JustPaste.it

Marta Tylenda, Albo hinduizm, albo nie żyjesz

undefined

Chrześcijaństwo to najdotkliwiej prześladowana religia świata. Rocznie za wiarę ginie aż 170 tys. wyznawców Chrystusa, blisko 250 milionów jest prześladowanych. Paleni żywcem ludzie, gwałcone kobiety, w tym zakonnice, rodziny wyrzucane z domów to w Indiach ostatnio codzienność.

Zaczęło się tuż przed Świętami Bożego Narodzenia 2007 roku. Wówczas w stanie Orissa w ciągu miesiąca spalono trzynaście kościołów. Europejskie media tragiczną sytuację chrześcijan w Indiach zauważyły dopiero wiele miesięcy później, gdy napłynęła druga, gwałtowniejsza fala prześladowań. I niemal natychmiast o niej zapomniały. Tymczasem w demokratycznych Indiach ciągle giną ludzie, których jedyną winą jest ich wiara.

Paleni, gwałceni, kamienowani

Kiedy 24 sierpnia w zamachu zginęli przywódca nacjonalistów w Orisie Swami Laxamananada Saraswati i jego czterej towarzysze, mało kto przewidywał, że dla dziesiątek (według jednych źródeł), a nawet setek chrześcijan (według innych) oznacza to śmierć. Mimo że do zamachu niemal natychmiast przyznała się maoistyczna partyzantka, nacjonaliści odpowiedzialnością obarczyli wyznawców Chrystusa. – Trudno nawet komentować to, co wówczas działo się w Indiach. Paleni żywcem ludzie, gwałcone kobiety, w tym zakonnice, rodziny wyrzucane z domów. Wystarczy przejrzeć skrawki informacji, które do nas docierają, żeby włosy stanęły na głowie – mówi ks. Waldemar Cisło ze stowarzyszenia „Pomoc Kościołowi w Potrzebie”.

Skrawki informacji wyglądają tak: Trzynastoletnia Rajni Majhi została spalona żywcem. Związano jej ręce i wrzucono do podpalonego domu. – Wciąż mam w uszach jej krzyk: „Ojcze, oni chcą mnie spalić!”. To były ostatnie słowa, które usłyszałem. Potem straciłem przytomność – wspomina ks. Edward Sequeira, misjonarz w stanie Orisa.

Twarz 14letniej Monany ginie pod bandażami. Dziewczynka została wielokrotnie zgwałcona. Następnie oprawcy oblali ją benzyną i podpalili.

Pastor Dibya Sundar Digal został ukamienowany. Jego ciało wrzucono do rzeki. – Rok temu na Boże Narodzenie tylko go pobili, teraz przyszli zabić – mówiła przerażona żona ofiary.

Ks. Bernarda Digala skatowano i porzucono w lesie, gdzie przeleżał całą noc. Lekarze walczyli o jego życie przez ponad dwa miesiące. Nie udało się go uratować.

Vikrama Nayaka oszalały tłum zakłuł na śmierć i poćwiartował.

Grupa fundamentalistów zamknęła w sierocińcu księdza i zakonnicę, a następnie podpaliła budynek.

O. Darek Michalski SJ, misjonarz przebywający w Indiach, spotkał osobiście o. Edwarda Sequeirę. – Słuchałem jego świadectwa, widziałem łzy w jego oczach. Mówił bez nienawiści. Jest w Orisie, by bronić swoich wiernych.

Misjonarz opowiada też o przypadkach rekonwersji. – Nacjonaliści łapią hinduskich chrześcijan i zmuszają ich do powrotu do swojej pierwotnej religii, ale nie wystarcza wyznanie wiary ustami. Zmusza się ich do palenia i niszczenia domów swoich współbraci chrześcijan oraz do niszczenia kościołów.

