JustPaste.it

Dlaczego ściągamy z internetu muzykę i filmy

Kilka słów o ściąganiu.

Kilka słów o ściąganiu.

 

 

Medium przekazu informacji i treści jakim jest internet, oprócz swojej niewątpliwie słusznej roli jako środka komunikacji i udostępniania wiedzy, stanowi również medium przekazu treści, które niekoniecznie powinny być udostępniane w formie tak dostępnej, no przynajmniej przez ich autorów którzy popełniając te utwory czy też inne dzieła liczą na profity z ich dystrybucji.Przyczyn takiego stanu rzeczy jest co najmniej kilka, i po obydwu stronach barykady znajdują się rzesze osób które mają swoje bardziej lub mniej słuszne argumenty.

Zacznijmy może od tej tak zwanej słusznej części, czyli przemysł fonograficzny i filmowy, który twierdzi że straty jakie ponosi z tytułu nielegalnego kopiowania/przesyłania treści za pomocą internetu liczone są w miliardach dolarów rocznie. Pierwszym głośnym incydentem w tej sprawie było pojawienie się członków grupy Metallica z listą osób które pobrały nielegalnie ich utwory w siedzibie firmy Napster, która była twórcą oprogramowania do wymiany plików, które zrewolucjonizowało wymianę plików za pomocą internetu. Sprawa ta znalazła koniec w sądzie, a wyrok ten był precedensowy i stanowił podstawę do stopniowego zamykania firm świadczących podobne usługi. Zaczęto wtedy się zastanawiać dlaczego ludzie ściągają utwory z internetu, odpowiedź na to pytanie nie jest taka prosta. Jest ona bardzo uzależniona od części świata w którym ten proceder ma miejsce. Przykładowo w Polsce, jako jeden z głównych powodów tego typu działalności jest fakt, że kupienie płyty CD z utworami naszego ulubieńca wiąże się ze sporym jednak kosztem. Statystyczny Polak za tzw. dniówkę może kupić około 2-3 płyt kompaktowych z muzyką, gdzie w krajach bogatych jest to ilość bardzo często przekraczająca 10 sztuk. A że Polak to potrafi i lubi chomikować, lubi mieć wszystkie najnowsze utwory i albumy, żeby chociaż móc się pochwalić tym przed znajomymi, więc nie naruszając budżetu domowego ściąga wszystko to z internetu. Na potwierdzenie tego wystarczy statystyka sprzedaży płyt na mieszkańca, która jest właśnie 4-6 krotnie korzystniejsza dla przemysłu w krajach bogatszych niż w Polsce. Kolejnym wytłumaczeniem jest fakt, że często z albumu jakiegoś wykonawcy może nam się podobać jedna tylko piosenka, no może 2. Tym bardzo często usprawiedliwiamy fakt, że za album trzeba zapłacić przypuśćmy 40zł, jak podobają nam się 2 piosenki, to z prostego rachunku wychodzi że jest to 20zł/utwór. Hmm… wniosek sam się nasuwa. Na zachodzie niebywałą popularność zdobywają serwisy typu iTunes, czy też eMusic. Serwisy te pozwalają na legalne ściągnięcie utworów za jakąś skromną opłatą, wtedy za taki utwór rzeczywiści zapłacilibyśmy 1/20 wartości płyty, co wydaje się bardzo uczciwym rozwiązaniem. Niestety Polska mentalność nie dopuszcza do siebie tego typu rozwiązań, jesteśmy za bardzo skłonni do kombinowania, oszczędzania i udawania głupka, za każdym razem słuchając o iTunes robimy oczy jak kot ze Shreka i mówimy „to tak można?” udając kompletne zaskoczenie. Rozwiązania tego typu jak na razie raczkują w Polsce i niewiele wskazuje na ich szybszy rozwój. Poza tym nie ma w społeczeństwie świadomości, że za tego typu rzeczy trzeba płacić, że tym wykonawcom należy się zapłata za ich trud poświęcony w stworzenie tego. Jest to jedna z wielu komunistycznych naleciałości, tak bardzo odciśniętych w polskiej mentalności i ciągle przenoszoną na następne pokolenia.

Jeżeli chodzi o ściąganie filmów to właśnie w ostatnim czasie można było zaobserwować pewien fenomen, mianowicie Avatar - film który obejrzał już prawie każdy i to w kinie, jeden w jeden płacąc pośrednio w nowych polskich złotych twórcom tego obrazu. Dawno nie było takiej frekwencji w kinach jak teraz, dodatkowo frekwencja ta nie została napędzona przez nauczycieli wyganiających swoich podopiecznych w ramach ekranizacji jakiejś lektury. Lecz naprawdę pospolite ruszenie do kina. Dlaczego? Z odpowiedzią przychodzi nam technologia, przecież jak sobie ściągniemy taki film to i tak nie obejrzymy go w 3D w taki sposób jak go można obejrzeć w kinie. Na pewno nikt nie będzie odchylał się przed telewizorem czy monitorem na widok lecącego granatu, czy schylał się pod paprotką jak to niejednokrotnie miało miejsce w kinie.  Technologia niedostępna dla przeciętnego zjadacza chleba wygania nas do kina. To wrażenie, którego nie możemy zimitować w zaciszu domowym nas przyciąga. Gdyby nie to, to gwarantowanym by było, że więcej niż połowa Polaków, którzy obejrzeli Avatar spokojnie poczekałaby na tzw. premierę DivX. Mimo, że nie stronię od kina, wręcz lubię srebrny ekran, sam pewnie odpuściłbym sobie tą pozycję i poczekał na wersję z sieci. 

Magia i dostępność internetu, które w połączeniu z technologicznym postępem, pozwala nam na korzystanie z przeważnie pełnowartościowego produktu (utworu czy filmu), na dodatek za darmo (nie uwzględniając kosztu dostępu do internetu), przy bardzo znikomym ryzyku (aparat ścigania nie jest tutaj skuteczny, poza tym polska legislacja jest troszkę niedoprecyzowana w tych kwestiach). W Polsce nie ma wykształconych ani nakazów, ani świadomości etycznej, które by wyraźnie dążyły do skrócenia tego typu działań. I dopóki to się nie zmieni, tak długo nielegalne ściąganie utworów i filmów z sieci będzie bardzo popularne. A znając Polską mentalność i ulubienie do rzeczy zakazanych, nie wróżę wielkich sukcesów ZAIKSowi, RIAA oraz innym organizacjom które starają się wyrwać jak najwięcej z tytułu sprzedaży mediów, przynajmniej na Polskim rynku.