teraz musicie osobiście - Kania i Jaruzelski – podpisać go, abyśmy wiedzieli, że zgadzacie się z tym dokumentem, a wy będziecie wiedzieli, co należy robić w czasie stanu wojennego. Jeśli trzeba będzie wprowadzić stan wojenny, to już nie będzie czasu na opracowywanie działań związanych z wprowadzeniem stanu wojennego: należy je przygotować zawczasu. O to właśnie chodzi.
A czy tylko o to chodziło? O ten aspekt czasowy? Stan wojenny został wprowadzony dopiero za kilka ładnych miesięcy, a więc można było trochę poczekać. Tutaj zaś coś miało być podpisane na kolanie i natychmiast.
A jakie znaczenie dla Polski miałoby, gdyby „polskie kierownictwo” podpisało ten dokument? Oznaczałoby, że dla legalności stanu wojennego nie potrzeba zgody polskiego parlamentu. Wystarczy, że dokument przygotowany został i zaakceptowany w Moskwie, a „polskie kierownictwo” go tylko jako polecenie do realizacji podpisało. W ten sposób zrzekałoby się formalnie wszelkich dotychczasowych atrybutów suwerenności Polski w sprawach wewnętrznych. Nawet tego ograniczonego zakresu suwerenności, ale jednak pracowicie przez Polaków bronionego i poszerzanego. Zrzekałoby się też wszelkiej podmiotowości na arenie międzynarodowej. Polskie długi mógłby spłacać Związek Sowiecki.
Byłby to akt porównywalny z abdykacją króla Stanislawa Augusta Poniatowskiego w Grodnie 26 listopada 1796 roku. Tyle co król zyskał, to spłatę swoich długów (40 milionów złotych) przez zaborców.
Z bliższych czasowo wydarzeń ta odmowa porównywalna jest ze słynnym non possumus kardynała Wyszyńskiego. Coś takiego nie uchodzi bezkarnie. Nic dziwnego, że Jaruzelski wyraził w Brześciu gotowość zrzeczenia się swoich funkcji. Takie komunistyczne „dalej nie możemy” może spotkałoby się ze zrozumieniem Gorbaczowa, ale na razie rządzi Breżniew. Przemęczenie moglo być chyba jedynym argumentem w odwlekaniu sprawy.
8. Apetyt rośnie w miarę jedzenia
Połowa kwietnia, a Breżniew już dopracował się niemało. Rzucona w zakamuflowany sposób idea blokady transportowej została rozwinięta w sztabach KGB i Ministerstwa Obrony do postaci programów obiecujących swą skutecznością. Takie programy wymagają ogromnie złożonych analiz logistycznych, gospodarczych i innych, uwzględniających rozmaite realia. Tu raczej nic z dnia na dzień nie powstanie, więc prace trwają.
Wiadomo już, że prezydent Reagan wraca do dawnej formy, prymas Wyszyński poważnie chory, w Polsce chwilowe uspokojenie, które jednak na Breżniewie nie zrobiło już najmniejszego wrażenia. Konsekwentnie i metodycznie posuwa się małymi krokami.
16 kwietnia 1981 O rozmowie (telefonicznej) tow. L. I. Breżniewa z I sekretarzem KC PZPR tow. S. Kanią. [s. 668]
Króciutki dokument o relacji Breżniewa z Kanią; poza sprawami związanym z bieżącym „oliwieniem systemu” i swoist3j wojny psychologicznej w połowie niemal poświecony jest interesującym tu sprawom. Nawiązując do spotkania w Brześciu sowiecki przywódca mówi:
Towarzysze Andropow i Ustinow odbyli bardzo pożyteczne spotkanie z Kanią i Jaruzelskim. Taką praktykę zapewne należy kontynuować, póki kryzys jest zaostrzony. Być może trzeba pomyśleć o zorganizowaniu w niedalekiej przyszłości analogicznego, poufnego spotkania, tym razem z udziałem tow. tow. Susłowa i Rusakowa.
„Polskie kierownictwo” nie podpisało dokumentów, a mimo to spotkanie okazało się bardzo pożyteczne. Trudno się dziwić, dużo więcej już wiadomo, a jeśli nadzoruje się jeden program, to niejako na boku można też opracowywać program alternatywny. Chodzi przecież o wiedzę o tym samym społeczeństwie, tych samych władzach, tej samej opozycji, tej samej gospodarce, tych samych resortach siłowych itd.
