JustPaste.it

No pain- No game, czyli polemika na Wieży Babel.

Wyobraź sobie, że jesteś niezdolny do odczuwania bólu. Czy chciałbyś żyć z uśmiechem wiecznie przyklejonym do twarzy? Odczuwanie cierpienia jest istotą naszego człowieczeństwa.

Wyobraź sobie, że jesteś niezdolny do odczuwania bólu. Czy chciałbyś żyć z uśmiechem wiecznie przyklejonym do twarzy? Odczuwanie cierpienia jest istotą naszego człowieczeństwa.

 

aab64403131a94157fea0379b406d2ea.jpg Nie wierzę w Boga. Jak mogłabym wierzyć? Od narodzin wpajano mi zasady wiary. Jako dziecko modliłam się gorąco i żarliwie. Posłusznie klękałam przy łóżku, składałam pobożnie dłonie i recytowałam modlitwy, które zmuszona byłam wkuwać na pamięć, modlitwy których nie rozumiałam: „Zdrowaś Maryjo łaskiś pełna […] i błogosławiony owoc żywota Twojego. Amen” Dopiero w szkole Podstawowej dowiedziałam się skąd się biorą dzieci i zrozumiałam, że nie chodzi o błogosławienie owoców z sadu.

ebe14da8e8151c48167519c888950049.jpg

Mentalność wiary którą przekazujemy sobie z pokolenia na pokolenie od niepamiętnych czasów sprawia, że większość z nas przez całe życie karmi się złudzeniami i jeśli nawet czasem ma przebłyski geniuszu który kościół nazywa zwątpieniem, czy utratą wiary natychmiast odgania od siebie „szatańskie myśli” i na kolanach, z podkulonym ogonem wraca do kościoła będącego wspólnotą wiary. Większość wierzących nigdy nie czytała Starego Testamentu, co najwyżej Biblię dla dzieci która ma z nim tyle wspólnego co ziarna zbóż z chlebem, owszem jedno powstało dzięki drugiemu, lecz ziarno wyrasta prosto z ziemi, natomiast chleb tworzą ludzie odzierając ziarna z plew, dodając  ingrediencje, mieszając, znów dodając, znów mieszając, wkładając do pieca o idealnie wymierzonej temperaturze, aby w efekcie zaserwować nam złocisty, pachnący bochenek niewiele mający wspólnego ze smakiem i wyglądem  ziarna. Tak właśnie jest ze Starym Testamentem i Biblią dla dzieci którą czytali nam rodzice gdy jeszcze byliśmy dziećmi: jest ona ocenzurowana jak poranna gazeta w PRL-u. Stary Testament znacząco różni się od Nowego którym karmią nas księża na niedzielnych kazaniach. Jest tam całe multum historii opisujących mściwość boga w którego miłosierdzie dogmatycznie wierzą wierni. Oto tylko niektóre przykłady:

"I rzekł Pan do Mojżesza: - Zbierz wszystkich przywódców ludu i powieś ich dla Pana na wprost słońca, a wtedy odwróci się zapalczywość gniewu Pana od Izraela". (Lb 25,4)

Miłosierny bóg karał śmiercią również pracę w szabat. Otóż synowie Izraela złapali na pustkowiu człowieka zbierającego drwa na opał. Schwytawszy go natychmiast spytali Pana co mają z nim zrobić, widać bóg miał wtedy gorszy dzień, gdyż:

"Rzekł do Mojżesza: - Człowiek ten musi umrzeć. Cała społeczność ma go poza obozem ukamienować - Wyprowadziło go więc całe zgromadzenie poza obóz i ukamienowało według rozkazu jaki wydał Pan Mojżeszowi". (Lb 15, 35-36). Cóż, ważne, że bóg poczuł się dowartościowany. A oto kolejny fragment ST:

"Będziesz jadł Twoje własne potomstwo, ciała twoich synów i córek, które dał ci Pan, Bóg twój, w czasie oblężenia i ucisku". Są to słowa samego boga. Nie ma się co dziwić mordercom i psychopatom. W końcu zostali stworzeni na boże podobieństwo.

Okrutny jest ten świat. Tak samo okrutny jak bóg którego wieki temu sami sobie stworzyliśmy.

W Starym Testamencie nie ma miejsca na miłosierdzie i litość, tam karą za nieposłuszeństwo jest śmierć. Dopiero Jezus trochę namieszał, on rzeczywiście był dobry, był taki jaki powinien być każdy z nas, wówczas żyłoby się nam o wiele lepiej na tym „łez padole”.

