JustPaste.it

Mój 13 grudnia

Szósta rano. Już miałem iść do domu, po nocnej zmianie, kiedy zatrzymał mnie głos generała dobiegający z radia.

Szósta rano. Już miałem iść do domu, po nocnej zmianie, kiedy zatrzymał mnie głos generała dobiegający z radia.

 

„Rodacy…, ble, ble, ble, … Wojskowa Rada Ocalenia Narodowego, ogłasza stan wojenny na terytorium całego kraju…”.  A potem jakaś muzyka poważna. Koncerty fortepianowe.

„Jezu! Wojna! On ogłasza wojnę! Ale z kim? Z Ruskimi? Nie. Z nami… chyba! Z Solidarnością! Jezu, i co teraz? Kryminał? Sąd polowy?... Uciekać?...”

Nic z tego nie rozumiałem, ale się mocno przestraszyłem. Byłem jednym ze współzałożycieli związku w moim zakładzie pracy. Nie miałem zielonego pojęcia o jakichś internowaniach, nie znałem nawet takiego słowa. Ale bałem się, że po mnie przyjdą. A potem to już tylko zamkną…, zabiją…, będą katować.

Kiedy wróciłem do domu, rodzice jeszcze spali. W końcu niedziela. Pobudziłem ich i oznajmiłem, że jest wojna. Matka zbladła, ojciec zapalił papierosa, nie mogąc sobie z nim poradzić w trzęsących się dłoniach. Coś tam jąkał: „cholera, a mieliście być pierwszym pokoleniem, które nie doświadczy wojny”.

Chodziłem jak struty. Zdenerwowany i przestraszony. Myślałem o ucieczce. Przed „nimi”, jak przyjdą. Ale gdzie? Przecież nie dam sobie rady. Cholera, gdzie by tu się poradzić? Położyłem się, ale oczywiście o spaniu nie było mowy. Przemęczyłem do jedenastej. Potem wyszedłem, byle nie w domu, bo jak przyjdą… Poszedłem do „Fiołki” na piwo. Na ulicy prawie nikogo, tylko starsze panie, na sumę… Nagle rozległ się hałas niesamowity i ujrzałem zbliżające się pojazdy… opancerzone. Jechały w stronę zakładów chemicznych. Długa to była kolumna. Na pancerzach niektórych pojazdów siedzieli żołnierze. Młodzi chłopcy, roześmiani, jadący po przygodę swojego życia, o wiele lepsza niż koszarowa musztra. Wiem na pewno, że oni też nie mieli pojęcia o sytuacji.

Nigdy w życiu nie widziałem tak potwornie przestraszonych starszych kobiet. Niektóre płakały. Co tu gadać - mnie też ciarki krążyły po plecach jak czołgi po poligonie a łzy i niemy krzyk wyrywały się ze… środka. Na piwie tez mało ludzi. Nikogo, żeby się poradzić. Więc… wróciłem do domu.

Nie przyszli. Ani wtedy, ani potem, ani nigdy. Nasz zakład był zbyt nieważny, żeby ktoś zaprzątał sobie nami głowę. Ktoś, oprócz nas samych – pracowników.

Niewiele pamiętam z tamtego czasu, co mnie złości zresztą. Nawet nie potrafię sobie przypomnieć, jaka wtedy była pogoda. Ale jednocześnie sporo pamiętam. Najbardziej utkwiło mi w pamięci moje przerażenie, strach i niepewność – co będzie dalej.I pamiętam, że już nic nie było tak samo, chociaż emocje opadły.

Potem przepustka do poruszania się w godzinach nocnych, patrole milicyjno – wojskowe, i ludzie rozpierzchający się w popłochu, o czwartej nad ranem okupujący sklep mięsny, kiedy zza węgła patrol się wyłaniał.

Takie było moje spotkanie ze stanem wojennym.