Uzbrojone grupy fundamentalistów ogłaszają w wybranych wioskach daty, w których przewidziały konwersję na hinduizm. Chrześcijanom, którzy się nie podporządkują, grożą kalectwem lub śmiercią. Uciekinierom konfiskują majątki. Na tych, którzy ze strachu przed śmiercią swoją i bliskich podpisują „dobrowolne” przejście na hinduizm, nakładają grzywnę. Powrót do pierwotnej religii muszą dodatkowo udokumentować zburzeniem chrześcijańskiej świątyni czy okaleczeniem, a nawet zabiciem niedawnego brata w wierze.

– Pogromy chrześcijan w Indiach są porównywalne z prześladowaniami, które miały miejsce w Darfurze. I tak samo były przemilczane – komentuje ks. Waldemar Cisło. Według stowarzyszenia „Pomoc Kościołowi w Potrzebie” od sierpnia w Indiach zginęło ok. dwustu chrześcijan, rannych jest blisko 18 tysięcy. Trudno jednak ocenić, czy ta liczba rannych i zabitych odpowiada prawdzie. Oficjalnie rząd Indii mówi o 31 zabitych chrześcijanach. Jednak agencja AsiaNews, powołując się na anonimowego wysokiego urzędnika rządowego, podaje liczbę aż 500 zamordowanych wyznawców Chrystusa. Urzędnik miał osobiście wydać pozwolenie na kremację 200 ciał.

Wiadomo, że przynajmniej 70 tys. Hindusów musiało opuścić swoje domy. Spalono czterysta kościołów, kilkadziesiąt szkół. Na krzyżach i dachach zrujnowanych budynków zawieszano flagi hinduistycznych nacjonalistów. Organizacja All India Christian Council podaje, że fanatycy zburzyli 315 wiosek i spalili ponad 4,5 tys. chrześcijańskich domów.

Nacjonaliści: chrześcijanie niszczą Indie

Z raportu stowarzyszenia „Pomoc Kościołowi w Potrzebie”, ogłoszonego 20 listopada, wynika, że chrześcijaństwo to najdotkliwiej prześladowana religia świata. Rocznie za wiarę ginie aż 170 tys. wyznawców Chrystusa, blisko 250 milionów jest prześladowanych.

Dlaczego w liczących ponad miliard mieszkańców Indiach, kraju szczycącym się demokratyczną tradycją i słynącym z religijnej tolerancji, zaczęto mordować chrześcijan? – To nie jest przypadek, ale zorganizowana, od dawna przygotowywana akcja – twierdzi ks. Cisło.

Siostra Prema ze Zgromadzenia Franciszkanek Misjonarek Maryi: – Wiedziałam, że prześladowania nadejdą, zastanawiałam się tylko, kiedy. Faszyści głoszący hasło: „Indie dla hinduistów” atakowali już muzułmanów i sikhów. Czekaliśmy, kiedy uderzą w chrześcijan.

Odpowiedzialnością za pogromy obarcza się nacjonalistów spod znaku Indyjskiej Partii Ludowej (BJP), głoszącej ideologię zwaną hindutva, sprowadzającą się do sloganu: jeden naród, jedno państwo, jedna religia. W 1998 roku BJP doszła w Indiach do władzy i otwarcie zaczęła atakować chrześcijan. W 2004 roku, mimo bardzo korzystnych sondaży, BJP sromotnie przegrała wybory parlamentarne. Zwyciężyła wówczas Partia Kongresu. Nie zmienia to jednak faktu, że nacjonaliści nadal rządzą północnymi i zachodnimi stanami. W dodatku mają ogromne szanse na wygraną w nadchodzących wyborach, które mają się odbyć do maja przyszłego roku. – Ich zwycięstwo to dla chrześcijan śmierć – przekonuje siostra Prema. To prawda, że nacjonalistyczny populizm i nagonka na wyznawców innej niż hinduizm wiary wzmacnia tylko popularność liderów tej partii. Najlepszym przykładem jest jeden z czołowych polityków BJP Narendra Modi, gubernator stanu Gudżarat, którego oficjalnie obarcza się odpowiedzialnością za pogromy hinduskich muzułmanów w 2002 roku. W Gudżaracie zginęło wówczas ok. 2 tys. osób. Modi miał nie tylko podżegać do pogromów, ale wręcz pomagać w ich przeprowadzeniu. Za szerzenie nienawiści nie tylko nie doczekał się kary, ale jeszcze w grudniu ubiegłego roku wygrał wybory na gubernatora (po raz trzeci).

