JustPaste.it

Dobrze nie jest

„My się nie chcemy bić, my się chcemy całować…”

„My się nie chcemy bić, my się chcemy całować…”

 

7f0518b12d17a5a5e508fbe7612b9269.jpg

Lubię happysad (pisownię małą literą zaleca sam zespół). Cenię ich przede wszystkim za album „Pod róże i pod prąd” z 2005 roku. W tym roku byłem na ich koncercie i też nie wypadli źle. Nie wiem więc co się stało, ale płytą „Mów mi dobrze” sprawili mi spory zawód.

Na ich czwarty album studyjny składa się 12 utworów. W porównaniu z ich poprzednim krążkiem, są to kawałki szybsze i lżejsze. Gołym uchem słychać różnicę, w porównaniu z pesymistyczną „Nieprzygodą”. Nic dziwnego, materiał nagrywany był w okresie wakacji, gdy słońca i radości dużo, a pracować nikomu się nie chce, jak na wiejskiej. Nagrań dokonano w studiach S4 i S3 Polskiego Radia.

Do składu happysadu dołączył grający na akordeonie i trąbce Daniel Pomorski. Możemy go usłyszeć już w pierwszym utworze „Ciało i rozum”. Jego obecność korzystnie wpływa na ocenę całości. Przyjemnie brzmi jego trąbka w „Made In China”. W trzech utworach usłyszymy także wokalistkę zespołu trzydwa%UHT, Kasię Gierszewską. Moim zdaniem jej obecność jest co najmniej zbędna. Teksty piosenek napisał Kuba Kawalec. Udało mu się, jak chociażby w „Piwnicy u dziadka” czy „Pani K”, stworzyć coś pozytywnego. Do tego dochodzi interesująca okładka albumu. Wszystko fajnie, tylko dlaczego nie chce się tego słuchać?

Przyczyn może być kilka. Pierwszym grzechem jest prostota i monotonia, a dokładnie schemat: zwrotka, refren, zwrotka, refren. Do tego dochodzą dźwięki łudząco przypominające zasłyszane już na poprzednich albumach grupy lub Pidżamy Porno czy Lao Che. Wtórne takie to wszystko i szybko się nudzi. Brak innowacji to tylko jeden z grzechów. Niby zespół się zmienia ale robi to zbyt ostrożnie i zachowawczo. Tu trzeba iść na całego i zaprezentować coś nowego. Na wszechogarniającą nudę składają się jeszcze inne czynniki. Między innymi niesłyszalny bas. Niektóre partie wokalne, śpiewane przez Kawalca drażnią. Może nie jest tego dużo, ale kilka rani dotkliwie.

Zachowując obiektywizm muszę pochwalić dobrą grę Quki (Jakub Kawalec) i Pana Latawca (Łukasz Cegliński) na gitarach. Niektóre riffy, jak chociażby ten w „Sami  sobie” mogą się podobać. Właśnie, trochę za mało tu smaczków instrumentalnych. Bardzo korzystnie gitary brzdękają również w „Taką wodą być”, w zasadzie mogłyby tam być tylko one. Sympatyczny tekst, ostatniej piosenki na płycie „My się nie chcemy bić”: „A jeśli bomba to tylko witaminowa, a jeśli rewolucja to tylko seksualna…” został zmarnowany przez wątpliwie dobry pomysł na jej aranżacje. Panowie, po co tam ten chórek? Na płycie najbardziej brakuje mi pazura. Zadziorności, którą wcześniej potrafili przemycić w chociażby „Miłość to nie pluszowy miś”. Ryknięcia kiedy trzeba.

Co z tego wszystkiego wynika? Płyta taka sobie, góra na 3. Happysad to zespół z potencjałem. Posiadają lekkość grania i łatwość tworzenia chwytliwych melodii, jaką mieli chociażby The Beatles, ale to jeszcze nie ich czas. Na „Mów mi dobrze” nie wykorzystują w pełni swojego potencjału. Album w pierwszy dzień słuchania wydaje się przeciętny. W drugi nawet intrygujący. W trzeci obiecujący, a w czwarty zgrany i nie chce się go już słuchać. Nie należy się odwracać od happysad, lecz bacznie się im przyglądać. Oni jeszcze błysną.

Licencja: Creative Commons