JustPaste.it

Bananowy dip

Banany z Wielkiej Brytanii są smaczniejsze od tych z supermarketu.

Banany z Wielkiej Brytanii są smaczniejsze od tych z supermarketu.

 

 

28565b3a1804268f803b176d7f22a8fd.jpg

Deep Purple to pradziadkowie hardrockowego grania. Brytyjska legenda, o której nie ma się co rozpisywać. Przyznam się szczerze, nigdy za nimi nie przepadałem. Po nieudanym ostatnim albumie „Abandon” i wymianie klawiszowa (Jona Lorda zastąpił Don Aires) postanowili wrócić do korzeni i przywrócić wiarygodność swojej legendzie Od stycznia do lutego 2003 roku nagrywali swoją siedemnastą już płytę studyjną. Koncertowych albumów wydali aż 27! Płyt byłoby znacznie więcej gdyby nie przerwa na jaką pozwolili sobie w latach 1976-84.

W 2003 wydali krążek „Bananas”. Bananas czy ananas, wszystko jedno. Nazwa i tak brzmi dziwnie. Szczególnie jak na album hardrockowy. Angielskie „bananas” to synonim „crazy” (szalony) i „nuts” (zwariowany). Okładka jeszcze dziwniejsza i jeszcze mniej mówiąca. Tył albumu zdobi zabawne zdjęcie z mężczyznom pchającym rower, na którym wisi kosz bananów niewyobrażalnych rozmiarów.

Krążek zawiera 12 utworów. Ostatni kawałek to kompozycja Steve’ego Morse’a napisana dla uczczenia pamięci astronautów zmarłych w katastrofie promu kosmicznego Columbia w 2003 roku. Utwór to zaledwie półtorej minuty wzruszającego, instrumentalnego grania. Ciężko oprzeć się wrażeniu, że dla Ian Galliana, wokalisty purpurowyh, czas cofnął się o kilkanaście lat. Tak dobre wydaje z siebie dźwięki. Jeszcze lepiej ze swej roli wywiązał się Don Aires. Nowy klawiszowiec godnie zastąpił grającego przez 34 lata z Deep Purple Jona Lorda.

Przelećmy się teraz po wszystkich utworach. Może jedynka nie jest tak dobra jak „Smell like ten spirit” na płycie „Nevermind” Nirvany, ale to jedno z lepszych otwarć płyt jakie słyszałem. W „Mouse of pain”, na dzień dobry zaserwowana zostaje nam dynamika, solówki i popisy wokalne. Dla wielu to najlepszy utwór na płycie. Dwójka zaczyna się nieco mocniej. Nie powala ale naprawdę dobra i solidna. Utwór numer trzy to pierwszy wolniak. Również nie zachwyca, a nawet trochę nudzi. Jakość systematycznie od jedynki spada. Zmienia to się wraz z czwartym kawałkiem „Razzle Dazzle”. Kompozycja z wieloma ciekawymi zwrotami i przejściami, dobra gra klawiszowca. Póki co, daleko do starego, ciężkiego gitarowego grania. Raczej kawałki radiowe. Do utworu numer 5. „Silver Tongue”, który rozpoczyna gitarowa solówka, potem szorstki wokal, a im dalej w głąb, hardość nie spada. Intrygująco rozpoczyna się „Walk on”. To duga wolna propozycja, stanowczo przydługawa. Utwór skrócony, niewiele by tracił. Siódemka „Picture of Innocence” i ósemka „I’ve Got Your Number” to powrót do korzeni Deep Purple. Dwa dobre, ostre, melodyjne kawałki. „Never a Word” to piękny wyciszacz. Umieszczony w bardzo dobrym miejscu. Po dwóch szybszych i przed kompozycją tytułową. Dziesiąty utwór „Bananas” to czysta esencja głębokiego, mocnego, purpurowego grania. Jedna z najlepszych propozycji. Najbardziej cieszą solówki po trzeciej minucie utworu. Popisy instrumentalne trwają prawie 2 minuty. Po bardzo dobrym kawałku przychodzi czas na najlepszy. Przedostatni utwór nosi tytuł „Doing it tonight” i orientalnością przypomina „Sympathy for The Devil” Rolling Stonesów. W porównaniu z piosenką ich słynnych rodaków grają ostrzej i szybciej. Po raz kolejny już wypada podkreślić znakomite przejścia wokalne i gitarowe. Zresztą Deep Purple od lat z nich słynie, a płyta jest potwierdzeniem słuszności ich legendy. „Contact lost”, ostatni utwór, o którym była mowa na początku, można słuchać bez końca. Ciężko odmówić sobie kliknięcia jeszcze raz, w końcu to tylko minuta i 27 sekund. Fantastyczne zamknięcie dla bardzo dobrej płyty. Utwory są w miarę zróżnicowane, a jednocześnie tworzą spójną całość. Odstaje ostatni, ale to dodatek.

Pora na podsumowanie. Płyta jest mało innowacyjna. Spodoba się fanom zespołu, miłośnikom rocka i ciężkiego grania, ale nie tylko. Jest doskonałym początkiem przygody z Deep Purple. Jeśli ktoś zamknął was w szafie albo sami to uczyniliście z sobie tylko znanych powodów i siedzieliście zamknięci przez ostatnie kilkadziesiąt lat, jest to idealna płyta na rozpoczęcie swej przygody z brytyjskim bandem. Krążka nie kupimy na empik.pl i merlin.pl. Na stereo.pl jest, ale za to w cenie 52,98 zł. Na amazon.com możemy go nabyć za 9 dolarów. Na studiach płyta otrzymałaby ocenę 4,5. Gdyby 2-3 utwory zastąpić czymś lepszym, byłoby 5. Kilka utworów „Mouse of pain”, „Bananas”, „Doing it tonight” i „Contact lost” zasługują na najwyższą ocenę. Notę całości obniżają kawałki wolne, z których wieje nudą. Płyta pożera swoją poprzedniczkę i przypomina fanom DP czasy świetności. Inni recenzenci również wypowiadają się ciepło o „Bananas”. Darek Światałą z onet.pl pisze o płycie: „Cieszę się, że powrócili w wielkim stylu”. Tym albumem udowodnili, że na emeryturę jeszcze za wczas, a mnie przekonali do siebie. I nie wiem tylko, z czego cieszą się bardziej.