JustPaste.it

Nie żyją z powodu drzew

Pod Gdańskiem wydarzyła się największa katastrofa pojedynczego pojazdu w zderzeniu z drzewem.

Pod Gdańskiem wydarzyła się największa katastrofa pojedynczego pojazdu w zderzeniu z drzewem.

 

1b855c5b38fc90aee4d975712a0125f1.jpg

 

Katastrofa autobusu pod Gdańskiem - 2 maja 1994. W wypadku autobusu, który zjechał wówczas na pobocze i uderzył w przydrożne drzewo zginęło 32 ludzi, a 43 było rannych. WIKIPEDIA

 

Dwa tygodnie temu ukazał się w Interii list o zaskakującym tytule - "Mój chłopak żyje dzięki drzewom" . Tego typu tytuły zawsze elektryzują, zwłaszcza kiedy ktoś oznajmia (albo udowadnia), że przeżyto dzięki zwierzęciu albo roślinie. Autorka (narzeczona kierowcy tira) pisze - „Dzięki drzewom przy drodze, żyje mój chłopak. Jest on zawodowym kierowcą, jechał zgodnie z przepisami, ale w wyniku zmęczenia i osłabienia z powodu choroby, stracił przytomność. Jego TIR zjechał z drogi i przewrócił się na bok, i zatrzymał się na drzewach. Miał rozbitą głowę, i wstrząs mózgu, ale dzięki tym drzewom zawdzięcza życie. Gdyby ich nie było, on razem z samochodem stoczyłby się w przepaść i nie wiadomo jakby się to skończyło”.

I już nie wiadomo - czy śmiać się, czy płakać, ale ponieważ rzecz dotyczy ok. tysiąca Polaków zabijających się corocznie na drzewach, to można jedynie uśmiechać się gorzko i przez łzy.

Otóż kierowca jechał zgodnie z przepisami, ale był chory i stracił przytomność. A co nam po wzorowych kierowcach, jednak z ułomnościami, wszak oni w ogóle nie powinni siadać za kierownicą, zwłaszcza wielotonowych maszyn, które mogą zmiażdżyć auto jadące na wczasy wypełnione szczęśliwą rodziną! Dobrze, że żona pilota nie informuje w terminalu na Okęciu, że jej mąż jest mistrzem wolantu, który ma zaniki wzroku oraz padaczkę, zaś słuchacze właśnie oczekują na przylot samolotu pilotowanego przez tego wspaniałego inwalidę. Porażająca szczerość narzeczonej!

Drzewa uratowały go, bo spadłby w przepaść? To co byłoby, gdyby kierowca jechał drogami górskimi Chorwacji czy Grecji, gdzie zwykle nie ma drzew od strony przepaści? A teraz, nie dość, że miał stały defekt przed wypadkiem, to będzie mieć dodatkowe powypadkowe urazy i oczywiście zaraz po zwolnieniu chorobowym dosiądzie tirowego rumaka, aby szarżować po naszych (i pewnie zagranicznych) drogach, tudzież bezdrożach... A co byłoby, gdyby chorowity narzeczony wjechał ciężarówką w kilka osobówek?

Oczywiście, że bywają sytuacje, w których drzewa ratują życie, choćby wspomniane przepaście, ale także brzegi rzek oraz inne, nietypowe obiekty towarzyszące kierowcom wzdłuż ich tras. Przecież pośród zwolenników wycinania drzew są rozsądni ludzie, którzy potrafią docenić obecność tych roślin w pewnych sytuacjach, czego nie można powiedzieć o przeciwnikach wycinek, którzy zwykle są fanatykami wyzywającymi ginących kierowców od debili, powołując się przy tym na dobór ewolucyjny Darwina, zapominając, że wielu ginie zupełnie nie ze swojej winy.