Postępowanie Breżniewa jest metodologicznie zrozumiałe. Najpierw argumentacja „siłowa” i związane z tym kwestie militarne, gospodarcze, administracyjne ( czyli np. internowania), a do tego trzeba dorobić odpowiedni program edukacji ideologicznej, by naród i świat wszystko właściwie zrozumieli. Nie chodzi przecież o walkę z narodem polskim, ale o zasypanie przepaści między „światem pracy”, a partią i najlepszymi „siłami narodu”. Prace komisji posuwają się należycie, o czym Breżniew informuje:
Nasza komisja, jak mi wiadomo, stale się zbiera, omawia, co potrzeba przedsięwziąć. Obiecuje wkrótce przedstawić niektóre uwagi i propozycje.
Można zatem wnioskować, że prace są już daleko zaawansowane. Ale to jeszcze nie koniec. Breżniew proponuje coś bardzo interesującego:
Równocześnie z tą bardzo ważną pracą trzeba zaproponować przygotowanie głębszej, powiedziałbym, strategicznej analizy, która pozwoliłaby się oderwać od bieżących wydarzeń i ocenić bardziej odległą perspektywę rozwoju sytuacji w Polsce i wokół niej.
Oto świadectwo wielkomocarstwowej wyobraźni. Jasne, że system trzeba „oliwić” na bieżąco, ale jeśli jego fragment wymaga remontu, to ten remont musi być gruntowny, odpowiadać nie tylko doraźnym potrzebom całego systemu komunistycznego, ale także potrzebom perspektywicznym.
Jest to także świadectwo holistycznego oglądu problemu jakim jest Polska. Nie jest ona w izolacji i trzeba staranne rozpatrzeć wszystko wokół niej. Może coś trzeba będzie przemeblować? Może Gdańska niekonieczne oddawać RFN, ale gdyby tak zaproponować Czechosłowacji, by wspólnie z NRD i Polską zarządzały portem w Szczecinie, a Odrę uczynić żeglowną już od czeskiej granicy? Nie takie rzeki w Związku Sowieckim zawracano, a wszyscy by skorzystali na tym po trosze.
Jest to wreszcie przykład politycznego brainstormingu. W gruncie rzeczy Breżniew patronuje przynajmniej dwom pomysłom rozwiązania problemu (a możliwa jest też jakaś ich kombinacja) jaki stworzyła Solidarność. Za jednym kryje się polskie wojsko, za drugim sowieckie resorty siłowe. Breżniew do samego końca będzie zabiegał , by sowieckie rozwiązanie miało szanse realizacji. Sowieckie rozwiązanie nie jest jeszcze dopracowane do końca, ale już widać, jakie perspektywy ono otwiera. Gdzie tu wizja nagłej śmierci doktryny Breżniewa?
Prześledziłem tu 10 pierwszych dokumentów Aneksu, by pokazać z jednej strony wymiar wyobraźni , jaka kierowała kremlowską polityką, a z drugiej, w jaki sposób ta wyobraźnia stopniowo, metodycznie „pracowała” nad rozwiązaniami „sprawy polskiej”.
Połowa kwietnia, a tu proszę: Breżniew każe się „ oderwać od bieżących wydarzeń”, by „ocenić bardziej odległą perspektywę wydarzeń w Polsce i wokół niej”, dokonać „głębszej, strategicznej analizy”. „Smarowanie systemu” nie zostanie przerwane, podobnie jak naciski na wprowadzenie stanu wojennego i prace nad nim. To kto właściwie ma się „oderwać” od spraw bieżących?
Aneks zawiera jeszcze dwa dalsze dokumenty datowane na kwiecień świadczące, że idea alternatywnego rozwiązania ma się dobrze, a właściwie coraz lepiej. Z maja, miesiąca zamachu na papieża, nie ma żadnego dokumentu, następny opatrzony jest datą 18 czerwca. Słynny protokół z 10 grudnia jest w aneksie 19. z rzędu.
Część IV. O pamięci historyków
Mówi się niekiedy żartobliwie czy ironicznie o kimś, że ma dobrą pamięć, ale krótką. Jak ona może być krótka dobrze ilustruje anegdota o pewnym jegomościu, który przychodzi do lekarza i skarży się, że cierpi na zanik pamięci. „Od jak dawna cierpi pan na tę dolegliwość?” - pyta się lekarz. „A na Jaką?” – pyta się jegomość.
