JustPaste.it

Prawo w wolnej Polsce, czyli brak właściwych procedur

19 grudnia 2009 media radośnie obwieściły, że bilbordy nie mogą zasłaniać mieszkalnych okien.

19 grudnia 2009 media radośnie obwieściły, że bilbordy nie mogą zasłaniać mieszkalnych okien.

 

fe0402b5bf98b05d14fa1a6e80585388.jpg

Fot. www.arbiter.pl         

         Okazuje się, że "Naszych okien nie będą już zakrywać wielkie reklamy" (obwieszcza www.tvn24.pl). Ależ osiągnięcie - wręcz na miarę epoki! Cieszmy się i radujmy, że kozę (wprowadzoną do mieszkania wg znanego dowcipu) wygoniono w końcu precz i wszyscy poczuli się nareszcie szczęśliwi.
         "Natomiast te już powieszone muszą zniknąć w półtora roku". Dobre i to, ale co zrobimy, jeśli jakiś mieszkaniec nie zechce czekać i wytnie sobie okno w plandece?
         "W sobotę weszło w życie prawo, według którego reklamy umieszczane na budynkach wielorodzinnych nie mogą ograniczać dziennego światła". No jakież to mądre! Mamy być oczywiście pełni podziwu dla polskiej Temidy miłującej przyjazne prawo...
         "Nowe przepisy zezwalają na reklamy na fasadach domów mieszkalnych, ale pod warunkiem nieograniczania dziennego oświetlenia mieszkań". Jedno takie genialne zdanie i aż dziwne, że tego żaden mędrzec nie wymyślił parę lat wcześniej... Ale lepiej późno, niż wcale!
         "Reklamy można by zatem umieszczać np. na ścianach szczytowych, na oknach klatek schodowych i lokali użytkowych albo też między oknami mieszkań". Nie, no aż jestem dumny, że takie oczywiste odkrycia zostały dokonane w naszej Polsce - z pewnością zasługujemy na miano prawdziwych Europejczyków (krócej - Europów), przecież jesteśmy w centrum tego kontynentu i takimi prawniczymi przebojami torujemy sobie drogę do intelektualnego a słusznego przewodnictwa tej części świata.
         Ale dlaczego możemy być teraz szanowani przez ludzkość i komu zawdzięczamy ten skok cywilizacyjny w dziedzinie prawa? Otóż naszej świetnie wykształconej elicie, bowiem to - "Prawnicy zwracali uwagę, że okna służą wyłącznie do użytku właścicieli lokali i dlatego nie stanowią one części wspólnej nieruchomości, co do której wspólnota mieszkaniowa może podejmować decyzje większością głosów lub udziałów". No jestem ogromnie wzruszony, że potrafiono tak zgrabnie w końcu zapisać oczywistość spędzającą sen z powiek praworządnym obywatelom, którzy intuicyjnie czuli, że mają rację, ale nie wiedzieli, jak to literkami ułożyć...    
         Od paru lat obserwowaliśmy zmagania poszczególnych obywateli walczących ze swoimi zarządcami nieruchomości albo wprost z bilbordami, w których wycinali swoje okna... na świat. Reszta narodu polskiego obserwowała ich zmagania, zwykle z sympatią, ciesząc się, że to nie ich dotknęło.
         Latem w mieszkaniach panowała duchota (cała ściana była zasłonięta grubą winylową siatką), nocami reflektory oświetlały wnętrza pomieszczeń utrudniając spokojny sen. Mieszkańcy przedstawiali swoje racje, właściciele mieszkań swoje, swoją pieczeń zaś piekli bilbordowi wywieszacze reklam. Zwykle granica poparcia przebiegała pomiędzy lokatorami, którzy byli zasłonięci, a tymi, co jeszcze nie byli osaczeni przez kapitalistyczną inicjatywę reklamową, co jest jeszcze jednym dowodem na słuszność tezy o zależności punktu widzenia od miejsca siedzenia, przy czym widzenie istotnie było przytłumione ową nieszczęsna siateczką...
         I kiedy przebrzmiały najbardziej bulwersujące przykłady walki mieszkańców o swoją wolność, właśnie - tuż przed świętami - ogłoszono, że... zawieszanie wielkich reklam jest już nielegalne.
         Jak to możliwe, aby przez parę lat zniewalano mieszkańców pod różnymi paragrafami dowodząc legalności, zaś obecnie stwierdzono nielegalność działań?!
         To nie dziwmy się mieszkańcom okupowanej Europy albo obywatelom w demoludach, że niektóre kuriozalne przepisy ustalane przez panujące ongiś reżymy, uznawali jednak za prawo obowiązujące, które oceniono (w czasach pokoju i w wolnych państwach) za barbarzyńskie i niedorzeczne, skoro w III tysiącleciu można było przez kilka lat (czas porównywalny z okresem II w.św.) skazać pechowe grupy naszych rodaków na oddziaływanie dyskryminacyjnego prawa - a niech się same szamoczą z cwaniakami, bo co to nas obchodzi?
         Kto jest za to odpowiedzialny? Kto poniesie karę? Oczywiście, komisja sejmowa nie powstanie w tej sprawie, ale mechanizm tego konfliktu warto byłoby zbadać, aby w przyszłości nie powtarzać podobnych skandali.
         A może są jeszcze inne przepisy, które naruszają wolności obywatelskie i które są w trakcie obalania albo właśnie rodzą się w głowach wszelakiej maści kombinatorów? Jaki jest mechanizm takich przepisów? Czy nie powinien powstać nadrzędny przepis mówiący o zastosowaniu proponowanego rozwiązania dopiero po rozpatrzeniu przez najwyższe trybunały naszego państwa?
         Może - nim ktokolwiek przedstawi jakąś korzystną dla niego inicjatywę - najpierw niech skieruje swój pomysł do Trybunału Konstytucyjnego, aby ten w trybie przyspieszonym ocenił jego legalność? Dzięki takiej procedurze unikniemy wieloletnich zmagań, protestów, żenujących incydentów ukazywanych w mediach i kompromitacji naszej demokracji, co przecież zdecydowanie osłabia wizerunek - jednak niezbyt mocnego - państwa prawa.
         Niech przykład z bilbordami zasłaniającymi okna mieszkań będzie ilustracją, w jaki sposób rozmija się deklaratywne prawo oparte na Konstytucji z faktycznymi zdarzeniami dnia codziennego, niech będzie ostrzeżeniem przed groźbą powstawania prawa nieobywatelskiego w demokracji i niech utoruje drogę właściwym procedurom uniemożliwiającym w przyszłości bezprawne, a jednak wieloletnie, działania!

         Kiedyś intrygowała nas walka o ogień, obecnie walczymy o... światło.