Będąc w drugiej, lub trzeciej klasie liceum zapytałam mojego nauczyciela religii księdza Z. dlaczego nie mogę zostać księdzem. Spojrzał na mnie z wyższością i odparł: -Jesteś kobietą. Kobieta nie może być księdzem, ale może być zakonnicą. Po krótkim namyśle  odrzekłam buńczucznie: -Mężczyzna również może być zakonnikiem, ale może też być księdzem: może dawać sakramenty, odpuszczać grzechy w imię boga, udzielać ślubu, komunii, ostatniego namaszczenia… Dlaczego ja nie mogę tego robić? Ksiądz nieco zmieszany i nieco mniej dumny ze swej męskości usiłował odeprzeć mój atak: - Jezus był mężczyzną, Apostołowie również byli mężczyznami! Oczywiście nie mogłam odpuścić, kto jak kto, ale nie ja: –  Czy uważa ksiądz że mężczyzna jest bardziej podobny do boga?  A może chodzi o to że Jezus żył w czasach w których kobiety były traktowane przedmiotowo i były całkowicie podporządkowane mężczyźnie? Jestem pewna że gdyby Jezus wiedział o tym że wszyscy ludzie są równi (czego w tamtych czasach wiedzieć nie mógł) to na pewno broniłby praw kobiet i za to również zostałby ukrzyżowany, bo nikt by tego w tamtych czasach nie zrozumiał. Nie trudno było przewidzieć reakcję księdza Z. najpierw jego twarz przybrała najobrzydliwszy odcień purpury jaki kiedykolwiek widziałam, potem lekko zzieleniała, zżółkła, a następnie ojciec otworzył blade usta i wykrzyknął: -Bój się Boga dziecko! Co za herezje mi tu wygadujesz!? Uśmiechnęłam się, bo ksiądz nieświadomie przyznał mi rację i odparłam: –Dlaczego mam się go bać? Myśli ksiądz że bóg mnie skrzywdzi? – Skaże Cie na wieczne potępienie za brednie które wygadujesz! -Ksiądz z wielkim zainteresowaniem i pewnością siebie wymalowaną na twarzy czekał na moją odpowiedź. – Bóg jest miłosierny- odrzekłam i pobiegłam na przerwę.

 W poprzednią niedzielę byłam na mszy świętej w pewnym niewielkim, wiejskim kościółku. Kazanie dotyczyło ofiary składanej na tacę, ksiądz beznamiętnie odczytał przypowieść o ubogiej wdowie która oddała wszystko co miała choć był to naprawdę niewielki majątek, a następnie z wielkim zapałem wygłosił kazanie o powinnościach wobec boga i wobec kościoła, a mianowicie, że powinno się bogu składać ofiarę proporcjonalną do swoich dochodów. Oznacza to że jeżeli zarabiam sto złotych miesięcznie powinnam złożyć kościołowi w ofierze złotówkę, jeżeli jednak zarabiam dziesięć tysięcy powinnam dać sto złotych? Nie do końca, ponieważ uboga wdowa z przypowieści oddała wszystko co miała, choć miała naprawdę niewiele. Następnie ksiądz przytoczył cytat o kwiecie który nie ma nic, a jednak bóg dba o niego i nie pozwala mu umrzeć. Mamy oddać wszystko kościołowi a bóg nie pozwoli nam umrzeć- pocieszające stwierdzenie. Ksiądz jednak zapomniał, że ta opowieść dotyczyła apostołów, a nie zwykłych ludzi. Nie powinno tak być, nie powinno być tak że kościół wymaga od nas składania ofiar na kościół w stylu wieży Babel, po co nam takie kościoły? Po co nam marmurowe podłogi i ołtarze? Po co nam piękne, nowe budynki, elektryczne dzwony, pozłacane kolumny i złote aniołki? Po co nam olśniewające, kolorowe witraże, mahoniowe ławki i klęczniki, drogie dzieła sztuki? Pieniądze ze sprzedaży jednego takiego budynku mogłyby pomóc ubogiemu małżeństwu przeprowadzić operację ich trzyletniej chorej córeczki, mogłyby uchronić kogoś przed amputacją kończyny, mogłyby pomóc matce odzyskać dziecko, żonie zwrócić męża, mogłyby zrobić tyle dobrego że aż mam ochotę krzyczeć z rozpaczy i bezsilności gdy widzę jak setki ludzi maszerują co niedzielę do tej wymyślnej świątyni zbudowanej na chwałę boga, aby spędzić w niej  45 minut i złożyć w ofierze swój wdowi grosz na nowe organy. Czy nie mogliby spędzić tych kilkudziesięciu minut w skromnym, drewnianym pomieszczeniu, czy nie mogliby przeznaczyć swojej ofiary na pomoc ludziom którzy tej pomocy naprawdę potrzebują? Mogliby, więc dlaczego tego nie robią? Jestem pewna że kościół nie jest tylko budynkiem, jest również ludźmi, ludźmi którzy mogą modlić się wszędzie, nie tylko w ciepłym, pozłacanym przybytku świętości. Rok temu zmarła moja babcia. Pogrzeb w kościele kosztował tysiąc złotych, ksiądz po naleganiach zgodził się nieco spuścić z ceny. –Ile jest Pani w stanie zapłacić za pogrzeb?- zapytał. Mama zaproponowała osiemset złotych. Księdza nie usatysfakcjonowała ta kwota ponieważ powiedział:- Wie Pani to trochę za mało, mogę przystać na dziewięćset złotych. Dlaczego zamiast wsparcia w tak trudnej dla nas chwili, w obliczu śmierci ukochanej osoby nie otrzymujemy wsparcia, ani słów pocieszenia? Natrafiamy tylko na rękę wyciągniętą po pieniądze. Płacimy, a wtedy ksiądz odprawia krótką mszę, zachwala zasługi osoby o której nic nie wie, bo co może wiedzieć skoro nie zapytał nawet jakim człowiekiem była moja babcia, co lubiła robić, ani jaki miała kolor oczu.

