JustPaste.it

Koszmarny wypadek w słonecznej Italii

8 sierpnia 2008 to był dzień otwarcia XXIX Igrzysk Olimpijskich w Pekinie, ale dla rodzin ofiar koszmaru (Google - 080808 Cessalto) sport tego dnia zupełnie się nie liczył.

8 sierpnia 2008 to był dzień otwarcia XXIX Igrzysk Olimpijskich w Pekinie, ale dla rodzin ofiar koszmaru (Google - 080808 Cessalto) sport tego dnia zupełnie się nie liczył.

 

    8fbac017735fb0835eddac9b66354fdf.jpg 

Miejsce tragedii - symbol E70 (nad napisem 'Cessalto'); widoczny zjazd w prawo, a w kierunku Wenecji widać wiadukt

         

Video thumb

8 sierpnia 2009, mija rok od bodaj największej katastrofy drogowej zarejestrowanej przez kamery z udziałem Polaka, podczas której w płomieniach zginęli wszyscy uczestnicy poniżej opisanego zbiorowego zderzenia.
          Masakra  wydarzyła się w piątek tuż po godzinie 15:00 (na niemal godzinę przed zamknięciem ruchu dla ciężarówek), jednak polskie (i nie tylko) internetowe media podały informację dopiero w poniedziałek, 11 sierpnia.
          Nasz rodak (mieszkający we  Włoszech), jechał ciężarówką po autostradzie Wenecja - Triest, gdy w okolicach miejscowości Cessalto (w pobliżu Treviso) wydarzyło się coś całkowicie nieracjonalnego, bowiem trudno to rozsądnie wyjaśnić oglądając nagranie. Otóż jego tir jadący dotąd prawidłowo i stabilnie, gwałtownie skręcił w lewo, zahaczając wyprzedzającego go kampera, a następnie przebił się przez bariery rozdzielające oba kierunki ruchu, zmiażdżył dwa samochody osobowe i wpadł na kolejną ciężarówkę. Aż wydaje się to nieprawdopodobne, aby kolos o tak wielkiej masie mógł tak nagle skręcić...
          Media polskie sugerowały, że Polak o imieniu Roman (niektóre media podawały także nazwisko) mógł być pijany (imieniny 9 sierpnia, wówczas sobota), natomiast włoska policja nie wykluczała usterki technicznej.
          Po katastrofie wypowiadały się setki forumowiczów na temat jej przyczyn. Sugerowano wspomniany stan upojenia kierowcy i usterkę oraz atak serca, zaśnięcie, samobójstwo a nawet zamach (na wiadukcie widać błysk tuż przed katastrofą), jednak nikt nie potrafił rozsądnie wyjaśnić możliwości aż tak nagłego skrętu w lewo, który przy znacznej prędkości i przy wielkiej masie pojazdu wydaje się niewykonalny. Gdyby nie zarejestrowano tej tragedii, to nie tylko laicy, ale i specjaliści, nie uznaliby takiej trajektorii za możliwą do zaistnienia. Niewykluczone, że doszło do awarii układu kierowniczego, ale po katastrofie, podczas której doszło do wybuchu i pożaru, zarówno ciał nie można było zbadać i zidentyfikować (wszystkie zwłoki były zupełnie spalone), jak również przegląd wraków był utrudniony.
          Komentatorzy zwracali uwagę, że dla koncernu samochodowego wykrycie usterki technicznej byłoby kompromitujące i bardzo kosztowne, zatem mogła zwyciężyć wersja oparta na powszechnym stereotypie (pijany
     Słowianin, koniec tygodnia, imieniny), przy czym to sami polscy dziennikarze rozważali, że Polak mógł być pijany, ale cóż to znaczy? Że mógł być pijany, jak również trzeźwy, czyli spekulacje bez dowodów. A przecież zapis pokazuje, że  włoska ciężarówka prowadzona przez naszego kierowcę przed wypadkiem jedzie równo i nie ma problemów z utrzymaniem się na swoim pasie ruchu. Gdyby wypadek został spowodowany przez Norwega, to wątek pijaństwa nie byłby eksponowany, a jeśli byłby jednak wymieniany, to jako ostatnia z możliwości, ale cóż - wiekowe stereotypy zbierają żniwo.
          Fachowcy po obejrzeniu zapisu twierdzą, że kierowca musiałby wykonać pełny obrót kierownicą w ciągu około sekundy, a to praktycznie wyklucza przypadkowy manewr i winę Polaka, zatem raczej wskazują na usterkę techniczną (wybuch opony albo rozłączenie cięgieł układu kierowniczego).
          Niezależnie od powodów, dla włoskiej opinii publicznej pozostanie na długo utrwalona w pamięci informacja, że do tej wielkiej katastrofy doszło za sprawą polskiego kierowcy, co może zwiększyć ich niechęć do naszych rodaków, którzy od wejścia Polski do UE negatywnie zaprzątają uwagę tamtejszych mediów (zabójstwa, obozy pracy, kradzieże, żebractwo, bezdomność), zwłaszcza że 12 dni wcześniej pod Mediolanem rozbił się polski autokar (w obu przypadkach Włosi uważali, że obaj polscy kierowcy mogli także zasnąć). Ot, biedakom wszędzie wiatr w oczy, nawet w tym pięknym kraju. Zresztą w ten sposób właśnie powstają i utrwalają się stereotypy.


