JustPaste.it

Między małżeństwem a 'znajomością o charakterze czysto seksualnym'

Ostatnio sporo myślałam na temat natury 'nowoczesnych związków' - są chyba na tyle 'nowoczesne', że łatwo się w całej sprawie pogubić...

Ostatnio sporo myślałam na temat natury 'nowoczesnych związków' - są chyba na tyle 'nowoczesne', że łatwo się w całej sprawie pogubić...

 

Póki co rzucam temat w 'eter' - by zaistniał, ku rozważeniu społecznemu i własnej nieco smutnej refleksji :) Temat ważny ale raczej na etapie stawiania pytań niż oferowania gotowych odpowiedzi. Może nam się jakie wnioski 'wyjają' za jakiś czas :)

Dylemat chyba dość jasny - mamy 2 dość dobrze opisane 'krańce' na których może znaleźć się relacja i wszystkie odcienie szarości w obszarze pomiędzy, w których łatwo się kompletnie pogubić :

 - Małżeństwo, model związku przeżywający dziś poważny kryzys,choć z założenia piękny i wzniosły - związek ciał i dusz na całe życie. Ma on więź trwałą miłosno-seksualno-przyjacielską stworzyć, którą się pielęgnuje tak, by do końca życia dzielić swój los z osobą najbliższą i najukochańszą.. I przy okazji odchować potomstwo, odchować je w dobrej atmosferze, tak by w przyszłym życiu samo było przygotowane do włożenia wysiłku w budowę stałego związku i potrafiło czerpać z niego siłę do życia .. Na początku są i rozszalałe emocje i uniesienia i docieranie się w związku/ walka, z czasem zmierza się do miłości-przyjaźni połączonej z bliskością fizyczną, (której od dawna nie można już jednak nazwać namiętną fascynacją seksulaną). Model piękny, wzniosły... i z różnych powodów coraz słabiej się sprawdzający...

'Znajomość o charakterze czysto seksulanym' będąca niejako 'negatywem' małżeństwa, to relacja zupełnie luźna, gdzie obie strony zaspokajają swoje potrzeby biologiczne, ale nie wkładają wysiłku ani zaangażowania w budowanie relacji emocjonalnej z partnerem. Czyli traktujemy się wzajemnie całkowicie instrumentalnie - nikt się za bardzo nie przywiązuje ani nie zakochuje, spotykamy się gdy którąś stronę rozpalą żądze i rozchodzimy się po żądz ugaszeniu. Bez żalu czy tęsknoty za partnerem. Wychodzimy od partnera odprężeni fizycznie i szybko o nim/niej zapominamy, aż do kolejnego momentu, gdy 'przypilą' nas owe żądze. To taka trochę pochodna relacji Klient/Dostawca Usługi Płatnego Afektu, tylko tu może się zdarzyć, że obie strony są Klientami...

Gdzieś pomiędzy tymi dwoma skrajnościami znajduje się całe spektrum 'nowoczesnych związków'. Ani kościół ani nasi rodzice nie oferują nam jeszcze dobrze zredagowaneg 'podręcznika' z w którym byłoby jasno napisane, z czym się taka to a taka wersja związku nowoczesnego łączy, jakie są jej dobre strony i jakie czyhają niebezpieczeństwa. Nie do końca wiemy jak to zrobić, aby przetrwać w związku i się rozwijać, a pułapek wszelkich uniknąć (i czy w ogóle warto w nim 'przetrwywac' poza granicę całkowitego wygasania chemii?, a może to o to chodzi żeby kilka razy w życiu 'prawdziwie kochać', czyli żeby tę 'chemię' przeżywać kilka razy??).

Każdy związek nieformalny mniej lub bardziej otwarcie negocjiuje więc zasady:
- czy będziemy mieszkać razem, czy osobno, ile czasu spędzamy razem?
- czy kobieta ma przyjąć rolę żony, czy kochanki, a może niezależnej biznes woman wpadającej od czasu do czasu, w przerwach w pracy?
-  czy mężczyzna ma być partnerem równym, czy tym bardziej opiekuńczym, a może ma tylko raz na jakiś czas przychodzić na chwile?
- co się komu od kogo należy? którą część 'małżeństwa' chcemy pozostawić w naszym związku, z której zrezygnować ?
- czy w ogóle chcemy mieć dzieci? a co jeżeli umawialiśmy się na 'brak dzieci' a tu nagle powstaje taka sytuacja że już czas na nie?
- czy to ma być związek 'na całe życie' czy mamy czuć się cały czas wolni? Czy mamy być w każdej chwili gotowi zakończyć to przedsięwzięcie gdy się okazuje że więcej w nim kłopotów i pretensji niż wzajemnego pociągu i miłości? A może powinniśmy wkladać w 'Nas' trochę wiecej wysiłku i prawdziwego zaangażowania, żeby razem zbudować dobre wspólne życie oparte na partnerstwie i przyjaźni?
- ile jest w tym wszystkim milości, przyjaźni i bliskości fizycznej? a może każdy myśli głównie o zaspokojeniu wlasnychy potrzeb czyli traktujemy się wzajemnie instrumentalnie?
- kto prowadzi? kto decyduje o tym w którą stronę nasza znajomość ma się rozwijać? a co jeżeli to wszystko jest 'nie dogadane' i dla każdej strony 'oczywisty jest' zupełnie inny scenariusz?
- czy to jest TEN nasz PRAWDZIWY związek, czy tez jesteśmy razem jakoś tak 'z braku laku', czekająć aż wytęskniony/a książę/księżniczka odnajdzie nas w końcu przypadkiem w kolejce do sklepu lub w trakcie wakacji?

