JustPaste.it

Odpowiedź na: „Dlaczego nie wierzę w Boga...”. Cz. I

Próba odpowiedzi na artykuł Krzysztofa Dendry pt. „Dlaczego nie wierzę w Boga, Ojca Wszechmogącego?”.

Próba odpowiedzi na artykuł Krzysztofa Dendry pt. „Dlaczego nie wierzę w Boga, Ojca Wszechmogącego?”.

 

Treść tego artykułu została już opublikowana w postaci moich komentarzy do artykułu Krzysztofa Dendry, stąd dla niektórych czytelników może być już znajoma. Ponieważ jednak nie zakończyłem jeszcze ustosunkowywania się do tego artykułu, postanowiłem — kierując się wygodą czytelników — zebrać dotychczasowe komentarze w jedną publikację, a kolejne zamieszczać jako kolejne części mojej Odpowiedzi na: „Dlaczego nie wierzę w Boga...”.

Panie Krzysztofie. Tradycje katolickie mojej rodziny może nie były tak silne, jak w Pana wypadku, ale moje wychowanie religijne było podobne. Też sakramenty, też lektor. Ministrantem nie byłem, ale w pewnym momencie chciałem być. Ja też odszedłem z Kościoła rzymskokatolickiego, ale nie odszedłem od Boga. Mam wrażenie, że wylał Pan dziecko z kąpielą. Oto moja odpowiedź. Proszę wybaczyć, że jeszcze niepełna i podwana w innej kolejności niż stawiane przez Pana zarzuty.

Czy oko za oko to zwykła zemsta?

W punkcie 3. twierdzi Pan, że „Biblia to nie jest Słowo Boga”, bo „Biblijne prawo oko za oko (przejęte z kodeksu Hammurabiego) jest zwykłym odwetem, zemstą”. Pana zdaniem tak nie może postępować „miłościwy i dobry Bóg”, bo to „niehumanitarne”.

W odpowiedzi zacytuję fragment mojego artykułu: „Okrutne oko za oko?” (przypisy z adresami tekstów biblijnych znajdują się w: http://www.eioba.pl/a104256/ok(...)_za_oko):

Równie niedopuszczalne i niehumanitarne byłoby dziś stosowanie znanej od czasów Kodeksu Hammurabiego (XVIII wiek p.n.e.) i powtórzonej w Starym Testamencie zasady „oko za oko” — nazywanej również prawem talionu (odwetu) i polegającej na karaniu przestępcy karą taką samą jak skutek jego przestępstwa. Już Mojżesz pisał: „Jeżeli kto okaleczy swego bliźniego, uczyni mu się tak, jak sam uczynił. Złamanie za złamanie, oko za oko, ząb za ząb. Jak okaleczył człowieka, tak mu będzie oddane” (Kpł 24,19); „Oko twoje nie ulituje się: życie za życie (...) ręka za rękę, noga za nogę” (Pwt 19,21); „(...) oparzelinę za oparzelinę, ranę za ranę, siniec za siniec” (Wj 21,25).

Współczesnemu czytelnikowi te starożytne prawa mogą się wydawać okrutne. Przez ich pryzmat próbuje się dziś oceniać kwalifikacje moralne Mojżesza jako prawodawcy i samego Boga, w imieniu którego działał. I nie jest to ocena przychylna. W konsekwencji podważa się wiarygodność i mądrość Starego Testamentu — pierwszej (i większej) części Biblii. Czy jest to słuszna ocena? Bliższe przyjrzenie się zagadnieniu dowodzi, że nie.

Niestety, nawet chrześcijanie mają problem z obroną racjonalności stosowania w czasach starotestamentowych prawa odwetu, a tym samym z obroną racjonalności Boga i słuszności Jego postanowień. I trudno im się dziwić, skoro w Nowym Testamencie sam Jezus powiedział: „Słyszeliście, iż powiedziano: Oko za oko, ząb za ząb. A Ja wam powiadam: Nie sprzeciwiajcie się złemu, a jeśli cię kto uderzy w prawy policzek, nadstaw mu i drugi”4. Wydaje się, jakby Jezus odcinał się od okrutnego, starotestamentowego prawa i ustanowił własne — łagodne, pozbawione kary dla przestępcy. No cóż, tak się tylko wydaje...