Jeśli zatem w wyjątkowych sytuacjach należy hołubić drzewa, bowiem akurat nam sprzyjają, to nawet dosadzajmy je tam, jeśli mogą nas uratować, choć zawsze można zastanowić się nad krzewami albo siatkami stawianymi przy przepaściach albo wzdłuż rzek, które przecież w razie wypadku, łagodniej traktują karoserie i ludzi, niż solidne pnie drzew. Są nowoczesne państwa, w których drzewa rosną dalej od szosy (w skupiskach zwanych lasami), zaś wzdłuż traktów zamontowane są siatki chroniące zwierzynę przed autami (i odwrotnie) oraz łagodzące skutki wypadnięcia samochodów w kierunku drzew.

„Jeśli ktoś, nieprzestrzegający przepisów drogowych i przekraczający prędkość, wpada na drzewo, to jest sam sobie winien. Gdyby stosował się do przepisów, nie byłoby wypadku. A potem obwinia się drzewa”.

I to jest nierozsądna a wielce cyniczna opinia ciągle powtarzana przez przeciwników wycinek. Owszem, jeśli ktoś istotnie bezmyślnie szarżuje wzdłuż szpaleru drzew, które w końcu go zabijają, to jest on sobie winien. Jednak co autorka napisałaby, gdyby jej mąż jechał z nią i dziećmi i wszyscy (oprócz niej) zginęliby, zaś wina leżałaby po stronie kierowcy? Także pisałaby o drzewach jak o sprawiedliwych sędziach skazujących ludzi na śmierć i to bez procesu i bez możliwości odwołania się od wyroku? Czy jednak by zmierzyła odległości drzewa od jezdni oraz przejrzałaby unijne przepisy i tamtejsze statystyki i czy by nie miała zamiaru wyć do ludzi odpowiedzialnych za jej krzywdę, w tym do zwolenników przydrożnych drzew? A jako bardziej wygadana niewiasta, czy by nie złożyła pozwu do Skarbu Państwa o przyznanie wysokiego odszkodowania, na które my, czyli zwolennicy i przeciwnicy tych drzew, byśmy się społem składali?

A gwoli uczciwości - przecież giną także całkiem niewinne osoby (i to całe rodziny!), których samochody mogą być zepchnięte na drzewa przez pijanych kierowców, którzy - o dziwo - często wychodzą żywi z katastrofy i są leczeni za nasze pieniądze, potem sądzeni i przetrzymywani w celach także za nasze podatki. A wszystko dlatego, że wielu ludzi uważa, że to nie wina drzew, że to przecież nie one wbiegają pod samochody; mało tego - fakt wyjątkowego a szczęśliwie zakończonego wypadku rozciągają (jak autorka) na potrzebę istnienia wszystkich drzew i dają wielce sugestywny a uogólniający tytuł i wprowadzający w błąd - „Drzewa ratują życie”.

To i chuligana można pochwalić za dotkliwe pobicie pasażera w drodze na lotnisko, przez co wylądował w szpitalu, zaś jego samolot nie wylądował na lotnisku. Także znane są zgony spowodowane przez poduchy i pasy bezpieczeństwa. Kierowcy wpadają do stawów i toną, bowiem nie mogą otworzyć okien z powodu awarii układu elektrycznego, podczas gdy okna na zwykłą korbkę mogłyby być zbawienne…

„Może zamiast ankiety dotyczącej drzew, trzeba by było zrobić ankietę na temat czy jesteś za tym, aby piratów drogowych wysyłać na leczenie do psychiatry? Przecież oni są niebezpieczeństwem nie tylko dla drzew, ale również dla nas i naszych rodzin! Przez ich głupotę możemy stracić bliskich, tych których kochamy!”.

