JustPaste.it

Sex tak. Miłość nie?

Przyjacielski sex. Zjawisko coraz bardziej powszechne. Pytanie, czy zawsze kończy się happy endem?

Przyjacielski sex. Zjawisko coraz bardziej powszechne. Pytanie, czy zawsze kończy się happy endem?

 

- Jak dobrze móc się do kogoś przytulić, porozmawiać na ważne i błahe tematy, wyjść na zakupy… Jak dobrze mieć kogoś, z kim można się całować, kochać, a nazajutrz zrobić mu śniadanie – powiedziała jakiś czas temu jedna z moich koleżanek.

Stwierdziłam, ze się zakochała. W końcu, po dwóch latach samotności znalazła sobie faceta. Pomyliłam się.

76d0819a4d01ee4c88e4668101d00cef.jpg

- Wiesz co? Tak naprawdę to my się nie kochamy. To znaczy, dobrze nam ze sobą, ale jesteśmy bardziej kumplami niż parą. Może to dziwnie zabrzmi, ale traktujemy się, jak przyjaciele, którzy ze sobą sypiają. Nie chcę wiązać się z nikim na stałe. On też nie – wytłumaczyła mi szczegółowo.

Rzeczywiście, zabrzmiało to dosyć dziwnie. Po dłuższym zastanowieniu uznałam jednak, że to całkiem sensowny układ, taki bez zobowiązań, problemów, zazdrości. Wertując różne strony w Internecie nagle zaczęłam trafiać na artykuły związane z tym zjawiskiem. Jak się okazuje, jest ono całkiem powszechne. Oczywiście, prym w wyzwolonej przyjaźni wiodą Stany Zjednoczone, ale i Europa zaczyna hołdować tej modzie.

Jakie są jej plusy? Przede wszystkim niezależność dwojga ludzi. Ci spotykają się, kiedy oboje mają na to ochotę. Niewymuszona wola sprawia, że ochotę mają stosunkowo często. Poza tym, jako że nie są parą, są ze sobą niesamowicie szczerzy. Rozmawiają na różne tematy, o marzeniach, byłych partnerach… Także sex wydaje się przyjemniejszy, bo żadne nie krępuje się mówić, co sprawia mu przyjemność, a co niekoniecznie. Oprócz tego, wiedzą, że mogą na siebie liczyć. To daje im, może nie 100-procentowe, ale jednak poczucie bezpieczeństwa. Sprawia, że nie czują się samotni. Mają się do kogo przytulić, przy kim zasnąć i obudzić. Zdają sobie sprawę również ze swoich wad i nie boją się o nich rozmawiać. Pozytywów tak specyficznego układu można wymieniać wiele. Tego typu relacje sprawiają również, że dane osoby nie zamykają się na znajomych, otaczający świat, co zdarza się zakochanym, wpatrzonym wyłącznie w siebie, parom.

I pewnie wszystko byłoby piękne, gdyby nie jeden szkopuł – miłość - słowo jakże piękne, acz utrudniające niekiedy życie. W czym rzecz? Idealnym byłoby, gdyby taki nieformalny układ albo rozwiązał się sam, albo przerodził w coś więcej. W końcu miłość zbudowana na przyjaźni może okazać się wyjątkowo trwałym tworem. Gorzej, gdy „zakochanie” pojawia się tylko u jednej osoby. Pół biedy, gdy obiektem uczuć staje się ktoś spoza układu. Wtedy można powiedzieć sobie: dzięki, było fajnie, zostańmy nadal przyjaciółmi, ale zrezygnujmy z sexu i czułości. Dlaczego? Bo mam kogoś innego”. Sprawa prosta, klarowna i bardzo uczciwa. Ale co, jeśli obiekt, to nikt inny, jak przyjaciel od sexu? Wtedy dopiero zaczyna się tragedia. Decydując się na milczenie, jedna ze stron męczy się. Staje się przez to nieszczera, zazdrosna, zgryźliwa. Pała miłością, ale też szeregiem uczuć negatywnych. To powoduje konflikt, którego druga strona rozwikłać nie może. No bo jak, skoro nie zna jego przyczyny? Natomiast, gdy zakochana osoba decyduje się wyznać miłość – musi mieć świadomość, że ten krok wcale nie musi być zakończony happy endem. Układ przecież mówił tyko o przyjaźni, o seksie i o niczym więcej.

 

c785ba6a9d5f6cd9eaa2b3b871dd124c.jpg

- „Ja cię nie kocham. Bardzo cię lubię, ale nic poza tym. Musimy się rozstać. Nie jestem wstanie dać ci szczęścia” – może powiedzieć obdarowana uczuciem osoba.

I co wtedy? Rozpacz, błaganie, płacz, prośby.

- „Dobrze, nie kochasz mnie, ale chociaż bądźmy razem. Proszę „ – walczy zakochana.

I nieistotne, jaką decyzję podejmie osoba „niezakochana”, zrani tę, która uczuciu się poddała. A co istotne, jak pokazują życiowe statystyki, cierpią najczęściej kobiety. Po prostu, tak już jest, że są one bardziej podatne na emocje, nastroje, uczucia.

- Nie boisz się, że będziesz cierpiała? – spytałam po jakimś czasie koleżankę, z grubsza nakreślając jej moje przemyślenia.

Spojrzała na mnie dziwnie, pobladła i drżącym głosem powiedziała: - Boję się. Bardzo się boję. Przywiązałam się do niego i cieszę się na każde nasze spotkanie. Smutno mi, kiedy się rozstajemy. Nie kocham go. Chyba. Nie, nie kocham na pewno, ale, o rany… Nie wiem, jak to powiedzieć. Po prostu boję się, że się zakocham, a może to już zaczyna się dziać?”.

Zakończyła, a ja nie chciałam jej dłużej męczyć.

Nie widziałam jej już dawno. Nie wiem, jak zakończyła się ta historia. Jedno jest pewne, miłość jest na tyle nieprzewidywalna, że igrać z nią jest, łagodnie mówiąc, czymś nierozsądnym…