JustPaste.it

Moje widzenie swiata. (cz . 2. )

Co wydaje nam sie, ze wiemy. I co z tego wynika.

Co wydaje nam sie, ze wiemy. I co z tego wynika.

 

           Zastanawiajac sie nad zaistnieniem wszechswiata napotykam na bariery nie do pokonania. Sa nimi m.in.  Ograniczonosc  rozumienia i pojmowania. Umyslem mozemy pojac jedynie czesc, wydaje sie dosc niewielka, otaczajacej rzeczywistosci. Drugim  ograniczeniem jest jezyk. Sa obszary, sfery zagadnienia, ktore wg. mnie sa nieopisywalne za pomoca jezyka.  Nasze myslenie jest rowniez  ograniczone jezykiem, bo myslimy takze w jakims jezyku. Kolejna bariera to zmysly, za pomoca ktorych "kontaktujemy sie" ze swiatem zewnetrznym. Ich ilosc ( 5,choc dla niektorych takze 6 a nawet 7 ) ) wydaje mi sie byc wystarczajaca, ale ich ograniczonosc bardzo przeszkadza w postrzeganiu swiata takim, jakim jest.  Widzimy tylko znikoma czesc barw , slyszymy niewiele dzwiekow, rozpoznajemy troche smakow etc.  Jakze innym wydawalby sie swiat gdybysmy np. slyszeli kolory albo widzieli dzwieki ?

           Tak wiec  wiedza,  rozumienie, wnioskowanie sa, niejako z definicji, ograniczone. Widzimy,czujemy i rozumiemy jedynie czesc rzeczywistosci. W pewnym momencie kazdy czlowiek musi powiedziec "nie wiem", "nie rozumiem". Poza granicami wiedzy i rozumienia pozostaja  spekulacje. Poza tymi granicami mozemy powiedziec jedynie "sadze", "wydaje mi sie", "uwazam ze". Tyle i tylko tyle. Nawet "narzedzia" w postaci matematyki czy logiki nie przelamuja tego ograniczenia.

           Kolejnym problemem, na ktory musze tu zwrocic uwage sa ograniczenia kulturowe i cywilizacyjne. Nie wchodzac w szczegoly, mam swiadomosc, ze inaczej widzi i rozumie swiat  czlowiek wychowany w innej tradycji, wierze, kregu kulturowym i cywilizacyjnym.

          Takze moje rozumowanie, wnioski i doswiadczenie zyciowe sa "naznaczone" czasem i miejscem, w ktorym sie wychowalem i, w ktorym zyje.

           Tak wiec, niektorzy sadza, ze "na poczatku" nie bylo nic i w tym niczym pojawilo sie cos (osobliwosc) co nastepnie  wybuchlo. Taki poglad odnosnie poczatku wszechrzeczy widaje mi sie, ze tak powiem, odrobine niemadry. Wg. mnie NIC nie istnieje. Gdyz jezeli juz cos istnieje, to nie moze byc NICZYM. Slowo "nic" jest wiec jedynie bytem jezykowym. Jest proba jezyka i umyslu na nazwanie, ( okreslenie)  czegos czego nie ma. Czegos, czego  nie mozna okreslic, bo to czego nie ma nie moze miec zadnych cech. W naszym jezyku mozemy zas okreslac jedynie cechy, "przymioty" CZEGOS.

          Nie mam innego wyjscia. Musze taki poglad odrzucic. A wiec, musze przyjac, ze musi istniec COS lub KTOS, kto ( co ) nie podlega czasowi i przestrzeni i kto ( co ) mial ( mialo ) sile sprawcza. Dal ( dalo ) poczatek wszechrzeczy. Z logicznego punktu widzenia, nie widze innej alternatywy. Cos lub ktos MUSI byc ponad czasem i przestrzenia. Z NICZGO ( a takze, co oczywiste w NICZYM ) nie moze zaistniec COS. I COS nie moze powstac z NICZEGO. Nie znajduje innej odpowiedzi na pytanie o poczatek wszechswiata.

         Nie wdajac sie w szczegoly. Majac swiadomosc nieprawdopodobnej, niewyobrazalnej zlozonosci juz poznanego kosmosu ( a takze mikrokosmosu ), jego harmonii i piekna nie moge dojsc do innego wniosku, niz ten, ze widze jakis fenomenlny, nieskonczenie zlozony projekt, ktorego zaledwie czastke moge obserwowac i na swoja miare poznawac i rozumiec. Wierzenie, ze TO "stalo sie samo" wymaga zaiste ogromnej wiary. TO nie moglo "stac sie samo". Tak samo jak np. komputer ( przepraszam za trywialnosc porownania ), nie moze "stac sie sam".

       Uwazam takze za mozliwe, a nawet wielce prawdopodobne, ze istnieja swiaty, kosmosy, rzeczywistosci, o ktorych nie mamy pojecia, ktorych sobie nie wyobrazamy. Taki wniosek wydaje sie byc bardziej logiczny, ( poznajac coraz lepiej zlozonosc, wielkosc, stopien skomplikowania obserwowalnego swiata ) niz zalozenie, ze istnieje jeden kosmos. Poza tym uwazam, ze obok znanego ( w malej czesci ) swiata materialnego istnieje "swiat pozamaterialny". O jego istnieniu mozemy wnioskowac  glownie dzieki doswiadczeniom indywidualnym, ( ale takze zbiorowym ) ludzi zyjacych na przestrzeni wiekow. Tego swiata ( tych swiatow ) nie mozemy badac znanym "Cywilizacji Zachodniej" arsenalem narzedzi. Nie mamy "urzadzen", ktore moglyby wykryc byt ( byty, rzeczywistosci ) niematerialne, ( pozamaterialne ).  Jednak istnienie tego swiata jest zbyt czesto doswiadczane ( w rozny sposob ) przez ludzi, ze odrzucenie jego istnienia, a nie przyjecie, ze istnieje, byloby ignorancja. Mam pelna swiadomosc "obciachowosci" mojego pogladu, ale nic nie poradze na to, ze jest on pogladem uczciwym. Nic nie poradze na to, ze tzw. nauka Zachodu oparta na " szkielku i oku " i bozku racjonalizmu odrzuca wszystko czego nie da sie zmierzyc, zwazyc i dotknac. W ten sposob "zachodnia" nauka odrzuca  czesc empirii. To, ze doswiadczenia te  sa subiektywne nie oznacza wszakze, ze sa nierealne. Ze tego typu doswiadczenia indywidualne, ale czesto i zbiorowe nie sa, dla tych, ktorzy ich doswiadczaja czyms prawdziwym i rzeczywistym. Mowiac krotko, ze ich nie ma. Owszem sa. Ogromna czesc kultury odnosi sie a takze dotyka tych doswiadczen i stara sie opisac i zrozumiec te rzeczywistosc.

       Podsumowujac: Uwazam, ze wszechswiat nie powstal z niczego. Nic nie istnieje. NIC to byt jezykowy.Ktos lub cos istnieje ponad czasem i przestrzenia.Wszechswiat zostal zaprojektowany.Istnieje swiat materialny i "pozamaterialny". Istnieja inne "swiaty" i inne "kosmosy".Racjonalizm i empiryzm sa elementami samoograniczajacymi tzw. "nauke zachodniego swiata".

       O moich pogladach i rozumieniu "zycia", w roznych jego aspektach opowiem niebawem.