Jeżeli jesteśmy blisko 'skrajności' możemy czerpać wzorce z tych od lat wypracowanych np:
-  wprawdzie nie mamy obrączek ale żyjemy jak małżeństwo: jakoś to idzie...
- w prawdzie nie zachodzi 'przepływ gotówki' ale traktujemy się jako przelotny epizod, bo akurat obie strony mają pewne potrzeby: partnerzy zaspokajają się 'przy użyciu' drugiej osoby, bez budowania zwiazku emocjonalnego, a jak chemia wygaśnie - rozchodzą sie

Im dalej w stronę 'środka' tym łatwiej się pogubić. Jasnych zasad brak. Podręcznika wyjaśniającego plusy i minusy poszczególnych rozwiązań brak. O wszystkim trzeba rozmawiać (co wcale nie jest łatwe, mamy jako społeczeństwo dużą trudność w rozmowach na tematy intymne)., A weźmy tu sobie jeszcze poradźmy z faktem, że dla każdej strony coś innego jest 'tak całkowicie oczywiste, że już na ten temat to nawet nie ma sensu rozmawiać bo to sie rozumie samo przez się'!. I dodajmy do tego powszechne u obu płci zjawisko - 'tak naprawdwdę to nie wiem czego chcę, coś mi sie wydaje że bedzie OK, ale jak się spełnia to zawsze się okazuje, że to nie tak miało być'...

Jednak nie poddawajmy się - w czasach gdy klasyczna instytucja małżeństwa jakoś przestaje działać warto pracować nad rozwiązaniami które zachowają jej podstawowe zalety i ograniczać będą wady (jakby przeanalizować przyczyny rozwodów byćmoże wyjdzie, na czym właściwie małżonkowie najczęściej się 'wykladają')

Co ciekawe, za miłością piękną, pełną i wykluczającą możliwość zdrady tęsknią zarówno romantycy jak i cynicy, Przeczytałam ostatnio bardzo poruszający temat na forum, dla osób które zdradzają małżonków lub pozostając samotni, korzystają z dobrodziejstw szybkiego seksu bez uczuć . Otóż w tej, ogromnie zwykle cynicznej grupie, bywalcy przyznawli się do ogromnej tęsknoty za miłością pełną, do jednej osoby, z którą tak dzieli się prozę życia jak i świadomość wszystkich jasnych i ciemnych stron duszy.. Jednym z kluczy do tej miłości wydawała się akceptację naszej niedoskonałości przez obie strony, dbanie by być dla partnera atrakcyjnym mimo zmęczenia codziennością a jednocześnie nieoczekiwanie cudów... I Namiętność, którą okazuje się Połowicy mimo iż Pamelą ani Leonardo nie są i nigdy nie będą... Widać więc, że nawet zatwardziali cynici tęsknią ze Miłością - tą, której nie udało im się w małżeństwie utrzymać, miłością którą stracili, miłością na którą ciągle mają nieśmiałą nadzieję...

Więc mamy i motywację i tęsknotę za stałośćią/komunią dusz. Mamy czasy, w których rozwiązania niestandardowe coraz mniej rażą w różnych dziedzinach życia... Możemy więc oficjalnie rozpocząć pracę nad tworzeniem nowych modeli i schematów działania, w których ową pełną miłość łatwiej byłoby pielęgnować i utrzymać latami. Może czas przygotować dodatkowy zestaw Podręczników - 'Pielęgnacja prawdziwej miłości w naszych schizofrenicznych czasach',  'Żyć i przetrwać w związku nieformalnym'; 'Intercyza - jak zalegalizować nasze nieformalne ustalenia, by nadać im moc prawną'...

Odchodzenie od starego, sprawdzonego (i niesprawdzającego się) modelu związku do różnych struktur mniej typowych jest już faktem, nikt nie odwróci biegu wydarzeń... Zaczyna się od wielkich miast i wyższych warstw spolecznych, ale nie da się powstrzymać rozchodzenia się tej fali... W końcu dotrze ona aż pod strzechy... :) Co Państwo sądzą na ten temat?