W artykule o wyobraźni historyków i polityków polemizowałem z prof. Gadisem, który wprost wystąpił z tezą, gdyby nie stan wojenny to cały sowiecki system rozpadłby się już 8 lat wcześniej, bo po prostu Kreml był bezradny, tylko straszył interwencją, której nie zamierzał, doktryna Breżniewa została pogrzebana pod jego okiem. Poglądy takie podzielają także polscy historycy dodając jeszcze, że Jaruzelski usilnie zabiegał pomoc wojskową .
Za koronny dowód takich tez historycy uznają wypowiedź Andropowa, który 10 grudnia wypowiedział się według ł. Kamińskiego „najbardziej jednoznacznie” [Wstęp, Przed i po… t.1, s. XXXIX]:
Nie możemy ryzykować. Nie możemy wprowadzać wojsk do Polski. Jest to słuszne stanowisko i musimy się go trzymać do końca. Nie wiem, jak rozwinie się sprawa z Polską, ale jeśli nawet Polska będzie pod władzą „Solidarności”, to będzie to tylko tyle. A jeśli na Związek Radziecki rzucą się kraje kapitalistyczne, a oni już mają odpowiednie uzgodnienia o różnego rodzaju sankcjach ekonomicznych i politycznych, to dla nas będzie to bardzo ciężkie. Powinniśmy przejawiać troskę o nasz kraj, o umocnienie Związku Radzieckiego. To jest nasza główna linia” . [tamże, s. XXXIX]
Przyjrzyjmy się najpierw tej „jednoznaczności”. Do jakiego „końca” musimy się „trzymać stanowiska”, że nie „zamierzamy wprowadzać wojsk do Polski”? Do końca świata? A może do końca rozpadu Związku Radzieckiego? Najpierw niech się Związek Radziecki rozpadnie, a potem ewentualne pomyślimy o interwencji. Pięknie!. Tylko jaki sens miałoby przypomnienia, że główną „naszą linią” jest troska o „umacnianie Związku Radzieckiego”.
Co tu może oznaczać wyrażenie „do końca”? Po prostu, tak długo, aż będziemy musieli. „Nie chcemy, ale musimy” - to uniwersalne uzasadnienie w polityce. Wałęsa niczego nowego nie odkrył mówiąc niejednokrotnie „Nie chcę, ale muszę”.
Historycy zapomnieli o tym, co przeczytali kilka linijek wcześniej, gdy tenże sam Andropow powołując się na Breżniewa mówi:
[…] nasze stanowisko, które zostało sformułowane wcześniej na poprzednim posiedzeniu Biura Politycznego i wpierw wielokrotnie przedstawiał je Leonid Iljicz jest całkowicie prawidłowe i nie powinniśmy od niego odstępować. Inaczej mówiąc, opowiadamy się za pomocą internacjonalistyczną, zaniepokojeni jesteśmy powstałą sytuacją w Polsce, ale jeśli chodzi o przeprowadzenie operacji „X” , powinna być to tylko i wyłącznie decyzja towarzyszy polskich, jak oni zadecydują tak będzie.
Z kim historycy rywalizują długością swej pamięci? Przecież tu jest wprost o „pomocy internacjonalistycznej” mowa. To Andropow jest niespełna rozumu? To jest niezwykle precyzyjna wypowiedź. Jest to po prostu formułowanie oferty pod adresem Jaruzelskiego, z którym za kilka dni mają się spotkać. Oferta ta jest niezwykle czytelna: my „opowiadamy się za internacjonalistyczną pomocą”. A wy, jeśli chcecie wprowadzać stan wojenny, to wprowadzajcie, ale to jest wyłącznie wasza decyzja; jak zadecydujecie tak będzie; nie będziemy was ani do tego zmuszać, ani odradzać.
Dopiero później Andropow dywaguje co będzie, jeśli powstanie solidarnościowy rząd. Nic specjalnie złego się dla nas nie stanie, to drobiazg, z tym sobie poradzimy - tak można ująć myśl szefa KGB. Nasze wojska nie mają wchodzić. Przedwczesne wejście to ryzyko ewentualnych sankcji. Niech się w Polsce najpierw porządnie „zagotuje”, jakby to powiedział Ustinow. Trzeba wytrzymać „do końca”. Jak długo? Na razie nie wiadomo, to się zobaczy. Może w ogóle nie będą musiały wchodzić, może nawet te pozamilitarne metody wystarczą. Najważniejszą sprawą jest uniknięcie ewentualnych sankcji.