A cóż stoi na przeszkodzie zamieszczać dowolne ankiety, które zbadają różnorakie poglądy Polaków, ale skoro w nich mają brać udział tacy ludzie, jak autorka listu do Interii, to ręce opadają... Im  więcej rozumnych Polaków, w tym urzędników, tym mniej ludzi będzie ginąć na drogach. Może także zaproponować ankietę - czy należy karać  chorych kierowców oraz osoby wiedzące o ich chorobach i pozwalające im jeździć? Albo - czy zabierać prawo jazdy kierowcom tracącym przytomność? A może - czy kierować do psychiatry miłośników przydrożnych drzew? Powie ktoś - przecież zwolenników wycinek także można kierować do specjalisty. Owszem, można wszystkich badać, jednak jest zasadnicza różnica pomiędzy nimi - upór jednych powoduje śmierć tysiąca rodaków rocznie, zaś upór drugich ma uratować im życie, zatem to różnica, jak pomiędzy katem a lekarzem. Mało tego – kat (w tym porównaniu) nie wyklucza swojej śmierci oraz swoich bliskich na drzewie, zaś lekarz walczy o życie nie tylko swoje i rodziny, ale również o życie kata i jego rodziny, zatem kto powinien niezwłocznie udać się do poradni? Który z nich bardziej szanuje życie ludzkie, a który bardziej życie roślinne? W Polsce kara śmierci jest zniesiona, ale nawet gdyby obowiązywałaby, trzeba byłoby być skrajnie nieprzyjaznym człowiekiem, aby dopuszczać utratę życia na drzewie nie tylko z własnej winy, ale nawet w przypadku całkowitego braku winy!

Oczywiście, że budowa wygodniejszych autostrad (jak pokazują statystyki) oraz coraz bezpieczniejsze i wygodniejsze auta, podnoszą poziom ryzyka podejmowanego przez współczesnych kierowców (w porównaniu do ich ojców) i nadal jest sporo wypadków, jednak jest to cena nowoczesności – przecież nikt z tego powodu nie powróci do poprzednich rozwiązań technicznych. Zawsze znajdą się ryzykanci i, niestety, zawsze będą przez nich ginąć także osoby postronne a niewinne. Zapewne wycięcie drzew spowoduje szereg tragicznych wypadków, do których nie doszłoby, gdyby te drzewa stały, ale tak jest z każdym pomysłem, czy wynalazkiem (nóż, laser, reaktor atomowy, internet; także w motoryzacji - poduchy i pasy). Gdyby nie było samochodów, z pewnością nie ginęłoby rocznie aż pięć tysięcy naszych rodaków na drogach, z czego tysiąc na drzewach, zaś autorka listu nie chwaliłaby drzew, że uratowały życie, bowiem jej chorowity narzeczony nie byłby wówczas kierowcą tira, ale mógłby być stajennym, który musiałby mieć baczenie na kopyta podopiecznych, aby mu nie pogorszyły stanu zdrowia. Ale i wówczas, powożąc jedynie bryczką, mógłby (z autorką) zabić się na przydrożnych drzewach po spłoszeniu napędu.

Może szczególnie zawzięci przeciwnicy wycinki drzew powinni przymusowo oglądać policyjne zdjęcia z wypadków spowodowanych przez ludzi, którzy na nich zginęli, tak ze swojej winy, jak i z winy innych użytkowników dróg oraz wysłuchać rodzin ofiar, które rozpaczają i pomstują nie tyle na drzewa, ale na (nie)odpowiedzialnych urzędników. Zapewne jest wielu poszkodowanych, którzy zmieniają poglądy na temat drzew rosnących przy drogach. Zastanówmy się (tak na logikę) - czy więcej jest osób, które po przeżytym wypadku zmieniłyby pogląd, uznając, że jednak nie powinno być drzew przy jezdniach, czy może więcej osób zmieniłoby swe przekonania w kierunku dalszego sadzenia drzew według odwiecznego polskiego zwyczaju?

Istnienie przydrożnych drzew (poza paroma wyjątkami) zagraża ludziom, zatem należy je wyciąć, w pierwszej kolejności na łukach oraz rosnących przy skraju szosy. W zamian posadźmy dwa drzewa z dala od traktów za każde utracone przy drodze. Jeśli przekonamy o tym przeciwników wycinek, to więcej z nas będzie dłużej żyć. Możliwe, że już jutro zginie na drzewach mniej użytkowników naszych dróg.