Jezus ani się nie odcina od prawa do odwetu, ani nie obiecuje złoczyńcom bezkarności. Odradza jedynie swoim naśladowcom, żeby brali sprawy we własne ręce. W Liście do Rzymian czytamy: „Najmilsi! Nie mścijcie się sami, ale pozostawcie to gniewowi Bożemu, albowiem napisano: Pomsta do mnie należy, Ja odpłacę, mówi Pan” (Rz 12,19). W Nowym Testamencie Bóg nie zrezygnował z prawa do odwetu, a jedynie zastrzegł to prawo dla siebie. Realizuje je na bieżąco za pośrednictwem władzy świeckiej, która „nie na próżno nosi miecz. Jest przecież sługą Boga, wymierzającym karę temu, kto popełnia zło” (Rz 13,4). W całej pełni Boża pomsta na złoczyńcach dokona się jednak podczas sądu ostatecznego. Apostoł Paweł ostrzega, że zatwardziałość serca i niechęć do nawrócenia się spowoduje w końcu Boży odwet w „dzień gniewu i objawienia sprawiedliwego sądu Boga, który odda każdemu według uczynków jego” (Rz 2,5). Przecież to nic innego tylko nowotestamentowa wersja zasady „oko za oko”.

Zasadę tę łatwo dziś uznawać za niegodną człowieka, bo jest alternatywa. Są inne środki karne, równie dolegliwe, np. pozbawienie wolności. Jednak jak tego typu karę miały stosować półkoczownicze społeczności pasterskie (a taką społecznością byli do pewnego momentu Hebrajczycy)? Miały budować przenośne więzienia? W tamtych czasach dla kar „na ciele” nie było sprawiedliwszej alternatywy.

Poza tym na ówczesnym etapie rozwoju społecznego zasada „oko za oko” była bardzo humanitarna, zastąpiła bowiem jeszcze starszą zasadę zemsty niczym nieograniczonej. Na początku Biblii czytamy o potomku Kaina — Lamechu, który rzekł: „Męża gotów jestem zabić, jeśli mnie zrani, a chłopca, jeśli mi zrobi siniec. Jeżeli Kain miał być pomszczony siedem razy, to Lamech siedemdziesiąt siedem razy” (Rdz 4,23). Wprowadzenie zasady tylko „oko za oko”, tylko „ząb za ząb” kładło tamę bezsensownemu i niczym nieusprawiedliwionemu przelewowi krwi.

Tytułem uzupełnienia. Bóg jest nie tylko miłosierny i dobry — jak chciałoby go dziś postrzegać do szpiku kości przesiąknięte humanizmem i humanitaryzmem społeczeństwo zachodnie — ale także sprawiedliwy i obiecujący sprawiedliwość wszystkim skrzywdzonym. Gdy nie było więzień (bo niby kto miał je utrzymywać, skarb państwa?), sprawiedliwość można było przywrócić tylko tak.

Boga ma nie być, bo Go nikt nie widział...

W punkcie 1. twierdzi Pan, że ma Boga, bo Go nikt nie widział. Jeśli to miałby być argument na nieistnienie Boga, to co powiedzieć o odkryciu Ignacego Semmelweisa (1818-1865), który dopiero w połowie XIX wieku odkrył, że musi istnieć coś niewidocznego, co przenosi się na rękach chirurgów i powoduje choroby u innych pacjentów. Dopiero odkrycia Ludwika Pasteura (1822-1895) dowiodły słuszności jego twierdzeń. Stosując Pana rozumowanie, do drugiej połowy XIX wieku zarazki i drobnoustroje nie istniały, bo nie było „dowodów naukowych potwierdzających (...) [ich] istnienie”. Nikt nawet nie domyślał się ich istnienia.

