JustPaste.it

Kto w święta puszcza wulgarną szmirę?

Czy lubimy oglądać w święta beznadziejne filmy?

Czy lubimy oglądać w święta beznadziejne filmy?

 

6956818eab07140657880b551ba5a67d.jpg

         11 listopada 2009 - Narodowe Święto Niepodległości, czyli pamięć historyczna, podniosły nastrój, zwłaszcza w mediach. Dzień ma się ku końcowi (zbliża się północ) i większość Polaków, jeśli nie ma jakiejś imprezy albo nie śpi, chce obejrzeć wartościowy film jako ukoronowanie patetycznego a patriotycznego dnia.
         A któryż z programów, jak nie TVP1, ma i powinien dopełnić ten dzień w godziwej atmosferze?
         Zatem zasiadamy i oglądamy. Propozycją jest film "Gniew" (premiera - luty 1998). Jeśli ktoś nie jest znawcą filmu polskiego, nawet mógł pomyśleć, że to - sądząc po tytule - ciekawy obraz osadzony w realiach 1918 roku.
         Nic z tych rzeczy! Film osadzono we współczesnych czasach i w żadnej mierze nie nawiązuje do historii, chyba że za akt historyczny można uznać wydziwione dziedziczenie przez dwóch braci rozpadającej się późnofeudalnej budowli.
         Film - na mój gust - jest wielkim chłamem i aż dziw bierze, że ktoś wyasygnował na to swoją (albo i publiczną) kasę. Przede wszystkim - denna fabuła. Dwóch braci, którzy nie widzieli się od lat, spotykają się w pustym domu (dom to jednak zbyt skromnie - jakieś zamczysko, czy raczej pałac, choć to określenie kojarzy się z przepychem, a tam to jednak popałacowa ruina), odziedziczonym po protoplastach. Starszy z braci robi karierę, młodszy ponownie uciekł z poprawczaka; iskrzy pomiędzy nimi i to nieprzyjemnie a nawet żenująco wrogo.
         Tak po prawdzie, to nie wiadomo o co chodzi. Dialogi koszmarne. Przeplatane dziesiątkami wulgaryzmów - rzucane w przeważających przypadkach całkowicie bez sensu! Aż dziwne, że dwoje dobrych aktorów, Dancewicz i Żmijewski, dało się namówić na taki gniotowaty film; także Żak przewija się w dość mętnej scenerii...
         To co wyprawia Żmijewski, obrzydliwie bluzgając na lewo i prawo, także przy swej partnerce (nie licząc widzów nastawionych jednak odświętnie), to prawdziwy okaz bezsensu i braku smaku! Być może, że ich życiowe, w tym mieszkaniowe albo motoryzacyjne, potrzeby były w rozkwicie, skoro dali się namówić na takie badziewie... Ale kto i czyim sypnął groszem?
         Pod koniec filmu, na moczarach, bezsensownie tonie postać grana przez wspomnianą aktorkę, która wpada do topieli, zmaga się z nią i każdy łudzi się (skoro to czołowa i najsympatyczniejsza postać filmu), że się w końcu wykaraska i będzie choć dla niej szczęśliwe zakończenie filmu - a tu takie rozczarowanie.
         Pierwszy raz oglądałem ten film i myślałem, że śnię (zresztą pora była po temu, a ta bryndza tylko przysługiwała się stanowi zaniemówienia). Półtorej godziny męki intelektualno-językowej było "ukoronowaniem" Dnia Niepodległości. Nie wiem, ilu rodaków dało się nabrać na tak nietrafioną propozycję podupadającej TVP1. Kto podejmuje takie denne decyzje?! Może ktoś zna konkretne nazwiska układające programy telewizyjne? Czy wynagrodzenia przekazywane twórcom filmowym zależą od rangi dnia emisji na srebrnym ekranie?


         Owszem, wprawdzie niezbyt systematycznie dokonuję wpłat na firmę zarządzaną w skandaliczny sposób, ale ostatnio uregulowałem należności za zaległe drugie półrocze 2009 i za przyszłe, czyli do połowy 2010 roku, zatem nie powinny dręczyć mnie finansowe wyrzuty sumienia, chyba że będę oglądać podobnie szmirowate dzieła, ale wówczas będę żałować tej wpłaty...
         Gdyby jednak abonament wliczono w cenę prądu albo uwzględniono w rozliczeniach PIT lub po prostu by go całkowicie zniesiono, zaś dobrze kontrolowane wydatki byłyby pokrywane z naszych podatków, które byłyby podniesione o ułamek procenta, to skończyłaby się era wystawania w kolejkach, aby uiścić, byłby koniec z kosztami drukowania blankietów i wykazów, systemów komputerowych, z kosztami gromadzenia danych, nadzoru, sprawozdawczości i ponaglania niesfornych współobywateli, co byłoby wielkim ekologicznym osiągnięciem, biorąc pod uwagę zużywaną energię, w tym ludzką, i papier.
         Czy ktoś policzył roczne koszty utrzymywania tego systemu? Ponadto czulibyśmy się bardziej komfortowo, bowiem nie mielibyśmy wyrzutów sumienia, nie byłoby strachu przed kontrolami, nie byłoby wymądrzania się, że kontrolerzy to mogą nam na pukiel naskoczyć, nie byłoby spraw sądowych w tej materii i artykułów prasowych, czyli tego całego bezproduktywnego mielenia wody. Nie byłoby kolejnego dowodu na nieuczciwość naszych rodaków, bowiem przestałby istnieć problem. A ileż drzew byśmy ocalili, ileż farby drukarskiej zaoszczędzili, a ile milionów godzin traconych na zajmowanie się sprawą abonamentu (wypełnianie kwitków, kolejki, wyjaśnianie reklamacji). Zapewne likwidacja abonamentu spowodowałaby skasowanie wielu etatów i to jedyny negatywny problem, bowiem wzrosłoby niestety bezrobocie, ale od setek lat racjonalizacja powoduje spadek zatrudnienia, zaś rozwój cywilizacji rodzi nowe zajęcia i profesje.
         Ponieważ zbliża się Boże Narodzenie, przeto mam nadzieję, że państwowa telewizja nie uraczy mnie kolejną półpornograficzną tandetą w same święta...

        PS    W internecie odnotowano - Filmy 1997 z dofinansowaniem z budżetu państwa; na liście pod nr. 14 - "Gniew", reż. Marcin Ziębiński, prod. FIGARO FILM PRODUCTION i wiemy kto zapłacił, ale nie wiemy dlaczego... my.