Już teraz w sześciu z 28 stanów w Indiach obowiązują ustawy antywyznaniowe, zabraniające porzucania hinduizmu na rzecz innej religii.

Ekstremiści grają kartą przywiązania do bogatej kultury Indii i dumy z niej, jednocześnie oskarżając chrześcijan o jej niszczenie. – Widziałam niedawno film, który nagrali i rozprowadzali na płytach CD. Indie są tam przedstawione jako kraj o pięknej i bogatej tradycji, a chrześcijanie jako najeźdźcy, którzy chcą tę kulturę zniszczyć. Dowodem ma być m.in. „opanowywanie” przez nas szkół i szpitali. Lektor jako godny naśladowania przykład podaje Chiny, które oczyściły swój kraj z chrześcijan i tym samym uratowały swoją kulturę – opowiada siostra Prema. – A przecież chrześcijanie są w Indiach od dwóch tysięcy lat. Sama pochodzę z rodziny, która już od pokoleń wyznaje Chrystusa.

Źródłem ataków na chrześcijan nie jest jednak wyłącznie nacjonalizm. W Indiach mieszkają 24 mln wyznawców Chrystusa. Najpotężniejszy jest Kościół katolicki, który liczy aż 18 mln wiernych, prowadzi dziesiątki szkół, szpitali, ośrodków opieki, kształci analfabetów, pomaga wdowom i sierotom. – A bogatym Hindusom odbiera tanią siłę roboczą, bo wykształcony człowiek nie będzie pracował na roli, ale pojedzie do miasta szukać zajęcia – dorzuca siostra Prema. – Naszym celem jest podnosić godność ludzi, a to nie wszystkim odpowiada.

O. Michalski: – Chrześcijanie tu w Indiach dysponują nieruchomościami. Często motywem ataków jest chęć przepędzenia chrześcijan i przejęcia ich ziemi.

Zarobić na głowie księdza

Sheri Lazarus, misjonarka z organizacji Engineering Ministries International, boi się, że informacje o mordach dokonywanych na chrześcijanach przedstawią opinii publicznej fałszywy obraz Indii. – Hindusi nie są agresywni. To wspaniali ludzie. Za ataki odpowiada niewielka grupa, która sieje strach i chaos wśród pozostałych – przekonuje.

Jednak na nielicznych dostępnych zdjęciach z pogromów nie widać ubranych w mundury bojówkarzy, ale właśnie zwykłych ludzi, uzbrojonych w maczety i kanistry z benzyną. Jak to wytłumaczyć? – Nacjonaliści przekupują i wykorzystują prostych, niewykształconych ludzi, bezrobotnych. A takich w Orisie jest dużo – wyjaśnia siostra Prema. Według brytyjskiego „The Times” ekstremiści hojnie płacą za burzenie chrześcijańskich kościołów i domów. Jak podali dziennikarze, głowa księdza jest warta 250 dolarów. Dla wielu Hindusów to równowartość nawet półrocznych dochodów. Jedna czwarta ludności Indii żyje poniżej granicy ubóstwa. 40milionowa Orisa to jeden z najbiedniejszych stanów. Nie po raz pierwszy też morduje się tam chrześcijan. W 1999 roku Graham Staines, australijski misjonarz, i jego dwaj synowie zostali w Orisie spaleni żywcem. W 2005 roku z rąk fanatyków zginął też ksiądz Ardullos.

– Na południu, skąd pochodzę, fanatycy nie mieliby szans. Tam mamy ogromne, kilkutysięczne, bogate wsie, zamieszkane niemal w całości przez chrześcijan. Gdyby nacjonaliści chcieli tam wkroczyć, nie poszłoby im łatwo, polałaby się krew – zapewnia siostra Prema.