Co prawda dopuszcza Pan myśl, że może jednak istnieć coś, czego nie widać, np. prąd elektryczny, ale warunkiem musi być odczuwanie działania tego czegoś i jakaś możliwość pomiaru tego działania. Dokładnie tak samo Pismo Św. mówi o Bogu: „Bo niewidzialna jego istota, to jest wiekuista jego moc i bóstwo, mogą być od stworzenia świata oglądane w dziełach i poznane umysłem” (Rz 1,20). Doskonałość Boga można poznać w doskonałości stworzenia, zarówno materii nieożywionej, jak i ożywionej, od budowy atomu i najmniejszej komórki poczynając. Twierdzenia, że tak doskonałe dzieła powstały przypadkiem, w efekcie wybuchu i ewolucji, są absurdalne. To dopiero wymaga wiary! Tyle samo, co wiara w powstanie zegarka bez zegarmistrza lub wieży Eiffla bez pana Eiffla.

i dlatego, że pozwala na istnienie zła

Twierdzi Pan, że Boga nie może być, bo gdyby był, to by nie pozwolił na istnienie zła na świecie. Proszę się nie obrazić na użycie przeze mnie metafory biblijnej, ale mam wrażenie, że ma tu miejsce ocenianie Garncarza przez garnek.

Sam Pan twierdzi, że do pewnego momentu był Pan wierzący, czyli wierzył Pan, że Bóg jest Stwórcą, a Pan jedynie stworzeniem. I oto w pewnym momencie stworzenie zaczęło mieć wątpliwości odnośnie charakteru Stwórcy, celowości i sensu Jego postępowania. Nie znajdując satysfakcjonującego wyjaśnienia tych wątpliwości, stworzenie postanowiło się ich pozbyć przez pozbycie się „ich źródła” — Stwórcy. Zaprzeczając Jego istnieniu, przestało się zastanawiać, dlaczego tak a nie inaczej postępuje, dlaczego dzieje się to czy tamto. Wziąłem „ich źródła” w cudzysłów, gdyż faktycznym źródłem wątpliwości stworzenia nie jest istnienie Stwórcy, tylko ograniczoność umysłu stworzenia, który w naturalny sposób nie może się równać z umysłem Stwórcy.

„O głębokości bogactwa i mądrości, i poznania Boga! Jakże niezbadane są wyroki jego i nie wyśledzone drogi jego!” (Rz 11,33). „Czy możesz zgłębić tajemnicę Boga albo zbadać doskonałość Wszechmocnego? Wyższa jest niż niebiosa — cóż poczniesz? Głębsza jest niż kraina umarłych — cóż ty wiesz?” (Hi 11,7-8).

Powrócę na moment do owego porównania do garnka i Garncarza. Zupełnie jakbym słyszał monolog garnka: Dlaczego uczyniłeś mnie małym i obłym, podczas gdy inne garnki są wysokie i smukłe? Odpowiedz, bo nie rozumiem. Dlaczego postawiłeś mnie na półce, a inne garnki są schowane? Dlaczego jestem ozdobiony falistymi liniami, a inne nie mają żadnych ozdób lub są ozdobione inaczej? Dlaczego ja jestem cały, a inne garnki się już potłukły? A przecież były takie ładne? Dlaczego niektóre z nich skleiłeś ponownie, a inne nie? Dlaczego...? Dlaczego...? Dlaczego...? Odpowiedz! Odpowiedz, bo uznam, że Cie nie ma. No dobra. Nie chcesz, to nie. W takim razie od dziś dla mnie nie istniejesz. I tak garnek przestał „wierzyć” w istnienie Garncarza.

Mogę zrozumieć, że świadomość istnienia zła powoduje w ludziach swoisty ból istnienia. Wynika on ze strachu przed tym, że to zło w końcu dosięgnie nas i naszych bliskich, o ile już w jakiś sposób tego nie zrobiło. Ale czy odrzucając istnienie Stwórcy z powodu nierozumienia braku z Jego strony — tak nam się przynajmniej wydaje — dostatecznej reakcji na zło, ów ból istnienia się w jakikolwiek sposób zmniejsza? Wątpię. Śmiem nawet twierdzić, że poczucie egzystencjalnej samotności go jeszcze zwiększa. Na szczęście niemożność pełnego zrozumienia dróg Bożych jest przemijająca: „Bo cząstkowa jest nasza wiedza (...), lecz gdy nastanie doskonałość, to, co cząstkowe, przeminie. Gdy byłem dziecięciem, mówiłem jak dziecię, myślałem jak dziecię, rozumowałem jak dziecię; lecz gdy na męża wyrosłem, zaniechałem tego, co dziecięce. Teraz bowiem widzimy jakby przez zwierciadło i niby w zagadce, ale wówczas twarzą w twarz. Teraz poznanie moje jest cząstkowe, ale wówczas poznam tak, jak jestem poznany” (1 Kor 13,9-12).