Gdzie jest powiedziane, że „internacjonalistyczna pomoc” ma się zaczynać od interwencji militarnej? „Światowa opinia publiczna nie zrozumie nas.” - zauważa później Susłow. Co innego, gdyby taką „internacjonalistyczną pomoc” rozpocząć od wzniecenia wojny domowej w Polsce. Czy to jest niewykonalne dla kremlowskich władz? Andropow to specjalista od „inżynierii społecznej” z najwyższej światowej półki, co swego czasu pokazał na Węgrzech. Czy jego „psychuszki” nie były przejawem poszukiwania ciągle to nowych rozwiązań w utrzymywaniu odpowiedniego porządku?
Z faktu, że historyk nie potrafi sobie czegoś wyobrazić, nie wynika, że ktoś inny nie potrafi nie tylko sobie tego wyobrazić, ale także to wykonać.
Gdzie w tych dywagacjach Andropowa może być jakaś jednoznaczność, czy jakiś dowód na pogrzebanie doktryny Breżniewa czy poszerzenie „polityki nieinterwencji Kremla”?
Cały dokument jest zapisem fragmentu rozgrywek między kolektywną głową Kremla , a indywidualną głową Jaruzelskiego. Jaruzelski ma tu przewagę. Niczego z nikim już nie uzgadnia, i nikt nie wie, jakie będą jego kolejne posunięcia. Ta przewaga nic by mu nie dała, gdyby sam nie był graczem najwyższej klasy, przynajmniej równorzędnym kremlowskim notablom, i nie znał sowieckiej mentalności, umiejętności Kremla ujmowania problemów w globalnej perspektywie, nie znał ich determinacji w obronie swojego stanu posiadania, nie znal ich języka. W przeciwieństwie do polskich historyków Jaruzelski rozumiał o czym na Kremlu się rozmawia i wiedział jak do nich mówić.
Skąd się bierze taka krótka pamięć historyków, którzy nie potrafią znaleźć sensownych związków nawet w obrębie pojedynczej wypowiedzi, a cóż dopiero mówić o całym dokumencie z obszernymi i wielowątkowymi wypowiedziami, pełnymi rożnych skrótów myślowych . To jeszcze nic, bo czy miedzy kolejnymi dokumentami Aneksu są jakieś związki, czy są to zapisy „kremlowskiego gaworzenia”, z którego można wyciągać wnioski jakie się chce?
Te kłopoty interpretacyjne historyków, to efekt przeciwnej holizmowi skrajnego redukcjonizmu badawczego. To tak, jakby las badać przy pomocy lupy. Czy nie jest to pożyteczne narzędzie badawcze? Oczywiście, że jest pożyteczne, ale dla efektów badawczych jest fatalnie, jeśli jest to jedyne narządzie badawcze. Prze lupę dogodnie jest oglądać mrówkę, ale już trudno dostrzec bawołu.
Trudno np. dostrzec to, że gdyby Jaruzelski pojechał na spotkanie zaplanowane w dniach 14-15 grudnia, to musiałby stan wojenny wprowadzać na warunkach podyktowanych przez Moskwę. Jak to udowodnić? W takiej „mrówczej” perspektywie, która jest pespektywą politycznej wyobraźni na miarę Soplicowa, niczego się nie da udowodnić, albo można udowodnić wszystko.
Nie da się w takiej soplicowskiej perspektywie udowodnić, że władcy na Kremlu posiadali bardzo wyrobioną wyobraźnię polityczną, z której potrafili robić użytek. Na użytek czytelników, którzy nie są pozbawieni wyobraźni przedstawiam fragment osobistego posłania Breżniewa do generała Jaruzelskiego, jaki za pośrednictwem ambasadora Aristowa przesłany został 21 listopada, a więc na niewiele dni przed stanem wojennym.
