JustPaste.it

Haniebna współpraca

Jak Kościół kolaborował z nazizmem- recenzja książki

Jak Kościół kolaborował z nazizmem- recenzja książki

 

Spór o rolę Kościoła katolickiego w XX wieku jest jednym z największych sporów historyków, polityków i publicystów w naszej najnowszej historii. Sprawa dotyczy haniebnej roli tej instytucji jako współpracownika i orędownika zbrodniczej ideologii, która w XX wieku osiągnęła swoje apogeum w postaci faszyzmu.

Aby rzetelnie i dokładnie ukazać rolę Kościoła - nie tylko katolickiego - nakładem wydawnictwa Racjonalista ukazała się książka Mariusza Agnosiewicza "Kościół a faszyzm, Anatomia kolaboracji".

Ta pasjonująca lektura zaczyna się od od francuskiej Action Française (Ligue d’ action française). Faszyzm nie był jeszcze dostatecznie silny, nie miał jeszcze tej nazwy. Był to jednak ruch o charakterze zdecydowanie profaszystowskim, głosił hasła nacjonalistyczne, monarchistyczne i antysemickie. Ruch ten powstał w końcu XIX wieku z powodu francuskiego Żyda Dreyfusa, niesłusznie oskarżonego o szpiegostwo na rzecz Niemiec.

Skupił się wokół pisma o tej samej nazwie (Action Française) istniejącego w latach 1899-1944. Liderem ruchu był Charles Maurras - który po upadku Vichy został przez władze uwięziony, pod zarzutem kolaboracji.

Liga bardzo szybko znalazła poparcie zarówno wśród francuskiego kleru (połowa episkopatu i wielu kardynałów), jak i samego Watykanu - ówczesny papież, uważał, że Action Française "broni zasady władzy, broni porządku", a jej założyciela nazwał "dzielnym obrońcą Stolicy Świętej i Kościoła". Ale trwała współpraca miała dopiero nadejść - kiedy faszystowska ideologia zaczęła święcić triumfy.

I tak po osiągnięciu władzy przez faszystę Mussoliniego - w jego pierwszym rządzie znalazło się sześciu katolickich duchownych - Kościół bardzo szybko zrozumiał, że poparcie reżimu może przysporzyć mu wielkich korzyści.

Sam Duce, który wyrzekł się swojej poprzedniej drogi - antyklerykalizmu i antymilitaryzmu - równie szybko pojął, jakie korzyści może osiągnąć porozumiewając się z Kościołem. Pod wrażeniem jego ewolucji był sam Achille Ratti, późniejszy Pius XI: "Mussolini robi szybkie postępy i z żywiołową siłą powali wszystko, co mu stanie na drodze. Mussolini to cudowny człowiek. Słyszycie mnie? Cudowny człowiek! Niedawno się nawrócił. Wyszedł ze skrajnej lewicy i ma siłę napędową neofity... Do niego należy przyszłość". Mussolini nie pozostawał dłużny: "Katolicyzm jest wielka siłą moralną i duchową. Wierzę, że pomiędzy Watykanem i państwem włoskim będą odtąd panować prawdziwie przyjacielskie stosunki".

Kościół szybko zaczynał zyskiwać. W listopadzie 1922 roku ukazuje się okólnik Ministerstwa Edukacji Publicznej, który stwierdza: "W ostatnich latach, w wielu szkołach elementarnych Królestwa, zdjęto ze ścian wizerunki Chrystusa i portrety Króla. Jest to jawne i niemożliwe do przyjęcia pogwałcenie przepisów, zwłaszcza dominującej religii Państwa, a także jedności Narodu. W związku z tym nakazujemy wszystkim administracjom miejskim Królestwa przywrócenie w szkołach, które zostały tego pozbawione, obu symboli wiary i uczuć narodowych".