I jeszcze jedno, istnienie zła nie jest dowodem na nieistnienie Boga, co raczej dowodem na istnienie Bożego przeciwnika — szatana (zob. http://www.eioba.pl/a103825/do(...)_diabla). Jeśli jednak jest to dla Pana dowodem, to czego Pana zdaniem dowodzi istnienie całkowicie bezinteresownego dobra, poświęcenia, miłości? Myślę, że przykładów tego ostatniego podawać nie muszę.

Zwierzęta w arce Noego

W punkcie 3. i 4. przytacza Pan rzekome sprzeczności i absurdy biblijne.

Napisał Pan: „W księdze Rodzaju 7:9 jest napisane, że do arki weszły po DWA zwierzęta z każdego rodzaju czyste i nieczyste. Natomiast w Rodzaju 7:2 Bóg mówi Noemu, aby wziął po SIEDEM zwierząt czystych i po DWA nieczyste”.

Informacji z wersetach 9. i 2. nie należy traktować jako sobie przeciwstawnych, ale siebie uzupełniające. Werset 2. jest zapowiedzią tego, co ma się stać i co Noe ma zrobić, a mianowicie zabrać do arki zwierzęta. Werset ten zawiera trzy informacje: (1) że podział na zwierzęta czyste i nieczyste znany był Noemu już przed potopem, (2) że do arki ma wejść po siedem par zwierząt czystych i po jednej parze nieczystych i (3) że chodzi o pary różnopłciowe, samca i samicę. Werset 9. jest relacją z tego, jak zapowiedź z wersetu 2. się spełniła. Nadszedł zapowiedziany czas i zwierzeta przyszły do arki. Nie potrzeba było podawać wszystkich wcześniejszych informacji. Autor skoncentrował się tylko na tym, by wspomnieć, że zwierzęta weszły do arki „po dwoje”, w sensie: w różnopłciowych parach, jako samiec i samica.

Uzdrowienie sługi setnika

Napisał Pan: „W ewangelii Mateusza 8:5-6 do Chrystusa przychodzi setnik prosząc o uzdrowienie swojego sługi. Jednak po przyjrzeniu się ewangelii Łukasza 7:1-3 ów setnik wysyła starszych z pośród Żydów!”.

Doszukiwanie się sprzeczności w relacjach czterech ewangelistów opisujących życie i nauki Jezusa wynika z niezrozumienia charakteru tych relacji. To są świadectwa świadków. Niektórzy ewangeliści byli świadkami naocznymi (Mateusz i Jan), inni — świadkami ze słuchu (Łukasz i Marek). Nie wszyscy opisują te same wydarzenia i nie wszyscy tak samo. Ale to nie znaczy, że sobie przeczą. Jest to zupełnie jasne, jeśli się rozumie, że nie byli oni sekretarzami Boga, który im dyktował tekst, a natchnionymi pisarzami, którzy to, co widzieli lub o czym usłyszeli, lub co im zostało przez Ducha Św. ukazane zgodnie ze swą najlepszą wiedzą i umiejętnościami zapisali. Ich relacja to jak zeznanie czterech świadków tego samego wypadku drogowego na skrzyżowaniu, świadków stojących na czterech rogach ulicy. Każda z ich relacji będzie nieco inna. Każdy z nich oglądał to wydarzenie z innego punktu widzenia i na innym tle. Każdy zaczął obserwować wydarzenie w nieco innym momencie. Inne szczegóły przykuły uwagę każdego z nich. Ich świadectwa się nie wykluczaja, a uzupełniają.

