JustPaste.it

Nasz wewnętrzny cennik.

Na straży naszego sumienia i naszej moralności zawsze stoi strach. Jeden boi się kary boskiej, drugi ludzkiej. Zaś trzeci boi się żony.

Na straży naszego sumienia i naszej moralności zawsze stoi strach. Jeden boi się kary boskiej, drugi ludzkiej. Zaś trzeci boi się żony.

 

Nasz  wewnętrzny  cennik

Są rzeczy, które wolno robić i są takie, których nie wolno. Ale są i takie, których nie wolno robić za żadną cenę.

Kwestia ceny jest w tej sprawie kluczową.

Tego bowiem, co ktoś robi za darmo, ktoś inny nie chce robić nawet za wysoką cenę, a bywa, że i za żadną. Każdy ma własny wewnętrzny cennik, zwany przez niego sumieniem albo moralnością. Zresztą, ten cennik inaczej też bywa nazywanym. To zależy, kto czego się boi.

Nie, wcale się nie pomyliłem. Na straży naszego sumienia i naszej moralności zawsze stoi strach. Jeden boi się kary boskiej, drugi ludzkiej. Trzeci zaś boi się własnej, osobistej kary. Ten czwarty zaś bardzo jest zaskoczony, kiedy go spotyka jakakolwiek kara.

Wtrącę, że jeśli ktoś boi się żony, to ja ten fakt celowo pomijam. Nikomu nie włażę w prywatne sprawy.

Człowiek to dziwaczne zwierzę, już wiele razy to stwierdzałem. Człowiek boi się bać. Dlatego nie przyznaje się do strachu. Ani przed boską, ani ludzką, ani przed własną karą. W ogóle do strachu się nie przyznaje. Zaprzecza w żywe oczy. Bo strach kojarzy mu się z tchórzostwem. Tchórzostwo zaś to hańba.

No więc, człowiek niczego się nie boi?

Tchórzostwa się boi, tej hańby właśnie. Swojego strachu się boi. Tego, by nie posądzono go o strach. Aby go nie posądzono, gotów jest nawet do czynów bohaterskich. Wiecie, czym jest bohaterstwo? To panika, skierowana we właściwą  stronę.

No, a jak w niewłaściwą? Jak w niewłaściwą stronę, to się płaci. Czasami więcej, niżeli się ma. Życie jest okrutne i twarde. Zresztą, za bohaterstwo tak samo się płaci, czasami o wiele więcej. A że potem fajnego marsza zagrają albo blaszkę powieszą – to już nie należy do ceny, którą się płaci. Biorąc ściśle, do zysków także trudno to zaliczyć.

Na każdym rodzaju paniki najczęściej zyskują nie ci, którzy powinni.

Poza paniką, która zawsze, nawet jako bohaterstwo, polega na tym, że nie przemyśli się ceny, ten wewnętrzny nasz cennik nieustannie pracuje. Powiedzmy, świetną dziewczynę mijam. „Ech, ale bym se…” Cennik od razu reaguje: „Nie rusz, to się nie opłaci”. Więc naprawdę ją mijam, nie jak mężczyzna, tylko jak wycinek z gazety. Co najmniej z „Gościa Niedzielnego”, w którym pełno drętwego gadania o sumieniu i tej tam, moralności.

I zawsze chce mi się pękać ze śmiechu, kiedy sobie pomyślę, że może ta dziewczyna też by miała ochotę. I że, gdybym ją zapytał, to by mi dała po pysku. Nieważne, czy by miała ochotę. Po pysku by mi dała ze strachu przed moralnością.

Oboje wiemy jednak, że nie zrobiliśmy czegoś, czego nie wolno zrobić.

Albo inny przypadek. Powiedzmy, potrzebne jest miejsce do zaparkowania. Akurat takie miejsce zwalnia się przed nami. Tyle, że na to miejsce ktoś już się wcześniej czai. Ale ten czający się musi wpierw przepuścić tego, który miejsce opuszcza. Nam zaś tak łatwiutko, po prostu skręcić i zająć. No to fru!

Nasz cennik wewnętrzny powiedział, że to bardzo warto. Temu, co się tak czaił, nawet można język wywalić. Paluch środkowy pokazać. Bać się nie ma czego, policjant za daleko, zresztą i tak by się nie przyczepił. Więc się opłaciło.

Dam wam coś pod rozwagę, bo czasami nasz cennik okropnie się pomyli. Na przykład wtedy, gdy ten, co się czaił, okaże się dresiarzem i ma kij bejsbolowy. A człowiek jest emerytem i ma nowe auto, kupione za krwawicę. Możecie sobie dośpiewać tę resztę, którą tu opuszczam.

Prawdę pisząc, to ten nasz cennik myli się bardzo często. Gdyby inaczej było, kryminały byłyby raczej puste, szczękowi chirurdzy mieliby znacznie mniej roboty, może by nawet na zasiłki poszli. No i mało kto zawracałby sobie łeb konfesjonałem. A wiecie, ile świetnych książek by nie napisano?

Poza tym, każdy ma własne ograniczenia. Na przykład ja. Bez względu na cennik nie kopnę nigdy psa ani kota. Nawet najmniejszego. Ale komary tłukę tysiącami. Wszy i pluskwy nie, bo już zapomniałem, jak wyglądają. Bachorów na przykład, zdecydowaną połowę tak samo bym wytłukł. Co prawda, wytłukłbym po dupach. Jednak nie wytłukę, bo strach, że ogłoszą mnie pedofilem. A ja mam tylko zacięcie pedagogiczne.

Czy to jest na temat? Chyba nie, tak sobie napisałem.

Na temat jest wtedy, kiedy kalkuluję: wpisać do PIT-a ten znaleziony tysiąc, czy nie wpisać? Nie wpisać nie wolno, ale nikt nie wpisuje. Tak samo ten koniak, który dostałem od kumpla za dobrą radę. Tutaj w stu procentach polegam na wewnętrznym cenniku.

Jeszcze powinienem napisać, czego bym nie zrobił za żadną cenę. Choćby w dolarach albo euro była. Coś takiego, że nawet szwajcarskie franki byłyby za słabe.

Wiem, że powinienem. I może to zrobię, tak za dwa tygodnie, kiedy wszystko przemyślę. Możliwe, że na coś wpadnę.