JustPaste.it

List do R.

To już minęło, te czasy, ten luz. Wspaniali ludzie nie powrócą już. Nie powrócą już, nie!

To już minęło, te czasy, ten luz. Wspaniali ludzie nie powrócą już. Nie powrócą już, nie!

 

Jarocin, 19 lipca 2009

Sie masz Ricardo,

siedzę właśnie z kebabem w ręku w jarocińskim parku. Jest 2:53. Kebab jest naprawdę wielki. Wraz z kumplem odeszliśmy spod sceny w czasie ostatniego występu. Drugi znajomy leży już "kontuzjowany" w namiocie. Kocham muzykę, ale nie mogłem przeboleć widoku trzech didżejów, właśnie tu, na rockowej jarocińskiej ziemi. Ziemi, z której przecież wyrosły największe polskie zespoły rockowe. Między innymi debiutował tutaj Twój zespół. Na litość boską, tu przyjeżdżają hipisi, punkowcy i metalowcy, żeby posłuchać ostrego grania, a nie stali bywalcy dyskotek! Nie byliśmy jedynymi, którzy postąpili właśnie w ten sposób. Przy bramkach panował tłok, jakby koncert się już zakończył. A co najmniej zbliżał się ku końcowi. Słychać było też różne wulgarne okrzyki, rzucane w stronę grającego zespołu. Wątpię jednak, aby cokolwiek zrozumieli, byli to goście zza granicy. Wiem, myślisz sobie teraz: co on to wygaduje?! Ale to prawda. Bolesna prawda. Nadeszły takie czasy, w których miłośnicy muzyki rockowej zmuszeni są przed czasem uciekać spod sceny w Jarocinie. Jedyne co im pozostało to oglądanie filmów na youtube i wspominanie dawnej atmosfery. Aha youtube, to takie coś gdzie masowo ludzie oglądają filmy, między innymi te z Jarocina.

Muszę przyznać, że zafascynowały mnie Twoje opowieści o tym miejscu. Zresztą wielu ludzi uważa poważnie, jak Ty. Każdy fan rocka, powinien przynajmniej raz w życiu być na festiwalu w Jarocinie. Wiesz, że do tej pory nigdy tam nie byłem. Miejsce to znałem tylko ze wspominanych już filmów i różnych opowieści. Między innymi Twoich. Mówiłeś mi często o tej publiczności, która przez cały utwór "Czerwony jak cegła" klaskała i bujała się w rytm waszej piosenki. Potrafiła też wygwizdać na wejściu faworyzowaną przez radio Republikę, żeby po ich koncercie odśpiewać im hucznie "Sto lat". Pamiętam też, że spore wrażenie wywarła na Tobie atmosfera tego miejsca. Tacy jak my lubimy, gdy w powietrzu iskrzy od buntu. Jednocześnie każdy czuje się wolny i nie myśli o pracy, ani o szkole. Musisz wiedzieć, że sporo się tam zmieniło podczas Twojej nieobecności. Ale po kolei.

Jarocin był w przeszłości azylem wolności, enklawą niepokornej młodzieży. Młodzi buntowali się przeciwko systemowi i władzy, która grzecznie stała i pilnowała porządku. Sprawiali wrażenie ślepych. Pozwalali wam, artystą grać nawet takie utwory, które przysporzyłyby sporo pracy cenzorom. Dziś nie mam się już przeciwko czemu i komu buntować. A nawet już jeśli, to są to nasze własne bunty na małą skalę. Ale i tak spacerując po terenie wokół pola namiotowego za sceną, czuje się jakąś taką tajemniczą niepokorność. Siłę, która drzemie w tych tysiącach rewolucjonistów. A to ktoś kibel rozwali, a to ktoś zrobi wyrwę w ogrodzeniu. Niepokorność pozostała, brakuje idei. Nikt nie obnaża się już na scenie. Chociaż i tak muszę przyznać, że z tego co mówiłeś wynika, że dziś jest znacznie bezpieczniej.