          Szokujące jest nagranie z kamery ustawionej przy drodze, bowiem nie tylko jest wstrząsające, ale można je wielokrotnie analizować. Wiemy, co zaraz się wydarzy i można zastanawiać się, o czy myśleli owi ginący ludzie. Inaczej bowiem odbieramy tragedię, w której ginie sprawca wypadku a także osoby z nim podróżujące, nawet jeśli wina nie jest oczywista (zasłabnięcie, awaria pojazdu lub wtargnięcie zwierzęcia na szosę), a inaczej, jeśli giną całkiem niewinni ludzie. W takich przypadkach załamuje się nasza wiara w sprawiedliwość (w Boską i w jakąkolwiek inną). A ci ludzie, jadący w stronę Wenecji (po prawej stronie monitora), płynęli swymi pojazdami podczas pięknej wakacyjnej pogody i po świetnej włoskiej jezdni, zapewne uśmiechnięci i bez większych trosk, jednym słowem "żyć a nie umierać w słonecznej Italii".
          Tuż przed wypadkiem jakieś auto wyprzedzało czerwoną ciężarówkę i ten kierowca miał szczęście - on był ostatnim, któremu udało się umknąć śmierci, bowiem tuż za nim kostucha przemknęła jadąc na tirze prowadzonym przez naszego kierowcę, i ona staranowała ten czerwony pojazd prowadzony przez Marokańczyka, ale tuż przed tym zderzeniem, niejako mimochodem, zagarnęła pod swego tira dwa samochody osobowe, które z paroma osobami w ułamku sekundy przepadły w śmiertelnej czeluści, jakby przekraczały wrota piekła, choć nieco wcześniej wydawało im się, że są w najbezpieczniejszym miejscu na świecie. Kierowca pierwszego z tych aut tuż przed śmiercią odruchowo skręcił w prawo, co oczywiście nie zmieniło decyzji bezlitosnego Losu, zaś drugi kierowca jechał zbyt blisko poprzednika, zatem widoczność miał ograniczoną i nie zdołał wykonać żadnego manewru (gdyby jechał kilkanaście metrów dalej, to Los dałby mu szansę - może zdołałby się uratować hamowaniem i skrętem w lewo). Na moment przez zderzeniem obaj kierowcy zdążyli nacisnąć hamulce - widać włączone światła hamowania i to jest ich ostatnie rozpaczliwie wołanie do Boga o ocalenie. Podczas wyprzedzania, tuż przed unicestwieniem ludzi i maszyn, sylwetki obu aut odbiły się od zadbanej i lśniącej czerwonej karoserii ciężarówki, niczym od lustra, aby za chwilę zgorzeć, sczeznąć, przepaść. Takie pożegnanie ze światem żywych...
          Można cofać wydarzenie i obserwować, jak ruchome samochodziki poruszają się po ekranie, niczym zabawki w jakiejś niewinnej grze, a tam, wewnątrz istnieje (jeszcze!) kilku żywych ludzi, którzy jadą ku przeznaczeniu. Nawet nie zdążyli zareagować a nawet pomyśleć; nawet ich życie nie zdążyło się im przesunąć tuż przed śmiercią. Pogodne uśmiechy zamarły w sekundę i zdrowe ciała w jednej chwili zamieniły się w bezkształtną i obrzydliwą spopielałą masę. Byli i nie ma. I jakie ma znaczenie, że pojazd początkujący katastrofę był niesprawny albo kierowca niedysponowany? Zginęli, choć nie mieli ŻADNEJ winy. Żaden sąd nie uzna ich niewinności przywracając do życia. A jak mają się czuć rodziny oglądające to nagranie?