Dalsze sukcesy Kościoła potoczyły się szybko - zawarto bardzo korzystny (jak zawsze) konkordat, z kolei układ w Locarno czyli tzw. Traktat Laterański powołał do życia Państwo Watykańskie (Città del Vaticano), tak więc papiestwo odzyskiwało świecką kontrolę utraconą w 1870 roku. Oprócz tego 40-hektarowego obszaru Watykan zyskiwał na własność wiele nieruchomości, a za utracone wcześniej tereny otrzymał rekompensatę w wysokości 750 milionów lirów gotówką, rekompensatę w wysokości 1 mld lirów w 5 proc. obligacjach włoskiej pożyczki państwowej.

Ale w polityce nie ma nic za darmo - Watykan musiał popierać reżim Mussoliniego, i już wojna w Abisynii (Etiopia) była doskonałym przykładem kolaboracji i wspólnych interesów. Biskup Sieny błogosławił "wielkiego Duce" i żołnierzy idących ku zwycięstwu prawdy i sprawiedliwości, a arcybiskup Tarentu w czasie mszy na łodzi podwodnej mówił do zebranych: "Wojna przeciw Etiopii powinna być traktowana jako wojna święta, krucjata, ponieważ zwycięstwo Włoch otworzy Etiopię, kraj niewiernych i schizmatyków, dla wiary katolickiej".

Watykańska prasa nie miała wątpliwości po której stronie się opowiedzieć - "Osservatore Romano" przytoczyło telegram, jaki do Mussoliniego wystosowało 19 arcybiskupów i 57 biskupów: "Katolickie Włochy modlą się o to, by nasza ukochana ojczyzna dzięki jej rządowi bardziej zjednoczona niż kiedykolwiek przedtem, stawała się coraz potężniejsza" - czy można wyobrazić sobie lepsze zachęcenie do dalszej ekspansji i kolonizacji? Ogół kleru uważał, że ta wojna "jest sprawiedliwa".

W Hiszpanii sprawa była jeszcze prostsza do realizacji - tamtejsza prawica była bodaj najbardziej katolicka. Piewcą hiszpańskiego faszyzmu był pisarz reżyser i dyplomata - Ernesto Giménez Caballero znany jako Gece. Jego polityczna doktryna przyjęła nazwę "chrześcijańskiego faszyzmu"; nie był on z kolei zwolennikiem nazizmu - z prostego powodu: nazizm uważał za "zbyt protestancki".

Głównym zarzewiem wojny, którą prawica z Kościołem wywołała, były wyniki wyborów parlamentarnych z 16 lutego i 1 marca 1936 roku, wygrane przez zjednoczoną lewicę z poparciem 34 procent. Na czele buntu przeciw rządowi stanęli: gen. dywizji Francisco Behamonde Franco (nazwany został przez Piusa XII "ulubionym synem papieskiego tronu"), komendant wojskowy Wysp Kanaryjskich, gen. Emilio Mola, dowódca brygady w Navarze i przebywający na emigracji gen. José Sanjurjo.

Jak rodziła się faszystowska Hiszpania Franco? Jej początki są szokujące. Oto list Papieża Piusa XII z 1 kwietnia 1939 r. (nie, to nie primaaprilisowy żart!) do gen. Franco: "Radujemy się wraz z Waszą Ekscelencją z uprawnionego zwycięstwa Hiszpanii Katolickiej". Dwa tygodnie później w orędziu radiowym mówił dalej: "Z wielką radością zwracamy się do Was najdrożsi synowie katolickiej Hiszpanii, by wyrazić nasze ojcowskie gratulacje za dar pokoju i zwycięstwo, którym Bóg uhonorował chrześcijański heroizm naszej wiary i miłości... tak wam nasi drodzy synowie katolickiej Hiszpanii, jako głowie Państwa i jego sławnemu rządowi, heroicznym kombatantom... przesyłamy nasze apostolskie błogosławieństwo...". Modlitwy o pokój zawsze były domeną papiestwa.

Dziś zarzuca się stronie republikańskiej, że z wielka pasją mordowała duchownych – przypomnijmy więc, że Kościół wówczas to wielki obszarnik ziemski, ostoja konserwatyzmu i zwykłego zacofania, tamujący wszelkie reformy popychające Hiszpanię do przodu. Z księży robi się wręcz męczenników za wiarę - a przecież przed rebelią nie zamordowano ani jednego duchownego! Jak słusznie zauważa autor: "Dopiero ich rola i udział w buncie doprowadziły do morderstw: zabijano ich jako zwolenników rebeliantów, faszystów, czy wręcz walczących". Tak więc ich śmierć była nie za wiarę czy Jezusa, ale raczej za generała Franco!

