JustPaste.it

Toksyczne jest toksyczne

ja degenerat;-)

ja degenerat;-)

 

Toksyczne jest toksyczne

Każdy ocenia innych. Ale niektórzy się w tym lubują. Gdyby im za to płacili to byliby multimilionerami. Najbardziej lubię jak robią to ci milutcy, grzeczni, poukładani. Do niedawna uwielbiali słowo “toksyczne”. Dziś już niemodne, więc wielki chór czyścioszków znajduje sobie coraz to nowsze, ale w tej samej tonacji.

Określenie “toksyczne” doprowadza mnie do mdłości . To taki wór, do którego wrzuca się wszystko co pasuje. Na szczęście już nie jest tak popularne, bo kiedyś panował szał na jego punkcie i wszystko tłumaczono toksycznością. Zalała nas fala książek o toksycznych rodzicach, toksycznych dzieciach, toksycznych związkach itd, itp, tc. Jak się komuś nie chciało poszukać dla czegos wyjasnienia, to zaraz: “toksyczne”.

Kiedyś zadzwoniłam do mamy i przerażona opowiadałam jej, jak w sklepie przy mojej ulicy mąż zabił żonę i wszyscy sąsiedzi zastanawiają się, dlaczego. A ona: ” Może miał toksyczne dzieciństwo?” Najpierw mnie zatkało,  potem zaczęłam się śmiać.  To właśnie było wtedy gdy wzruszano ramionami i mówiono: “on/ona jest taki jest bo  miał toksyczne dzieciństwo”. I tyle. Kropka.

To tak jak z teorią, ze dzieci z rozwiedzionych małżeństw łatwiej wpadają w dragi i popełniają przestępstwa, póki nie okazało się, ze dzieci z tzw. dobrych domów także lubią dragi i popełniają przestępstwa .  Zresztą kto wie co dzieje się za murami tzw. dobrych domów? Przekonałam się, ze większość małżeństw, które uchodzą za idealną parę, w rzeczywistości jak ulał pasują do tego znienawidzonego przeze mnie słowa.  Bo wiele par żyje nie dla siebie tylko dla innych, na pokaz. Kiedyś znajomy szef krakowskiej kliniki psychiatrycznej (już nie żyje) powiedział mi: “żebyś ty wiedziała ile patologii jest w domach i rodzinach, które uchodzą za idealne?!”. Póki ktoś nie wytrzyma i idealnie walnie siekierką żonę w głowę.

Ileś lat temu robiłam reportaż o zaginionych. Okazało się, ze policja nieraz odnajduje “zaginionego” tyle, ze on po prostu uciekł z domu bo już nie mógł wytrzymać. A był to zupełnie zwykły dom.  Widocznie dla innych zwykły ale dla niego “toksyczny”….

I tak sobie przyklejamy łatki i łaty, żeby było wygodniej i prościej. Jak w hipermarkecie elegancko leżymy na półkach z odpowiednią etykietką. Nawet jeśli myślimy, że jesteśmy inni i nie poddajemy się żadnej klasyfikacji to “inny” też łatka…

Mnie to już nawet nie denerwuje, Ameryki nie odkryłam w końcu. Jak ktoś mi przez godzinę robi wykład, że jestem niemoralna i wariatka, bo … i tu na ogół pada opis życia i poglądów “wykładowcy” to nie chce mi się nawet polemizować. Bo to jak rozmowa Chińczyka z Eskimosem.  O tym, co myślę wolę napisać w książce.

Tak więc jestem toksyczna i zdegenerowana. Niestety typologia jest u nas mocno rozwinięta. Tylko po co?

Od dziecka starałam się nie przynależeć. Grupy i drużyny były mi obce. Chciałam pozostać niezakwalifikowana. Tymczasem są tacy, którzy - czy chcemy tego czy nie - pakują nas do jednego worka w zależności od tego, gdzie mieszkamy, co jemy, jakiej muzyki słuchamy a nawet jakie papierosy palimy. Osobiście palę czerwone marlboro i , jak niedawno przeczytałam, należę do grupy “mocnych sztuk”. Ktoś bowiem podzielił palące kobiety na slimerki, lightówki i mocne sztuki w zależności od papierosów, które lubią. Niestety zamiłowanie do marlboro zepchnęło mnie do najniższej kategorii kobiet, które mieszkają w małym mieście lub na wsi, mają zasadnicze wykształcenie, niską pensję, nocne życie już dawno za nimi, tęsknią do małej stabilizacji a wakacje spędzają w zaciszu domowego ogniska. Pozazdrościłam slimerkom, bowiem to one jako mieszkanki dużych miast posiadają wyższe wykształcenie, niezły stan konta, na wakacje jeżdżą za granicę i w ogóle to “babki z klasą”. Lightówki sytuują się niżej ale nie są w sytuacji beznadziejnej, niestety marlboro light mi nie smakują. Papierosy typu slim odpadają całkowicie bo to tak jakbym trzymała w ręce cienkopis a nie papierosa.
Jestem też - według innych podziałów (ankieterzy pracują u nas dwadzieścia cztery godziny na dobę) -  singlem, bo do tej pory nie raczyłam wyjść za mąż no i “kobietą niezależną”, jak dziś nazywa się stare panny bez dzieci.

Ostatni nowy podział, o jakim słyszałam to ludzie “glamour” i ludzie “przaśni”.

Typologia stara jak świat jest. Typy i podtypy, w sumie nie wiadomo po co? By łatwiej kogoś zakwalifikować czy zrozumieć? Raczej to pierwsze. Jest ich tyle, że już żadne poza tymi najbardziej znanymi (typowymi) nie przychodzą mi do głowy. Może trzeba wymyślić jakieś nowe, na własny użytek?