Boją się wracać do domów

Po sierpniowych i wrześniowych pogromach ponad 20 tys. ludzi trafiło do obozów dla uchodźców. Szybko jednak zaczęło brakować w nich jedzenia, pitnej wody i leków. Fatalne warunki sanitarne groziły wybuchem epidemii. Prawdopodobnie dlatego władze stanu, dodatkowo naciskane przez nacjonalistów, już w październiku zapowiedziały likwidację obozów. Tymczasem uciekinierzy panicznie boją się wracać do swoich wiosek. Większość z nich nie ma zresztą do czego wracać, bo ich domy i dobytek zostały spalone. Niektórzy boją się własnych rodzin. Sheri: – Trafiła do nas 20letnia dziewczyna, która żyje w permanentnym strachu. Jej ojciec razem z jakimś kapłanem odprawiał nad nią egzorcyzmy, chował pod łóżkiem magiczne przedmioty. Wszystko to miało rzucić na nią klątwę i skłonić ją do powrotu do pierwotnej religii.

W dżungli, w fatalnych warunkach, do tej pory ukrywa się kilkadziesiąt tysięcy chrześcijan.

Winni ciągle bezkarni

Poważnym problemem w ocenie sytuacji w Indiach jest dotkliwy brak informacji. O. Michalski: – Nikt nie wstawia się za chrześcijanami, media i rząd milczą, bo wkrótce odbędą się wybory. Zaangażowanie w sprawę mogłoby rządzącym odebrać głosy.

– Niewiele się mówi o sytuacji chrześcijan w Orisie, bo rząd nie chce tracić szczątków wizerunku bezpiecznego kraju – uważa Aneta Grabowska, wolontariuszka pracująca w Kalkucie w szkole dla dzieci prowadzonej przez siostry loretanki.

Milczą też światowe media. Zdaniem abpa Dominique’a Mamberti, szefa watykańskiej dyplomacji, to efekt szerzącej się chrystianofobii. – Trzeba do tego podejść z tą samą stanowczością, z jaką zwalcza się antysemityzm i islamofobię – ocenia abp Mamberti.

Ks. Cisło podkreśla, że w listopadowych zamachach w Bombaju zginęła porównywalna liczba niewinnych ludzi, ale to właśnie Bombaj, a nie Orisa, nie schodził z czołówek gazet. – Żyjąc w spokojnej Europie, zapominamy, ile wyrzeczeń muszą czasem ponosić chrześcijanie z innych stron świata, a o tym nie można milczeć.

Nie słychać też o karaniu winnych pogromów. Bojówki wciąż bezkarnie objeżdżają wioski i zmuszają chrześcijan do wyrzekania się wiary. Nacjonaliści czują się na tyle pewnie, że oficjalnie zapowiadają, iż może dojść do kolejnych zamieszek w dzień Bożego Narodzenia. – Słyszałam tylko o jednym przypadku, w którym jest szansa na wyrok. Chodzi o brutalny gwałt na siostrze zakonnej, publicznie, na oczach policjantów obnażonej i maltretowanej – opowiada Aneta Grabowska.

Trudno przewidzieć, co może się wydarzyć w Indiach w najbliższych miesiącach. Aneta Grabowska: – Sytuacja wygląda tak, że fundamentaliści mówią „albo przejdziesz na hinduizm, albo nie żyjesz”. To świadczy o tym, że na poprawę się nie zapowiada.

 

  • MARTA TYLENDA absolwentka filologii polskiej na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza, przez dziesięć lat, do 2008 roku była dziennikarką poznańskiego oddziału „Gazety Wyborczej”, swoje teksty publikowała też w „Życiu”, „Polityce” i „Gazecie Poznańskiej”, mężatka, mama trzyletnich bliźniąt, mieszka w Poznaniu.

 

 

 

Jeżeli powyższy tekst prowokuje do zabrania głosu, podzielenia się Twoimi przemyśleniami, bo zgadza się z Twoimi poglądami albo wzbudza Twój sprzeciw, rodzi pytania i wątpliwości, napisz do nas...

Zobacz też:

 

Źródło: MARTA TYLENDA