Sprawą , która jednak bulwersuje najbardziej, jest udział Kościoła w kolaboracji z nazistami Adolfa Hitlera. Warto zaznaczyć, że jeszcze przed dojściem Hitlera do władzy, kler katolicki – jak pisze Agnosiewicz: "raz po raz ciskał gromy w ruch Hitlera". Choć np. wychwalany po wojnie za swoją nienaganna postawę kardynał Faulhaber jako pierwszy zdążył zauważyć, że Hitler to "dobry chrześcijanin, tylko deprawowany przez złych towarzyszy".

Reprezentatywna dla ówczesnych katolików w Niemczech była Partia Centrum, którą jednak Watykan chętnie poświęcił dla dobrych kontaktów z narodowymi socjalistami. "Już w grudniu 1931 r. papież zasugerował baronowi, posłowi bawarskiemu w Watykanie, że niemiecki Kościół powinien inaczej spojrzeć na współpracę z narodowymi socjalistami jako na coś tylko przejściowego i w konkretnym celu, co zapobiegnie jeszcze większemu złu" - pisze Agnosiewicz.

Współpraca Watykanu z Hitlerem była możliwa tym bardziej, że ówczesny papież ogarnięty był wręcz fanatycznym antykomunizmem. "Zdaje się - pisze autor - że oprócz szeregu innych czynników zasadniczym wyznacznikiem polityki papieskiej wobec Hitlera był fanatyczny antykomunizm Piusa XI". Kardynał Faulhaber mówił w 1933 r.: "W Rzymie uważa się tak narodowy socjalizm, jak i faszyzm, za jedyny ratunek przed komunizmem i bolszewizmem. Ojciec Święty patrzy na to z wielkiego dystansu i widzi nie objawy towarzyszące, tylko wielki cel".

Jednak Niemcy nie okazały się taką samą mekką, jaką była Hiszpania (nie były tak jednolite religijnie jak katolicka Hiszpania) - i choć zdarzały się antykatolickie ekscesy - tak np. antypedofilska kampania skierowana przeciw zboczeniom wśród kleru (choć była to raczej zdrowa postawa), to sam Hitler słusznie zauważał "Po co mielibyśmy się spierać? Przełkną wszystko, żeby tylko zachować swoje korzyści materialne".

Nastąpiło szybkie przejście Kościoła na stronę nowej władzy. Biskup Osnabruck Wilhelm Berning pisał w słowie pasterskim w 1934 roku: "My katolicy niemieccy, którzy - jako wierni synowie naszego świętego Kościoła zabiegamy o utrzymanie i obronę naszych dóbr religijnych i moralnych, jesteśmy również wiernymi synami naszego niemieckiego państwa, którzy pragną z radością i determinacją brać udział w budowaniu i rozwijaniu nowej Rzeszy. Jako katolicy niemieccy jesteśmy do tego uprawnieni i zobowiązani". Umocnienie "narodowosocjalistycznej wspólnoty - to wg. Niego - obowiązek nałożony na nas przez Chrystusa" - pisze Agnosiewicz. W 1935 roku biskupi skierowali list do Kanclerza Rzeszy, w którym czytamy: "Związki katolicko-narodowe pragną ofiarnie i wiernie służyć narodowi niemieckiemu i ojczyźnie, zgodnie z duchem narodowo-socjalistycznym".
Do dziś Watykan nie wytłumaczył się ze swojej haniebnej roli pomocy, jaką udzielił nazistowskim zbrodniarzom, pozwalając im zbiec w bezpieczne kraje Ameryki Południowej. I tak np. "na watykańskich papierach" uciekł m.in. Adolf Eichmann (co zeznał Joel Brand), przy pomocy o. Benedettiego. Na pytanie, czy tą samą drogą zbiegli również inni hitlerowcy, Joel Brand zeznał: "Tak, bardzo wielu generałów SS dotarło tą drogą do Egiptu. I nie zapomnijmy o Bormannie".