Ten świat powinien być inny, powinien być lepszy, możemy tyle zrobić aby było inaczej, ale możemy dokonać tego dopiero wówczas gdy wszyscy zrozumieją co jest w życiu naprawdę ważne. Usiłowałam wyobrazić sobie siebie niezdolną do odczuwania bólu, nie umiałam tego zrobić, nie dlatego że mam płytką wyobraźnię, ale dlatego że gdybym była niezdolna do jego odczuwania nie byłabym sobą. Nie chciałabym żyć z uśmiechem wiecznie przyklejonym do twarzy. Odczuwanie radości i smutku, szczęścia i cierpienia jest istotą naszego człowieczeństwa. Czy w niebie naprawdę będziemy tylko szczęśliwi? Szczęśliwi i nic więcej, żadnego bólu, żadnych przykrości, refleksji, nie będzie komu współczuć, ba nie będziemy nawet zdolni do odczuwania współczucia, bo gdybyśmy byli na pewno współczulibyśmy sami sobie takiego losu. Wierzę że nie ma nieba, lecz wierzę również że jesteśmy cząstkami jednej wielkiej energii, boga z którym połączymy się po śmierci. Uważam że to bardziej prawdopodobne założenie. Wolę wierzyć bardziej logicznym i współczesnym założeniom niż pismu sprzed kilku tysięcy lat i religii która opiera się wyłącznie na strachu przed wiecznym potępieniem. Chciałabym aby wszystko wyglądało inaczej.

Wiara nie powinna opierać się na strachu, ale na miłości i współczuciu. Dzięki niej powinniśmy stawać się lepszymi ludźmi. W jej imię nie powinno się palić ludzi na stosach, prowadzić wojsk na śmierć, ani zbierać danin. Religia powinna nas motywować do bycia lepszymi ludźmi, nie strasząc i nie pokazując nieba, ale poprzez życie doczesne i poprzez karmę powinna ukazywać jak powinien wyglądać świat i jakby wyglądał gdyby ludzie za pomocą własnego umysłu potrafili odróżniać dobro od zła, a przy tym wybierać to pierwsze, współczuć, pomagać i prawdziwie kochać. Nie chciałabym jednak tworzyć utopii, miejsca które istnieje jedynie w moich marzeniach. Chciałabym natomiast aby stało się coś co zmieni nasze szare życie, zatrzyma nas na chwilę w tym codziennym wyścigu szczurów, wyścigu po jak największe pieniądze, po jak najwyższe uznanie, jak najlepszą pracę i pozwoli nam dostrzec to co jest naprawdę ważne, dostrzec drugiego człowieka i własne wnętrze. Żyjemy w czasach w których większość z nas jest trapiona przez nieustanny hałas i stres. Przez całe życie chcemy wszystko bardziej, mocniej, więcej, a w rezultacie jesteśmy niedotuleni, niedokochani i mamy poczucie wszechogarniającej nas samotności. Czasami czuję się bardziej samotna idąc ulicą potrącana barkami przez przypadkowych przechodniów, patrząc w ich zamyślone oczy i widząc że są zupełnie w innym miejscu, a tak naprawdę nie łączy mnie z nimi ani czas ani miejsce. Gdybym nagle upadła na betonowy chodnik i straciła przytomność większość z nich nie zatrzymałaby się aby mi pomóc. Gdyby bóg  istniał stworzyłby lepszy świat. Jednak ludzie którzy w niego wierzą robią to z jakiegoś powodu. Musimy w coś wierzyć. W boga, w ludzi, w miłość, w cokolwiek. Musimy wierzyć, aby żyć. Wiara daje nam sens, życie pozbawione go byłoby niemożliwe. Nikt nie jest w stanie żyć bez sensu, bez nadziei. Nikt.