Wydaje nam się, że trzeba obecnie zmobilizować całą partię do walki o umysły ludzi, trzeba docierać do mas ludowych z wyraźnym i jasnym programem wyjścia z kryzysu, przekonywać każdego o jego słuszności. Innymi słowy, od nowa prowadzić taką prace na rzecz zdobycia zaufania ludzi pracy, jaką wykonali komuniści w latach stanowienia władzy ludowej. Duże znaczenie miałyby w tym względzie regularne spotkania działaczy szczebla kierowniczego i aktywu PZPR z załogami pracowniczymi, zwłaszcza w dużych przedsiębiorstwach – i nie tylko w stolicy – które wróg potrafił przekształcić w swoje bastiony. I, oczywiście, walka o masy nie przyniesie pożądanych rezultatów, jeśli nie zapewni się prawdziwego partyjnego kierowania środkami masowego przekazu, jeśli przeciwnik nadal będzie bez przeszkód krzewił swą wrogą propagandę. [t. 2, s. 691]
Fragment ten niewielkie wrażenie zrobił na historykach. A wcale nie ma już w nim mowy o rutynowym „smarowaniu systemu”. Mowa jest w nim o powrocie do metod stosowanych w latach „stanowienia władzy ludowej”.
Młodszym czytelnikom należy się wyjaśnienie, że w tych latach walka o „umysły” ludzi nie miała tylko formy werbalnych pogadanek. To były tylko formy uzupełniające argumentację bardzo „twardą”. Te lata „stanowienia władzy ludowej w Polsce” nazywane bywają, wcale nie bez podstaw, latami wojny domowej.
Komuniści chyba coś zaniedbali w tej walce o umysły, skoro trzeba powtórzyć lekcję. Faktycznie, nie dokończono np., walki z „kułactwem”, czyli pozostawiono indywidualne rolnictwo podobnie jak duże swobody działalności kościoła.
I właściwie taka powtórka byłaby czymś normalnym. Taką lekcję powtarzano na Węgrzech, powtarzano w Czechosłowacji, dlaczego Polska miałaby być wyjątkiem. Sytuacja natomiast jest o tyle trudna, że poza Polską znajduje się nauczyciel, którego wszyscy uważnie słuchają i nie boją się słuchać. Stąd oczywisty wniosek, że ta lekcja musi już być zupełnie inaczej rozpoczęta i inaczej zorganizowana, a metody perswazji muszą docierać do każdego z osobna. Również dla świata ta lekcja powinna być zrozumiała i przezeń akceptowalna.
Czy Breżniew tylko pogroził palcem, czy kryła się za tym praktyczna, realizowalna perspektywa, Wszystko zależy od tego, kto to czyta. Historycy zapewne uznają to za kolejny przejaw „kremlowskiego gaworzenia”. Nie wyobrażają sobie, że to było do zrobienia, że za tym krył się opracowany program, a sytuacja w Polsce dojrzała już do jego wdrożenia. Breżniew już nie przewiduje, co może się stać. Pisze o tym co będzie w zależności od ustaleń:
„W istocie rzecz nie polega na tym, czy konfrontacja będzie czy nie, lecz na tym, kto ją rozpocznie, jakimi środkami i po czyjej stronie będzie inicjatywa”. [s. 692]
No właśnie, po czyjej stronie będzie inicjatywa? To trzeba ustalić. O tym Breżniew pisze w zakoszeniu listu:
Szanowny Wojciechu Władysławowiczu! Stawiając Wam pewne niepokojące nas pytania i dzieląc się uwagami, nie poruszam, naturalnie, wielu problemów, które będzie można omówić już w trakcie osobistego spotkania. [s. 693]
Nawet elegancko napisane. Dziwnym jednak trafem, spotkanie to ma mieć miejsce w tym samym czasie, gdy przeszkolony już rocznik żołnierzy ma opuścić koszary, a później się jeszcze okaże, że 17 grudnia mają mieć miejsce ogromne manifestacje. Dla historyków to być może zupełnie odrębne wydarzenia, i być może mają rację. A jeśli się mylą? A jeśli dla Andropowa i Ustinowa te wydarzenia nie były tak zupełnie przypadkowe? Może kremlowscy politycy mieli o wiele większa wyobraźnię niż posądzają ich o to polscy historycy, którzy mają kłopoty nawet z przeczytaniem zapisu rozmów, jakie się kiedyś na Kremlu toczyły? Jakie mogą być konsekwencje pomyłki historyków dzisiaj, a jakie konsekwencje pomyłki dla Polski i świata ówczesnej głowy polskiego państwa?
