„Kocha się za nic. Nie istnieje żaden powód do miłości!” – tak możemy przeczytać w książce znanego pisarza Paulo Coelho. Jeśli to prawda to w takim razie dlaczego i po co kocha nas Bóg? Przecież nie musi, nikt Mu nie każe. A my? Nawet nie wiemy jak On wygląda! Więc czy my potrafimy Go kochać?
W pewnym przedszkolu opiekunka przechadzała się po sali obserwując rysujące dzieci. Od czasu do czasu zaglądała im przez ramię jak idzie praca. Podeszła do dziewczynki, która w skupieniu coś rysowała. Przedszkolanka zapytała ją co rysuje.
- Rysuję Boga.- odpowiedziała dziewczynka.
- Ale przecież nikt nie wie, jak Bóg wygląda.- powiedziała zaskoczona przedszkolanka.
Dziewczynka mrugnęła nie przerywając rysowania.
- Za chwile będą wiedzieli.
Dziewczynka kochała Boga. Bez wątpienia był On na szczególnym miejscu w jej życiu. Jak zakochane pary obdarowują się swoimi zdjęciami, tak ona chciała mieć obrazek Boga, by mogła na Niego patrzeć.
Myślę, że dzieci kochają najbardziej. Wierzą w czystą, nieskalaną miłość. Właśnie dzięki swojej własnej niewinności. Tylko dziecko potrafi wbić patyk w ziemię, nadać mu imię i pokochać!
A jak jest z dorosłymi? Dorośli nie mają już dziecięcej niewinności i wrażliwości. Oni konkretnie muszą wiedzieć „tak” albo „nie”. Przez zawody miłosne i cierpienie z tym związane trudniej jest im uwierzyć w miłość. Trudniej jest zaufać drugiemu człowiekowi, nawet jeśli chodzi o zwyczajne koleżeństwo.
W większości przypadkach panuje chaos w sercach i w duszy. Nie wiedzą gdzie się udać ze swoją zbolałą duszą, na oślep gonią za szczęściem, zamiast udać się do najlepszego lekarza dusz – Boga.
„Tam gdzie jest miłość, nie ma cierpienia, a jeśli nawet jest, to samo staje się przedmiotem miłości” (św. Augustyn).