JustPaste.it

Prawda nieznana - zawsze o krok od poznania ...

Żyjemy w świecie, który stara się posługiwać dowodami, żelazną logiką. Nieustannie pokładane są starania, aby świat, wszystko, co się w nim dzieje zakwalifikować w ramy, normy,...

Żyjemy w świecie, który stara się posługiwać dowodami, żelazną logiką. Nieustannie pokładane są starania, aby świat, wszystko, co się w nim dzieje zakwalifikować w ramy, normy,...

 

 Żyjemy w świecie, który stara się posługiwać dowodami, żelazną logiką. Nieustannie pokładane są starania, aby świat, wszystko, co się w nim dzieje zakwalifikować w ramy, normy, definicje.

Jednak, czym głębiej drążymy tym częściej docieramy do punktów, w których nasza „teoria” się załamuje. Docieramy do Wielkiego Wybuchu na milisekundy po, do prędkości światła z niewyobrażalnie wprost małą różnicą prędkości, do temperatury „bezwzględne zero”, ale zawsze jeszcze troszkę nam brakuje, jeszcze ten „ciut”, w którym nasza teoria dociera do punktu załamania teorii. Dzięki badaniom odkrywamy naturę korpuskularno-falową światła, docieramy do postulatów o jednoczesnej prawdzie i fałszu naszych twierdzeń. Dostrzegamy cząsteczkę, atom, rozpady alfa, beta, leptony i drążymy dalej. Czym głębiej tym więcej pytań?

Wielu z nas zna historię Siakjamuni’ego Buddy, człowieka, którego historia pokazuje nam jak prostota jednego człowieka może doprowadzić do powstania jednej z największych religii naszych czasów, a pokusiłbym się o zdanie, że jednej z największych filozofii nauki. Jego słowa, które są po tak wielu latach nadal cytowane odwołują się już od samego początku do niestateczności rzeczy. „Odrzućcie moje nauki i sami dojdźcie do prawdy”, „Nie ma prawdy absolutnej”, „Wszystko jest względne” – Twierdzenia te, jakże znane wszystkim, którzy choć powierzchownie spotkają się z buddyzmem same sobie przeczą, same siebie odrzucają a jednak są w swojej naturze bardzo prawdziwe. Medytując osiągamy cele, których nie możemy jednocześnie oczekiwać, ponieważ wyobrażenie naszego celu jest fałszem, zatem dążymy do niepewności, w naukach usuwamy stały grunt spod naszych nóg celem uzyskania realności, jednak równocześnie nie przywiązując się do tego. W nauce czynimy starania jednak, jeżeli rzeczywistość podpowiada nam, iż nasza teoria jest nieprawdziwa, musimy ją zmienić, porzucić, uświadamiając sobie, że jesteśmy omylni, nie przywiązując się do niej. Dalej dostrzegamy nauki mówiące o pustce wszystkich rzeczy i jednocześnie ich pełności. W ogólnym rozumieniu wszystkie rzeczy zdarzenia są puste samych siebie i pełne wszystkich innych. I są punkty widzenia, z których te twierdzenia są prawdziwe.

Równocześnie każdy z nas jest silnie przywiązany do wielu spraw, do własnych przekonań. W poprzednim moim artykule, który pojawił się na tym portalu odwoływałem się przede wszystkim to tolerancji i starań poświęconych zrozumieniu innych istnień. Komentarze natomiast przekonały mnie o konieczności napisania więcej w obliczu „twierdzeń obligatoryjnych”. Oczywistym jest fakt, iż każdy z nas, bez względu, jakiego jest wyznania, jakie przekonania mu przyświecają, jak bardzo jest przekonany, że to on ma rację, nie powinien wygłaszać poglądów deprecjonujących przekonania innych. Przedstawiłem historię człowieka, który poszukuje własnej drogi, stara się w tej rzeczywistości żyć najlepiej jak potrafi i szuka tych wskazówek, które mu na to pozwolą. Równocześnie można powiedzieć, że stara się stworzyć swoje własne „prawdy”. Uderzyło mnie, że historia ta raczej spotkała się z negatywną oceną, sprowadzając tą postać do osoby, która „nie wierzy w Boga”, jakby to stanowiło o jego braku wartości, o złu, które rzekomo wynika z poszukiwania. We mnie pojawia się silniej współczucie dla istnienia, które nie jest pewne swojego sensu. Zastanawiającym dla mnie również jest to, że akurat osoby, które wierzą w Boga powinny, według nauk, starać się nawiązać porozumienie z „owcą, która się zagubiła”. Łatwo o twierdzenie, że przystawanie przy własnych przekonaniach jest złem, nie możemy też oczekiwać, że każda istota porzuci własne przekonania i będzie posiadała „żadne”. Idea, która w wielu miejscach na ziemi została poznana polega na zrozumieniu innych osób, pozbyciu się oceny ich postępowania, znalezieniu wspólnego gruntu, podobieństw.

Odwołanie do buddyzmu, które tutaj zamieściłem ma na celu pokazanie, że wygłaszając jakikolwiek pogląd odwołujemy się do specyficznych zaszłości, jednak nie możemy przy nich przystawać, ponieważ powodują one brak zrozumienia między ludźmi. Relacje interpersonalne w tej mierze są oparte na szanowaniu naszych indywidualności i znajdywaniu podobieństw. Podstawą również jest unikanie różnic, które potrafią zawsze zniszczyć wszystko to, co staramy się budować w sobie jak i wokół nas.

Docieranie do granic naszego poznania jest naturą, która musimy zrozumieć i nieustannie znajdywać balans między granicami wypracowanymi między różnymi jednostkami. Sprawą ciężką w swej podstawie jest pozbycie się, nie przywiązywanie do tego, co wynika z naszych przekonań, co czasem może stanowić normę kulturową, naleciałości wielu setek lat, jednak owe wyzbycie się jest konieczne, aby nie narzucać innym osobom bycia „mną”. Jesteśmy na jednej z możliwych dróg poznania wszechrzeczy, zakładając, że to poznanie jest możliwe. Nie wiemy czy obrana przez nas droga, czy drogi, które każdy z nas obejmuje każdego dnia są dobre, zatem nie jesteśmy w mocy twierdzić, że to, co nie nasze jest gorsze. Raczej może jesteśmy w stanie skłaniać się do przekonania, że możliwą prawdą (na ten moment) są rzeczy względnie niemożliwie wzajemnie istniejące, wzajemnie wykluczające się.

Możemy podążać drogą pytań czy najważniejszy jest człowiek, czy wszystkie istnienia, czy ogólnie to wszystko jest bez znaczenia i tylko my nadajemy sobie sens względny a prawda absolutna jest zupełnie inna albo jej zwyczajnie nie ma, jest dla nas … nieznana.

Z punktu widzenia naszej niewiedzy powinniśmy chyba być bardziej pokorni, rozważni i bardziej skłonni do zrozumienia.