JustPaste.it

Grudniowy plastik

Nie jestem na tyle stary, żeby znać głęboki PRL, bo urodziłem się w takim momencie, że ledwo pamiętam stanie w kolejkach, kartki na żywność, czy wszędobylski brak wszystkiego.

Nie jestem na tyle stary, żeby znać głęboki PRL, bo urodziłem się w takim momencie, że ledwo pamiętam stanie w kolejkach, kartki na żywność, czy wszędobylski brak wszystkiego.

 

Jest jednak coś, co szczególnie zapadło mi w pamięci. Coś, co odcisnęło swoje piętno na osobie kilkuletniego wówczas chłopca. Pamiętam doskonale czasy, gdy jednym z największych rarytasów były cukierki ,,krówki” (które i tak nie było łatwo ,,dostać”), szczytem marzeń małego dziecka była kolejka elektryczna z importu, a na porządku dziennym były zabawy drewnianymi klockami, lub wymachiwanie kawałkiem gałęzi będącej substytutem magicznego miecza lub strzelby…

Jakież magiczne były dla mnie wówczas grudniowe święta, kiedy w domu pojawiały się nieobecne przez cały rok mandarynki, kiedy dziadek przywoził z Czechosłowacji JOJO i inne słodycze, o których mało kto w Polsce wówczas słyszał. Nie było wtedy telefonów komórkowych, a na czas Świąt wszystko jakby… zwalniało. Nawet jeśli tamten czas nie był dla rodziny jakimś głębokim przeżyciem duchowym, to nie da się ukryć, że czuło się różnicę od dni powszednich. Atmosfera ubieranej choinki, niecierpliwego wyczekiwania na prezenty, które ni stąd ni zowąd miały pojawić się pod choinką, sprawiała, że czas ten był czasem magicznym. Nikomu nie śniły się nawet wielkie sieci handlowe wypełnione świątecznymi gadżetami, nie było w telewizji ,,świątecznej kampanii” zaczynającej się już w połowie listopada, a świąteczne ozdoby w małych okolicznych sklepikach ograniczały się do migających lampek i pomniejszej choineczki… Niezależnie od religijnego stosunku do Świąt Bożego Narodzenia, cały ten klimat tworzył wówczas… brak pewnych dóbr i… ludzkie serca, które miały czas i możliwość zatrzymania się na chwilę, bo nie gonił ich tak bardzo rozpędzony świat…

     Od tego czasu postarzałem się o około dwadzieścia lat, zmienił się też świat wokół mnie, zmieniło się moje postrzeganie rzeczywistości, która nie jest już tak ,,magiczna” jak ta, na którą spoglądał kilkuletni chłopiec…

    Myślę, że pod wieloma względami współczesne grudniowe święta mają o wiele lepsze warunki do ich przeżywania niż przed laty. Mamy dostępny cały arsenał ,,gadżetów” potęgujących świąteczny nastrój, w sklepach możemy wręcz przebierać w niezliczonej ilości rzeczy, mogących uszczęśliwić obdarowaną osobę, nie musimy martwić się o jakiekolwiek braki na wigilijnym stole (sytuacja, kiedy musimy się o to martwić, to temat na osobny artykuł…) – krótko mówiąc – rozwijający się kapitalizm znacznie ubogacił wachlarz świątecznych fajerwerków, i tylko od naszej fantazji zależy, w jaki sposób go wykorzystamy…

     Szczególne są te Święta dla mnie, gdyż po raz pierwszy spędzam je jako mąż, po raz pierwszy patrzę na ten czas nie z perspektywy dziecka, ale w pełni dorosłego człowieka. Zatrzymałem się na chwilę w zadumie, sięgając pamięcią do drugiej połowy lat osiemdziesiątych, pochłonęły mnie wspomnienia, wrócił mały chłopiec otoczony magią świątecznych mandarynek i słodyczy z importu…

