JustPaste.it

Bóg. Ja jestem Nim.

Spokojnie. Nie jestem chory. Nie mam schizofrenii, nie słyszę dziwnych głosów. I nie jestem pijany. Uznałem jednak, że przyszedł czas, aby o tym opowiedzieć.

Spokojnie. Nie jestem chory. Nie mam schizofrenii, nie słyszę dziwnych głosów. I nie jestem pijany. Uznałem jednak, że przyszedł czas, aby o tym opowiedzieć.

 

Dyskusja o krzyżu w miejscach publicznych w przestrzeni publicznej - w telewizji, prasie i Internecie - wywołała burzę. Nie tylko na temat krzyża, ale również na temat wiary i Pana Boga w ogóle. Jedno muszę przyznać: tylu było zwolenników ilu obrońców, ale dyskusje bywają naprawdę znakomite.

 

 

Wspominałem już nieraz, że jestem katolikiem, ale nie tylko. Kiedyś napisałem, że katolicyzm jest dla mnie „za ciasny”. Kocham zanieść koszyczek ze święconką, kocham przeczytać fragment Biblii, otwierając Wigilię. Kocham śpiewać kolędy, ubolewając tylko, że brzmią żałobnymi tonami, zamiast radosnych „gospel”.

 

Jednak obok tego uwielbiam też filozofię hinduską, albo chińską. Mało o nich wiem, ale kiedy mam okazję – choć raczej liżę niż poznaję - nie tyle czytam, co wprost pochłaniam. Bo tego się nie czyta. To się wchłania, nabiera haustami, tym się fascynuje. Im więcej wiem tym bardziej jestem nienasycony. Ponieważ zdaję sobie sprawę z tego,  że katolicyzm, a ogólniej - chrześcijaństwo, to nie koniec świata. Świat jest dużo większy.

 

Kiedyś, gdzieś, ośmieliłem się wygłosić tezę, że jestem gnostykiem. Dobrze, że to wyznanie przeszło bez echa, bo już wtedy uznano by mnie za wariata. A tak - zyskałem trochę czasu i napisałem pewną liczbę artykułów bez tego piętna. Dziś jednak wiem, że się nie myliłem. Już wcześniej wiedziałem, ale nie miałem odwagi się do tego przyznać.

 

Wiele było zakrętów w moim życiu, wiele labiryntów, w których gubiłem drogę. I powracałem na nią - z większym lub mniejszym trudem. Jednym słowem: nie było lekko. To oczywiste, że w takich sytuacjach myśli się o sensie istnienia, o Bogu, o życiu i śmierci. Modli się wtedy człowiek do Boga, prosi, zgłasza pretensje i żale, popada w zwątpienie i Go szantażuje. Ze mną też tak było. Leżałem i „gadałem z Nim”, ale… grochem o ścianę. On nie odpowiadał.

 

Pewnego dnia, jak zwykle leżałem i gadałem do Niego.

I nagle usłyszałem. Przeraziłem się.

O, żesz ty! Do lekarza!

Tyle, że nic mi wtedy nie dolegało, nie doskwierało, był to całkiem zwyczajny czas, ani bogaty, ani biedny, ani nerwowy, ani spokojny. Leżałem, nudziłem się i zadawałem pytania. I pojawiła się odpowiedź. Natychmiast zrozumiałem, że „złapałem Go za nogi” i nie powinienem sobie zaprzątać głowy psychiatrami. Przynajmniej na razie.

 

Opłaciło się. To była najpiękniejsza rozmowa, jaką kiedykolwiek przeprowadziłem. Rozmowa... ze sobą.

Ten, Z Którym Rozmawiałem W Myślach miał mój głos. Nie miał wyglądu (nie siedział w chmurach z długą brodą) i nie wydobywał się z sufitu czy z łazienki. W ogóle się nie wydobywał.

On był we mnie.

Najpierw sądziłem, że to ja sam wymyślam, wyobrażam sobie. Ale to przecież niemożliwe. Słowa, zdania, stwierdzenia, odpowiedzi na pytania, które otrzymywałem nie mogły pochodzić ode mnie!  Jestem (wstyd przyznać) za głupi! Kilka razy doznawałem, doświadczałem dzięki tym wewnętrznym rozmowom prawdziwych olśnień. Kilka razy naprawdę mi pomogły.

 

Na większość pytań odpowiedzi nie dostałem. Za dużo chciałbym wiedzieć, a tak się nie da. Ale na inne - aż głowa boli, na jak wiele - poznałem odpowiedź. Wiem na przykład, że nie pójdę do nieba, ani do piekła. Bo i niebo i piekło jest tu i teraz. W moim życiu, w moim miejscu, w mojej głowie, w moim charakterze, w moim systemie wartości.

 

Bóg nie siedzi w chmurach, starzec z długą, siwą brodą. Bóg jest mną. I Tobą. I Tobą też. Jeśli jesteś dewotką, to Bóg jest dewotką. Jeśli mordercą, to Bóg jest mordercą. Jeśli jesteś dobry, to Bóg jest dobry, jeśli głupi, to Bóg jest głupi.

 

To nie Bóg mnie stworzył. To ja tworzę Boga. On jest mną a ja Nim.

 

Lubię te rozmowy. Lubię - to mało powiedziane. Zatapiam się w nich jak w medytacji. Odważyłem się napisać ten tekst, bo ośmieliły mnie te krzyże i te dyskusje.

A w końcu - dlaczego nie? W najgorszym razie zostanę uznany za kolejnego wariata. A dodatkowo zachęcił mnie tekst, który dzisiaj dostałem. Dawno go znałem, chociaż przeczytałem go pierwszy raz w życiu kilka godzin temu:

 

Pewien człowiek spędził całe życie na poszukiwaniu Boga.

Był już w sędziwym wieku, a Boga ciągle nie mógł odnaleźć.

Pewnego razu siedząc nad rzeką spojrzał w niebo i pomyślał: 

"Boże szukałem Cię przez całe życie i nie znalazłem.

Mój czas się kończy a ja ciągle nie wiem kim jesteś.

Bądź tak łaskaw i powiedz mi przynajmniej kim ja jestem".

Po pewnym czasie usłyszał wewnętrzny głos:

Synu mój!

            Dałem ci uszy a nie słuchałeś.

            Dałem ci oczy a nie patrzyłeś.

            Dałem ci rozum  a nie używałeś go.

Synu mój!

            TY TO JA! 

Na zakończenie:

Nie lubię słowa Bóg. Używam go, kiedy kieruję swoje słowa do innych. Sam używam słowa Wszechmogący. Wolę określenia, które malują, opisują to, co chcę wyrazić.

P.s. Tekst, który tak mi się spodobał, umieściłem tutaj dzięki pozwoleniu autora:

http://www.eioba.pl/a75661/przebudzenie