JustPaste.it

Jeszcze raz o krzyżach

Religia jest prywatną sprawą każdego człowieka. Dzisiejszy świat wreszcie zaczyna to sobie uświadamiać.

Religia jest prywatną sprawą każdego człowieka. Dzisiejszy świat wreszcie zaczyna to sobie uświadamiać.

 

Ostatnio nasz kraj ogarnęła gorąca dyskusja na temat krzyży. Powinny wisieć w szkołach, urzędach itd., czy nie? Różne, bardziej lub mniej mądre głowy wypowiadają się w tej kwestii używając różnych argumentów. Czasem ewidentnie emocje biorą górę. Dlaczego? Trudno to zrozumieć. Mamy przecież jasny zapis w konstytucji, mamy rozdział Kościoła od Państwa. I tu się sprawa zamyka! Ponadto żyjemy w świecie, w którym ludzie mają zróżnicowane poglądy, dlatego musi istnieć coś takiego jak tolerancja. Niestety, wielu ludziom trudno to zrozumieć. A przecież krzyż to symbol religijny i jako taki nie powinien mieć miejsca w życiu publicznym. Dlatego postuluję o zdjęcie krzyży, nie tylko w szkołach i urzędach. To wydaje się tak oczywiste, że nie aż nie chcę się nad tym rozwodzić. Apeluję o coś znacznie ważniejszego, mianowicie o to, aby całkowicie oddzielić kwestie wiary od przestrzeni życia publicznego, a więc o wycofanie symboli religijnych ze wszystkich miejsc, do których mają dostęp ludzie o innych poglądach.

Zacząłbym od sklepów jubilerskich. Tam też sprzedaje się krzyże!!! Co muszą czuć biedni niewierzący lub niechrześcijanie, którzy wchodzą do takiego sklepu chcąc kupić jakiś łańcuszek, pierścionek lub zawieszkę i nagle, wśród złotych i srebrnych słoneczek, księżyców, wężyków, kwiatuszków i innych wzorków widzą mały złoty krzyżyk? To nie do pomyślenia! Właściciele takich sklepów powinni być pociągnięci do odpowiedzialności karnej. W ogóle powinno się zlikwidować sklepy, w których sprzedawane są jakiekolwiek artykuły związane z jakąkolwiek religią. Dlaczego przy ulicy, będącej własnością gminy, jest usytuowana np. księgarnia katolicka? To może urazić uczucia niekatolików. A już sprzedaż książek o tematyce religijnej w ogólnodostępnych księgarniach przypomina zamierzchłe czasy średniowiecznej dyktatury i jest potwarzą dla nowoczesnego, tolerancyjnego społeczeństwa. Z księgarni należy też wycofać wiele pozycji. Na przykład wszystkie te, które przedstawiają sztukę sakralną. Dlaczego niewierzący ma być narażony na oglądanie witraży Wita Stwosza albo „Piety” Michała Anioła? I oczywiście nazwisko tego ostatniego należałoby wypowiadać po włosku lub ograniczyć się do samego Buonarroti, gdyż wiadomo jakie skojarzenia można mieć słysząc słówko „anioł”. Naturalnie nie wolno ograniczać się jedynie do księgarni. Wszystkie sklepy z tzw. „dewocjonaliami” trzeba zamknąć. Ewentualnie można je lokalizować w jakichś prywatnych piwnicach, które powinny być specjalnie oznakowane tabliczkami informującymi o tym, że w danej piwnicy obraża się uczucia ludzi nowoczesnych i wrażliwych.

Kolejnymi miejscami, w których trzeba zrobić porządek są muzea. Ileż w nich eksponatów mających bezpośrednie lub pośrednie odwołanie do religii! Wszystkie te eksponaty muszą zniknąć! Trzeba stworzyć nową definicję sztuki, która będzie jasno określać, że nie jest dziełem coś, co może kojarzyć się z jakąkolwiek wiarą. Przecież muzea historyczne, które eksponują figurki np. egipskich bożków, mogą urazić uczucia tych, którzy w egipskich bożków nie wierzą. A warszawskie Muzeum Narodowe? Jakim prawem znajdują się tam takie obrazy jak „Święta Rodzina z małym świętym Janem i jego rodzicami” albo „Modlitwa w Ogrójcu”, czy predella ołtarzowa „Złożenie do grobu” i wiele innych? To Muzeum Narodowe czy religijne? W krakowskim muzeum nie jest lepiej. Z tym trzeba skończyć i stworzyć takie warunki, w których, bez obrazy własnych uczuć religijnych, KAŻDY człowiek będzie mógł spokojnie zwiedzać muzea. Każda refleksja o muzeach przywodzi na myśl młodzież. Tworząc różne wystawy musimy o niej pamiętać. Nie możemy pokazywać młodzieży wątpliwej jakości religijnych „dzieł sztuki”, gdyż, nawet przez przypadek, możemy poddać jej myśli o charakterze religijnym.

