JustPaste.it

Płynność ruchu na skrzyżowaniu

Nowe systemy wkraczają na polskie skrzyżowaniach

Nowe systemy wkraczają na polskie skrzyżowaniach

 

  2faa24e441ca8c4eac7c390d2c7c68e6.jpg

 

         1 lutego 2010 Interia.pl w artykule "Liczniki świateł na drogi!" opisuje system odliczający czas zmiany koloru w cyklu sygnalizacji świetlnej na skrzyżowaniach, który jest testowany w kilkunastu newralgicznych miejscach na ulicach Torunia.

         Dowiadujemy się z notki - "Przy złych warunkach atmosferycznych, jak deszcz czy śnieg, znajomość czasu wyświetlenia światła zielonego umożliwia wcześniejsze przygotowanie się do manewru zatrzymania. Pozwala to uniknąć gwałtownego hamowania. Ponadto urządzenie ogranicza blokowanie skrzyżowania przez pojazdy nie mogące go opuścić. Jeśli kierujący widzi, że zjazd ze skrzyżowania jest niemożliwy a czasu światła zielonego jest mało, to najczęściej powstrzymuje się od wjazdu w obszar skrzyżowania".

         Rozwiązanie chwalą też użytkownicy dróg, w tym jeden z taksówkarzy  - "Już dawno powinni byli to wprowadzić. Bardzo dobra rzecz, pieniądze na to muszą się znaleźć".

         Poza Toruniem system jest testowany w Warszawie, Wrocławiu i Opolu oraz będzie w Bydgoszczy. Podobno jeden omawiany wyświetlacz kosztuje 3 tysiące złotych.

         W burzliwej dyskusji (pod artykułem) internauci przywołują ze swojej pamięci podobne rozwiązania widziane przez nich podczas podróży po innych krajach, które są uznawane za biedniejsze, mniej rozgarnięte (gorzej zarządzane) i które mają niższy poziom zmotoryzowania.

         Przy okazji uprzejmie informuję, że 19 października 2005 napisałem artykuł "Oszczędzajmy nerwy i paliwo!", który przesłałem do kilkudziesięciu redakcji i instytucji i który został wydrukowany przez "Gazetę Krakowską".

         Oto obszerny fragment -
         To może podpowiemy urzędnikom bardziej świetlisty/świetlany pomysł na oszczędności w branży oświetleniowej na skrzyżowaniach? Wszyscy kierowcy, kiedy zbliżają się do krzyżówki uzbrojonej w trójkolorowe sygnalizatory, obstawiają (niczym w loterii) czas włączenia się koloru żółtego. Oni nie wiedzą, kiedy się włączy owo światło, oni właśnie... obstawiają. Niektórzy kierowcy, zwłaszcza autobusowi i trolejbusowi, z racji kursowania po stałych trasach, niemal na pamięć znają cykle zmian świateł. Ale często jest i tak, że przeliczają się o parę sekund. I wówczas... Rozpędzony wóz załadowany pasażerami zbliża się do skrzyżowania. Kierowca błędnie ocenia, że żółte światło włączy się za 7 sekund i zwiększa prędkość pojazdu (ponad dozwoloną), aby zdążyć przed zmianą świateł. A tu zmiana następuje po 4 sekundach i rozpędzony kilkunastotonowy bolid nie hamuje (bo groziłoby to przewróceniem stojących pasażerów) i przejeżdża przez zebry już po zmianie na światło czerwone. Zdarza się, że kierowca właśnie rozpędza pojazd, ale po zmianie światła na żółte, gwałtownie hamuje przed pasami, co irytuje klientów wozu, no i oczywiście podraża koszty eksploatacji taboru. Przecież paliwo zostało bezpowrotnie utracone, środowisko niefrasobliwie zadymione, zaś układ hamulcowy, opony oraz nawierzchnia jezdni - niepotrzebnie a dodatkowo zużyte.

         Gdyby wśród pasażerów jeździli policjanci i kontrolerzy - specjaliści od ruchu drogowego i ekonomicznej jazdy, to potwierdziliby, że co dziesiąty manewr wykonywany na podstawie decyzji podjętej przed skrzyżowaniem, jest błędny. Błędny, to znaczy - niebezpieczny (potencjalnie groźny dla ludzi, zwłaszcza przechodniów) oraz kosztowny (wymienione koszty popełnienia błędu można oszacować na kilka złotych). O niepoliczalnych kosztach (frustracja, irytacja, zdenerwowanie przewożonej masy) można wspomnieć raczej jedynie dla porządku...