A teraz pora na rzecz najsmutniejszą. Sprawi Ci ona przykrość. Muzyka. Pamiętasz u boku kogo grywaliście na jarocińskiej scenie? TSA, Republika, KSU, Dezerter, Brygada Kryzys, Tilt, Siekiera, Sztywny Pal Azji, Voo Voo, Moskwa, Izrael... Kiedyś był to festiwal z nowatorską muzyką młodych polskich kapel. Dziś wypchnięto je na maleńką scenkę, gdzieś za polem namiotowym. To hańba! Grają rano, gdy wszyscy śpią skacowani w namiotach. Organizatorzy wyraźnie pokazują gdzie mają debiutantów. A szkoda, bo Wy też byliście nimi kilkadziesiąt lat temu. W sile młodości zawsze tkwiła siła tego miejsca. To oni organizują się w grupki i chodzą wzdłuż rowów o 12 rano, budząc śpiących w nich pijaków głośnym "Sto lat". Zdezorientowane śpiochy zrywają się pośpiesznie, poczym młodzi wmawiają im, że mają dziś urodziny. Sympatyczne, czyż nie? Ale gdybyś tylko widział ich miny przy tym.

Cenię polską muzykę. Ciężko Ci będzie w to uwierzyć ale w Jarocinie, tak właśnie w Jarocinie, słyszałem w ciągu kilku minionych dni sporo zagranicznych zespołów. A już kompletnym nieporozumieniem był występ Animal Collective, który na domiar złego zamykał cały festiwal. Trzej panowie didżeje na scenie sprawili, że spora część publiczności opuściła przed czasem teren koncertowy. Nie wiem kto wpadł na tak durny pomysł, aby na festiwal, który zawsze był ostoją polskiego rocka, zapraszać tego typu zespoły. A pan dyrektor festiwalu, mówi że Jarocin Festiwal nigdy nie był festiwalem rockowym i chce on uciec od tej łatki. Co on bredzi?! - pewnie pomyślałeś. Ja również. Może on nie zna historii tego miejsca tak jak Ty, czy chociażby ja.

List ten sprawi Ci zapewne sporo bólu. Ale taki jest teraz świat. Liczą się w nim pieniądze. Młode zespoły nie przyciągną takich tłumów, jak znani i lubiani. Nie wiem czy już Ci wspominałem ale festiwalu przez kilka lat nie było. Tak, tak. W Twoich czasach był to największy tego typu festiwal muzyczny w tej części Europy. Zabrakło go jednak, kilka lat pod odzyskaniu upragnionej wolności. Możesz nie wierzyć, ale taka jest bolesna prawda. Jarocin nie jest już tym miejscem, o którym z łezką w oku wspominają jego uczestnicy z lat 80-tych. Też byłeś wśród nich i wiem, że nie czułbyś się dziś najlepiej w Jarocinie. Niby klimat i ludzie pozostali, ale wszystko jest takie mniej. Mniej krzykliwe, mniej wulgarne, mniej spontaniczne. Zatracono gdzieś urok tego miejsca. Festiwal ma dwa przeciwstawne oblicza. Z jednej strony stary, dobry Jarocin: tanie wina, punki po fosach, Acid Drinkers i Kazik Na Żywo na scenie. Po drugiej stronie są odpustowe stragany, upierdliwe kontrole i biurokracja, Animal Collective i The Editors na scenie.

Ogromne wrażenie wywarła na mnie pewna scena. Przechadzając się w nieopodal parkingu ujrzałem starego hipisa. Miał długie, pofalowane, siwe włosy. Koszulkę z lat 70-tych. Obstrzępione spodnie, które miał podwinięte pod siebie. Nie miał bowiem nóg. Siedział na wózku i płakał. Płakał przeraźliwie. Tak jak płacze człowiek bez nadziei. Twarz chował co chwila w wielkich, postarzałych dłoniach. Podszedł do niego jakiś mężczyzna w stosunkowo młodym wieku. Zaczął pytać co się stało, pocieszać. Potem przytulił prawdziwego hipisa i powiedział, że wszystko będzie dobrze. Ale nie było to takie zwykłe: "wszystko będzie dobrze". Było to "wszystko będzie dobrze" młodego faceta, do starego hipisa, na wózku inwalidzkim, na parkingu festiwalu w Jarocinie. Na całą sytuację patrzyłem z podziwem dla tego gościa, który mimo swojej niepełnosprawności, jest tutaj. W Jarocinie, wśród ludzi młodych duchem.

Na Jarocin Festiwal nie zjeżdża tylu ludzi, co kiedyś. Teraz frekwencja zamyka się w liczbie 10 000. Dawną rolę Jarocina, już dawno przejął Przystanek Woodstock. Tam jeździ teraz najwięcej młodych. Jeśli chcesz, to za rok możemy do Jarocina wybrać się razem. Może Twoja obecność przemówi organizatorom do rozsądku. Pożegnam się Twoimi własnymi słowami: "To już minęło, te czasy, ten luz. Wspaniali ludzie nie powrócą już. Nie powrócą już, nie!". Tęsknię i pozdrawiam.

 

oddany fan