„Przecież piraci drogowi są niebezpieczeństwem nie tylko dla drzew, ale również dla nas i naszych rodzin! Przez ich głupotę możemy stracić bliskich, tych których kochamy!”.

Tak, może jeszcze powinniśmy opłakiwać okaleczone drzewa? Do piachu z piratami, ale dbajmy o przydrożne drzewa? Przycinajmy je, podlewajmy - całkiem możliwe, że jeszcze ktoś na nich zginie! I zaznaczajmy na nich kolejne trafienia (po stronie strat) oraz ilość wydzielanego tlenu (po stronie zysków). Tysiące rodzin rocznie traci bliskich po uderzeniu w drzewa, z których wielu najechało na nie po wichurze albo przygniotły ich łamane konary. Nie życzyłbym autorce, aby musiała zmienić swój pogląd, kiedy jej narzeczony zasłabnie i zepchnie na zabójcze drzewo niewinną rodzinę wracającą z wczasów - to jednak zbyt surowe doświadczenie życiowe.

„Jeśli ktoś jest na tyle nierozsądny, że szaleje na drodze i nie dba ani o swoje życie, ani o innych ludzi a nawet o swoją własną rodzinę, to moim zdaniem jest nienormalny i należy mu odebrać prawo jazdy, albo wysłać na pranie mózgu, żeby nie stwarzał niebezpieczeństwa”.

O, to jest słuszne oburzenia a nawet zrozumiały apel godny poparcia! Jednak to z drzewami niewiele ma wspólnego - to jest uniwersalna uwaga! Jednakże bycie nierozsądnym kierowcą nie jest stałą cechą człowieka. Zwykle bywa się lekkomyślnym. I to ma usprawiedliwiać śmierć na drzewie, które broni interesu rozsądnych ludzi, zaś każe niemądrych? I żeby te rośliny były choć sprawiedliwymi wyroczniami, ale przecież wśród kierowców są ludzi całkiem rozsądni, jednak zamyśleni, zmartwieni, a nawet jadący nazbyt ostrożnie. Zdarza się, że najadą na olej, błoto, grad, żwir, zwierzę. Nie szaleją, ale także giną na drzewach! Giną razem z innymi spokojnymi ludźmi, także z dziećmi. Ilu jeszcze ludzi zostanie skrzywdzonych przez skądinąd sympatyczne drzewa, które rosną w złym miejscu i czasie?

Autorko! Opracuj symbol kierowcy, który w każdej chwili może zasłabnąć i naklej go na ciężarówce swego wybranka! Uratujesz komuś życie! A do obrońców drzew - dla ofiar ginących na drzewach potrzeba tysiąc trumien rocznie wykonanych z tychże roślin. Nie szkoda wam tego cennego budulca dla niepotrzebnych już ludzi, którzy byli nierozsądni lub nieuważni, a najczęściej mieli po prostu pecha?

Pod artykułem zamieszczono ankietę, z której wynika, że 60% czytelników Interii jest za wycięciem przydrożnych drzew, czyli zwolenników radykalnego uporządkowania problemu jest o połowę więcej, niż przeciwników. Czy rozsądek zwycięży?

Jeśli bohatersko ginie nasz żołnierz w Azji, to przez pół miesiąca mamy bardzo przejęte media, zaś głos zabierają najważniejsi politycy i wojskowi, w tym premier i generałowie. Jeśli rocznie ginie na drzewach tysiąc naszych obywateli, to nikt publicznie nie zajmuje się tą rzezią! Gdzie właściwe proporcje?!

2 maja 1994 wydarzyła się potworna katastrofa autobusu pod Gdańskiem, w której zginęło 32 ludzi. Po uszkodzeniu koła pojazd zjechał wówczas na pobocze i uderzył w przydrożne drzewo. Prawdopodobnie była to największa na świecie tragedia z udziałem autobusu i drzewa. Gdyby nie było tej przeszkody, większość z tych ludzi by żyła...

PS  Pan Edward Woźniak jest inicjatorem ogólnopolskiego ruchu w sprawie wycinki przydrożnych drzew.