JustPaste.it

Lecą latka, lecą...

Historia się powtarza: cała nadzieja w karabinach.

Historia się powtarza: cała nadzieja w karabinach.

 

Lecą  latka,  lecą…

…jako te bociany, albo też jaskółki. Chociaż, to nie tak. Te przeróżne ptaszki, to one nie lecą, tylko przelatują. Wte i wewte. Do ciepłych krajów i nazad. Czyli: trochę przyjemności latania i zawsze ciepło w kuper.

Latka natomiast, to one lecą i nie wracają. Do Lety one lecą, w tej Lecie całkiem przepadają. W tym lecie też, kiedy upał rozmiękcza mózg stetryczały. Co ma Leta wspólnego z latem? W Toruniu ma, tam są termalne wody nie tylko latem, one są tam w ogóle. Dzięki nim tak wspaniale rosną tam grzybki. Wiadomo, lepszy rydz niż nic. Strach pomyśleć, żeby w Toruniu nawet marnego rydzyka nie było.

Ale ja nie o tym chciałem. Lecące latka skojarzyły mi się w aucie, kiedy na trzeciego wepchał swoje ciężkie BMW jakiś gówniarz, przekonany święcie, że hamulce służą wyłącznie do tego, by ograniczać jego wolność. Z tą wolnością on i tak nie ma pojęcia, co począć, ale musi ją mieć i tyle w temacie.

Wrzucić mnie do Lety jakoś mu się nie udało, ponieważ nie mam uprzedzeń co do hamulców i wolałem, żeby mi w zadek wjechał nawet Tir, niżeli ten gówniarz w przód. Po pierwsze, Tir by też trochę hamował, jadąc na pewno mniej na godzinę, lekko licząc, o setkę, po drugie Tira za mną nie było i ja to dobrze widziałem w lusterku. No tak. W moim starczym pocie kurze jajka na pewno by się ścięły, zaś inne nie wchodzą na szczęście w rachubę. Ich czas dawno przeminął, zainteresowane zaś tym faktem osoby równie  dawno przestały się tym faktem interesować.

Co do latek, to muszę dodać dygresję.

Wytłumaczyłem sobie, że w miarę, jak będą te latka lecieć, powinienem coraz bardziej uważać na drodze. Bo i oczy nie te, i refleks jakby opóźniony, radość nie starość, choć spokoju więcej i człowiekowi z każdym latkiem ubywa potrzeb, natomiast przybywa szczęścia. Tak właśnie jest: mniej potrzeb – więcej szczęścia. Bo szczęście polega na zaspakajaniu potrzeb, prawdziwych i wymyślonych. W sumie chodzi o to, że będę coraz gorszym kierowcą.

Praktycznie zaś, zostałem tak jakby zaskoczony. Im więcej latek przelatuje, tym lepszym kierowcą wydaję się sam sobie. Sprawa jest może dziwaczna, ale względnie prosta: nie ja staję się coraz lepszym, to tylko coraz więcej innych wokół mnie kierowców staje się coraz gorszymi. Fakt jest ciężki i tępy, niby siekiera z drugiej strony.

Prawdę mówiąc, to ja myślałem przedtem, że ci dresiarze w BMW to takie sobie opowiastki wynajdywaczy horrorów, cierpiących na bezsenność. Myślałem, że oni za tę bezsenność mszczą się na porządnych ludziach w zrównoważonym wieku. Ta ułuda została raz na zawsze rozwiana. Dresiarze i BMW faktycznie istnieją i robią takie rzeczy, od których porządni ludzie we własnym pocie kąpią się każdym anatomicznym szczegółem.

Z pewnymi łagodniejszymi objawami zetknąłem się też wcześniej. Stoję na przykład gdzieś przy wąskiej drodze, obok mnie ostrożnie przejeżdża najpierw bus, czyli prawie autobus, potem spory mercedes, na koniec zaś widzę cienkusia, który się zatrzymuje. Wysiada z niego gówniarz i zaczyna przemowę, że mu blokuję przejazd i on ode mnie żąda, bym z tego miejsca odjechał.

Wiecie, robi się problem. Wyjaśniam przy okazji, że gówniarz to taki termin techniczny, nie oznacza wieku, tylko charakter.  To po prostu człowiek, który nigdy nie dorósł, choć mu się wydaje inaczej. Z gówniarzami wszyscy mają problemy, natomiast gówniarze w ogóle nie kapują, czym sam problem jest.

W tym przykładzie dla gówniarza też nie ma problemu: należy mu ustąpić, czyli odjechać i już. Argument o busie i mercedesie może go tylko rozwścieczyć, a rozwścieczony gówniarz z absolutną pewnością zarysuje mi błotnik albo nawet drzwi. Bez argumentu, przy samym uporze, też raczej zarysuje.

Sposób na gówniarza jest wyłącznie jeden – uderzyć w pokorę. Niby, że bardzo przepraszam, ale moje auto nagle się zepsuło, więc może byłby tak dobrym i pomógł mi je przetoczyć te głupie pół kilometra, gdzie jest więcej miejsca. Przy tym należy się kłaniać częściej niż Japończyk.

I co? I gówniarz przejeżdża! I nie rysuje mi boku!

Trochę gorzej bywa na parkingach, gdzie są wyznaczone krechami miejsca na poszczególne auta, liczone według miar na busa lub mercedesa. Bus albo mercedes staje sobie swobodnie pomiędzy krechami, natomiast gówniarz cienkusiem rozkracza się nad krechą, zajmując miejsca dwa. Czy on ma jakiś problem? Absolutnie żadnego.

Wiecie, tak sobie myślę, że prędzej czy później, z ustawą albo bez ustawy, ludzie jednak zaczną kupować karabiny.

Nadzieja polega na tym, że gówniarze, jak to gówniarze, będą używać karabinów dokładnie tak, jak samochodów: bez problemów i bez pojęcia.