    Dzisiaj przeżyłem istne bombardowanie – w telewizji na każdym niemal kanale świąteczne szopki, gwiazdy śpiewają kolędy, uśmiechnięte twarze w telewizji zapewniają nas o tym, że nadszedł czas radości, teologowie silą się na głębokie przemówienia, w sklepach mnóstwo Mikołajów, aniołków, chmurek, wszyscy biegają za zaległymi prezentami, centra handlowe do późnych godzin popołudniowych pełne są ludzi, którzy liczą na to, że pod ich choinką znajdzie się coś niebanalnego. Nieraz znalezienie czegoś takiego potrafi spędzić sen z powiek… W domu ostatnie przygotowania do wigilijnej kolacji, wszyscy się zjeżdżają, jedzą, dzielą się opłatkiem, życzenia, prezenty… Zostaję sam po tym wszystkim, mam chwilę na zastanowienie… i co ? To już wszystko?? Teraz dwa dni ,,świąt”, kilka odgrzewanych filmowych kotletów i koniec? I w tym momencie zadaję sam sobie poniekąd straszliwe pytanie: gdzie w tych świętach jest to zafascynowane serce małego chłopca? Ktoś powie: chyba nie liczyłeś na to, że choinka i prezenty będą tak samo fascynujące dla 4-5 letniego dziecka jak dla 25 letniego faceta?? Ktoś inny zaś słusznie zauważy: Nie każda rodzina przeżywa święta tak jak twoja, może inni nadal czują tą ,,magię”… Nie o magię chodzi. Chodzi o to, co zabrały nam… ,,fajerwerki”. Chodzi o to, co zgubiliśmy wraz z pojawieniem się tzw. Społeczeństwa informacyjnego. Internet, komórki… kiedyś pewne rzeczy robiło się w tydzień, dziś załatwia się je w jeden dzień, świat, który za czasów PRL poruszał się ślimaczym tempem, dziś gna do przodu jak szalony i to my musimy za nim nadążyć… Rozpędzeni i pochłonięci przeskakiwaniem kolejnych przeszkód na torze naszego życia nie jesteśmy w stanie zatrzymać się na dobre i pochylić się nad sobą i innymi w czasie tych świąt. Łykamy wszystko w pigułce podanej nam ze wszech stron w postaci kolorowego kiczu na ulicach, pięknie śpiewanych kolędach przez telewizyjne gwiazdy, które na co dzień jakoś nie trącą publiczną religijnością i klaustrofobiczną wręcz propagandą populistyczno – religijną atakującą nas z każdej strony…

    Oczywiście jest to moje subiektywne odczucie, i mam świadomość tego, że wielu ludzi inaczej/głębiej/radośniej przeżywa ten czas. Jednak niezależnie jak bardzo bym się silił, jak bardzo radował się z czasu spędzonego z rodziną przy świątecznym stole, nijak nie mogę wykorzenić z siebie przekonania, że zachodnia tendencja na komercjalizację wszystkiego, wdarła się już tak głęboko w tradycję Świąt Bożego Narodzenia, że powoli stają się one już tylko tradycją okraszoną coraz to bardziej wymyślnymi fajerwerkami, które mają zagłuszyć duchową pustkę, jaka w sercach wielu pozostaje po świętach… W żaden sposób nie tęsknię za PRL, świątecznymi mandarynkami, które pozostawały mrzonką przez resztę roku, ani za kilometrowymi kolejkami z kartką w ręku. Trudno mi wyrazić w jasny sposób słowami to, za czym tęsknię w te święta… Jest to ukryte gdzieś między wierszami…

    Żadne zabiegi kosmetyczne nie spowolnią pędzącej naprzód machiny zawodowej drabiny, nawet najwspanialsze ,,efekty specjalne” budują przede wszystkim formę tych dni. Treścią pozostaje rodzina, która spędza ten jeden z kilku w roku ,,długich weekendów” mniej lub bardziej razem. Wspaniale jest zasiąść przy stole i spoglądać na te same twarze, na które kiedyś patrzył mały chłopiec, tylko teraz trochę porzeźbione przez dłuto upływającego czasu. W moich świętach rozpoczyna się nowa epoka…  Świąteczny barok… Niech życzenia, które usłyszysz w te święta, nie będą tylko formułką, jakich wiele co roku, niech w tych życzeniach oprócz ciepłych słów znajdzie się choć odrobina gorącego serca gotowego sprawić, że poczujesz smak wytęsknionych mandarynek…