JustPaste.it

Zbrodnia i kara dla seryjnych morderców

Portal www.tvn24.pl ma zwyczaj umieszczania w obramowaniu kilku uszeregowanych tytułów, które mają wspólny mianownik.

Portal www.tvn24.pl ma zwyczaj umieszczania w obramowaniu kilku uszeregowanych tytułów, które mają wspólny mianownik.

 

 

a25669911ddba0be5d027de01dc1e91a.jpg

 

         Dzisiaj można dostrzec dwa takie artykuły, które opisują wydarzenia wprawdzie sprzed paru tygodni, ale rzeczywiście mają ze sobą wiele wspólnego.
         Mamy zatem tytuł "Seryjny morderca zabity podczas włamania" (7 lipca 2009) - otóż niejaki Burris (burro - osioł, burr - osełka; zatem taki pan Osiełko) jest podejrzewany o popełnienie serii 5 morderstw w ciągu zaledwie sześciu dni i został zabity przez policjanta, którego wcześniej zranił. Prokuratura zbada teraz, dlaczego morderca został wypuszczony w tym roku z więzienia, choć był wielokrotnym recydywistą (zapis jego zbrodni i wykroczeń zajmuje 25 stron) i Amerykanie zastanawiają się nad swoim błędem. Jest to dla nas, Polaków, szczególnie zaskakujące, bowiem podczas rozpatrywania naszych polskich dramatów jakże często powołujemy się na ostre amerykańskie prawo (u nas tylko 10 lat a w USA to miałby krzesełko!).
         Drugi tytuł jest wyjaśniający niemal wszystko - "Ginekolog od późnych aborcji zastrzelony w kościele" (1 czerwca 2009), zaś nazwisko prawdopodobnie zasugerowało temu lekarzowi jego życiową pasję i zbrodnicze działania.
          Wzbudzający kontrowersje w Ameryce lekarz zajmujący się dokonywaniem późnych aborcji, dr Tiller, został w niedzielę zastrzelony w kościele. Chodził zatem do kościółka, modlił się, przekazywał znak pokoju, ale przecież wszyscy wiedzieli, czym się zajmował. I co - żaden kapłan, żaden współwierny, żaden etyk lub prawnik nie mógł wpłynąć na takiego typa, który zabijał ludzi na przełomie drugiego i trzeciego trymestru? Jego praktyka lekarska (cóż za elegancka nazwa - przecież to morderca!) wielokrotnie spotykała się z protestami obrońców życia, którzy próbowali wysadzić jego klinikę.
         Ciekawe, że w Stanach, gdzie wysokie kary za przestępstwa bywają niejako niedościgłym wzorcem (pomińmy Chiny i Iran) dla Unii  Europejskiej (zwłaszcza dla Polski, co widać na dyskusyjnych forach), to facet przez lata dokonywał zabójstw ukształtowanych dzieci i czynił to zapewne nie ze względów ideologicznych, ale dla pieniędzy i sławy, a ponadto od lat prowokował Los. Ponieważ amerykańska Temida była szczególnie niemrawa (postawiono mu łącznie kilkanaście zarzutów nielegalnej aborcji i na postawieniu się skończyło), przeto w końcu jakiś desperat przejął tę sprawę we własną dłoń i wymierzył karę w imieniu zabitych dzieci.
         No cóż, źli ludzie często kończą swe życie na podobieństwo swoich zbrodni, co zdarza się jednak zdecydowanie zbyt rzadko. Lekarz miast ratować ludzi, zabijał ich, zatem dokonał aktu zdrady wobec przysięgi i wobec zespołu cech zwanych człowieczeństwem. Podczas okupacji na zdrajcach także wykonywano wyroki śmierci w identyczny sposób. Każda epoka ma swego dra Mengele.
         Oczywiście, kulturalne media pierwszego łajdaka nazywają mordercą, drugiego zaś jedynie kontrowersyjnym lekarzem, bowiem jakoś nieelegancko doktora nazywać aż tak paskudnie, choć jego czyny były ze wszech miar takowe. Jeśli jeszcze przy wczesnych aborcjach można mieć pewien margines na dyskusję (i w tych rozważaniach nie jest to omawiane!), to jednak (jak określono w tytule) późne ćwiartowanie niemowlęcych ciałek należy uznać za zbrodnię!
         W tym wydarzeniu jest jedno jasne światełko - dobrze, że nie wydarzyło się to w Polsce, bowiem w całym nowoczesnym świecie wszyscy by podkreślali (według ustalonych stereotypów), że gdzie jak gdzie, ale taki zamach (no, może bez użycia broni palnej) możliwy jest tylko w ciemnej, zaściankowej Polsce...
         Jest jednak różnica pomiędzy oboma zabójstwami - pierwsze zostało dokonane w glorii prawa przez zawodowego państwowego funkcjonariusza, drugie zaś przez amatora nieposiadającego pisemnego upoważnienia na zabijanie. Wydaje się jednak, że obaj wykonali dobrze swoją robotę. Oczywiście, drugi przypadek jest bardziej kontrowersyjny (jak zresztą ów zabity lekarz), ale któż z nas nie oglądał z satysfakcją filmów typu "Życzenie śmierci"? W Stanach musieli widzieć je opisani seryjni mordercy oraz ich zabójcy.
         Czy opisane przypadki tragicznych zgonów wpłyną na wybór drogi życiowej kolejnych osobników spod ciemnej gwiazdy? Oczywiście, że nie!
         I jak to możliwe, aby w USA, w państwie stawianym jako wzór walki ze złem, jednak zdarzają się takie spore luki i przeoczenia sądowe?