Co mógł zrobić generał Jaruzelski aby uniknąć tego spotkania i nie omawiać już osobiście z Breżniewem „wielu problemów”? A faktycznie były takie. Niemałe, a jakby całkiem świeże. Na posiedzeniu politbiura 29 października po uwadze Breżniewa, że Jaruzelski nic już „konstruktywnego”, nie wniesie ochoczo przytakuje temu Andropow i zgłasza problem, że Jaruzelski gotów jest na stanowisko premiera poprzeć kandydaturę Olszowskiego lub Rakowskiego, a „ani jeden, ani drugi się oczywiście do tego nie nadaje” , padają wypowiedzi:
Breżniew. Schmidt w jednej z rozmów nawet się wygadał, że sytuacja w Polsce staje się niebezpieczna i że może się jeszcze bardziej zaostrzyć i odbić na mojej wizycie w RFN, do której może nie dojść
Andropow. Polscy przywódcy napomykają o pomocy militarnej ze strony bratnich państw. Jednakże powinniśmy zdecydowanie trzymać się swojej linii – nie wprowadzać naszych wojsk do Polski.
Ustinow. W ogóle trzeba powiedzieć, że naszych wojsk do Polski nie można wprowadzać. Polacy nie są gotowi do przyjęcia naszych wojsk.
Jeśli się bada las przy pomocy lupy, to oczywistą jest sprawa, że między tą rozmową, a rozmową 10 grudnia nie można wykazać żadnego związku. A pojawiaj się dość zasadnicze pytania: Jak długo Breżniew zechce narażać interesy Związku Radzieckiego w relacjach z tak ważnym partnerem gospodarczym jak np. RFN tylko dlatego, że Solidarność przez namawianie do niepracowania „walczy z systemem”?, Na czym może polegać linia „niewprowadzania wojsk do Polski”, która ma doprowadzić do tego, by strajki skończyły się „raz i na zawsze”, jak to w innym miejscu powiedział Andropow?, Kiedy Polacy mogą być gotowi do przyjęcia naszych wojsk ?
Król Stanisław August Poniatowski panował miłościwie Polakom nieco ponad trzy dekady. Nikomu z Polaków nie przekazał nawet okruchów władzy państwowej. Nie miał już co. Państwo polskie znikło. Władcom Kremla powiększył się obszar ich panowania o polskie ziemie.
Generał Jaruzelski panował Polakom nieco ponad jedną dekadę. Wzmocnił i poszerzył zakres suwerenności polskiego państwa na tyle, że mógł ustąpić miejsca Lechowi Wałęsie. Miał co do przekazywania, dzięki czemu państwo polskie wydobyło się spod panowania Kremla. Jego władcom zaś ogromnie obszar panowania się zmniejszył.
Generał panował skutecznie, choć niekoniecznie miłościwie. Aż tak bardzo, że wypowiedziano mu wojnę, którą nazwano wojną polsko-jaruzelską. I ta wojna już od ponad ćwierć wieku trwa do dziś. Generałowi wytoczono nawet państwowe działa.
Cześć V. Gdzie polska wyobraźnia polityczna?
No, gdzie?
Edward M. Szymański
Źródła:
- Przed i po 13 grudnia. Państwa Bloku Wschodniego wobec kryzysu w PRL 1980-1982, T. 2, IPN, Warszawa 2007, ISBN 978-83-56-4
- Przed i po 13 grudnia. Państwa Bloku Wschodniego wobec kryzysu w PRL 1980-1982, T. 1, IPN, Warszawa 2007, ISBN 83-60464-22-7
- Andrzej Góralski: Grupowe myślenie spontaniczne, w: Zadanie, metoda, rozwiązanie, T. 2, pod redakcją Andrzeja Góralskiego, Wyd. Naukowo-Techniczne, Warszawa 1979.
- Robert Service: Towarzysze. Komunizm od początku do upadku. Historia zbrodniczej ideologii. Wydawnictwo Znak, Kraków 2008 ISBN 978-83-240-1071-4
- Benjamin Weiser: Ryszard Kukliński. Życie ściśle tajne. Wyd: Świat Książki, Warszawa 2005, ISBN 83-7391-673-3
- Paul Kengor: Ronald Reagan i obalenie komunizmu. Zbliżenie na Polskę. AMF Warszawa 2007, ISBN 978-83-60532-06-5