JustPaste.it

Nie lubię poniedziałku...

I stało się. Najgorsze za nami – poniedziałkowa pobudka. Czy jest coś bardziej irytującego niż dźwięk budzika w poniedziałek o 6 rano ?

I stało się. Najgorsze za nami – poniedziałkowa pobudka. Czy jest coś bardziej irytującego niż dźwięk budzika w poniedziałek o 6 rano ?

 

Chyba tylko kolejny, który wywołany funkcją „drzemka” doprowadza nas do szału wprawiając w ruch nasze ciało.

Jak pokonać największy z żywiołów – sen ? Jak pokonać grawitację, która bezlitosną siła przytwierdza nas do łóżka ? I jak w końcu pokonać pierwszy długi dystans w tym tygodniu, trasę łóżko – łazienka ?

 

Sposobów jest tyle ilu ludzi, każdy świadomie lub nie opracował swój własny plan, który szczęśliwie ma nas uchronić przed trzecią wojną światową – spotkaniem z szefem pół godziny po tym jak wszyscy koledzy w pracy zdążyli pochwalić jego nowy garnitur.

 

Najważniejsze jest nastawienie. Sama świadomość udanego dnia przyspieszy nasz „powrót do rzeczywistości” o dwadzieścia minut, a to przecież rano cała wieczność. Gdy poranny krzyk budzika, przeniesie nas z wyimaginowanego świata w nasze własne „reality show” to znak, że triathlon właśnie się rozpoczął. Konkurencja pierwsza – toaleta poranna – chcąc nie chcąc nie należy się zbytnio spieszyć. Nadmierny pęd z golarką w dłoni może wzbogacić nasz poniedziałek o wizytę w szpitalu, lub w mniej drastycznej formie otrzymać możemy śliczną szramę, która zdobiąc policzek wyróżni nas z pośród szarego tłumu. Druga istotna konkurencja to robienie kanapek na czas. Tu równie ważne jak poprzednio jest zachowanie spokoju. Rzeczą oczywistą jest, że w poniedziałek rano woda na herbatę gotuje się cztery razy dłużej niż zwykle, a masło, szynka czy ser zachowują się jak żywe uciekając z rąk. Gdy kanapki są zrobione a dzieci nakarmione czas na kulminacyjną część zawodów. Część trzecia, czyli bieg po auto który jak spłonka inicjuje przeprawę przez nasze księżycowe drogi prowadząc nas przez szkolny pit-stop, do naszej wymarzonej mety – pracy.

 

Jak to bywa w życiu miejsca na pudle są trzy. Kto wygrywa wyścig ? Oczywiście szef, tuż za nim księgowa ale jeszcze jest i miejsce trzecie, symbol wygranej walki z nieugiętym poniedziałkiem. Triumf człowieka nad przyrodą, kolejny rekord Guinnessa– nasz Mount Everest dnia powszedniego, który zdobywając co siedem dni otwiera nam nowe horyzonty całego tygodnia.

 

Jak większość dyscyplin tak i nasz triathlon jest zajęciem dość kontuzjogennym. Do najczęściej występujących należą zacięcia jak i mandaty które niczym nie gojąca się rana tkwią zadrą w pamięci przez długi czas. Nie można pominąć rzeczy zapomnianych – pozostawione dokumenty na stole czy nie zapakowane śniadanie potrafią zaboleć.

 

Jak zacząć tydzień pomyślnie ? Z pewnością dnia poprzedniego nie należy urządzać imienin, które kończą się o trzeciej nad ranem redukując możliwość planowanego działania do poziomu PKP – tradycyjne opóźnienie 90 minut. Jeśli jednak nie w głowie nam imieniny, czy piąty już w roku bal sylwestrowy pomyślmy o tym, że nie jesteśmy sami. Ja, Twój sąsiad, Pani z spod 5-tki – wszyscy ruszają pełną parą kreować ku górze krzywą wykresu PKB, a szczęśliwy powrót do pędu tygodnia to zasługa nieskalanej ustępstwami dyscypliny, która jak nic pomaga przezwyciężyć wszelkie niedogodności.