O ile mniej więcej znana jest kolaboracja faszystów z Kościołami różnych wyznań w Niemczech, Włoszech bądź Hiszpanii, o tyle historia owej współpracy w takich krajach jak Austria, Anglia, Brazylia, Węgry, Belgia czy Rumunia jest już mniej znana - a to przecież nie wszystkie kraje zhańbione współpracą.

Tradycyjnie tam gdzie katolicka religia miała największe znaczenie, tam też jej duchowi przewodnicy murem stanęli za faszystowską ideologią. Agnosiewicz w sposób najbardziej dramatyczny (bo i dyktatura najstraszliwsza) opisuje dyktaturę w Chorwacji, rządzonej przez ustaszów Ante Pavelicia, którego politykę najlepiej określił sam chorwacki minister edukacji dr Mile Budak: "Część Serbów wybijemy, część wygnamy, a resztę, która musi przyjąć religię katolicką, włączymy do narodu chorwackiego (...) Wszystkie nasze poczynania wynikają z wierności wobec religii i Kościoła Katolickiego".

Mariusz Agnosiewicz tak opisuje terror ustaszów: "Natomiast to co wyczyniali ustasze była to ślepa furia i szaleństwo. Fotografie tych zbrodni pokazują zdjęcia kobiet z odciętymi piersiami, wyłupione oczy (sam Ante Pavelić był ponoć ich kolekcjonerem), odcięte genitalia, dzieci wbijane na pal, setki narzędzi zbrodni: noży, toporów, haków na mięso itp. (przypomina się rzeź na Wołyniu)". Okrucieństwa ustaszy odstraszały nawet Niemców!

Do wzorowej wręcz współpracy z nowym chorwackim reżimem doszło bardzo szybko - a członkiem partii był np. arcybiskup Sarajewa Ivan Sarić oraz wielu członków z Akcji Katolickiej. Jak opisuje Agnosiewicz: "Arcybiskup Alojzije Stepinac (późniejszy kardynał) od samego początku zgadzał się z ogólnymi celami polityki ustaszów. 16 kwietnia złożył wizytę Paveliciowi, w czasie której herszt ustaszów poinformował go, że nie będzie tolerował Serbskiej Cerkwi Prawosławnej ponieważ, nie jest ona Kościołem, tylko organizacja polityczną". Wieczorem tego samego dnia Stepinać wydał na cześć Pavelića i jego kompanów uroczystą kolację, aby uczcić ich powrót z wygnania. Arcybiskup zanotował: "Poglavnik (czyli führer, tytuł Pavelića) jest szczerym katolikiem".

Przypomnijmy: Alojzije Stepinac został w 1998 roku beatyfikowany i ogłoszony męczennikiem przez Jana Pawła II, notabene papież-Polak złożył publicznie hołd samemu Paveliciowi w 1998 roku, modląc się przed jego mauzoleum.

Historia tej miłości - Kościoła do faszystów - trwała do końca. Po wojnie Pavelić uciekł z Europy, w czym pomogły mu fałszywe dokumenty, otrzymane od watykańskiego biskupa Aloisa Hudala[1]. Wcześniej amerykański kontrwywiad (CIC) wykrył, że były poglavnik mieszka "w pobliżu Rzymu, w budynku pod jurysdykcją Watykanu[2]. Gdy wyjeżdżał z domu, korzystał z samochodu z watykańską rejestracją[3]. Według CIC, Pavelić często spotykał się z watykańskim podsekretarzem stanu Giovannim Montinim, późniejszym papieżem Pawłem VI. Nawet jego śmierć nie była smutna - o błogosławieństwo dla niego zatroszczył się papież Jan XXIII[4].

Ciekawymi tematami tej pracy są również chrześcijańskie źródła faszystowskiego antysemityzmu, watykańska awersja do demokracji, czy rozdział pt. "Piętnowanie faszyzmu" poświęcony krytyce faszyzmu przez Kościół – jednak, jak zauważa Agnosiewicz, tylko, gdy działania faszystowskich władz nie były na ręce kleru.

