JustPaste.it

Raz zysk, raz w pysk.

Rozbestwiają ci nas, rozbestwiają...

Rozbestwiają ci nas, rozbestwiają...

 

Czyli życie się plecie, jak przykrótki warkoczyk - i jak wszystkie przykrótkie warkoczyki, kończy się kokardką. One, te kokardki, są przeróżnych kolorów. Na warkoczykach mysich kolory są najbujniejsze. Co do przykrótkości, dla każdego jest jasna.

Zaś z zyskiem i pyskiem sprawa jest jeszcze jaśniejsza. Zyski zbierają króle, pyski nadstawiają chłopy, co widać po pyskach i po tym, co kto pije. Wystarczy bystro patrzeć, szczególnie na ręce, by nie mieć żadnych wątpliwości. Trzeba tylko wiedzieć, że król nazywa się teraz prezes albo manager, zaś chłop normalnie, robol albo ciemna masa.

Ale ta reguła wcale nie stanowi reguły, bynajmniej. Stanowi, mówiąc uczenie, medianę. Nie rozumiecie? Oczywiście, że nie rozumiecie!

Gdybyście rozumieli, nawet Panu Bogu zabrakłoby wyobraźni, by przedstawić sobie to, co wynikłoby z tego rozumienia. Już lepiej niech każdy nosi ten swój mysi warkoczyk i wierzy, że on się kończy nie dlatego, by się miały kończyć te kosmyki do plecenia, ale dlatego, że jedna taka baba, zresztą podobno bardzo ładna, dorwała się do nożyczek. W gruncie rzeczy jednak łysość jest coraz bardziej popularna.

To jest jeszcze dziwniejsze, niżeli ta cała demokracja.

Ona, ta demokracja, stworzyła dwie szczególne odmiany ludzkie, mianowicie osobników bezmyślnych, ale wolnych, oraz myślnych, ale bezwolnych. Ci osobnicy winni są wszystkiemu. Każdy w miarę rozwinięty idiota przyzna to bez wahania.

Bo czemu niby tak jest, że na przykład szwejki w koszarach nie głosują nad rozkazem, że robole w firmie nie głosują nad poleceniem właściciela (no, wyjąwszy państwowe bajzle, gdzie siedzi związkowiec na związkowcu), że załoga statku i samolotu też nie głosuje nad tym, dokąd płynąć czy lecieć, że nawet w PKP obsada pociągu nie głosuje kwestii, czy jechać do Warszawy, czy może do Nowego Jorku. W demokracji głosuje się tylko nad posłami i senatorami, żeby oni też mogli pogłosować nad nami. Co z tego wynika, widać od razu, gdy człowiek tylko wyjrzy na świat. Starczy przejść pod sklepik z piwem.

A nie daj Boże wybrać się gdzieś samochodem.

Wiecie, człowiek ze mnie spokojny, nawet durnia staram się pojąć, choć to duża sztuka. Ale za kierownicą budzi się we mnie bestia. Tych eurodurniów, wolnych i bezmyślnych, to ja bym na sznurku ciągnął za samochodem. Ten sznurek byłby uwiązany do ich wielkanocnych klejnotów. Węzełkiem albo kotwiczką, zależnie od płci. Im wolniej bym jechał, tym bardziej bym się cieszył.

„Kierowco, jedź wolniej!”, „Kierowco, jedź wolniej!” A najlepiej, kierowco, żebyś wcale nie jechał, albo samochód trzymał w ogródku dzieciakom dla zabawy. Wolni i bezmyślni eurodurnie najchętniej wszelki ruch by wstrzymali. Sporo w tym celu robią. 

Kiedyś, za króla Piasta, były w tym kraju drogi proste jak strzelił. Można było usnąć z nudów, jadąc nie tylko wołami. A teraz? Teraz rondo goni rondo, aż w głowie się kręci, wysepka goni wysepkę, zamiast ciągłych pasów na samym środku garb pociągnęli. Zaś na jezdni leżą sobie policjanci, których możesz bezkarnie przejechać, byle nie za szybko, bo ci lampy odpadną. „Kierowco, jedź wolniej!”, „Kierowco, jedź wolniej!”.

A przed przejściem stań, a przed przejazdem stań, a przed krzyżówką stań. W ogóle stawaj często i byle jak. Nie rozpędzaj się, bo narobisz nieszczęścia. Każdy dureń ma to do siebie, że własny rozumek uważa za szczytowe osiągnięcie ewolucji, w którą i tak nie wierzy.

Kiedy zapisywałem się na kurs w aeroklubie, wisiało tam hasełko, świetne przed każdym śniadaniem: „Lataj nisko i powoli!” Ale wtedy latano tylko na Zlinach i kukuruźnikach, można więc było bez trudu zerwać nawet jabłko proboszczowi w ogrodzie. Po drogach ponuro jeździły „cytrynki” i „pobiedy”, którym nie warto było przeszkadzać. Były także „szkodowki” i DKW, czyli Dykta, Klej i Woda. Zresztą gatunek eurodurnia jeszcze się nie narodził.

To ci czasy były!

Swoją drogą, komu na tym zależy, by nas tak rozbestwiać?