JustPaste.it

Internet załatwiłby sprawę

Ile są warte orzeczenia izb lekarskich? Kto je respektuje?

Ile są warte orzeczenia izb lekarskich? Kto je respektuje?

 

f68383d8a0f23844c840e464f199e645.jpg

 

"Dziennik Bałtycki" (13 października 2009) informuje o skandalicznej sprawie. Lekarz Marek L. pracował w zawodzie wbrew zakazowi orzeczonemu przez jedną z 24 izb lekarskich. Lekarz pracował kolejno w kilku miastach Pomorza i dopiero podczas pracy w szpitalu w Kartuzach "wyszło na jaw, że za nadużywanie alkoholu ma niejeden zakaz wykonywania zawodu". Prokurator wyjawia ponadto, że "sformułowaliśmy zarzuty wobec lekarza, ale nie można ustalić miejsca jego pobytu".

Prawdopodobnie "zakazany" lekarz udał się do kolejnego miasta w Polsce i tam spróbuje znaleźć miejsce pracy, w którym będzie walczył o życie współrodaków zgodnie z przysięgą. A może wyjedzie do innego państwa i tam będzie świadczył swe usługi, bowiem jeśli orzeczenie wydane przez polską izbę lekarską nie było respektowane przez lata w Polsce, to dlaczegóż miałoby być przeszkodą w świecie?

Gazeta wspomina - "Trudno powiedzieć, dlaczego lekarz z zakazem był zatrudniany w kolejnych placówkach. Prowadzimy centralny rejestr lekarzy, gdzie odnotowywane są czasowe i dożywotnie zakazy wykonywania zawodu orzekane przez sąd lekarski. Między izbami następuje przepływ informacji".

Jak to "trudno powiedzieć"? - dyrektor zatrudnia lekarza, bo dostaje w łapę (co jest jednak mało prawdopodobne) lub chce pomóc lekarzowi w trudnej sytuacji bytowo-zawodowej (co jest wielce prawdopodobne, wszak to szlachetny powód), zwłaszcza że może mieć kadrowe niedobory spowodowane wyjazdami z Polski.

Nie wspomniano, co grozi szefowi zatrudniającemu "zakazanego" lekarza, ale pewnie nic. I okazuje się, że nie dość, że izby lekarskie w bardzo nikłym zakresie zawieszają lekarzy w ich prawie wykonywania zawodu (nie to, co w bardziej cywilizowanych państwach), to jeszcze ich wyroki są nierespektowane! Oczywiście, jeśli lekarz jest słowiańskim pijakiem, to należy mu pomóc jak Słowianin Słowianinowi, ale może w inny sposób. Może niech pracuje jako siostra (a raczej brat)? Albo uznać, że polski pijący lekarz nie podlega polskiej jurysdykcji i będzie spokój - nikt nie będzie szukać taniej sensacji w mediach, że lekarz z zakazem pracuje sobie w paru miastach bez jakiejkolwiek kontroli.

A co na to unijne procedury, wszak od paru lat należymy do superpaństwa, gdzie poszanowanie wobec prawa stoi na wyższym poziomie niż u nas? No i po co wydawać miliony złotych na utrzymywanie izb lekarskich i całego systemu kontrolnego, skoro jest on niewiele wart? Sprawę można byłoby zracjonalizować - po prostu wszystkie dane dotyczące zawieszonych lekarzy byłyby zamieszczane w internecie, gdzie każdy obywatel (w tym dyrektor nie tylko polskiej kliniki) mógłby sprawdzić rozpatrywanego lekarza, ale Polska to kraj, gdzie najprostsze rozwiązania nie są do przyjęcia - zaraz RPO uzna, że to zbyt surowa kara dla poniewieranych doktorów, zaś poprą go (po cichu) lekarze z samych... izb lekarskich, bowiem istnieje coś takiego jak solidarność zawodowa, szczególnie w Polsce. I dlatego będziemy mieli nadal takie kuriozalne sytuacje, kiedy to lekarz po wieloletnich perturbacjach będzie w końcu zawieszany ku satysfakcji paru poszkodowanych pacjentów, ale niczego z tego sobie robić nie będzie (czego dowodzi opisany przykład), bowiem znajdzie pracę w innym mieście u życzliwego i wyrozumiałego kolegi po fachu. A my, społeczeństwo, możemy im skoczyć na pukiel.