Ostatnia część książki to mało znane fakty dotyczące innych religii, które sprzyjały faszystowskiej ideologii. W rozdziale pt. "Inne wyznania wobec faszyzmu" autor ukazuje interesujące spotkanie jakie odbyło się miedzy Hitlerem i Muhammadem Aminem al-Husseinim, gdzie czytamy: "Spotkanie Hitlera i Wielkiego Muftiego Jerozolimy, Muhammada Amina al-Husseiniego (1895-1974), 30 listopada 1941. Amin al-Huseini już na studiach założył stowarzyszenie antysemickie. W 1920 wziął udział w antyżydowskich rozruchach. Propaganda antysemicka prowadzona pod jego kierunkiem, w tym nowe tłumaczenie na język arabski «Protokołów Mędrców Syjonu», doprowadziła do kolejnych zamieszek antyżydowskich w 1929. W ich wyniku doszło do masakry Żydów w Hebronie i Safed. Od początku lat 30. zafascynowany Hitlerem, któremu już na początku rządów zaoferował wprowadzenie ideologii nazistowskiej na Bliskim Wschodzie, zwłaszcza w Palestynie. W czasie pobytu w Niemczech wygłaszał przemówienia w Radio Berlin, nawołujące m.in. do zabijania Żydów w imię Allaha. Do końca II wojny światowej prowadził na rzecz III Rzeszy działalność propagandową w celu werbunku ochotników muzułmańskich do niemieckiej armii".

Bardzo ciekawy może okazać się dla polskiego czytelnika rozdział (zwłaszcza dziś, w momencie, gdy czekamy na wyniesienie na ołtarze Piusa XII) pt. "Strach Piusa XII", gdzie dowiadujemy się, jak instrumentalnie była przez Watykan traktowana Polska, co zauważył minister spraw zagranicznych RP Józef Beck: "Do najbardziej odpowiedzialnych za tragedię mego kraju należy Watykan. Zbyt późno pojąłem, że nasza polityka zagraniczna służyła interesom Kościoła Katolickiego". Kilka lat później ambasador emigracyjnego rządu RP przy Watykanie prof. Kazimierz Papee wspominał: "Gdy tylko zobaczył mnie w drzwiach (Pius XII), wzniósł ręce do nieba wołając: Już setki razy wysłuchiwałem waszych lamentacji o nieszczęsnych naszych synach z Polski... Czy mam raz jeszcze słuchać tych historii?".

Książka jest z pewnością obowiązkową lekturą dla tych, którzy pragną poznać prawdziwa historię wstydliwej i mało znanej kolaboracji Kościoła z faszystami, gorąco polecana tym, którzy uparcie upatrują w Kościele wiecznie poszkodowanego, a zarazem pocieszyciela w trudnych czasach.

Przypisy
[1] Biskup Alois Hudal otwarcie przyznawał, że pomógł wielu nazistowskim zbrodniarzom, którzy, jego zdaniem, "często byli całkowicie niewinni". W swoich dziennikach pisał: "dzięki fałszywym dokumentom wielu z nich uratowałem. Mogli się wymknąć prześladowcom i uciec do szczęśliwszych krajów". Alois C. Hudal, "Römische Tagebücher. Lebensbeichte eines alten Bischofs", Leopold Stocker 1976, s. 21, cytowane w: Daniel J. Goldhagen, "Niedokończony rozrachunek", Wydawnictwo Sic! 2005, s. 185
[2] Aarons and Loftus, "Unholy Trinity: The Vatican, The Nazis, and the Swiss Bankers", St Martins Press 1991, wznowienie 1998, s. 36
[3] Edmond Paris, "Genocide in Satellite Croatia: 1941-1945", American Institute for Balkan Affairs 1961, s. 279
[4] Vladimir Dedijer, "The Yugoslav Auschwitz and the Vatican", Prometheus Books 1992, s. 416.

Mariusz Agnosiewicz. "Kościół i faszyzm, Anatomia kolaboracji". Wydawnictwo Racjonalista, Wrocław 2009, s.262.b5068cbd585484387610274b84c5bfa2.jpg