         Im większy samochód (autobus, ciężarówka) tym trudniej go zatrzymać przed przejściem dla pieszych. Ustaliła się pewna zasada - kierowcy wielkich wozów wiedzą, że rozpędzony pojazd "ma prawo" przejechać na styku światła żółtego i czerwonego, bowiem i oni, i przechodnie, z doświadczenia wiedzą, że nagłe hamowanie nie wchodzi w rachubę. Przechodnie często korzystają ze swoich uprawnień i wchodzą na zebrę zaraz po włączeniu zielonego (dla nich) światła. Ale ryzykują raczej przed samochodami osobowymi, bowiem liczą na sprawne zatrzymanie pojazdu. W przypadku większych bolidów, o ryzykanta jednak trudniej, choć przecież wykroczenie drogowe kierowcy jednak istnieje. A co będzie, jeśli zagapione dziecko albo zamyślony emeryt wejdzie na pasy po ujrzeniu zielonego światła, zaś kierowca tira - korzystając z niepisanego "odwiecznego" prawa do przejazdu przez skrzyżowanie na styku żółci i czerwieni - nie zdejmie stopy z pedału "gaz"?

         Wracając do pomysłu - końcowa faza trwania światła zielonego powinna być zamieniona w potrójne pulsowanie tego światła, które z daleka przygotuje kierowców na zwalnianie ruchu, a nie zachęci (jak obecnie) do podejmowania ryzyka polegającego na przyspieszaniu tuż przed nieoczekiwaną zmianą świateł. Po trzykrotnym mignięciu zielonego światła, pojazd nie powinien wjeżdżać na skrzyżowanie (byłoby to wykroczenie), ale o ten okres powinno być skrócone "świecenie" światła żółtego i czerwonego (w sumie). Inny wariant pomysłu - zamiast pulsowania zielonego światła, dodatkowo włączane jest światło żółte, zatem świecą one oba jednocześnie do momentu wyłączenia się światła zielonego (jak obecnie - pozostanie jedynie światło żółte).

         Nieco droższy sposób - na 9 sekund przed planowaną zmianą światła zielonego na żółte, na jednocyfrowym wyświetlaczu  (umieszczonym nad sygnalizatorem, korzystnie na wysięgniku ponad jezdnią), pokazywałaby się kolejna cyfra (od 9 do 1), zaś przy zerze następowałaby zmiana światła z zielonego na żółte. Kierowcy z odległości 100-200 metrów znaliby (na bieżąco) pozostały czas do zmiany świateł.

         Opisany pomysł (przy niewielkich nakładach finansowych) przynosiłby codziennie wymierne oszczędności  (mniejsze zużycie paliwa i innych materiałów) oraz niewymierne korzyści (spokojniejsze nerwy kierowców i pasażerów wszelkich pojazdów). [koniec cytatu]

         Niestety, my, Polacy, nie potrafimy korzystać ani z już znanych w świecie rozwiązań, ani nie bierzemy pod uwagę propozycji nadsyłanych przez zwykłych obywateli, zatem - biorąc choćby tylko moją propozycję - mamy 5 lat straty. Już 5 lat temu Trójmiasto mogło być na etapie wdrażania, ale inne miasta zostawiły je daleko w polu. Jeszcze nic straconego, bowiem można byłoby rozważyć tańszy system - opisany w trzecim od końca akapicie cytatu.

         To o uprzedzeniu kierowcy o spodziewanej zmianie koloru światła zielonego na żółte, ale w podobny sposób można byłoby przygotować kierowcę na zmianę czerwonego światła na zielone (np. przez ostatnie trzy sekundy emitowania światła czerwonego, byłoby ono pulsujące; choć w Polsce do światła zielonego przygotowuje żółte). Szkoda, że wynalazcy sygnalizacji świetlnej nie opracowali tego wariantu podczas wdrażania systemu do użytku, bowiem od lat już ona istniałaby w proponowanej postaci, co byłoby mniej kosztowne i mniej irytujące, no i wszyscy bylibyśmy już dawno przygotowani do postulowanych zmian. Niestety, szanowni wynalazcy, jeśli czegoś nie wymyślicie "od razu", to - jak widać - jakiekolwiek zmiany idą strasznie opieszale (tzw. opór materii).