Dbanie o młodzież to nie tylko konieczność usunięcia krzyży ze szkół i wycofanie z nich religii jako przedmiotu. To także konieczność zmiany programów nauczania. To konieczność, ponieważ jedynie twardy i konsekwentny rozdział Państwa od Kościoła zapewni jej wszechstronny rozwój i nabycie prawidłowych postaw pluralistycznych. Dlatego trzeba zmienić programy nauczania, zwłaszcza takich przedmiotów jak filozofia, język polski i historia. Filozofię w ogóle należałoby zlikwidować. Przecież prawie każdy z wielkich filozofów w jakiś sposób odnosił się do religii. O czyich więc poglądach można uczyć w szkołach, o których filozofach można mówić bezpiecznie? O Platonie albo Arystotelesie? Za dużo w nich metafizyki i etyki odwołującej się do Boga. O filozofach chrześcijańskich, np. Tomaszu z Akwinu? O Kartezjuszu? O Edycie Stein? Bez komentarza. A może Pascalu, Leibnizu, Heideggerze, Husserlu lub Wittgensteinie? Przecież oni wszyscy przyznawali się do wiary. Nawet w pismach Dumasa, Woltera i Nietschego znajdziemy odwołania do Boga, choćby głoszące Jego śmierć. Tak, filozofię trzeba wycofać z programów nauczania. Równie konieczna jest zmiana w sposobie dobierania lektur. Nauka języka polskiego nie może być nauką religii! Dlatego wielu autorów powinno odejść w zapomnienie. Po pierwsze Mickiewicz z jego „Dziadami” i „Panem Tadeuszem”. Choć w tym ostatnim utworze można dokonać jedynie kilku korekt, np. wykreślić wzmianki o „Pannie świętej”, a postać księdza Robaka zastąpić obywatelem Robakiem. Po drugie Słowacki z Norwidem i ich dziwne, nietolerancyjne proroctwa, hymny ku czci Boga itp. Po trzecie Sienkiewicz z „Trylogią”, „Quo vadis” i „Krzyżakami” ze względów oczywistych. Po korektach można zostawić „Rodzinę Połanieckich” rozszerzając wątek romansu Stacha. Podobnie Reymont i jego „Chłopi”, też wymagają korekt lub usunięcia. Nie wspominając o „Kazaniach Sejmowych” Skargi czy o jakiejkolwiek pozycji napisanej przez Karola Wojtyłę. Z autorów zagranicznych usuwamy Szekspira, Goethego, Tołstoja, Dostojewskiego, Umberto Eco itd. To wielka praca, ale w imię wolności, tolerancji, nowoczesności i demokracji warto ją wykonać. Z programem historii też nie będzie łatwo. Sama historia Polski dostarczy wielu problemów. Bo musi wreszcie nastąpić koniec z nauczaniem o chrzcie Polski, o obronie Jasnej Góry, o ślubach jasnogórskich itd.

Krzyż musi zniknąć nie tylko ze szkół, instytucji państwowych i zakładów pracy. Musi też zniknąć z kościołów! Dlaczego? To proste. Przecież do kościoła może wejść każdy człowiek, także niewierzący. Zwłaszcza jeśli jest to kościół stary, zabytkowy, ciekawie zbudowany od względem architektonicznym. Nie wolno więc narażać kogoś, kto nie jest chrześcijaninem, a chce oglądnąć wnętrze kościoła, na konieczność patrzenia na krzyż. To samo dotyczy obrazów o charakterze religijnym, rzeźb i figurek. Trzeba je usunąć z kościołów.

I wreszcie ostatnie miejsce, w którym obecność krzyża jest zbędna, to cmentarz. Apeluję do wszystkich możliwych władz o wydanie rozporządzenia nakazującego usunięcie krzyży z cmentarzy! Gdzie tolerancja? Gdzie nowoczesność? Gdzie normalizacja stosunków Państwo – Kościół? Cmentarz jest miejscem publicznym, najczęściej jest własnością miasta lub gminy. Skąd tam miejsce na tyle krzyży? Jak się czują niewierzący lub niechrześcijanie, odwiedzający groby swoich bliskich, gdy wokół nich stoją setki krzyży?

Przed naszym społeczeństwem, dążącym do nowoczesności, jest wiele pracy. Nie odkładajmy jej na później, nie bawmy się w pojedyncze akcje ściągania krzyża z sali lekcyjnej. Jednym cięciem zróbmy porządek! Zacznijmy od zmiany słowa „skrzyżowanie”. Ono też może nieść religijne skojarzenia.