Wracając do rzekomo sprzecznej relacji o uzdrowieniu sługi setnika, Mateusz pisze o osobistej rozmowie setnika z Jezusem, a Łukasz — jak się wydaje — jedynie o rozmowie za pośrednictwem wysłanych w tym celu przez setnika starszych żydowskich i, o czym Pan nie wspomina, przyjaciół setnika. Przyjmując założenie o uzupełnianiu się tych relacji, można je odczytać tak, że oto setnik czuje przed Jezusem tak wielki respekt, że nie ma odwagi osobiście przedstawić Mu swojej prośby. Wysyła w tym celu starszych, a potem również swoich przyjaciół. Jest to o tyle zrozumiałe, że był Rzymianinem i nie miał pewności czy żydowski nauczyciel będzie chciał rozmawiać z poganinem i przedstawicielem okupacyjnej armii. Jednak w pewnym momencie, prawdopodobnie gdy Jezus był już blisko domu setnika, ten wychodzi mu na spotkanie i dochodzi do bezpośredniej rozmowy między nimi, o której sprawozdaje Mateusz, podczas której setnik jeszcze raz powtarza pewne zdania, wcześniej przekazane Jezusowi przez pośredników.

Ukazanie się Jezusa Pawłowi (Saulowi) w drodze do Damaszku

Napisał Pan: „Nie lepiej jest w Dziejach Apostolskich. Rozdział 9 werset 7 towarzysze Pawła słyszą głos, ale nie widzą NIKOGO. 22:9 Paweł mówi, że oni widzieli światło, ale NIC nie słyszeli. Trzeci opis tej sytuacji nie mówi o tym co widzieli lub słyszeli wędrujący z Pawłem mężczyźni”.

Warto wskazanym przez Pana tekstom przyjrzeć się w ich kontekście, łącznie z opisem trzecim:

3 I stało się w czasie drogi, że gdy się zbliżał do Damaszku, olśniła go nagle światłość z nieba, 4 a gdy padł na ziemię, usłyszał głos mówiący do niego: Saulu, Saulu, czemu mnie prześladujesz? 5 I rzekł: Kto jesteś, Panie? A On: Ja jestem Jezus, którego ty prześladujesz (...) 7 A mężowie, którzy z nim byli w drodze, stanęli oniemiali, głos bowiem słyszeli, ale nikogo nie widzieli” (Dz 9,3-5.7).

6 A gdy byłem w drodze i zbliżałem się do Damaszku, stało się koło południa, że nagle olśniła mnie wielka światłość z nieba, 7 i upadłem na ziemię i usłyszałem głos do mnie mówiący: Saulu, Saulu, czemu mnie prześladujesz? 8 A ja odpowiedziałem: Kto jesteś, Panie? I rzekł do mnie: Ja jestem Jezus Nazareński, którego ty prześladujesz. 9 A ci, którzy byli ze mną, światłość wprawdzie widzieli, ale głosu tego, który rozmawiał ze mną, nie słyszeli. (...) 11 A gdy zaniewidziałem od blasku owej światłości, prowadzony za rękę przez tych, którzy ze mną byli, przyszedłem do Damaszku” (Dz 22,6-9.11).

13 Ujrzałem, o królu, w południe w czasie drogi światłość z nieba, jaśniejszą nad blask słoneczny, która olśniła mnie i tych, którzy jechali ze mną; 14 a gdy wszyscy upadliśmy na ziemię, usłyszałem głos do mnie mówiący w języku hebrajskim: Saulu, Saulu, czemu mnie prześladujesz? Trudno ci przeciw ościeniowi wierzgać. 15 A ja rzekłem: Kto jesteś, Panie? A Pan rzekł: Ja jestem Jezus, którego ty prześladujesz” (Dz 26,13-15).

Znów to samo, traktuje Pan te opisy jako wykluczające się, zamiast jako uzupełniające się. Porównując z tego tego ostatniego punktu widzenia fragmenty Dz 9,7 z 22,9 w ich nieco szerszym kontekście, można dojść do wniosku, że towarzysze Pawła nie słyszeli „głosu tego, który rozmawiał z Pawłem” w tym sensie, że nie słyszeli, co ten głos do Pawła mówił. Można więc przyjąć, że słyszeli jakiś głos, ale nie rozróżniali słów, nie rozumieli tego, co głos mówił do Pawła. Paweł zaś i słyszał, i rozumiał. A co do widzenia, towarzysze Pawła faktycznie nie widzieli „nikogo”, choć widzieli światłość. Tu nie ma nawet pozornej sprzeczności. Światłość nie jest „kimś”, lecz „czymś”. Czyli tak jak jest napisane: nie widzieli nikogo, ale widzieli coś. Cdn.

Andrzej Siciński