          Co mogą powiedzieć Austriacy jadący kamperem, który zaraz na początku koszmarnego manewru został zahaczony przez tira rozpoczynającego ów katastrofalny spektakl? Wytrącił ich z równowagi, którą próbowali odzyskać, jednak po kilku nieporadnych a naprzemiennych skrętach, ich auto w końcu przewróciło się. Z pewnością sklęli nieuważnego kierowcę, ale nim ich pojazd przewrócił się i zatrzymał po dziwacznym tańcu na szosie, już widzieli, że nieopodal wybuchła bomba przyrządzona przez Los, który zmieszał paliwa z rozpyloną mąką oraz z innych palnymi towarami, które wiozły obie ciężarówki na zgubę swych pechowych kierowców oraz nieszczęśników zmiażdżonych w dwóch blaszanych puszkach palących się aut. Turyści mogli podziękować Losowi, że był dla nich łaskawszy, niż dla jeszcze żywych ludzi, kiedy oni zaczęli walczyć o utrzymanie się na jezdni, a już spalonych, kiedy oni wydostawali się ze swojego wozu...
          Pozostali użytkownicy tej feralnej autostrady? No cóż, zdołali się zatrzymać i wyjść z opresji bez jakichkolwiek obrażeń, ale z pewnością z wielkim urazem psychicznym. Jeszcze ofiary płonęły, kiedy inni kierowcy marudząc na zapowiadającą się znaczną przerwę w ruchu, chyłkiem przemykają i omijają unieruchomione pojazdy, jadąc do swego celu, nim policja rutynowo zamknie autostradę. Będą mieli co opowiadać, może nawet nagrali dramat na swych komórkach. Setki świadków tej tragedii egoistycznie skonstatowało, że "dzięki Bogu nie znaleźli się w tym piekielnym miejscu". Dzisiaj Los na nich nie wskazał - był łaskawszy, niż dla wylosowanej ósemki (niektóre źródła wspominają o siódemce).


          Ten wypadek jest także dowodem na to, że można być ostrożnym kierowcą, jednak podczas losowego a tragicznego splotu wydarzeń, nawet najlepsi mistrzowie kierownicy giną. Jakie jest prawdopodobieństwo uczestniczenia w koszmarnym wypadku na autostradzie, podczas pięknej pogody, kiedy to duży pojazd gwałtownie zjeżdża ze swojego pasa ruchu, przekracza oś autostrady i miażdży auta jadące w przeciwnym kierunku?  

      
          Wielu internautów uważa, że w Polsce ludzie giną w wypadkach (zwłaszcza w zderzeniach z drzewami) przez własną głupotę, rutynę i nieostrożność - niech omawiane makabryczne nagranie uzmysłowi nam wszystkim, że można zginąć poruszając się po jezdni wręcz wzorowo i bez własnej, choćby minimalnej, winy.

          Po paromiesięcznym dochodzeniu uznano, że powodem katastrofy był defekt techniczny układu kierowniczego.

          PS  Cztery godziny przed omawianą tragedią, na pociąg EuroCity Comenius relacji Kraków - Praga zawalił się (już w Czechach) niedbale remontowany wiadukt. Zginęło 7 osób, w tym nasza rodaczka. W rejonie Kaukazu obie tragedie nikogo już nie zainteresowały - tam zaczęli ginąć ludzie w kolejnym konflikcie tego niespokojnego regionu.